Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2014, 02:46   #82
Ogryzek Szatana
 
Ogryzek Szatana's Avatar
 
Reputacja: 1 Ogryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetny
Podróż zdawała się trwać wieczność, a samemu niewiele mógł w jej trakcie pomóc. Całym tropieniem zajął się Randal i jego leśni przyjaciele, Malakai był zaskoczony jak młodzik sprawnie wyznaczał kierunek. Nie było wątpliwości, że wie gdzie się kierować, a przynajmniej nie dawał po sobie tego poznać.

Las nie był przyjemnym miejscem, w powietrzu wisiał smród niebezpieczeństwa, ostatnimi czasu wiele plugawego stworzenia musiało się przedzierać tymi gęstwinami. Atmosfera była dołująca, ciężko powiedzieć czy to przez sam las, sytuację w okolicy czy też misję jaką sobie wyznaczyli. Im szli dalej, tym mniej prawdopodobne wydawało mu się odnalezienie dzieci - wręcz nierealne.

Marsz musiał być wyczerpujący, może niekoniecznie dla niego samego, kondycji Malakaiowi niejeden mógł pozazdrościć, jednak Jabadoock wraz z Randalem wyglądali na zmęczonych. Jeden miał krótkie nogi, nieprzystosowane do tak długich i szybkich wypraw, drugi zaś ciężko pracował w trakcie podróży, praktycznie kierując całą wyprawą.

Wieczorem dotarli do ponurego dębu. Bezwładna sylwetka zwisała z jego gałęzi, zaczepiona prosto za szyję. Mieli niedługo spocząć, ale najwyraźniej los zechciał inaczej. Widząc dodatkowe zabezpieczenia, jakimi pokrył się czarodziej, samemu przyjął bardziej stabilną postawę. Może samemu niczego nie dostrzegł, elfie oczy działały inaczej, niż ludzkie. Nie trzeba było czekać długo na potwierdzenie obaw, wisielec okazał się pułapką!

***


Dym rozniósł się w ich stronę. Malakai przestał oddychać i uskoczył w bok z dala od zagrożenia, jednak nie było to takie proste. Zaraz za trucizną, niczym kolejna linijka nut, poleciały strzały. Świsnęły prosto w stronę źródła czerwonego kłębu. Nie zastanawiał się długo, podziałał instynktownie - najbliższe źródło ataku nadeszło zza wzgórza, tam pośpiesznie skierował swoje kroki. Sunął przez trawę, jakby nie ciążył ziemi, błyskawicznie znalazł się obok goblina, co niestety skończyło się niemiłym rozczarowaniem.

Zielonoskóry humanoid dosięgnął pchnięciem Malakaia, gdyby nie szybka reakcja i unik, najpewniej leżałby, wykrwawiając się pod nogami podstępnego napastnika.
Magiczny pocisk przeciął przestrzeń pomiędzy nim a przeciwnikiem, zdobył cenną chwilę, którą wykorzystał najlepiej jak teraz potrafił - grzmotnął kijem goblina, a następnie nie przerywając obrotu, złamał jego chudy kark celnym kopnięciem. Słysząc nieprzyjemne trzaśnięcie, miał pewność, że ta istota już nikomu nie zagrozi, wykonał niezgrabny odwrót za duże drzewo, które mijał podczas szarży.

Przerażenie wymalowało się na jego twarzy, kiedy już znalazł się w bezpiecznej pozycji. Dopiero teraz spostrzegł, jak silnie ściska ranę. Powoli odkleił rękę pomazaną posoką. Jedno pchnięcie, tyle wystarczyło, żeby pozbawić go życia. Ledwie jedno, fartowne pchnięcie. Powinien zmieść tego goblina z powierzchni ziemi samym spojrzeniem, zamiast czuć się jak drapieżnik, był dla tego wyszczerzonego pokraki zwierzyną. Złość i gniew chciały napłynąć do jego głowy, ale wiedział doskonale, że niczego nie osiągnie w ten sposób, pora było schować dumę za pas.

***

Podchodził do towarzyszy powoli, trzymając się za zranione miejsce. Wyraźnie nie miał się najlepiej, biel obleciała jego lico, oczy zmęczonym tempem lustrowały otoczenie. Miał nadzieję, że to już koniec problemów, przynajmniej na jakąś chwilę, trzeba było oszacować straty i wyciągnąć coś z tego - jakby nie było - zwycięstwa. Śmierć druida była niespodziewana, nie widział co dokładnie się stało, zadziałał zanim pomyślał, teraz widział jaki to był błąd.
Koniec problemów? Bardzo się mylił.

Nie mógł uwierzyć, że Rottis zarżnął goblina. Wydawało się to bardziej nierealne od niedawnego starcia. Co on do cholery wyczyniał!?
― Rottisie ― zbliżał się do wojownika, powoli, lekko utykając od otrzymanej rany ― właśnie zaprzepaściłeś nasz jedyny trop i sens śmierci Randala. Wytarłeś sobie buty jego staraniami, nie jestem skory do oceniania innych, ale Ty dzisiaj objawiłeś się jako zwyczajny idiota. Najlepszym uhonorowaniem jego śmierci byłaby próba dokończenia naszego zadania z jego imieniem na ustach. Nie obchodzi mnie Twój plan, który ułożyłeś sobie w swojej przewiewnej główce, nie jesteśmy Twoimi przydupasami, takie sprawy MUSISZ uzgadniać z nami, jeżeli chcesz nas nazywać swoimi towarzyszami. Dobrze przemyśl czy i co chcesz dalej powiedzieć.

To były najostrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek padły z ust Malakaia. Był wewnątrz wściekły, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Zachowywał spokój, wiedząc, że agresją niczego nie wskóra - ona tylko budzi jej więcej i mnoży się, eskalując do poziomu w którym niczego już nie można ustalić. Nie było im to potrzebne w sytuacji w jakiej się znaleźli.

Ciężko było stwierdzić, czy nie dostrzegł czy też zignorował niziołka. Całą swoją uwagę kierował teraz na Rottisa.
 
Ogryzek Szatana jest offline