Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2014, 05:18   #220
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko nawet nie mrugnęła, nawet nie skrzywiła się w grymasie mając przed sobą tak makabryczny widok. Nie spodziewała się przecież innego zakończenia tej sceny, choć taki popis ze strony jasnowłosego zdawał się być zbędny. Mógł to zakończyć szybko, jednym sprawnym ruchem swego miecza. Ale tak jak jedni mężczyźni do końca walczyli o swą dumę, tak samo inni czuli potrzebę wykpiwania i drażnienia ich do ostatniego oddechu. Jedyną dobrą stroną tego okropieństwa była wiedza, jaką łowczyni nabyła. Wiedza, dotycząca potęgi tego Oni, czyniącej z niego przeciwnika nie do zlekceważenia. Brak ostrza w ręce nie czynił go ani trochę mniej niebezpiecznym. To na pewno była cenna informacja.

Dłonią musnęła delikatnie ramię stojącego obok ronina, a z jej ust padł szept, niczym ciche westchnienie -Chodźmy, mój tygrysie. Nie mamy już nic więcej do oglądania.
-To prawda niestety.
- mruknął cicho Kojiro obejmując dłonią palce Leiko, jakby chciał dodać jej otuchy.

Gdy ruszali, łowczyni zauważyła nagle delikatny ruch. Trwający ledwie mgnienie oka. Ruch, który zauważyła wśród pobliskich skał i… tyle. Delikatna zmiana otoczenia była jedynym efektem tego wydarzenia. Subtelna różnica… która mogłaby łatwo przegapiona. Ot, zmienił się układ cieni w tym deszczu. Niezauważalne detale. Ale nie dla łowczyni. Maruiken zrozumiała, że w końcu odkryła kryjówkę starego mnicha, z której obserwował on przebieg bitwy. Tyle… że on najwyraźniej już opuścił ją chwilę temu.

Zapatrzyła się złocistymi oczami w tamto miejsce, jak gdyby oczekiwała dostrzec coś więcej. Kolejny ruch, mignięcie, wyraźną zmianę pomiędzy nieustannie spadającymi z nieba kroplami. Była to niemądra i wielce naiwna nadzieja, ale Leiko dobrze wiedziała, by nie ignorować takich szczegółów. Nawet kiedy oczekiwanie okazywało się być bezwartościowe.

Czy widział ją? Czy pamiętał? Zastanawiała się idąc ostrożnie pomiędzy skałami śliskimi od deszczu. Czy to był jego cudowny plan, aby rzucić tych wszystkich bandytów na rozszarpanie przez jasnowłosego demona? Być może także potrzebował poznać jego prawdziwą moc, a tylko ten sposób, choć tragiczny w skutkach, był jedyną ku temu okazją. Czy w takim razie i on się interesował kobietą ukrytą w palankinie, niczym najdroższym klejnotem w pilnie strzeżonym skarbcu?
Tyle pytań, a na żadne z nich nie posiadała odpowiedzi.

-Któryś z tych uciekających bandytów mógłby nas doprowadzić do ich obozowiska. Nie powinno być ciężko, jeśli nadal będą krzyczeć z przerażenia.. -powiedziała cicho, lecz jednocześnie na tyle głośno, by jej słowa przebiły się przez otaczający ich szum deszczu, uderzającego także o rozciągnięty ponad nimi materiał parasolki.

Nie był to jedynym problem łowczyni i jej towarzysza. Większość spanikowanych niedobitków bandytów biegła w ich kierunku właśnie. Jasnowłosy oni rzucił się za nimi jak sokół łowny za uciekającym ptakiem, ale głośny krzyk w szeleszczącym chińskim dialekcie usadził go na miejscu… wyraźnie z niezadowolonego z tego polecenia. Obrócił się i zabrawszy swój oręż powrócił do swoich.

Jeden kłopot z głowy mniej… ale nadal pozostawali bandyci. Przerażeni i zdemoralizowani, ale nadal dość liczni i biegnący w kierunku Mauriken i Kojiro, zapewne stojących na drodze do ich kryjówki. Acz jeszcze nieświadomi dwojga przypadkowych widzów.
Leiko zmarszczyła brwi na ten widok. Ciężko było jej stwierdzić, czy będący w rozsypce bandyci stanowili zagrożenie dla ich dwójki. Byli przerażeni, chcieli jak najszybciej oddalić się od straszliwej bestii jaką był jasnowłosy mnich, ale jednocześnie przez to nie myśleli racjonalnie. Mogli rzucić się na nią i Kojiro tylko przez to, że przypadkiem znaleźli się na drodze ich ucieczki. Nieważne było, czy daliby sobie z nimi radę czy nie. W obu przypadkach skończyłoby się zbędnym wykryciem przez wszystkich w okolicy. A tego łowczyni nie chciała.

Zlustrowała uważnie otaczające ich skalne ściany. Same gołe, śliskie od deszczu kamienie. Żadnych drzew ani gęstwin umożliwiających ukrycie się. Nie mogła tego nazwać idealnym dla siebie środowiskiem. Wprawdzie miejscami kamień stawał się nierówny, dawał możliwość wspięcia się po sobie ku mrocznym szczelinom, lecz.. pomimo swej zręczności, kobieta dobrze wiedziała, że nie dałaby rady się tak wysoko podciągnąć. Nie w niewygodnych geta, nie z kroplami deszczu spływającymi jej po ciele.

Zwróciła zatem swą uwagę w drugą stronę, gdzie wyzierała głęboka przepaść. Oh, nie wyglądała to wcale lepiej. Wspinaczka w dół przy takiej pogodzie mogła się okazać jeszcze tragiczniejsza w skutkach niż w górę. Wystarczyło zaledwie jedno poślizgnięcie, by już na zawsze zniknąć w toni wzburzonej rzeki. Tyle, że zdołała niżej dostrzec półkę skalną. Bardziej niewielki występ, o wiele węższy i bardziej stromy od miejsca, na którym teraz się znajdowali, ale.. bandyci uciekali szybko, więc ona i tygrys potrzebowali kryjówki jedynie na krótką chwilę. I nie mieli czasu na wybrzydzanie.

Bez słowa wręczyła kochankowi parasolkę, po czym wykonała płynny ruch dłonią, jak gdyby zaledwie poprawiała ułożenie swych włosów. Tyle, że w jej dłoni pojawiło się pojedyncze, czarne jak jedwab pasemko, które zaczęło się wydłużać pomiędzy jej tańczącymi palcami, niczym sieć pędzona przez pajęczycę. Silna jak stal, powinna wystarczyć do utrzymania ciężaru ich dwojga, kiedy będą się zsuwać ku uskokowi w skale. Powinna.

-Ufasz mi, Kojiro-san? - pomimo poważnej sytuacji na ustach Leiko wykwitł figlarny uśmiech. A czy ona ufała na tyle swemu przekleństwu, by zawierzyć życie temu niepozornemu kosmykowi własnych włosów nasyconemu jakąś demoniczną maho? Na próbę wytrzymałości, naciągnęła go mocno pomiędzy dłońmi.
Te jednak tą próbę przeszło, prowizoryczna linka była delikatna jak jedwab i mocna jak stalowa katana. Leiko nie wiedziała, czemu ostatnio jej przekleństwo nabierało siły. A choć ten fakt budził obawy, to czasami okazywał się wybawieniem.

-Hai… ufam ci.- odparł z uśmiechem ronin. Zerkał jednak na zbliżających się bandytów, gotów stanąć do walki z nimi, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Ostrze tanto błysnęło w dłoni łowczyni, która zaczęła oplatać jego niewielką rękojeść jednym końcem trzymanego kosmyka, kilkukrotnie i mocno. Następnie przykucnęła i przesuwając palcami po skale zaczęła szukać odpowiedniej szczeliny do umocowania swej konstrukcji. Znalazła idealną prawie na skraju półki, więc z całą siłą swych subtelnie zarysowanych pod skórą mięśni wbiła w nią swój sztylet. Raz za razem, by przy każdym wchodził głębiej i pewniej, czemu towarzyszył nieprzyjemny zgrzyt. Domyślała się, że może już nigdy nie odzyskać swój broni, a już na pewno nie w stanie zdatnym do dalszego używania. Ale to było teraz jej najmniejsze zmartwienie.

Pociągnięciem sprawdziła trwałość zaimprowizowanej linki. Tanto lekko drgnęło w sprzeciwie, ale dobrze zakleszczyło się w skale. A przynajmniej na tyle, na ile teraz potrzebowała. Słysząc już nadciągających bandytów, których krzyki przerażenia i uderzenia butów o ziemię przebijały się ponad szumem kropel, kobieta odebrała od ronina swoją parasolkę, by umościć ją z powrotem u swego pasa obi. I znów, kolejny raz w przeciągu zaledwie kilku dni, czuła jak jej kimono nasiąka deszczem i zaczyna się kleić do ciała.






Posłała Kojiro kolejny ze swych czarujących uśmiechów, jak gdyby sama wcale się nie obawiała zawiśnięcia nad przepaścią z zaledwie cieniutką linką utrzymującą ją przed upadkiem prosto w rzekę. Jedynie starała się o tym nie myśleć i nie patrzeć w dół, gdy trzymając się kosmyka zaczęła się zsuwać powoli wzdłuż skały.

Ronin poczekał, aż Leiko ześlizgnie się ostrożnie, a potem podążył w jej ślady… ostrożnie i powoli. Teoretycznie oboje byli w niebezpieczeństwie… wpierw wiszący na włosku nad przepaścią, a potem łatwe cele na skalnej półce. Teoretycznie. Na szczęście przerażeni bandyci mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż rozglądanie się za innymi osobami w okolicy, a i prowizoryczna linka była zaskakująco wytrzymała. A i sztylet zaklinowany w szczelinie, utrzymywał ich ciężar ponaglając czasem jedynie do pośpiechu metalicznym zgrzytem o skały.

Drewniane zęby geta stuknęły cicho o nierówną powierzchnię skały. Te wszystkie szczeliny i uskoki nawet bez deszczu byłyby zdradliwe, a przecież teraz jego strugi wlewały się wprost za dekolt kimona i czyniły wszystko śliskim, niezwykle niebezpiecznym. Jeden niepewny krok, omsknięcie się geta, i wszystko zakończyłoby się w tym miejscu.
Dlatego Leiko nie mogła sobie pozwolić choćby na moment nieuwagi. Bardzo ostrożnie, nie tyle stawiając kolejne kroki, co przesuwając stopy prawie bez odrywania ich od skały, przylgnęła do mokrej ściany czekając na mężczyznę. Miała nadzieję, że grupa z palankinem ruszy przed siebie bez zbędnego rozglądania się na boki. A już szczególnie, że nie będą mieli potrzeby spoglądać w dół. Łowczyni bowiem nie posiadała w zanadrzu takiej sztuczki jak Daikun, nie posiadała także ubrania mogącego ją ukryć pośród szarości otaczających ją kamieni. Fiolety, choć będące tak eleganckimi barwami, nie spełniały się w roli maskowania jej obecności.

Kojiro znalazłszy się blisko łowczyni rozwiązał obi, po czym przytulił ją do siebie. Jego ciemniejsze kimono nasączone dodatkowo wodą stało się bardziej wyblakłe i mniej rzucało się w oczy. Otulona ciepłym ciałem i jego odzieniem kobieta trwała w bezruchu, podobnie jak i ronin. Maruiken czuła na karku ciepły oddech mężczyzny, jak i samo ciepło jego ciała rozgrzewające ją w ten deszczowy dzień.

Oboje słyszeli wpierw pośpiesznie uciekających bandytów, a potem odgłos skrzypiących kół wozów. I odgłosy nerwowych rozmów ocalałych bushi. Japońscy towarzysze mnichów nie byli milczkami. I nimi też wstrząsnął pokaz umiejętności tego oni. Liczyli, że jak najszybciej dowiozą do opuszczonej świątyni tajemniczą pasażerkę i tym samym będą mogli się oddalić od Chińczyków, których obecność sprawiała że czuli się nieswojo. Zwłaszcza w okolicy tego jasnowłosego olbrzyma. Świątynia w Shimodzie miała być ich celem. Tam ponoć miał się pojawić ktoś ważny. Ale Leiko nie dosłyszała kto.

To mogła być przydatna informacja. Jeśli przed dotarciem do Shimody nie uda im się zastawić kolejnej pułapki na tę grupkę, to będą już wiedzieli gdzie potem ich szukać. A ta ważna osoba? Nie miała żadnych wskazówek co do jej tożsamości. Czy to ktoś już przez nią poznany, czy jakaś twarz dopiero mająca się pojawić w układance?

Tak ponura pogoda miała swe uroki, które Leiko właśnie poznawała w milczeniu. Dłońmi schowanymi pod kimonem kochanka przesunęła leniwie po jego odsłoniętej skórze. W zmysłowej psocie muskała opuszkami palców i paznokciami jego twardy brzuch, oraz wyżej – wędrowała nimi zazdrośnie pomiędzy bliznami na torsie i kroplami spływającymi po liniach zarysowanych mięśni. Był tak ciepły, aż dziwnym było, iż jeszcze ten padający na niego deszcz nie zaczął zwyczajnie parować.

Przytulona do niego w strugach deszczu pomyślała, że jej słodki tygrys nie byłby najlepszym partnerem na misje. W szczególności na te wszystkie długie podróże, noce spędzane pod niebem pełnym gwiazd, czy choćby cierpliwe oczekiwanie na odpowiedni moment do uderzenia. Jego osoba była zbyt.. rozpraszająca, nawet jak dla niej – w końcu pogromczyni męskich serc i pragnień. Sprawiał on, że miała ochotę dotykać, smakować i tonąć w objęciach jego ciała. Zapominać się w pieszczotach, drżeć naga pod jego dłońmi, karmić się wypowiadanymi przez niego kąskami swych tajemnic.

Czy podobne reakcje ona wywoływała w mężczyznach? Przerażające.

Chowała twarz w jego szyi, aby chociaż na na nią nie padało, dzięki czemu ronin mógł wyraźnie wyczuć na skórze jej wargi rozchylające się w uśmiechu. Z różnych powodów. Zarówno tych ważnych, jak i tylko przyjemnych, na które nie było teraz ani czasu, ani miejsca.

-Opuszczona świątynia w Shimodzie.. - wymruczała, kiedy już jedynymi towarzyszącymi im odgłosami był szmer deszczu, wściekłe uderzenia rzeki o skały i bicie własnych serc -Warto będzie sprawdzić, ne?
- To interesujące…
- odparł jej do ucha ronin, po czym ustami zaczął wodzić po jej szyi. Trudno było stwierdzić, co dla Kojiro było interesujące. Informacja o Shimodzie, czy… Tsuki no musume trzymana w jego ramionach.
- Przypuszczam jednak, że niełatwo będzie się tam prześlizgnąć… choć tabuny oni zmierzające do Shimody, mogą na miejscu ułatwić nam zadanie.- uśmiechnął się ciepło.
-Hai.. lecz będziemy potrzebowali całej armii demonów, a i to tylko dla samego odwrócenia uwagi tego jasnowłosego na zaledwie chwilę. Zapewne nawet i Oni mógłby rozszarpać samymi dłońmi.. -odparła łowczyni mając ciągle przed oczami ten pokaz nieludzkich wręcz umiejętności mnicha. Nie było już zadziwiającym, że Chińczycy chcieli mieć kogoś takiego po swojej stronie.

Zadarła głowę, by spojrzeniem w stronę mostu upewnić się, że grupka oddaliła się od ich kryjówki. Odczuła dzięki temu ulgę, lecz także, a może przede wszystkim, rozżalenie podobne temu wcześniejszemu, gdy musiała zadecydować o zmianie planu i porzuceniu próby zbliżenia się do palankinu. Nie było to możliwe teraz, czy stanie się możliwe później? Musiało.

Uniesioną dłonią odgarnęła ze swej twarzy pasma włosów, które mokre poprzyklejały się do jej policzków. Następnie zrobiła to samo dla Kojiro, jego długie kosmyki zagarniając za ucho, by móc otulić je swym oddechem w szepcie -Resztka tych bandytów pobiegła pewnie prosto do swego prawdziwego przywódcy. Powinniśmy spróbować się do nich zakraść, póki są w takiej rozsypce.

Zgodził się z nią cicho.
Potrzebowali teraz każdego sojusznika, każdego choćby strzępka informacji wyrwanego spomiędzy żarliwych rozmów, przekrzykujących się w przerażeniu głosów. Potrzebowali? Iye, tylko Leiko potrzebowała. Cokolwiek kierowało młodym lordem Sasaki, uczucie do swej Tsuki no Musume i chęć pilnego strzeżenia jej przed niebezpieczeństwem czy własne, niezdradzone jej jeszcze cele, to ta bitwa nie należała do niego. Ten swoisty bój na obnażanie sekretów, zamiast na stalowe ostrza mieczy. Wędrówki po pajęczych sieciach intryg w poszukiwaniu gniazda dającego początek tym wszystkim tajemnicom oplatającym ziemie klanu. Ale pomagał jej, ukazał swą wartość już na wiele sposobów. Mógł także być tą ręką, tą dłonią o silnym uścisku, mającą ją uratować przed utonięciem w mrocznych spiskach Chińczyków.

Daikun także ją raz wspomógł. Zaledwie dobrą radą, lecz jakże cenną w świetle tamtych wydarzeń. I teraz nie wzgardziłaby jakimś dobrym, przydatnym słowem. Słabostką jasnowłosego Oni, zerwaniem woali tajemnicy okrywającej kobietę w palankinie, obnażeniem związku pomiędzy mnichami oraz demonami.. Nie wątpiła, że ten staruszek w trakcie swego.. poszukiwania duchowego oświecenia, odkrył wiele ciekawych dla niej kąsków. Spotkanie z nim nie mogło być zaledwie przypadkiem.
Zatem pozostawało jedynie pytanie, czy i tym razem będzie tak chętny do podzielenia się swą wiedzą.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem