Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2014, 03:07   #135
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin Walker - pilot z fantazją



Dzień 8


- Niee noo... Mózg mi się od tego zlasuje... - mruknął zmęczony pilot. Przymknął przy okazji oczy i potarł nasadę nosa. Sidział już trzeci dzień nad tymi cholernymi logami z "Nadziei" i już dostawał pierdolca od tego wgapiania się w monitor i klepania po klawiaturze. Czuł się jak w Akademii gdy z jedngo z ćwiczeń teoretyczno - obliczeniowych trafiał w drugie. - Kurwa... Co mnie podkusiło by się samemu na ten badziew zgłosić... Jakby mi kazali to bym przynajmniej miał w kogo chujami ciskać... Nie ma jak człowiek sam się wkopie... - mruknął pod nosem do swojego odbicia w monitorze.

Ostatnio walił w ten monitor podobne smęty co raz częsciej bowiem była to praca dobra dla jakiegoś analityka czy innego biurowca. Ba! Może jakiś cwany komputerowiec by popisał jakiś cwaniacki program i samo by się cholerstwo znalazło. No ale tak to trzeba było ręcznie się z tym syfem stukać. Gdyby nie powaga sytuacji i wpojona od dzieciństwa sumienność i obowiązkowość oraz własny upór które razem mimo takiej niewesołej sytuacji nie pozwalały mu tego rzucić w cholerę to już dawno by to rzucił w cholerę. No a poza tym przecież powiedział, że to zrobi to głupio się było z tego wycofać teraz. Choć sądził, że pójdzie to znacznie szybciej i składniej ale nie spodziewał się takiego chaosu i góry danych do sprawdzenia. Ale pocieszające było to, że kazdy sprawdzony sektor czy możliwość zawężały pole poszukiwań a więc przybliżały go do finalnego celu. Czyli przybliżony namiar na docelową SL a więc jego zdaniem calkiem możliwe, że i pierwszą bazę zwiadowców. A w prywatnej teorii może także obecnie i ich napastników a więc było wokół czego się kręcić.

Trzeci dzień już zaczynał klikać po klawiszach ale stwierdził, że po pierwsze już chyba sprawdził większość i robota na serio zbliżała się do końca oraz, że jednak musi sobie zrobić przerwę jeśli ma zachować pełnię uwagi przy dalszej pracy. Dlatego wyszedł na zewnątrz z puszką szczypiącego w nos "kopacza" i stanął w progu kabiny do zaparkowanego sterowca w którym by mieć spokój kamuflował się ze swoją pracą.

- Cześć Kevin! - rzuciła mu jakaś przechodząca laska razem z uśmiechem. Ale odwróciła się zaraz i nawet nie zdąrzył zauważyć kto to był. Odruchowo tylko machnął na powitanie ręką, odpowiedział swoje "cześć" i też się uśmiechnął. Potem jeszcze sytuacja powtórzyła się z jakiś mężczyzna w roboczym kombinezonie. Wygladało na to, że chyba był rozpoznawalny przynajmniej dla części osadników. I to całkiem pozytywnie rozpoznawalny. Zgadywał, że chodziło o eee... "przeparkowanie bryki"... jak to efemistycznie nazywał bo niczym innym chyba nie błysnął. No chyba, że pozytywnie nastawieni do życia faceci i optymiści byli może i lubiani. Z drugiej strony trochę tych osadników było ale nie aż tylu by się nie znali chociaż z widzenia. Zwłaszcza na dość ograniczonej przestrzeni.

Ale widok tej przestrzeni... Widok był... Niezbyt budujący. Przynajmniej dla lubiacego przestrzeń pilota. Co prawda sterowiec był zaparkowany niedaleko uszkodzonego promu ale lekko wibrował i bujał się na wietrze co Kevin lubił. Przypominało, że jednostka nie jest przytwierdzona na stałe jak jakiś budynek czy uziemiona jak prom. Ale widok... No niezbyt cieszył oko Calypsjańczyka. W chwili gdy planowali a nawet gdy przenosił moduły jakoś tego nie skojarzył ale teraz przez ostatnie dwa dni jak tak prawie był przykuty do jednego miejsca to już to odczuł calkiem wyraźnie.

Kwadratowe podwórze otoczone modułami. Ziemia, która co raz bardziej wyzierała spod zdeptanej przez tłum ludzi trawy. Gdy było sucho przypominała pyliste klepisko gdy mokro błotnistą breję. I jeszcze śmignęła mu nad tym wszystkim latająca drona strażnicza. ~ Nosz kurwa jebany więzienny spacerniak! Daliśmy się zamknąć! ~ docierało to do obrzeży jego świadomości od paru dni ale teraz jakoś w chwili przerwy jakoś to się wykrystalizowało. I zezłościło pilota. Nie po to leciał pół kosmosu by dać się zamknąć! ~ Muszę się stąd wyrwać! ~ w złości zgniótł pustą już puszkę po napoju.

Niby była wolność, swoboda i takie tam ale jak tak dalej pójdzie to wyjdzie im cholerne państwo policyjne! I wszystko oczywiście w imię bezpieczeństwa i ochronie szlachetnych wartości i takie tam pierdoły. Główkował chwilę nad tym nieoczekiwanym fenomenem społeczno - socjologicznym ale wychodziło mu, że trzeba pozbyć lub zwiać od tych palantów z pierwszej nocy. Bez promu ruszyć się niestety nie mogli. A prace szły opornie. A Walker zostawiać go nie zamierzał. A może się podzielić? Jedna grupa mogłaby założyć właściwą bazę, w jakiejś porządnej i bezpiecznej okolicy druga zostałaby by tutaj z promem. Wedle jakich proporcji podzielić zasoby to było do ustalenia.

Nezbyt wesołe rozmyślania przerwał mu komunikat z propozycja podjęcia wyprawy zwiadowczej. Szukali kierowcy. - Przyda mi się przewietrzyć skrzydła. - usmiechnął się odpowiadając na komunikat. Jeszcze się technicznie poumawiał gdzie, po co, z czym, z kim by wiedzieć na co się nastawić i już się zbierał. Od tego patrzenia w monitor chyba na serio juz mu się zaczynał mózg lasować.



Wyprawa


Okazało się, że jadą dość małą ekipą i na dwie bryki. Kev był jak najbardziej za. Od razu mówił, że nie zamierza się strzelać z czymś tam choć do samoobrony pokazał na przypiętą kaburę coś miał. Ale strzelanie wolał zostawić specom i by jemu zostawili jego specostwo. Zabrał ze sobą swój zestaw surwiwalowyna wypadek gdyby się oddzielił od reszty i jakoś sam musiał wracać do obozu. Chwilę spędził też czasu zarówno na obgadaniu z załogantami jak i operatorami łaczności w bazie zasady tej łaczności. Bo wiadomo, jak wszystko jest dobrze to strata czasu ale jak cos się stanie...

Uznał, że taka wyprawa to świetna okazja albo do zgubienia kogoś kogo potem trzeba będzie szukać albo do ataku ze strony tych palantów. Zwłaszcza jak będą skupieni na polowaniu czy pakowaniu padliny. Mogliby dajmy na to porwać kogoś zwłaszcza jakby łaził samopas. Pokazał też obsłudze z bazy jak wywołać zakłócenia jakimi on próbował zagłuszyć eksplozję ładunków na promie. W tym jednak wypadku zakłucenia mogły być generowane impulsowo co jakiś czas w razie awaryjnej sytuacji. Wówczas nawet w nocy, bez bezpośredniej widoczności bazy można było przynajmniej wiedzieć czy zakłócenia nasilają się czy słabną czyli czy jest się bliżej czy dalej od bazy. A odbierać można było nawet w zwykłych krótkofalówkach. Zaś impulsowe działanie nie przeszkadzało w zwykłej komunikacji.

- No to czas zacząć rozdziewiczać tą planetę! Za mną panowie! - krzyknął wesoło i od razu depnął gaz do oporu. W efekcie maszyna wyrwała jak z procy. Przywoity zapas mocy do prawie pustej na razie maszyny powodował, że przyśpieszenie, bez skrupułów używane właśnie przez pilota, miała całkiem niezłe. Start więc odbył się wraz wyciem silnika i wrzynaniem się opon w błotnistą, trawiastą nawierzchnię wyrzucającej kepy wyrwanej gleby i trawy nawet parenaście metrów za rufą pojazdu.

Walker jechał w pierwszej maszynie. Z góry byli ubezpieczani przez drona więc liczył, że powinna ona ich ostrzec przed większością znanych w programie maszyny niebezpieczeństw. A i jechał pierwszy wybierając trasę. Uważał, że jeśli on da radę przez coś przejechać to po trudności jaką mu to sprawi powinien chyba prawidłowo ocenić czy dla normalsów to też byłoby przejezdne czy lepiej poszukać innej trasy. Trasy bo dróg przecież nigdzie nie było, całoplanetarny off road.

Ale mimo, że taktycznie wybierał trasę operacyjnie zdał się na chłopaków czyli wiózł ich gdzie chcieli. Tylko jak usłyszał tekst, że do lasu od razu powiedział, że mu się to nie usmiecha bo ryzyko straty maszyny jest zbyt duże. Jakby drogi było to spoko ale jak nie ma to na przełaj przez las mu się nie usmiechało wjeżdżać. Ale... Po chwili główkowania doszedł do wniosku, że jakby w głąb lasu prowadziła jakaś seria polan jak dajmy na to po jakimś pożarze czy jakby przejezdny strumień się trafił to tak, mógłby spróbować. Ale generalnie wolał zaparkować przy skraju lasu.
 
Pipboy79 jest offline