Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2014, 06:40   #38
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Więc kapitan nie spał… Nie miała pojęcia, czy się cieszyć z kolejnego małego przebłysku i słuszności przypuszczeń, czy... podkulić ogon i schować się pod ziemię po tym, co znalazła. Nie mogła pozwolić, żeby coś… Cokolwiek z kajuty kapitańskiej wydostało się. I tak z racji chwilowej utraty grawitacji wszystko było poprzewracane i nie na swoim miejscu. Wróciła nerwowym krokiem i dźwignią przełączyła na tryb manualny kolejną śluzę. Nerwy zauważalnie wpływały na jej zachowanie

- Doceniam twój wkład Morgan, ale rozładowanie Thundera byłoby strzałem w głowę. Nie mamy jak uciekać, nie mamy jak się chować, nie mamy jak się bronić. Możemy jedynie atakować.

“Thunder jest naszym ostatecznym aktem desperacji...” Pomyślała, lecz powstrzymała się od podzielenia się tą uwagą ze wszystkimi.

- Strzał w głowę to zaliczymy jak nic nie zmajstrujemy. Przeładowanie mocy z myśliwca na okręt da nam realną szansę na zmianę kursu, włączenie skutecznego maskowania i zniknięcie ze skanów Polarów. Jak znikniemy zyskamy czas by ponaprawiać resztę. Na przykład na orbicie Thota albo jego księżyców - skwitował swoje Morgan.

- Twój plan zakłada, że moc Thundera będzie wystarczająca a maszynownia stanie na nogi. To nie musi się stać. W obecnej sytuacji nie możemy stracić Thundera, choć w innych przypadkach wezmę twoje sugestie pod uwagę. Jak się tobie nudzi to możesz oszacować warunki podmiany naszej sygnatury na tę z okrętu cywilnego. Shao może zrobić to samo z wybranym pociskiem. Obecnie lecimy po linii prostej na co nic nie poradzimy, warto pomyśleć o zasłonie dymnej.

Dyskusję przerwał Isaac swoją transmisją wideo. Urwała nie mogąc dokończyć przedstawienia własnej analizy sytuacji.

Wszystko, tylko nie ta sama skrzynka po raz trzeci!

Zaniemówiła a bolesne ukłucie przeszyło jej wnętrzności. Spanikowała a odległość kajuty kapitana a maszynowni, czy sprowadzenie obecności w tamtym miejscu do małego ruchomego obrazka w hełmie, wcale tego nie złagodziła. W głowie miała zupełnie inne wizje…

Wizje, które dla niej mogły skończyć się tak samo. Miała przecież… Miała przecież to ogniwo tak samo obnażone i na wyciągnięcie ręki! Chciała zrobić to samo! Ciągnęło ją i pragnęła tego! Wystarczył przecież jeden mały impuls by skończyć podobnie! Dotknięcie ogniwa mogło skończyć się tylko w jeden sposób. Nie wiedziała czemu tego nie zrobiła, co było jednocześnie dobrą i złą wiadomością... Dobrą, bo wciąż jej skóra nie była usmażona. Złą, bo nie miała w tedy tego w głowie. Nawet nie wiedziała, co w tedy miała w głowie. Nie miała nad sobą kontroli. Nie mogła wrócić do maszynowni. Niewolno było jej tam wrócić…

Straciła zaufanie do własnej siebie.

Myśli przebił ponowny obraz wyrwanych zmasakrowanych oczu leżących na podłodze. W jej głowie włączył się inny program niczym po przyciśnięciu guzika od pilota. W głowie krzyczało jedno pytanie.

Czy ostatnie rozkazy sztabu były prawdziwe, czy spreparowane przez kapitana?

W kosmosie nie istniało coś takiego jak przypadkowa obecność w przestrzeni i czasie. Nie było też podstaw i logicznych przesłanek, by rzucać się na pomoc w kierunku tak oczywistego Q Shipa. Urządzenie sabotujące było podstawione przez kapitana, wiedziała o tym od razu. Nawet długo nie musiała analizować załogi. Oni nie mieli motywu. Jaki motyw miał kapitan? Podstawione urządzenie nie odnosi skutku. Nie mając innych alternatyw poświęca życie swojej prawdziwej misji. Stare myślenie, które zasugerowało Isaacowi pozostawienie trupa pluskwy na tym samym miejscu już nie sprawdzało się. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyrwał by sobie oczu. Kapitał był esperem zdolnym do takiego wybuchu? To też się nie sprawdziło, choć miała takie przypuszczenia po wybuchu energii. Dlatego też wysłała Tonego biegiem do zatrzaśniętego Thundera. Ale kapitan nie miał motywu. Był tylko ofiarą. Motyw miał ktoś inny… I jaki udział mieli w tym godseyanie? Pojawili się w tak dziwnych okolicznościach jak obecność polarian. Nie było to bez znaczenia... Czy zostali dołączeni do federacji w celu walki z trytonami? Możliwe i prawdopodobne. Byłby to logiczny krok wiedząc, że dotychczasowe środki obrony były kompletnym zerem. Lecz ta informacja i tak nigdy nie zostałaby podana do opinii publicznej. Godseyanie… Byli krokiem w kierunku zrozumienia i rozwinięcia ESP. Czemu nie pojawili się wcześniej? Desperacja mogła spowodować ich przyłączenie mimo dużych obaw, czy ryzyka. Kapitan miał ich technologię. To ona, ale została wykorzystana w sposób całkowicie odmienny. Federacja nie byłaby zdolna do poświęcenia takiej załogi i okrętu. Nie pozwoliłaby na to. Sprawa rozgrywała się szczebel wyżej. Poza rasą ludzką i federacją. Magiczny nieznany statek widmo musiał być godseyański a sytuacja w jakiej się znaleźli nie należała do tych wspólnie zaplanowanych ku dobru wszystkich. Utrata okrętu… Cel uświęca środki… Godseyański odłam ekstremistów? Tylko po co był im potrzebny ALOJOS z brakiem zasilania? Tych kart niestety mogli już w ogóle nigdy nie odkryć.

W odbiciu jej szeroko rozwartych szklistych oczu rodziły się i umierały nowe wszechświaty, które przez przecięcie się osi czasu mogły stać się ich rzeczywistością. Każdy z nich był różny, zależny od podjętej błahej decyzji. Wszystkie jednak były mitem obalonej setki lat temu teorii. Nie było podróży w czasie ani alternatywnych rzeczywistości, czy innych wymiarów. Jedynymi, którzy ucierpieli z tego powodu byli pisarze fantastyki naukowej. Ciężko zarabia się pieniądze na jednej z największych naukowych bzdur.

Była rozdarta. Załoga miała prawo o wszystkim wiedzieć. Sama wiedziała też, że takie informacje wpłyną na rezultat ich działań. Wiedziała też jak zareagują na każde następne polecenia, że w głębi duszy będą przeciwni. Duszy, która pod wpływem szkoleń nauczyła sama się nie słuchać. Przeciwni, ale zmuszeni do wykonania rozkazu. Nie miała tej siły, co Seret. Nie miała tej samej mentalności, co Seret. Nie miała siły przybicia, czy autorytetu, co Seret.

- Is~... Isaack… Czy… Seret ma oczy? - wypowiedziała niezbyt wyraźnie i bez przekonania do własnych słów. Po chwili ponowiła ostrzej i pewniej - Isaac, czy kapitan ma gałki oczne na miejscu, czy puste oczodoły?

Pytanie było co najmniej abstrakcyjne. Stanowiło świetny materiał dla rosnących wątpliwości Morgana, czy Tonego wobec esperki. Było jednak potrzebne z uwagi na widzianą mniejszą ilość szczegółów na przesyłanym materiale. Mechanik jak i zwiadowca zgodnie z sugestią pytania nie widzieli oczu, jakie miał zawsze. Zamiast tego dziury były wypełnione tlącym się światłem i energią.

- Nie zezwalam na użycie siły wobec kapitana - rzuciła po nerwowym i dłuższym milczeniu.

Głowę miała pełną sprzecznych wyładowań. Wiedziała, że polecenie będzie odebrane jeszcze gorzej. Nie mogła przecież narzucić bierności gdy dojdzie do rozszarpywania kogoś. Była gotowa, że nie zostanie wypełnione… W końcu dlatego wysłała tam Mr. Jonesa. Nie wiedziała jak zareaguje. Natomiast znała go na tyle, że niezależnie od decyzji da sobie radę i rozwiąże problem tak, czy inaczej.

- Najważniejszy jest powrót pełnego zasilania. Kapitan musi zostać odciągnięty. Jest ślepy… Musi kierować się energią. Iskry, czy wyładowania elektryczne powinny przyciągać jego uwagę. Frida, poprowadź Mr. Jonesa do najbardziej energetycznie odizolowanego pomieszczenia w maszynowni. Isaac, musisz jak najszybciej odzyskać zasilanie.

Mimowolnie zrezygnowała z wcześniejszego podejścia. Myśli nie układały się w sposób “jak dobrze wykonać zadanie” a schodziły na tory “by zginęło najmniej osób”.

Oddelegowana do planów okrętu, Frida podniosła wrzawę o utracie kontroli nad sterowaniem hangaru i odcięciu Tonego. Mógł zrobić, co chciał i nie było żadnych środków, by mu w tym przeszkodzić. Wiedziała, czemu tak zrobił ale nie mogła mu przecież zabronić ratowania własnego życia… To było naturalnym odruchem człowieka. Miał do tego prawo. Szczególnie, gdy miał warunki by przeżyć jako jedyny. Mimo braku hiperskoku mógł uciec, schować się i próbować swoich sił na własną rękę. Miał szansę na najgorszą ewentualność i wiedział o niej. Nie mogła mu tego odebrać. By nie stracić zaufania nie mogła też go za to zaatakować. Bez żadnego słowa pozwoliła mu ale z braku czasu nie mogła wytłumaczyć sytuacji innym. Osobę Fridy jawnie i brutalnie zignorowała jakkolwiek nie nawiązując do zgłoszonego alarmu a jedynie do jej uaktualnienia tematu osoby pilota. Nie chciała robić tego w ten sposób ale nie miała wyboru.

- Tony, co ze Scorpionem? “Wyciągnij kluczyki ze stacyjki” Thundera sprawdzając go.

West nacisnął kilka klawiszy na klawiaturze, wprowadzając zwykle nie używaną kombinację poleceń.

- Nikt nie ruszy Thundera - potwierdził wykonanie polecania. - Ile mamy czasu do... spotkania? - spytał, na co Ineth przełknęła gorzko ślinę.

Nie było to pytanie proste. Było wręcz niesamowicie skomplikowane. Najgorsze, że było już zadane a licznik spokojnie topniał z oszacowanych czterech godzin.
Czy miała powiedzieć, że cztery godziny, narażając się na ostrą krytykę reszty, bo po cholerę go tam słała tak szybko? W końcu Tony będzie piknikował na fotelu, gdy reszta walczy z krytyczną sytuacją?
Czy miała powiedzieć, że parę minut, powodując ścisk serc reszty, wykazując swój brak szczerości i podburzenie ich zaufania?

- Miejmy nadzieję, że do niego nie dojdzie - odpowiedziała wybierając ucieczkę.

W tej jednej chwili poczuła, że obróciła połowę załogi przeciwko sobie. Że zadecydowała wbrew ich sumieniom. Było to dla niej bardzo przykre uczucie w szczególności, że jej zamiary nigdy się nie zmieniły. Zawsze chciała jak najlepiej dla wszystkich a brak sposobności wytłumaczenia każdemu z osobna logiki swoich akcji był straszny. Nie miała pojęcia, jak znosił to kapitan. Jednak została wypchnięta na środek i musiała działać nie mając czasu na zrozumienie u innych. Sama też nie była zamknięta w nieistotnej skrzynce. W kajucie była odpowiedź na taki a nie inny przebieg wydarzeń. Mimo własnych projekcji możliwości musiała odnaleźć prawdę. Kontynuować śledztwo. Wleźć z łapami tam, gdzie nie powinna i tam, gdzie nękało ją brudne ESP.

- Shao… Zmień… Kolor dla wszystkich okrętów na radarach… Kod… Czerwony.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 07-12-2014 o 06:52.
Proxy jest offline