Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2014, 20:40   #35
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
' Na Lolth, umieram, a nie ma jeszcze nie ma nawet połowy cyklu. '
Poszukiwania Loscivi dalej nie przynosiły rezultatów, a musiał już oddelegować czas na przygotowania do studiowania Mythalu. Wczorajsza wizyta Han'kah tylko dorobiła mu problemów na głowie, i nie uśmiechało mu się błyszczenie na przyjęciu cały wieczór. Ale cóż, taki żywot szlachetnego drowa.
– Czy Naczelna Czarodziejka jest u siebie? - zapytał beztrosko strażnika przed gabinetem Inyndy.
Nie była to odpowiednia pora na tą rozmowę, ale chciał żeby czarodziejka wiedziała jak stoją sprawy.
Indynda była… zajęta wybieraniem kreacji, co oznajmiła Lesenowi jej służka, ku jego staranie skrywanej irytacji. Po piętnastu minutach udzieliła jednak wojownikowi audiencji, w błyszczącej od wplecionych złotych nici szacie z czarnego jedwabiu, tak mocno dopasowanej że wyglądała jak druga skóra pokryta fantazyjnym złotym tatuażem.
Inynda usiadła w fotelu naprzeciw Lesena i kazała słudze nalać sobie wina.- Witaj mój drogi.
Samiec nie mógł nie obrzucić czarodziejki pożądliwym spojrzeniem. Han'kah może i była młodsza i lepiej zbudowana, ale nigdy nie dbała o swoją urodę, albo robiła to od niechcenia. Inynda zaś pielęgnowała swoje ciało jak najwspanialszy ogród, nie dając upływowi czasu wygrać.
– Pojawienie się nago byłoby nie w guście? - zapytał z lekkim uśmiechem.
-Nie jest już ani tak młoda, ani tak ładna… by ganiać na golasa. Ani tak głupia.- uśmiechneła się czarodziejka. -Z czym do mnie przychodzisz ? Jeśli z umizgami, to te będą musiały poczekać na wieczorne dzwony, a i wino w tobie doda mi uroku, a we mnie ułatwi ci sprawę.
– A nie na odwrót? Z tego co pamiętam to ja dałem się złapać w sidła ponętnej czarodziejki Shi’quos, a nie odwrotnie.- droczysz się z nią dalej, zajmując miejsce na wolnym krześle. – Przyszedłem po poradę, i... Cóż, po kolei. - splótł przed sobą dłonie. – Inyndo, kiedy wspominałaś o niefortunnych końcach byłych kochanków Han'kah, czy to był dowcip, czy... Wiesz na ten temat coś więcej? -
- Hmm… nie wiem nic. Wiem, że Akormyr spłodził jej bachora… że potem zerwali namiętny związek. O reszcie nie wiem. Han’kah nigdy specjalnie mnie nie obchodziła, jak i pozostałe podboje miłosne Akormyra.- odparła po chwili namysłu.
' Nie mogła to być długa lista. Sam fakt że Inynda w ogóle na niej jest nie przestaje mnie zaskakiwać... '
Spojrzał na drowkę raz jeszcze, i naglę odpowiedź wydała się oczywista.
' No tak... Kiedy twoi współpracownicy ograniczają się do Licza z tendencja do mordowania własnych uczniów i przyszłego zdrajce rasy, ktoś taki jak Akormyr musi się wydawać bardzo atrakcyjnym sojusznikiem.
Potrząsnął głową, zmuszając się do skupienia się na temacie.
– Wiesz że pragnę potomka, prawda? - zamyślił się. Rozmawiali o tym kiedyś? – Prawdziwego potomka. Dziedzica. Małego błękitnookiego socjopatę, - zaśmiał się krótko - zrodzonego z prawdziwej drowki. Han'kah zgodziła się mi go dać. Na pewnych... Warunkach.
- A inne drowki zgodziłyby się zapewne bezwarunkowo, zwłaszcza te młode i ambitne i nisko postawione w Vae.- stwierdziła z pobłażliwym uśmieszkiem Inynda i zmarszczyła brwi.- Dać? Akormyr swojego jedynie odwiedzał… no chyba, że akurat miała kaprys podesłać mi go do komnat, by podkradał bieliznę. Mały zboczeniec.
– Czy to takie niespotykane że chce być czymś więcej niż samcem rozpłodowym? Nie żeby ta rola była nieprzyjemna,,. - uśmiechnął się wesoło, ale zaraz spoważniał. – Nie chce pierwszej lepszej drowki. Chcę kogoś z zdrowego, bystrego, z hartem ducha którego odziedziczyłyby nasze dzieci. Han'kah mogłaby takie dać, ale... Zastanawiam się czy nie próbuje ugryźć więcej niż potrafię przerzuć. - podrapał się po zamkniętej powiece. – I jest drobna kwestia... Wyłączności. Han'kah nie lubi się dzielić.
- No właśnie… nie lubi się także dzielić tym co wypluwa z lędźwi. Akormyr praktycznie nie uczestniczył w wychowaniu dzieciaka. Przez większość życia o nim nie wiedział. I gdyby nie kłopoty samej Han’kah to pewnie, by do dziś… cóż… zmarłby w błogiej niewiedzy.- odparła ironicznie Inynda. Oparła brodę na dłoniach.- Na mój rozum drogi Lesenie. Jeśli nie chcesz być tylko dawcą nasienia, to wybierz kogoś innego niż Han’kah.
Lesen zmarszczył brwi. Jeżeli to co mówiła Inynda było prawdą to cała sytuacja jawiła się w innym świetle.
– Może... Tylko kogo. - mruknął bardziej do siebie niż do drowki.
- Nie ma to w Vae młodych ambitnych i chętnych do oddania dzieciaka dla kariery ?- zapytała retorycznie Inynda i wzruszyła ramionami pytając zaciekawiona.-Co ci właściwie Han’kah obiecała?
– Wielką przygodę, która może, lub nie, zakończyć się zgonem jednego z nas. - zaśmiał się na głos, i trudno było określić czy był to żart czy też nie. – I Inyndo, proszę, mam jednak pewne standardy. - podniósł się energicznie z krzesła, i obrócił w stronę wyjścia. – Muszę to przemyśleć. Do zobaczenia na przyjęciu?
- Uczciwie postawienie sprawy. Acz skóra nie warta wyprawki moim zdaniem- oceniła Inynda i uśmiechnęła się dodając.-Oczywiście że się spotkamy, może nawet będziesz miał okazję mnie spić i wykorzystać. Lub na odwrót.
– Kuszące... Chociaż raczej nie powinienem, jeżeli planuje przyjąć ofertę Han'kah. - odpowiedział z autentycznym żalem samiec, po części zaskakując samego siebie.
- Twój wybór Lesenie. Nie powiem… będę tęskniła za naszymi negocjacjami.- odparła z uśmiechem Inynda.
- Nie ty jedna.


***


' Mogę sobie odpuścić zbroję... Raczej nic mi nie grozi ze strony skrytobójców w domu Godeep... Ale w takim razie jeden zwój z magicznym pancerzem się przyda, na wszelki wypadek. '
– Kapitanie, przyszedł Syn Han'kah. Z obstawą. -
Samiec spojrzał na wejście.

Dzieciak był niski, nieco pulchny o fioletowych oczach, szarej skórze i ponurym wejrzeniu. Bardzo ponurym, co z jego poważną miną sprawiało wrażenia, że jest przedwcześnie dojrzały i sztywny. Był dość podobny do matki.
– Quildar Tormtor, jeżeli dobrze pamiętam? - podszedł do chłopaka i poczochrał go po czuprynie. – Mam nadzieje że nie masz mi za złe że opóźniam ci powrót do domu, ale wprost musiałem cię poznać. - przeniósł wzrok na ochroniarzy. – Możecie tu zostać. - poinstruował ich, chociaż dobrze wiedział że za żadne skarby świata nie opuszczą pokoju. Ale spod drzwi wejściowych będą mogli obserwować chłopca nie zawracając mu głowy.
Dzieciak nie odpowiedział. Jedynie skinął głową, czekając na dalsze słowa Lesena.
– Usiądź sobie. - skinął mu kanapę, a samemu ruszył do biurka. – Powiedz chłopcze, piłeś kiedyś herbatę z powierzchni?
-Tak.- odpowiedział krótko Quildar siadając na kanapie.
- Masz ochotę?
Zamyślił się na dłużej, rozważając słowa Lesena. Wreszcie skinał głową udzielając odpowiedzi.
– Nie jest zatruta. - parsknął Lesen, zalewając zioła gorąc wodą. – Nie ma co na tym tyle dumać... - oparł się o blat stołu. – Mistrz Belnolu dobrze cię przyucza?
- Tak. Dobrze.- mruknął Quildar czekając cierpliwie, aż Lesen mu poda filiżankę z napitkiem.
– Wciąż gorąca. - wręczył mu naczynie. – I ciesze się. W przeszłości miałem przyjemnośc współpracować z Belnolu... Cóż, spostrzenia zachowam dla siebie. - uśmiechnął się lekko, i przyklęknął przed dzieciakiem. – Powiedz, Quildarze... Wiesz kim jestem? -
-Kapitan Straży Domu… Lesen Vae.- dzieciak kiwnął głową mówiąc te słowa. Sięgnął po herbatę i upił nieco napoju. Przez chwilę popijał zupełnie nie zwracając uwagę na Lesena, a potem zaczął mu się przyglądać pijąc.
– Prawda. - uśmiechnął się przyjaźnie. – Ale jestem też przyjecielem twojej Matki. Han'kah nigdy o mnie nie wspominała?
Quildar zmarszczył brwi i zamyślił się dość długo.- Nie. Ale mama nie mówi mi o wielu sprawach.
– Jak na przykład o twoim ojcu?
Chłopak spochmurniał jeszcze bardziej i wpatrywał się przenikliwie w twarz Lesena.- Mama robi to co uważa za słuszne i dobre dla nas.
– A czy kiedykolwiek mówi wam dlaczego tak robi? - zapytał z nie mniejszą przenikliwością obserwując chłopca, spokojnie sącząc herbatę z kubka.
Quildar zmieszał się na twarzy, ale nie odpowiedział. Zamiast tego spuścił głowę i popijał herbatę.
– Miałem przyjemność znać Akormyra... Więc, cóż, rozumiem decyzje Han'kah. - pokręcił z rozbawieniem głową, jakby samo wspomnienie drowa bawiło go niepomiernie. – Ale jestem ciekaw czy twoje rodzeństwo także nie znało swoich ojców.
- Nie wiem.- odparł wyraźnie tym niezainteresowany Quildar.
– Czyżbym cie nudził, Quildarze? - uniósł brew. – Ah, zapewne. W końcu kogo obchodzi rodzeństwo... Ale w takim razie zdradź mi, co interesuje takiego młodego adepta sztuk magicznych jak ty?
- Magia prawdziwych imion.- mruknął w odpowiedzi dzieciak.
– Doprawdy? - samiec udał zainteresowanie z kunsztem spotykanym zazwyczaj u najdroższych kurtyzan. – Może cię to zaskoczy, ale nie jest to dla mnie obcy temat. -
-Ale nie umiesz jej używać?- odparł z wyższością Quildar.
Uśmiech samca nawet nie drgnął.
– A ty potrafisz?
-Nie… już… nie. Nie umiem.- mruknął ponuro Quildar.- No może trochę.
– Mógłbyś mi pokazać? - zapytał, wydajac się autentycznie zainteresowany.
Quildar wypowiedział kilka słów, gardłowo ze zmienną intonacją i przechodząc pomiędzy sylabami w charczenia niemal i piski. Tylko wyszkolony mag prawdziwej mowy, mógł coś takiego powiedzieć. Lub jego uczeń. Tyle że Belnolu był zwyczajnym magiem, w dodatku niespecjalnie utalentowanym.
– Imponujące. - przyznał Lesen, nawet nie kłamiąc. – Kto cię tego nauczył?
Quildar zamarł z otwartymi ustami, po czym zasępił i się szybko skłamał.-Sam się tego nauczyłem, z ksiąg.
– Wiele można się nauczyć z ksiąg. Ale nie takiej magii. - zaśmiał się samiec, unosząc kubek do ust. – Przynajmniej nie udajesz że nauczył cię Belnolu, nikt w Vae by tego nie kupił. A skoro nie kontynuujesz tej nauki, choć widać że masz talent... Ktoś z powierzchni, może? – rozważał na głos.
-Może.- powtórzył i potwiedził dzieciak. Najwyraźniej jego mistrz lub mistrzyni domagała się dyskrecji w ramach zapłaty za naukę.
– Albo ktoś z Shi'quos... - samiec przechylił głowę. – Ale mam nadzieję że jednak z powierzchni, wtedy ta cała wyprawa nie byłaby kompletną stratą czasu... Wszyscy twoi rówieśnicy mieli okazję zobaczyć jak Valyrin uderza w Nautilida i Illithidzi uciekają w popłochu przed potęgów miasta drowów... Podczas gdy ciebie Han'kah schowała pod swoją bezpieczną suknią. – pociągnął łyk herbaty, ani na chwile nie upuszczając przyjaznego uśmiechu i ciepłego ton.
Od strony dzieciaka nie padły żadne słowa. Nawet nie próbował skomentować czy też bronił matki. Po prostu pił herbatkę ignorując wręcz ostentacyjnie słowa Lesena.
– Dość tchórzliwe, nie uważasz?
Dzieciak spojrzał spode łba na Lesena i wycedził przez zęby.- Nie waż tak mówić o mojej matce.
' Ah, to dopiero ładna reakcja. '
Obrzucił go rozbawionym spojrzeniem.
– Albo... Co?
Zacisnął dłonie w pięści i wstał z kanapy celowo, choć pozorując wypadek, upuszczając filiżankę na podłogę rozbijając ją na dywanie i mocząc go cieczą.
-Wybacz szlachetny Lesenie Vae… niezdara ze mne.- burknął złośliwie dzieciak kłaniając się drowowi, po czym ruszył w kierunku drzwi.-Matka będzie zła jeśli się spóźnię, więc już sobie pójdę.
Samiec zaśmiał się na głos. – Fakt, żaden z nas nie chce sprowadzić na siebie gniewu Han'kah. I tak już kończyliśmy. - dopił herbatę i odstawił naczynie. – Ale chłopcze, dam ci przyjacielską radę. Masz temperament swojej matki, ale nie masz jeszcze jej zdolności. Więc lepiej trzymaj go na wodzy. -
Trudno było powiedzieć, czy wziął sobie tę radę do serca, bo najwyraźniej wściekły opuścił wraz ze swymi opiekunami gabinet Lesena.
– Ma szczęście że nigdy nie lubiłem tego kubka...


***


– Co myślisz o przedstawieniu naczelnej czarodziejki? - zapytał Inynde, kosztując miniaturowych kanapek serwowanych gościom, strategicznie lokując się plecami do pułkownik Han'kah.
-Urokliwa z niej istotka. Aż prosi się by sprawdzić jej gibkość w bardziej intymnej atmosferze.- odparła drowka uśmiechając się wesoło.- Nie brałeś tego nigdy pod uwagę ?
– Miałem raz przyjemność... - odparł bez najmniejszej nuty sentymentu samiec. – Słyszałem że ta cała impreza to jej pomysł, nic dziwnego że zrobiła z siebie gwiazdę wieczoru. - uśmiechnął się lekko. Doprawdy, czy to całe przyjęcie było po prostu jeszcze jedną metodą na połechtanie już teraz gigantycznego ego Maerinidi?
Nic dziwnego że nigdy nie zrozumie dlaczego nie dorasta Valyrin do pięt.
-Gwiazdę? … to było raczej publiczne upokorzenie. Jakaż dumna kapłanka czy czarodziejka dobrowolnie zachowywałaby się jak dobrze wytresowana niewolnica ?- skomentowała Inynda zdziwiona odpowiedzią.-Ciekawe czym podpadła swej Matronie, że zmuszona była robić za rozrywkę?
Samiec dyskretnie zerknął na wciąż nagą Mae.
– Prawdopodobnie masz rację. - przyznał. – Nosiła się z tym całym przedstawieniem tak dumnie, że uznałem że to musiał być jej pomysł. Nie byłaby pierwszą drowka która buduje swoje wpływy na seksapilu... Nie ważne jak tanim i tandetnym seksapilu. - dodał ze złośliwym uśmiechem, pokazując co naprawdę myśli o całej sprawie.
- Doprawdy… jak prosto dedukuje móżdżek mężczyzny.- zachichotała Inynda, a Lesen przewrócił okiem, przybierając urażoną minę.- Owszem seksapil jest użyteczną bronią, acz… co innego epatowanie nim jak to robi Mevremas, a co innego to…- wskazała palce na Maerinidię.- To silna drowka, dumna ze swej urody i talentu… Musiała długo obmyślać to całe przedstawienie, by ukryć że jest to kara. Jak widać na twoim przykładzie… udało to jej się.
Samiec pochylił głowę, pokornie przyjmując udzieloną mu lekcję. – Na swoją obronę, my samce mamy tendencje do słuchania niewłaściwego mózgu. -
-To prawda… ufam że już podjąłeś decyzje i rozmawiałeś z Han’kah?- zapytała drowka zmieniając temat.
– Nie... Są jeszcze rzeczy które muszę sprawdzić. - odpowiedział oględnie drow, odwracając się i lustrując komnatę spojrzeniem. – Hm, Generał Barzail zrobiła dla nas miejsce w swoim napiętym grafiku. Jak miło z jej strony.
Powinien z nią porozmawiać. Był ciekaw jaka była jej opinia na tak rozrzutne szastanie budżetem Godeep.
- Wybacz… ale Barzail sobie odpuszczę. Wystarczy mi rozmowa z Naczelną Czarodziejką Eilservs, by poczuć ten dreszczyk przebijania głową muru. Nie jestem militarystką i nie chcę przy niej ziewać. Nawet przez przypadek.- odparła przeprawszającym tonem Inynda.
– Nie musisz się tłumaczyć. - uścisnął czarodziejkę w pasie. – Zobaczymy się później... – zmrużył oko. – Czy Iliamara wciąż używa tego mackowatego berła?
-Ponoć… nie zabrała go jednak ze sobą.- odparła z uśmiechem Inynda i dała bezczelnie klapsa w pośladek Lesena.- Nie daj się Han’kah tanio kupić. Obrazisz mnie, jeśli to zrobisz. Targuj się.
– Jak rozkażesz, Pani. - mrugnął porozumiewawczo, uśmiechając się zalotnie.


***



Barzail najlepiej czuła się pośród militarystów. Nic dziwnego, że nawiązała rozmowę z równie doświadczoną co ona, generał. I równie zaawansowaną wiekowo. Mniej więcej… generał Tamika Tormtor była zdecydowanie młodsza od niej. Niemniej owa drowka należała do tradycjonalistycznej kasty oficerskiej. Tamika była w błyszczącej chitynowej zbroi… wyjątkowej rzadkości i ekstrawagancji z jej strony. Zbroja Tamiki wyglądała na czysto ceremonialny egzemplarz.
– Generał Barzail, Generał Tamika. - samiec pochylił głowę z szacunkiem przed starszymi stopniem kobietami. – Jak wam się podoba przyjęcie? - wyrzucił z siebie standardową uprzejmościową formułkę.
-Bardzo udane.- odparła uprzejmie i dyplomatycznie Tamika. Barzail skinęła głową.- Za taką cenę powinno być. A jak to oceniają Vae?
– Mogę mówić tylko za siebie. - uśmiechnął się promiennie samiec. – Wyśmienite, choć skromne w rozrywki, póki co. Zgaduje że nie chcieliście by cokolwiek odwracało uwagę od przedstawienia Naczelnej Czarodziejki? - zapytał przyjaźnie Barzail.
-Inne rozrywki raczej się nie wyróżniają pośród zwykłych, są tańce, są sale na bardziej intymne rozmowy, są wreszcie niewolnice i niewolnicy dla pechowców… Czegóż chcieć więcej? Gladiatorów może?- spytała retorycznie Barzail zerkając na Tamikę.
Drowka wzruszyła ramionami dodając.-Han’kah Tormtor robi co może, by wskrzesić Arenę Despana.
– I znając ją, gladiatorów i krwi nie zabraknie. - przytaknął samiec. – Ale muszę zapytać, szlachetna Barzail, z jakiej okazji jest to przyjęcie? Takiej ekstrawagancji w EC już dawno nie mieliśmy.
- Kaprys Matrony.- parsknęła zirytowana Barzail i wzruszyła ramionami.-Ale Matki Opiekunki mają prawo do kaprysów.
Tamika dyplomatycznie milczała, zarówno w kwestii przyjęcia jak i Areny.
- Dom Tormtor mógłby poprowadzić manewry wojskowe, ostatnio żadnych nie było… a Lolth wie, że by się przydały. Niby ilithidzi pokonani, ale kto w to naprawdę wierzy.- stwierdziła Barzail stanowczym głosem, ale Tamika uchyliła się od jasnej deklaracji przypominając.-Teraz to matrona Shi’quos rządzi.
-Ale ponoć ty szkoliłaś Haelonię w teorii strategii.- nie ustępowała Barzail.
- Jak i wiele innych drowek.- odparła Tamika.
– Wszyscy chcemy się nacieszyć pokojem. - wtrącił samiec. – Ale... Szlachetna Barzail ma rację. Nie jesteśmy bardziej gotowi na najazd Illithidów niż byliśmy przed inwazją... Wręcz przeciwnie, straciliśmy i Nihrizza, i Valyrin. Gdyby statek powrócił w tej chwili to nie byłbym pewien czy mielibyśmy jak go powstrzymać od zrównania miasta z ziemią. -
Rozmowa zeszła na tematy militarne, dość nudne dla osób postronnych. W pewnym momencie samiec odwrócił wzrok, dostrzegajac że Han’kah rozmawia z Inynda. Obydwie drowki utrzymywały iluzję uprzejmości, ale nawet tutaj czuł wszechogarniająca żądze mordu jaką wedzielały. Chociaż może to była jego wyobraźnia...
' To nie może się skończyć dobrze. '


***

– Malady, wyglądasz czarująco. Jak co dzień. - powitał ciepło dyplomatkę Tormtor. Młoda drowka zawsze nosiła się z elegancją artystki, oraz gracją skrytobójcy - samiec zastanawiał się czasem czy faktycznie jednym nie była.
- Cieszę się… miło, że zauważyłeś. Choć, czy powinnam się dziwić? Ostatnio niewiele czasu poświęcasz wizytom w świątyni Eilservs.- odparła ironicznie, acz miło się uśmiechając.
– Naprawdę? - odparł zaskoczony. Zamyślił się krótką chwilę. – Ja... Może. – zmarszczył z niezadowolenia brwi. – Ostatnio próbuje robić tyle rzeczy naraz, że brakuje mi czasu. Dziękuje że mi przypomniałaś. - uśmiechnął się serdecznie. – Jak cię traktuje nowy porządek rzeczy Malady? Bez konfliktu Verdaeth i Eclavdry w tle relacje z Eilservs chyba się ociepliły? - zauważył, przypominając sobie że przez długi czas lobbowała za zacieśnieniem stosunków z domem kapłanek.
- Oficjalnie… tak… nieoficjalnie... Sabalice wspierała nie tę następczynię Eclavdry, którą powinna, więc…- uśmiechnęła się kwaśno Malady.-... rozumiesz. Jest pewna nieufność między Tormtor a Eilservs? A jak tobie się żyje? Po tej całej sprawie z herezją Shar, Lanni ma dość duże wpływy w Eilservs i posłuch u Malnilee.
– Lanni może i zasypia drzemiąc o tworzeniu abstrakcyjnych dzieł sztuki z moich trzewi... Ale w domu jest w tym odosobniona. Zadbałem o to. - uśmiechnął się lekko. – Bardziej niepokoję się Kosiarzem... Ale nie będę ci zawracał głowy takimi przyziemnymi problemami. Tak między nami Malady, to jak zapatrujesz na polityczną sytuację w mieście? – zapytał, autentycznie ciekaw opinii doświadczonej dyplomatki.
- Interesująca… Ot, taki kociołek, który nie wiadomo kiedy wykipi.- stwierdziła dyplomatycznie kapłanka.-Nie pomyślałeś nad tym, by uprosić u swej siostry, by to jej szpiedzy zajęli się Kosiarzem?
– Nie. To dobre ćwiczenie dla moich ludzi... I dla mnie. Straż powinna być sama w stanie złapać jednego szalonego seryjnego morderce. -
- A co poza tym u ciebie. Ponoć prowadzisz ożywione życie towarzystkie.- zapytała cicho.
– Nie bardziej niż niektórzy. Po wojnie każdy ma ochotę trochę się rozerwać... Ale
skąd ten konspiracyjny ton?
– dodał, lekko zaniepokojony. Czyżby coś mu umknęło?
- Bez przesady…- zaśmiała się zakrywając usta dłonią.-Doprawdy, jeśli coś mówię to muszą to wszyscy słyszeć. Z jakiego powodu mam ułatwiać zadanie przypadkowym uszkom?
– Nie, oczywiście że nie. - zaśmiał się w odpowiedzi samiec. – Wybacz, mam ostatnio dużo na głowie i jestem trochę spięty. Ty sentymenty antythayskie wśród pospólstwa nie pomagają. - zamyślił się chwilę – Wiesz... Chyba faktycznie zaniedbałem swoje relacje z klerem. Byłoby dobrze przypomnieć Eilservs, że Lanni to nie jedyna osoba w Vae która jest im przychylna... A zgaduje że tobie zależy na przezwyciężeniu tej nieufności między Sabalice i Malnilee. Może jest coś co moglibyśmy zdziałać wspólnymi siłami?
- Może… kto wie?- wzruszyła ramionami Malady.- Wątpię jednak, by którakolwiek z nich tańczyła jak im Vae zagra. A tak mogą potraktować twoje wtrącenie w ich relacje.*
– Nie wydaje mi się żebym był w stanie zagrać melodię do której zatańczyłyby aż dwie matrony. - uśmiechnął się lekko. – Myślałem o czymś mniej... Niewykonalny. Ale nieistotne, możemy do tego wrócić przy innej okazji. Powiedzmy... Może na koncercie w enklawie? Słyszałem że ostatnia karawana przywiozła nie tylko oficjeli, ale też artystów.
- Hmm… Ja słyszałam, że dopiero przyśle. Cóż, jak się zjawią… to chętnie… Czemu nie, możemy się spotkać.- uśmiechnęła się ciepło Malady.
- No to jesteśmy umówieni.


***


Inynda krążyła po sali zahaczając krótko o różnych czarodziei. Właściwie dobrze się bawiła, acz sama… być może powodem tego był właśnie Lesen? Być może czekała na wynik jego rozmowy?
– Widzę że dobrze się bawisz. - powitał ją z promiennym uśmiechem, wykorzystując brak zbroi na to by zakraść się do niej podstępnie, jedną ręką odruchową obejmując ją w pasie.
-Ale czy ty tak bawić się powinieneś?- spytała drowka niespecjalnie opierając się jego napaści.-No i jak tam wasze rozmowy? Będzie nosiła twoje dziecko pod swym czarnym sercem córy Lolth?
– Jakoś się rozminęliśmy... Publiczne przyjęcia nie są dobrą sceną na takie rozmowy. - odparł trochę skrępowany. – Ale... Widziałem że sama miała przyjemność zamienić z nią kilka słów. -
- Przyjemność… to za duże słowo. Okazja… pasuje lepiej. Han’kah okazała się o mnie zazdrosna i strasznie czuła na punkcie swych matczynych talentów.- uśmiechnęła się ironicznie Inynda.-Oby Nihrizz ją dobrze wyuczył w łóżku, bo w innym przypadku nie zauważyłam u niej żadnej zalety godnej uwagi.
– Nie kieruje się tym co potrafi w łóżku... Wątpię żeby miała choćby ćwiartkę twoich zdolności i doświadczenia. Jest o co być zazdrosnym. - uśmiechnął się szelmowsko, ale po chwili wahania wypuścił czarodziejkę z objęć. Inynda miała rację, nawet jeżeli jeszcze nie przyjął warunków Han'kah, to powinien już zacząć oswajać się z myślą że będzie musiał o niej zapomnieć. Przynajmniej na jakiś czas.
– Widziałem jak rozmawiałaś z paroma samcami. Szukasz kogoś z kim mogłabyś zwiedzić ogrody Godeep? - zmienił temat uśmiechając się figlarnie.
-Może? Jeśli będzie mi się chciało… acz… nie… raczej będę samotnie patrzyła w dal, podczas przechadzki po nich. Na wypadek, gdyby udało ci się wytargować u Han’kah rozsądne warunki. Może nawet pochwycę gospodynię i znajdziesz dwie gotowe na figlarne przygody drowki zamiast jednej?- uśmiechnęła się kusząco Inynda.
Samiec przewrócił okiem.
– Czy będzie to duże zaskoczenie jeżeli powiem że nigdy nie byłem fanem trójkącików? Lubię dawać pięknym drowkom pełne sto procent swojego... Entuzjazmu. A przecież się nie rozdwoję. - przechylił lekko głowę. – Chociaż gdybym potrafił, to moim pierwszym pomysłem byłoby zobaczyć co na jakie wyżyny rozkoszy mógłbym cię zabrać z takim pomocnikiem. -
Była to kusząca fantazja, i o ile ani myślał dzielić się Inyndą z Mae, to pomysł czarodziejki podsunął mu wizję ich dwoje z Han'kah.
Ah to dopiero byłoby coś!
Szkoda że już prędzej poderwie Erlehei-Cinlu w powietrze.
Hej, to byłby niegłupi pomysł na skontrowanie Nautilida…
- Dobrze, że nie jesteś dyplomatą.- stwierdziła Inynda ironicznie.-Kiedy wpływowa drowka proponuje ci trójkącik winieneś merdać posłusznie ogonkiem.
– Ależ oczywiście. Zapomniałem jak istotny jest to element w budowaniu porozumienia między domami. - zakpił wesoło, acz nie złośliwie, samiec. Wzrokiem zaczął szukać w tłumie Maerinidi, chociaz o tej godzinie było możliwe że zabawia gdzieś gości. – Ale nie Maerinidia... Jest zbyt blisko Han'kah. Na pewno się pochwali.
-Doprawdy? A ja myślałam, że…- zdziwiła się Inynda.- Dziwne… spodziewałam się, że jako bliska przyjaciółka Valyrin, raczej nie będzie pałała sympatią do Han’kah. Po tej całej sprawie ze zniknięciem byłej Naczelnej Czarodziejki Despana.
- „Blisko” jeszcze nie oznacza że się lubią. - wyjaśnił. – Ale pomagają sobie od czasu do czasu. Ale z pewnością ktoś jeszcze wpadł ci w oko?
-Nikt konkretny… Już ci mówiłam. Nie zamierzam wiązać sobie rąk, na wypadek gdyby negocjacje z Han’kah… nie poszły po twej myśli. Ktoś cię musi po nich pocieszyć, prawda?- rzekła żartobliwie Inynda.
– W jedną noc sprawiłabyś że zapomniałbym o wszystkich swoich troskach, nie wątpię. - zaśmiał się samiec. – Ale naprawdę, Inyndo, - położył rękę na własnej piersi i przemówił dramatycznie - tylko ktoś o obsydianowo czarnym sercu chciałby zawłaszczyć Cię tylko dla siebie. Pozbawić elitę E-C twoich łask byłoby niewyobrażalnym okrucieństwem...
- A więc podjąłeś już decyzję. - westchnęła nieco… rozczarowana.-Pójdziesz na wszelkie ustępstwa, byle się tylko móc chwalić, że spłodziłeś jej bachora?
Samiec zamrugał parę razy, po czym uśmiechnął się lekko.
– Nie. Jeszcze nie. Po prostu chciałem powiedzieć że nie jestem specjalnie zaborczy. - uciekł wzrokiem. - Chociaż jak teraz o tym myślę to nie spotkałem jeszcze samca na tyle aroganckiego że wymagałaby swojej partnerki na wyłączność. I nie mam zamiaru być pierwszym. – spojrzał z powrotem na Inyndę, z psotnym ognikiem w oku. – Chociaż jestem na tyle arogancki by wierzyć że kogo byś nie znalazła, to i tak wykradłbym cię z jego objęć, tak jak pomogłem cię wykraść z Shi'quos. Teraz, czy też za kilka lat. – dorzucił mimochodem.
Chciał Inyndę, i nawet jeżeli planował dotrzymać przysięgi Han'kah, to ich związek nie będzie trwał wiecznie. Nie miał zamiaru dać sobie odebrać czarodziejki.
Inynda zachichotała i poklepała Lesena po policzku.-To doprawdy urocze… Przypominasz mi mego pierwszego samca. Denerwował się bardziej niż ja.
Lesen ujął dłoń czarodziejki i uśmiechnął się do niej ciepło. – Uznam to za komplement. Młodzieńczy entuzjazm, i takie tam. - poruszył znacząco brwiami.
Przyglądał jej się przez chwilę, nacieszajac oczy pięknem drowki, po czym węstchnął trochę zrezygnowany. – Powinienem już iść. Obiecałem sobie że odwiedzę świątynię jeszcze dzisiaj Lolth. -
- Gładka wymówka… ale uznaję ją za wygodną dla nas obojga.-odparła z ciepłym uśmiechem Inynda.
– Więc jednak sobie kogoś upatrzyłaś! - zarzucił jej pół żartem, pół serio, ale uśmiechając się szeroko. Czarodziejka uśmiechnęła się tylko enigmatycznie w odpowiedzi.

***

Lesen nie zawsze był sumiennym czcicielem Lolth. Przed swoją wędrówką po powierzchni raczej stronił od świątyni Lolth.
Mordercy Opiekunek świątyni już tak mają.
Ale teraz... Przytłaczająca atmosfera świątyni Eilservs była mu teraz tak bliska, że wręcz dodawała otuchy. Zwłaszcza po tym jak władze w domu przejęła Malnilee wraz ze swoją inkwizycją – strach czcicieli był wręcz namacalny. Osobiście preferował bardziej pogodne klimaty, ale rządy terroru inkwizycji nie napawały go niepokojem. Był w końcu oddanym sługa pajęczej królowej – i jeżeli gdziekolwiek jest to coś warte, to właśnie tutaj.
Nie, co napawało go niepokojem to... Jednostki nieprzewidywalne. Takie które nie kierowały się logiką. Element losowy, który miał potencjał zrujnować każdy misternie uknuty plan.
Maerinidia była jedną z takich osób, ale w porównaniu do tego co mogą zrobić Han'kah...
Ah, jak przyjemnie byłoby po prostu zapomnieć o sprawie i zacząć układac sobie życie z Inyndą. Czarodziejka gwarantowała stabilizacje, polityczne wyczucie które mu brakowało... Długo mógłby wymieniać.
Tyle że sprawa nie była tak prosta.
Ale miał nadzieje że Pajęcza Królowa wskaże mu drogę.
Stając przed ołtarzem, przejechał rytualnym sztyletem po żyłach na ręcę, wraz z krwią upuszczając z ciała słabość, i odmawiając modlitwę ku chwale mrocznej bogini.

' Lolth, błagam, wskaż swemu żałosnemu słudze drogę... '


***


Strach jest silny jak stal,
zaś miłość i szacunek są słabe i miękkie,
bezużyteczne uczucia na których nie można polegać.


***



***

Samiec zamrugał, zaskoczony wgapiając się w matronę.
– Proces? Taki sądowy? Z oskarżycielem, obrońcą, i przekupnym sędzią? - przechylił lekko głowę, rozważając pomysł. – Oczywiście, moglibyśmy coś takiego zorganizować, jak tylko przeprowadzimy stosowne dochodzenie, zgromadzimy dowody... Tylko, dlaczego, Matko Opiekunko?
-Tak… możemy zabić głupiego kupca, za to że zabił nieudolnego oficera. Możemy to zawsze zrobić, ale… możemy pokazać tym z Thay, że praworządność u nas istnieje. Że nie jesteśmy cywilizacyjnymi dzikusami za jakich nas mają i… - odparła z ironicznym uśmiechem, po czym przygryzła dolną wargę dodając po chwili.-Ale… nie uważasz Lesenie, że to za… proste? Ani kupiec nie wydawał się zbyt głupi, by zabijać. Ani oficer tak nieudolny, by dać się zabić. Myślę, że potrzebujemy czasu, by… zobaczyć co się kryje w cieniach tej sprawy. Słyszałam, że takie procesy na powierzchni mogą się ciągnąć dekadniami.
– Tak, ale to dlatego że państwa z powierzchni potrafią mieć bardzo skomplikowane systemy prawne, z długą historią... Pamiętam że w Sembii mają nawet ludzi dedykowanych do analizowania takich dokumentów, „prawników”, bodajże? W każdym razie, nie wydaje mi się żebyśmy mieli coś takiego u siebie. - uśmiechnął się lekko. - Ale mógłbym go zaaresztować i sprowadzić do przesłuchania, a potem nie wypuszczać z twierdzy, po pretekstem że może zbiec z Erlehei-Cinlu. Moglibyśmy go trzymać praktycznie w nieskończoność jeżeli nie ma jakiegoś silnego protektora, tak długo jak w końcu dostanie obiecany - zrobił w powietrzu cudzysłów palcami - „sprawiedliwy proces”. Jeżeli taka jest wola Matki Opiekunki, to tak też się stanie, szczegółami już mogę się zająć sam. Czy dochodzenie też oddajesz w ręce straży?
-Tak… dochodzenie zostawiam w ręce straży… rozgłaszaj, że to mój kaprys.- uśmiechnęła się bezczelnie Sereska.- Tak będzie najlepiej.
– Jednorazowy? - upewnił się samiec. – Raczej nie chcemy żeby ludzie zaczęli oczekiwać takiego traktowania za każdym razem... I pragniesz publiczny, czy prywatny proces?
-Za dużo z tym roboty, by przy każdej winie bawić się w procesy.- machnęła ręką Sereska. Zabawmy się… Niech to będzie publiczny proces. Idealna zasłona dymna.
Lesen nie mógł się powstrzymać przed pokręceniem głową z rozbawieniem.
– Jeżeli faktycznie w całej sprawie jest drugie dno... To jeszcze skończy się na tym że uniewinnimy faceta. To by było dopiero niespodziewane zakończenie.
- Niech sobie nie myślą tam na górze, że nie potrafimy łaskawi.-mruknęła z uśmiechem Sereska.


***


– Powiedz mi K'yorl, czy ja wyglądam na komedianta?
– Pozwolę się powstrzymać od komentarza, Kapitanie.
Spojrzenie jakim obrzucił go jego przełożony sugerowało ze chyba w końcu przegiął, ale Lesen po chwili wrócił do pisania na zwoju.
– Wychodzę z założenia że nie, bo nim do cholery jasnej nie jestem. - podniósł zwój i obrzucił go krytycznym spojrzeniem. – Więc dlaczego, na nieskończone sfery otchłani, Matka Opiekunka chce bym odegrał dla niej parodię sądu? - zwinął pergamin i wręczył go porucznikowi, jednym okiem zerkając na otwartą na stole księgę. – Oficjalna prośba od Kapitana Straży Lesena Vae do Kapitana Straży Czerwonych Czarodziei o ekstradycję Mistrza Handlu Farnasa, podejrzanego o zamordowanie Oficera Hurzolina Vae. Zgodna z międzynarodowymi standardami, jakie Thay wymaga od swoich sojuszników. Jeżeli będą się wahać, nasi ludzi mają podkreślić że podejrzany będzie trzymany w ludzkich warunkach do czasu procesu. Tak, dobrze słyszałeś. I nie, nie wiem dlaczego Sereska sobie tego wszystkiego życzy, ale wątpię żeby stało się to standardem.
– To... Nietypowe.
– Wiem. - samiec podniósł się z siedzenia, i zaczął przeglądać zawartość półek. Księgi z profilami jego strażników. – Ale najwyraźniej tak rozwiążemy tą sprawę – utrzymując należyte, powierzchniowe standardy. Więc żadnego torturowania podejrzanego bez mojego uprzedniego pozwolenia. Wszystkie dowody będą musiały zostać należycie zebrane i udokumentowane. Przesłucham go osobiście jak już zbierzemy zeznania świadków i sprawdzimy miejsce zbrodni… Czy mi się tylko wydaję, czy zaskakująco dużo z naszych strażników ma kryminalną przeszłość? - zmrużył oko nad zaszyfrowanymi zapiskami.
- Paru by się znalazło to na pewno.
- Czasem wydaje mi się że bliżej nam do Sembijskiej Mafii niż do prawdziwej straży… - Co akurat nie było dużym problemem. Potrzebował detektywów. Prawdziwych strażników, a nie żołnierzy o innej nazwie. Dawni kryminaliści będą stanowili dobrą pulę kandydatów. -[/i] Ale nieważne. Załatw mi należyty pokój do przesłuchań. Taki z jednostronnym lustrem. I kogoś do roli złego strażnika w "Dobry strażnik, zły strażnik. - [/i]
- Klasyk. -
- Skuteczny klasyk. - -zagiął dwie strony w księdze i wręczył ją oficerowi. - I przekaż tej dwójce że mają się stawić w moim gabinecie za pół godziny. Będą mi towarzyszyć przy sprawdzaniu miejsca zbrodni, zobaczymy czy są tak dobrzy jak mówi ich życiorys... Co tak stoisz? Rusz się!
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 08-12-2014 o 20:47.
Aisu jest offline