Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2014, 00:28   #74
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Malakai desperacko pędził w kierunku goblina z prędkością, która przyćmiłaby nawet skok głodnego jaguara. Podła kreatura odrzuciła kościany łuk, nieprzydatny w tym bliskim śmiertelnym starciu i zeskoczyła na napastnika, odbijając się szpotawymi stopami od jego klatki piersiowej. Mordercze dźgnięcie przeszyłoby w mgnieniu oka serce śmiertelnika, gdyby nie gwałtowny, niezręczny unik - mnich poczuł, że ostrze dosięga jego ubrania i przecina mu skórę. Strumień czarnej krwi bluznął z głębokiej rany. Pamiętający dawną potęgę smok trząsł się ze złości i wstydu. Stwór wykrzywił się posępnie.

Pokraka otrzepała się z kurzu, stanęła na szeroko rozstawionych nogach i poprawiła bandanę. Ślepia zwężyły się w szparki buchające ogniem. Podstępnie wypatrywał jakiegoś momentu odsłonięcia się w obronie szarżującego wojownika. Niespodziewanie Rottis potknął się. Karykaturalna sylwetka drgnęła gwałtownie. Strzała popędziła jak błyskawica. Pod sklepienie wzniósł się krzyk bólu i krótki, drwiący śmiech.

Białe jak mleko ślepie beznamiętnie taksowało elfa. Nagle paskuda przymrużyła zdrowe oko. Liadon próbował uchylić się na dźwięk spuszczanej cięciwy, jednak szamotał się na próżno. Usta wykrzywił skurcz bólu. Krew ciekła spomiędzy palców przytrzymujących ranę.

Rany Varisa zasklepiły się, gdy Jabadoock pomodlił się o łaskę do Selune. Elf odetchnął głęboko i z wdzięcznością spojrzał na gnoma.

- Dziękuję Jabba. Tobie i Księżycowej Pani - czarodziej wstał, tuląc się do pnia drzewa. Następnie wychylił się i rozejrzał po polu walki. Nie było dobrze - wszyscy wojownicy odnieśli rany, a mnich wręcz zataczał się, krwawiąc z rozległego cięcia na piersi.

- Malakai potrzebuje pomocy! - krzyknął Varis do kapłana. Czarodziej uniósł różdżkę i wyrysował w powietrzu znak. Ciemne linie zdawały się nie tyle tłumić światło, co wręcz je pochłaniać.

- Yinxirzij xtirl! - jedynie dzięki długim ćwiczeniom czarodziej poprawnie wypowiedział zaklęcie. Pomiędzy walczącymi w zwarciu pojawiła się niemal przeźroczysta, lekko fosforyzująca ciemnofioletowym światłem szkieletowa dłoń, której pozbawione ciała palce z głuchym trzaskiem wbiły się w drzewo. Czarodziej przeklął szpetnie w piekielnym i ponownie się ukrył.

Zaskoczony i lekko zszokowany eks-smok odwinął się i uderzył, najpierw kijem, a potem, nie tracąc impetu, dobił nienawistnika kopniakiem. Widząc, że wróg pada martwy, zrobił szybkiego susa za duże drzewo, silnie sapiąc. Próbował przekalkulować to, co się właśnie stało i jak blisko był od śmierci. Spojrzał na swoją ranę, nie mogąc uwierzyć w jej realność.

Gnom mimo zmęczenia i szumów w głowie, postanowił wspomóc drużynę. Wierzył, że Księżycowa Pani wspomoże go i szczęście mu dopisze. Chwycił, więc kuszę i wycelował w owinięty bandaną łeb parszywego stworzenia. Bełt z cichym mlaśnięciem wbił się w pień drzewa, ku uciesze maszkary.

Elf naciągnął łuk i strzelił do znajdującego się najbliżej przeciwnika. Z pewnością nie była to chęć zemsty - nie dało się ukryć, że nieprzyjaciel z bielmem na oku stanowił dla Liadona największe zagrożenie. Spocona kreatura spadła z gałęzi, a jej wykrzywiona pragnieniem zemsty twarz wyglądała jak maska miniaturowego demona. Jednak było to tylko chwilowe wrażenie - adwersarz zaczął się cofać, widząc przewagę awanturników. Napiął cięciwę i próbował wymierzyć jeszcze jeden strzał w przedstawiciela leśnego ludu, gdy niespodziewanie padł nieprzytomny, uderzony rękojeścią krótkiego miecza połyskującego w świetle gwiazd.

Jabadoock wiedział, do kogo należy ten oręż. Wszyscy wiedzieli.

- Dalaury!

Korzystając z okazji ranny oponent starł bandaną pot z czoła i wziął nogi za pas. Z jednej strony oznaczało to koniec kłopotów i możliwość odsapnięcia, a z drugiej każdy z bohaterów wiedział, że kurdupel mógł wrócić z dziesiątkami mu podobnych. Stracili Randala, zyskali za to jeńca i sprzymierzeńca.

Ryzykować pościg czy szukać kryjówki na nieznanym terenie?

Gdzie do cholery podział się muł Rottisa?

Wyprawa powoli zaczynała przypominać ponury sen...


 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-12-2014 o 12:12.
Lord Cluttermonkey jest teraz online