Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2014, 02:00   #118
Zielony Kot
 
Zielony Kot's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielony Kot nie jest za bardzo znanyZielony Kot nie jest za bardzo znany
"Opatrzysz to? Dam Ci pół wiewiórki."
Takim właśnie zdaniem zaczęła się znajomość M z Ianem.
I to okazało się być całkiem dobrym układem. Żyli razem... Właściwie "przeżywali".
Nie było między nimi dysput godnych ateńskich filozofów, ale na co komu dialog w dzisiejszym świecie? Teraz liczyło się tylko przetrwanie. Relacja Iana i M nie należała do najbardziej rozbudowanych.
M stosunki między nimi najwidoczniej odpowiadały, bo nie skarżyła się zanadto, nie prosiła, by zdradził więcej szczegółów na swój temat, nie drążyła niczego, co nie było istotne.
Była raczej milczącym gburem. Pomrukiwała, potakiwała. Rzadko decydowała się na bardziej rozbudowane zdania, choć pewnego wieczoru, przy szaszłyku z kiepsko doprawionego szczurzego mięsa wyznała swojemu towarzyszowi, że kiedyś mieszkała na farmie w Teksasie.
Zdawała się nie dostrzegać ślad po igłach na jego przedramionach, ignorować zwężone źrenice. Może po prostu nie chciała wiedzieć, że Ian jest uzależniony? To zrujnowałoby ten zalążek zaufania, który gdzieś w niej się zatlił.
Łatwiej było nie dopuszczać do siebie jasnych symptomów.
Miał ją pozszywać, gdy trzeba było; miał czuwać, gdy ona spała. I to właśnie robił. Jak dotąd sprawdzał się w stu procentach. Nie oczekiwała niczego więcej, nie obawiała się, że kiedyś nie będzie w stanie jej tego dać...

Atmosfera była dość ciężka. Noc, która zakończyła się makabrą w mieszkaniu obudziła w M uzasadniony niepokój, który z kolei wzmożył jej czujność i uwagę.
Stanęło przed nią kilka pytań, nie było jednak żadnej satysfakcjonującej jej odpowiedzi.
Dlaczego jej nie atakowali? Dlaczego skupiali się tylko na Ianie? Podczas szamotaniny zwieńczonej wystrzałami z jej broni zdawali się oczekiwać, że ona przetrwa. Jakby była im do czegoś potrzebna. Tylko na cholerę im prostaczka ze wsi?!
Goście, którzy pilnowali góry żarcia i amunicji, uzbrojeni po zęby... Nie mogli być sami. Pewnie gdzieś czyhali ich towarzysze.
A jeśli nie - okrzyki Winchestera mogły zwabić tu trupy.
M nie chciała zostawać w tym miejscu na noc. Zaproponowała przeszukanie ciał, zabranie czego wlezie i poszukanie innego miejsca na nocleg. Nie czuła się tu bezpiecznie. Nie zmrużyłaby oka.
I pewnie zginęłaby zanim nastałby wspomniany świt.
To nie było miejsce, w którym mogli przeczekać. Potrzebowali jakiegoś innego.
Pakowała do plecaka to wlezie… Wszystko co wyglądało na przydatne, czy cenne. Podała Ianowi jeden z karabinów, wyrwanych z dłoni martwego, niedoszłego oprawcy, starając się zachowywać w miarę cicho.
Dla siebie zgarnęła drugą broń, upewniła się czy magazynek jest pełen. Przerzuciła sobie nową zdobycz przez ramię. Ciągle miała pięć naboi do sztucera – jemu ufała, jego znała… Z nim sobie poradzi lepiej niż z karabinem. Później przetestuje, obezna się i może zaprzyjaźni się z nim bardziej niż z Winchesterem?
Mowa była zbędna. Wystarczyły gesty, szmer ruchów.
Do czasu.
- Ian? Słyszałeś? - Wyszeptała cicho, ledwo poruszając wargami.
Głosy... Głosy na klatce.
Nie czekała na odpowiedź, stanęła przy futrynie schodząc tym samym z linii wzroku ewentualnego gościa - zasłaniała ją ściana i dostrzec będzie można ją dopiero, gdy spojrzy się w prawo po przekroczeniu progu.
A wtedy może być już za późno - podniosła broń z kulą ulokowaną w komorze, była gotowa do wystrzału, jeśli osobnik, który tu wkroczy okaże się być nieprzyjaźnie nastawiony.
 
Zielony Kot jest offline