Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2014, 15:56   #190
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Grzmot przyjrzał się dziewczynie i opuścił nieco miecz, widząc wycelowany w nich łuk. Po dwóch oddechach opuścił go całkiem. Był pewien, że gdyby zaszła potrzeba, mógłby się na nią rzucić z rękoma i unieruchomić lub skręcić kark. Chociaż tego nigdy nie było wiadomo. Zastanawiał go nieziemski poblask oczu kobiety. Chociaż opis pasował tylko do jednej osoby, która mogła tu przybyć w ostatnim czasie.
- Arna? - Zapytał spokojnie patrząc na nią i starając się skupiać na twarzy mimo ostrej strzały sterczącej na cięciwie. Kobieta popatrzyła na niego groźnie i nieco nieprzytomnie; po kilku sekundach wzrok jej się wyostrzył i nieco złagodniał.
- Kim jesteście - zapytała chrapliwym głosem.
- Jestem Var, Grzmot. - Odparł krótko. - Wszystko z tobą w porządku? - W głowie miał gonitwę myśli jak to rozegrać, nie wiedział czy była to faktycznie Arna, czy może jakiś stwór udający dziecko Kamiennych Żmij. Domniemana Arna wyglądała na zmieszaną z podobnych powodów co Var, ale po chwili doszła do siebie.
- Jestem zmarznięta. I głodna - odrzekła, zwalniając nieco cięciwę i opuszczając łuk, po czym pociągnęła nosem. - I chcę wrócić do domu.
- Dobrze, chodź z nami, to nie miejsce dla ludzi obecnie. Kręcą się tu dziwne istoty. Mamy jedzenie, znamy drogę do domu. - Powiedział spokojnie goliat wyciągając jedno z zawiniątek z żywnością. Suszone mięso i owoce, suchary podróżne, wszystko co dało się długo przechowywać spakowane w jedno zawiniątko. Otworzył je i podał dziewczynie. - Jedz, potrzebujesz sił, po drodze możesz nam opowiedzieć co się tutaj działo. - Mruknął Var.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteście kolejnymi omamami - podejrzliwie spytała Arna.
- Nie możesz, ale możesz mnie uszczypnąć, poza tym, twoja matka wspominała po co tu przyszłaś prawdopodobnie. Chcesz, mogę ci dać swój korbacz do potrzymania, ale nie wiem czy go udźwigniesz. - Dodał wzruszając ramionami. Arna spasowała; wzięła za to paczkę z jedzeniem. Postała jeszcze niezdecydowana, po czym zniknęła za barykadą; po kilku krokach Grzmot dojrzał jak pakuje swój skromny dobytek do worka, od czasu do czasu wkładając sobie jedzenie do ust, choć nie przeżuwała z przesadnym entuzjazmem.
- I jak chcecie się stąd wydostać? - spytała, gdy już wszystko miała gotowe.
- Odwracasz się i wychodzimy przez wrota, przez które weszliśmy, jeśli nie będą się chciały otworzyć, no cóż, przerobię je na drzazgi. - Podejrzliwość dziewczyny przeciągała napiętą cierpliwość Grzmota do tego stopnia, że zaczynał nabierać ochoty po prostu złapać dziewczynę i wybiec. Coś tu było nie tak a jego duch o tym wrzeszczał, zamiast jak zwykle siedzieć cicho i grzecznie przypominać z kąta, że Grzmot nie jest nieśmiertelny.
Arna uśmiechnęła się krzywo i rozejrzała.
- A gdzie twój towarzysz? - spytała chmurnie.
- Zapewne poszedł sprawdzić, czy nic nam nie odcięło drogi, coś nas obserwowało od wejścia do doliny, widzieliśmy ohydne stworki, koło metra, szczypce, liszaje. Do tego cała osada, która tu była jest w ruinach. To miejsce jest… dziwne, chociaż mówili nam że ma w nim być pełno życia, jakoś tego nie widać, nie ma nawet żadnych zwierząt mimo cienkiego lodu na jeziorze. - Odparł Goliat.
- A, okrucieńce - mruknęła dziewczyna. - Nie zaatakują większej grupy. Ilu was jest?
- Dwóch tutaj, kilkoro na zewnątrz doliny. - Odparł goliat. Ich grupa w zasadzie była większa, przynajmniej wielkościowo od tej, która została pod doliną. Chociaż ilościowo mogło być różnie.
- Aha - rzekła barbarzynka i z gracją ruszyła w stronę schodów.

Oestergaard czuł się dziwnie. Miał wrażenie że powinien rozmawiać z dziewczyną, wywiedzieć się co i jak… ale nie mógł się skupić, a śpiew zdający się rozlegać w ruinach budowli wcale w tym nie pomagał. Zupełnie jakby przysypiał ze zmęczenia, albo męczyło go jakieś choróbsko. Grzmot rozmawiał, a tymczasem młodego kapłana niespecjalnie to interesowało, jakby obecność żywego świadka nie była prawdziwym cudem i darem niebios. Zamiast tego zmuszał się do słuchania; gdy dziewczyna wyciągnęła dłoń po paczkę z jedzeniem odwrócił się i ruszył z powrotem na parter. Wprost ku gruzowisku. Odłożył buzdygan, zdjął tarczę po czym bez słowa jął odciągać kamienie z przejścia. Pieśń ucichła, ale miał nadzieję że ją odnajdzie na powrót… Nie musiał pracować długo by odsłonić zejście w dół - ziejące wilgocią, zapachem zbutwiałego drewna i rozkładu. Schody wydawały się podmyte i więcej było w nich ziemi niż kamieni, ale dało się po nich zejść. Zwiastun Świtu jak we śnie sięgnął po tarczę i buzdygan i wrócił się do schodów.
- Var, pilnuj dziewczyny! - rzucił nie czekając na odpowiedź, po czym niczym przyciągany podszedł do zejścia. Grzmot zobaczył, jak Arna spojrzała na kapłana z niechęcią.
- Panie Poranka, obdarz mnie łaską odnajdywania stworzeń korzących się przed Twym światłem… - kapłan dziwnie niespiesznie wymamrotał słowa modlitwy dotykając jednocześnie medalionu na piersi a wspomnienie pieśni nie dawało mu spokoju i pchało naprzód. Nasłuchiwał pilnie, stąpając po zerodowanych schodach ze stalową tarczą gotową do odbicia ciosu, a prawicę miał gotową do sięgnięcia po składniki czy masywny, uspokajający ciężar wykutego przez krasnoludy buzdyganu. Ciemność nie była dla niego przeszkodą; powszechnie uważano że ród Oestergaard znajdował uznanie w oczach bogów i sprzyjało mu szczęście, co było też źródłem jego poważania w okolicy. Sami Oestergaardowie stali na stanowisku że nie ma nikogo bardziej godnego pożałowania jak człek któremu szczęście nie sprzyja, a doskonały wzrok był tylko jedną z wielu oznak że bogowie są im przychylni. Tibor w pełni z tego daru korzystał, zagłębiając się w mrok i starając się uniknąć hałasu - choć to przy stanie schodów i otoczenia graniczyło z cudem. Zacisnął zęby gdy luźny materiał zerodowanych stopni miesił się i zgrzytał mu pod stopami.
- Po co on tam lezie; zabije się i zasypie go, tam nic nie ma, tylko smród i błoto - Arla spojrzała na Grzmota marszcząc brwi. - Powinniśmy wydostać się z doliny póki mamy szansę; siedziałam tu juz zbyt długo i wy też! Poza tym tunele okrucieńców mogą się łączyć z tutejszymi podziemiami; na pewno przekopały się pod całą doliną!! -dodała głośniej, by i Tibor usłyszał jej słowa wyraźnie.
- Tibor, przyszliśmy tu na zwiad, nie ryć tunele, czekają tam na nas i chciałbym tylko przypomnieć, że zostawliśmy tam Marę z Kostrzewą, Shandem i Burrem. Czasu nam tu zeszło sporo, wracajmy zanim coś nas znajdzie. Arna, co to w ogóle są te okrucieńce? - Ostatnie słowa skierował do dziewczyny. Chłopak nie odpowiedział nic poza uciszającym syknięciem i w skupieniu, niczym wtedy gdy pasał owce na stromych stokach wyrzeźbionej przez lodowiec kotlinki nieopodal gródka ojca, stawiał ostrożnie stopy na rozsypujących się stopniach, wędrując coraz niżej i niżej. Wkrótce przestał słyszeć głosy Arny i Kalumvougi, jedynie odgłos własnych kroków.Grzmot nie widział sensu w schodzeniu niżej ale chętnie by się dowiedział co tu się naprawdę działo, czekając na Tibora, równie dobrze mógł posłuchać co dziewczyna do powiedzenia. Chociaż wcześniej wyglądała jakby była pod wpływem jakiegoś zaklęcia - lub z nią samą było coś nie tak - teraz wyrażnie była niezadowolona z działań Tibora.- Masz, napij się, rozgrzeje cię od środka. - Powiedział podając jej manierkę z wódką.
Arna łyknęła z bukłaka nie skrzywiwszy się nawet i oddała naczynie goliatowi.
- Okrucieńce to stworzenia… terroru, w wielu znaczeniach tego słowa - wyjaśniła dość obojętnie. - Po walkach o dolinę i tym wszystkim, co tu się działo, skażeniu źródła krwią i magią powstały z umierających tu ludzi; inaczej niż zazwyczaj. Teraz, oczywiście, łapią kogo mogą i transformują w kolejne okrucieńce. Nawet jeśli im się nie uda to zsyłane przez nich wizje łatwo mogą prowadzić do pomieszania zmysłów. To tchórzliwe stwory, lecz przed ich mentalnymi atakami trudno się obronić; więc nie ma sensu zostawać tu dłużej niż konieczne. *
- Jak wyglądają te mentalne ataki? Wiesz może jaki mają zasięg? Może można by takiego dogonić i przerobić na miazgę zanim uda mu się za bardzo zaszkodzić? Jestem szybki, to by się mogło udać. - Grzmot usiłował wypełnić przedłużającą się ciszę. - Przeklęci kapłani, szamani i czaromioci. Ja mu dam jeszcze raz się tak oddalić. Na postronku będę prowadzał. - Wymruczał Var przez zęby kiedy okazało się jasne, że młody klecha zajął się zwiedzaniem okolicznych ruin. Na szczęście nie było słychać jęków bólu ani krzyków przerażenia. Choć z ich brakiem też różnie bywało.
- Duży; wystarczający by mogły to robić z bezpiecznego miejsca - odparła Arna, nerwowo bębniac palcami jednej ręki w karwasz drugiej. - Zawołaj go albo zostaw, musimy już iść. *
- Krzyki wszystkich zaalarmują. - Westchnął zrezygnowany Grzmot. - Idę po niego, możesz zostać i poczekać albo wejść z nami, wyjście z wieży samej raczej odradzam, ale nie będę cię do niczego przekonywał. Czas wyciągnąć stamtąd tego idiotę. - Jak powiedział, tak zrobił, goliat ruszył za kapłanem. Minęła dobra piąta część miarki świecy, chociaż jedyne po czym mógł to stwierdzić, to jego własne poczucie czasu. Jednoosobowa kawaleria ruszyła na odsiecz, miał nadzieję że Tibor jest jednak cały lub przynajmniej do odratowania.



Arna córka Hebdy popatrzyła za wysokim mężczyzną, zastanawiając się chwilę. Taki obrót spraw był wysoce nie po myśli młodej kobety. Uparcie wpatrywała się w piwniczny otwór, a jej oczy błyszczały jak dwie wypolerowane złote monety. Potem odwróciła się na pięcie i cicho ruszyła do wyjścia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline