Wątek: Tacy jak ty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2007, 16:28   #548
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Gdy tylko ukończyłem słowa zaklęcia Legion upadł na ziemię i jęknął. Cóż - wiedziałem, że tym razem musiało go ono zaboleć. Nigdy dotąd nie wykonywałem tego zaklęcia na żywej istocie; było to jednak możliwe. Legion właśnie udowadniał, że jak najbardziej było ono możliwe. Ból musiał być straszny - pękające więzadła mięśni, wypadające chrząstki, wreszcie krwawy strzęp zamiast głowy i korpusu. W końcu makabryczna scena dobiegła finału, i wokół zapanowała gwiżdżąca w uszach cisza.

W ciszy tej zobaczyłem wizję Legiona. Okazał się być dużo bardziej skomplikowanym człowiekiem, i poczułem lekkie ukłucie żalu, że musiało się to skończyć tak, a nie inaczej. Legion okazał się być podobny do mnie - odrobinę zbyt podobny. Teraz jednak nic nie mogłem już zmienić, a jeśli sie głębiej zastanowić to oddałem mu w sumie przysługę większą niż którykolwiek z demonów którym z takim zapałem służył.

Kiedy zdobyłem się na pełne ulgi odetchnięcie, usłyszałem ponad sobą potworny wybuch. Gwizd ciszy zamienił się w potworny wizg ogłuszonych uszu; podnosząc wzrok zobaczyłem pęknięcie które nagle pojawiło się na stropie jaskini.
Bluzgając potwornie zacząłem biec w stronę wyjścia - było już jednak za późno, i któryś ze spadających głazów przymalował mnie w głowę pozbawiając mnie przytomności.

Otworzyłem niemrawo jedno oko. Było ciemno. Czułem przerażające zimno - po
cicho obawiałem się, że nie mam już czucia w niczym prócz własnego rozumu.
- Wstań - usłyszałem czyjś impertynencki rozkaz.
Nie wiem w sumie dlaczego go spełniłem, zamiast posłać jego nadawcę do wszystkich diabłów, ale powoli zacząłem odkopywać się z większych i mniejszych kawałków jakie mnie przywaliły. Na szczęście byłem cały - dobrze, bo nie bardzo chciałem spędzić kolejnych kilku godzin w leczniczo-narkotycznym półśnie.Nagle coś złapało mnie za ramię i wyciągnęło do góry. To był mój... nowy szkielet.Zaniosłem się szalonym śmiechem; oto ten który kilka minut temu gotów był mnie zdekapitować teraz mnie ratuje. No ale tak działała magia. Poza tym, biorąc pod uwagę że uwolniłem go z pułapki jaką było jego własne ciało to mogła być zwykła wdzięczność. Chyba, że mścił się pozwalając mi spędzić jeszcze trochę chwil na tym parszywym świecie.
Kontemplując motywy kierujące Szkieletem-Legionem otworzyłem wrota Groty.

Oślepiony blaskiem jaki panował we wnętrzu wziąłem klejnoty Tari, Avalanche'a, Mruka... i swój.
Rith zaproponował wzięcie Waldorffowego klejnotu.
- Daj mi go - powiedziałem obcesowo - myślę, że Waldorff się za to nie obrazi.
Jak już kiedyś wspomniałem - może i miałem trudny charakter, ale starałem się działać w miarę honorowo. A Waldorffowi byłem winien przysługę.
Obładowany kamieniami skierowałem się ku przysypanym gruzami wyjściu jaskini - zastosowałem nań lżejszą wersję "Młota..." umożliwiając sobie swobodne wyjście i nie zabijając przy tym odkopujących grotę niedobitków mojej drużyny . Wyszedłem i odetchnąwszy głęboko spojrzałem na niebieskie niebo. Odnalazłem wzrokiem Avalanche'a i Astrala i uśmiechnąłem się do nich krzywo pokazując im kamienie. O wszystkim innym już wiedzieli. W przypływie zniechęcenia pomyślałem, że ta krwawa podróż słono nas wszystkich kosztowała.

Nie byłem pewien czy chcę oddawać kamienie Rithowi. Miałem wrażenie, że nie będzie chciał on się pozbyć przewagi jaką miał nad nami, posiadając je we własnej mocy. Zastanawiałem się, czy zacząć ze spotkanymi przeze mnie towarzyszami dyskusję na ten temat, czy może od razu zaskoczyć Ritha swoim nieposłuszeństwem.

Moja wędrówka dobiegała końca, czułem to doskonale. Grzejąc się w promieniach Słońca próbowałem ja jakoś podsumować w myślach.
Z początku uważałem, że będzie to idiotyczna strata czasu - okazało się jednak być inaczej. Nauczyłem się cenić życie, nie tylko swoje. To mogło uczynić mnie silniejszym - bądź zniszczyć.
Nigdy nie miałem przyjaciół, co najwyżej sojuszników. Tu jednak, okazało się że przywiązałem się do istot, którymi z początku pogardzałem. Nauczyłem się doceniać ich mądrość, ich zdolności, zobaczyłem ich wady - ale i zalety. Dałem z siebie wszystko, i widziałem że oni też dali z siebie wszystko. Walcząc ramię w ramię z nimi wytworzyłem więź jakiej nie czułem na żadnym innym polu bitwy.
Zacząłem ich rozumieć ze wszystkimi ich mniej lub bardziej przyziemnymi problemami.
Zrozumiałem, że nie zawsze mądrość wykładana w Akademii była mądrością uniwersalną.
To stawiało pod znakiem zapytania moje przeznaczenie.

Być może w gwiazdach wcale nie był dla mnie zapisany los nekromanty...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline