Wątek: Tacy jak ty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2007, 17:58   #549
Extremal
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Avalanche ślepo i beznamiętnie patrzył na bezowocne wysiłki kota i jego iluzji zwanej przez niego duchem, Upadły Paladyn zaprzątał teraz sobie głowę myślami o Legionie, o człowieku który zdawało się był tylko podstępnym cwaniakiem, który był gotów zabić bez najmniejszego zawahania własną matkę i nie pomylił się zbytnio, Asgaravahill- Demon rywal Ritha opętał zmęczoną jaźń scalonych z sobą dusz umarłych.

"-Cóż za okrutny los go spotkał, znacznie gorszy niż los każdego z nas"-Dodał do Astrala szeptem Avalanche, jednak kot był tak pochłonięty odgarnianiem gruzów z wejścia że nawet nie zwrócił uwagi na słowa Rycerza,
Avalanche nie przejmując się tym kontynuował swe rozmyślenia, teraz wszystko miało sens i spójną całość, Legion od początku, od chwili kiedy uwolnili skazańca z lochu w strażnicy w miasteczku, od tamtego momentu jedyne czego pragnął to dybanie na ich życie, te wszelkie szykany na ich w jaszczurzej wiosce, ten labirynt w podziemnej świątyni, ta obojętność kiedy spotkaliśmy się u wyjścia z tej podwodnej pułapki, wszystko teraz zaczęło mieć sens.

Avalanche resztą sił zerwał z siebie pelerynę i w konwulsjach wyjął tkwiące ostrze włóczni w jego udzie, bez jęknięcia, bez wyraźnego grymasu na twarzy. Chyba już dość doświadczył jak na jeden dzień, odrzucając zaostrzoną końcówkę włóczni gdzieś na bok, i tamując swą peleryną krwotok. Zdawało by się jakby to uśmierzyło w jakimś stopniu ból, gdy już wykonał w miarę sprawnie kilkanaście kroków w stronę kota ponownie się zatrzymał tym razem jego uwagę zaprzątnęły jego dłonie... Ubrudzone jeszcze ciepłą krwią.

I tak stojąc chwilę patrząc na ociekające osoczem ręce targały nim myśli czy dalej jest mordercą, którym był zanim dołączył do drużyny w celu wsparcia ich i pomocy do dotarciu tego przeklętego miejsca? Czy może jest mu dane żyć z sumieniem które już nie jest tak bezlitosne i nieczułe jak niegdyś, z sumieniem pamiętającym jak stał po kostki stóp w krwi. I teraz mając nadzieję na odkupienie swej zbrukanej chciwością i niepohamowaną chęcią mordu duszy.

Zaczął się również zastanawiać czy dobrze postąpił, spoglądając na pole bitwy, które tu się rozegrało, i trapiąc nie ludzko czy tak musi wyglądać całe życie Upadłego niegdyś Paladyna, czy to jest pokuta jaką musi znieść czy też przeznaczenie sprawiło że jego sensem życia jest odbieranie życia bliźnim.
Wtedy jak przez mgłę ogarnęły go wspomnienia, wszystkich tych których nie ma już wśród go i Astrala, o Bartolinim, który był zagubiony w zastanym świecie, najsłabszym ogniwem w drużynie które można było bez najmniejszego problemu wyeliminować, o Adii, zwykłej dziewczynie która nie powinno jej być w tym przeklętym miejscu. O Arsardzie, który był zgniłym człowiekiem, tak samo zgniłym jak trucizny w których lubował się nad życie, O Mruku, czarnym Irbisie który odziany w ciężką zbroję siał niesłychany podziw, O Tari Elfce o czystym sercu, podająca się za pół-demonicę która ponad życie kochała swego kociego pupila,
o Waldorffie, najszlachetniejszym i najbardziej pobożnym krasnalu o jakim Avalanche kiedykolwiek słyszał, o Legionie człowieku znienawidzonym przez świat , nie zrozumianym i niezaakceptowanym przez wszystkich, zdający się skryty w sobie skazaniec, skrywał w swym sercu jednak ogromną tajemnicę, niech spoczywa w pokoju, podobnie jak reszta drużyny która ślepo służyła chciwemu demonowi Rithowi, Avalanche życzył sobie by jego chciwość stała się ciężarem pociągającym go w odmęty najbardziej głębokiej otchłani, z której nie ma wyjścia.

Gdy jeszcze większa chandra ogarniała umysł Avalanche'a na horyzoncie pojawił się Vriess, musiał być nieźle sponiewierany, wyglądał nie lepiej niż Avalanche, cały brudny w kurzu, porysowany na twarzy krwawiąc gdzie nie gdzie, trzymając w rekach stertę jakiś lustrzanych kamieni, świecącymi paletą wszystkich barw tęczy.

Vriess uśmiechnąwszy się grymaśnie, z zaciśniętymi od bólu zębami pokazał Astralowi i Avalanche'owi ich własne kamienie dusz.
Gdy już Paladyn w zakrwawionej dłoni trzymał swój kamień duszy zacisnął pięść tak by podobnie jak i jego dusza, tak samo i kamień był spowity nieogarniętą wizją mordu jakiego przez całe życie ujrzał swym już jednym okiem Avalanche.

Popatrzył raz na Astrala, zmęczonego już całą ta przygodą, spoglądnął również na wycieńczoną twarz Vriessa, i tak chwilę patrząc sobie w oczy niczym niczym przez telepację czuli że nie można oddać kamieni dusz z powrotem Rithowi, by ten nie mógł ponownie mieć nad nimi jakąkolwiek władzę.
A może ta cała historia z kamieniami była jedną wielką bzdurą? Może to był tylko i wyłącznie fortel, którego użył Rith, by zaspokoić swoją wieczną ciekawość i chęć przekonania się co się stanie gdy by.... gdy by wprowadzić w nasze szeregi zdrajcę który od początku by tylko dybał na życia bohaterów, by sprawdzić jak silni potrafią być, zwykłe śmiertelne istoty.

Avalanche w zagmatwaniu wszystkich myśli niemalże oszalały chciał zgnieść swój kamień dusz, z chęci sprawdzenia czy to wszystko było prawdą, jednak raz jeszcze spojrzał na swych dwóch ocalałych przyjaciół, na Astrala i Vriessa, dwóch najmężniejszych towarzyszy z jakimi dane mu było walczyć ramię w ramię, męstwem przebijającym całe tuziny elitarnych paladynów, Avalanche uśmiechnął się w końcu do siebie z perspektywą że jeszcze nie jeden bój stoczą a co jeśli ta historia o kamieniach duszy była prawdziwa? Chyba dość pogrzebów jak na jeden dzień...
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"
Extremal jest offline