Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2014, 17:13   #188
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Shando i Burro gadają o zaklęciach kulinarnych. I innych rzeczach.

Shando Wishmaker leżał twarzą do słońca z zamkniętymi oczami i chłonął ciepło mile rozchodzące się po ciele. Jego skóra - wyraźnie bledsza po pobycie na północy oraz spotkaniu z duchami zdawała się odzyskiwać kolor w nadzwyczanym tempie. Panujący wokół chłód uciekł precz, był tylko on, ciepło i wspomnienie południa na dachu w domu rodzinnym w calimshanie, gdzie wymykał się wraz córką kucharki.

I nie był to bynajmniej sen. Otoczony własną abjuracyjną magią przepędzającą precz pogodowe ekstrema, Shando leżąc w samej biodrowej przepasce na śniegu (choć dokładniej na macie i kocu) opalał się ignorując niegroźny dzięki czarom chłód jak i porażenie słoneczne. Śnieżne okulary na oczach dopełniały obrazu. Czarodziej aż sam się zdziwił, że wcześniej na to nie wpadł - wystarczyło tylko zamknąć oczy, bo widok śniegu był deprymujący. Może po prostu własnemu zaklęciu ufał bardziej niż darowi druidki, który osłaniał go do tej pory? Gdzieś tam w oddali słyszał Kostrzewę zapewniającą wierzchowcom ruch, bliżej miał Burra stukającego garnkami i sztućcami. Mary nie było słychać, dziewczynka wciąż przeżywała ostatnią noc. Później coś wymyśli, by pomóc dziewczynce i odkryć drzemiącą w niej nekromantyczną potęgę. Właśnie... potęgę. Wishmaker czuł niedobór zaklęć, głód nasilał się z dnia na dzień. Nie chodziło nawet o ich siłę, raczej o pragnienie wpływania nimi na wszystko, rozwiązywanie nimi problemów, chęć znajomości czaru na każdą okazję...
- Wiesz, co by się nam przydało, Burro? - rzekł czarodziej nie zmieniając pozycji do krzątającego się nieopodal niziołka - Powiem Ci. Zaklęcia Darssona. Na południu w bogatych domach często był czarodziej-rezydent, którego jedyną funkcją było rzucanie Mrożącej Komory. Nie patrz na mnie jak na idiotę! - Shando nawet nie otworzył oczu, najwyraźniej ufny swoim przeczuciom co do zachowań kucharza - Tu jest zbędna, ale spryciarz wynalazł też czar odwrotny. Buzujące Palenisko Darssona na kilka godzin zmieniłoby zagłębienie w skale lub dół w gorący piec! Bez zabawy w drewno, łajno i inne gówno. Mówię Ci, musimy kupić to zaklęcie w najbliższym mieście. Jeżeli czarodziej, który tam pomieszkuje nie jest idiotą, na pewno je ma. No, chyba, że na północy nikt nie słyszał o Darssonie... różdżka! Różdżka byłaby jeszcze lepsza.
Kucharz spojrzał na czarodzieja jak na idiotę, nie chcąc go zawieść.
- Hem, hem, no ale widzisz mości Shando, to nie takie proste. - Uśmiechnął się przekornie. - Owszem przy mrożeniu problemów nie ma, kto chce lody albo zimne piwo to do komory i po problemie. Ale z gotowaniem to insza inszość. Ogienek panie czarodzieju na piecu za każdym razem inny. Inny gdy zupę powoli trzeba podgrzać, inny gdy zasmażkę robić. Jak steka smażyć to musi być jak mówią khazadzi feuer jak w kuźni, by jak najszybciej pory zamknąć i soki w mięsku zatrzymać. A w takim buzującym… eee jak to tam było, to cholera wie.
Kucharz zerknął na kanapki które przygotowywał dla kompanów i pokręcił głową markotnie.
- No ale może to ja dureń wybrzydzający a ty dobrze myślisz? Jakby to nie było, można byłoby coś ciepłego popróbować, a tak Var i reszta wróci ze zwiadu a tu ani kolacji ani nawet serca by zagryźć na surowo…
Zachrobotał w garnkach i czajnikach, opatulił się dokładniej szubą i spojrzał na czarodzieja z wyrzutem- Już nie mówiąc o tym że nijak w tym palenisku nie szło by gotować, bo siedziałbym w nim sam na przemian z Marą.
- Szczerze to nigdy nie zgłębiałem tego do końca - odpowiedział opalający się czarodziej - ale skoro ten czar służy do pieczenia (choć słyszałem że i do wędzenia, lub ocieplania komnat ognistym nieziemcom), to można śmiało założyć, że ma i podformuły regulujące. Albo będziemy jeść steki.A co do ciepełka - uśmiechnij się do Kostrzewy, to obdarzy Cię tym uroczym czarem, co mnie kiedyś, a Marę teraz.
- Kostrzewa to mnie lagą obdarzy najpewniej. - mruknął kucharz. - Tak jak ja ciebie powinienem. ZA tego ducha w mojej gospodzie. Oj miałem ochotę ci dowołać na początku, miałem. Bo od pierwszej chwili wiedziałem że problemy z tym będą.
Niziołek łypnął okiem na czarodzieja.
- Ale doszedłem do wniosku, że na nic to się zda, ani mi ani tobie. A najmniej Carie i Milly i reszcie którą w Ybn zostawiłem. - Burro posmutniał wyraźnie. - Co się stało, to się nie odstanie. Ale masz mi tu i teraz obiecać, że jak jeszcze coś takiego będziesz zamyślał to mi powiesz od razu. Tak jak powiesz mi co zamyślasz względem Mary, bo wiem że coś po głowie ci chodzi.
- Chcę pomóc dziewczynie i tyle. A że moja pomoc to nie głaskanie po głowie i mówienie, że będzie dobrze to już inna sprawa. Mała gada z umarłymi, mości Burro. Opanowanie czegoś takiego wymaga nieprzyjemnej wiedzy i czasem nieprzyjemnych środków. Odpuszczę, ale tylko do czasu aż moc nie zacznie Mary przerastać, wtedy nie będzie dyskusji - zimno podsumował czarodziej, wyrażając co myśli o zabawie magią przez laików.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline