Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2014, 11:29   #33
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Wspólna zabawa z Sam_u_rajuem i Armielem :)

- Nieee – krzyknęła rozpaczliwie, licząc na to, że zdoła powstrzymać byłego egzekutora przed ostatecznym ciosem.
Scott nie zwolnił ręki choć krzyk druidki doszedł jego uszu. Wystrzeliła ona w kierunku napastliwego łaka…
Nie trafiła jednak w jego twarz a zaciśnięta pazurzasta dłoń z hukiem wbiła się w deski obok głowy napastnika.
Scott druga ręka złapał go za szyję i popatrzył pytająco w kierunku dziewczyny.
- Zostaw go. - Powiedziała nadal rozpaczliwym tonem Billingsley jednocześnie podbiegając do nich. - To mój… - Zawahała się na chwilę. - Znam go. - Chwyciła rękę Egzekutora usiłując odciągnąć od szyli przeciwnika. - Puść go. Kris. Rany boskie. - Trochę chaotycznie dobierała słowa.
- Puszczę jak będę miał pewność, że nic nam nie grozi - nie zaciskał bardziej uścisku ale i nie puszczał mężczyzny - Co on tutaj robi? Skontaktowałaś się z nim?
- Tak!! - Wrzasnęła nie zaprzestając swoich z góry skazanych prób odciągnięcia ręki Scott. - Wysłałam mu smsa. Chcesz zobaczyć mój telefon komórkowy?? - Przekręciła powoli głowę, tak żeby móc patrzeć prosto w oczy rogatej sylwetce. W jej oczach czaił się strach ale i determinacja.
- Czy tobie już naprawdę odpierdzieliło? Przecież mogłem go zabić albo on mógł zabić mnie. Rozumiem, że w dupie masz mój żywot ale chwila później albo mniejsza determinacja w ciele tego łaka i byłoby po nim. Skoro tak ci na nim zależny to po jasną cholerę to zrobiłaś? Facet ciągnie za sobą jakąś kawalerię BORBLu? - czerwone oczy rozszerzyły się zdradzając czający się gniew byłego Egzekutora.
- Chyba tobie odpierdzieliło. Niby jak miałam się z nim skontaktować?? Nie jestem telepatą. - Vannessa wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Chociaż bardzo, ale to bardzo korciło ją, żeby porządnie się wydrzeć. - On - Wskazała ręką na leżącego łaka. - bez problemu może mnie znaleźć. Tak mi się wydaje. - Potarła ręka brodę i cofnęła się o krok. - Znamy się bardzo dobrze. No. A teraz puść go z łaski swojej. Szukał mnie. Znalazł. Więc teraz powinno być w porządku. - Mówiła już całkiem spokojnie.
- Będzie jak ustalę czy nie miał ogona - warknął
- Coś ty sobie Kris myślał?? - Spytała Vannessa wilkołaka. Zamknęła przy tym oczy tak jakby chciała powstrzymać łzy. Po czym zakryła ręką oczy. Po chwili przesunęła rękę w dół do ust. Oczy miała już szeroko otwarte i wpatrywała się nimi w krew tuż obok ciała.
Scott puścił faceta i wstał bez słowa. Dopuścił dziewczynę by się nim zajęła. Sam wyszedł z pomieszczenia nie odwracając się nawet. Wyszedł na zewnątrz by upewnić się czy kawaleria druidki przybyła tu pojedynczo czy może stadnie.
- Uuyyyyrrrr…!! - Billingsley wydała z siebie pomruk niezadowolenia. Zacisnęła bardzo mocno powieki i skrzywiła się przy tym. Uniosła do góry obie ręce po czym zacisnęła z całej siły w pięści, tak jakby chciała coś zgnieść. Lepiej powiedzieć, jakby chciała kogoś chwycić za ubranie i potrząsnąć nim z całej siły. Była zła. Najbardziej na siebie. Tkwiła w takiej pozycji przez chwilę, aż praktycznie cała złość z niej uleciała. Zajęła się sprawdzaniem stanu leżącego Krisa. Chwilowy spokój ustąpił miejsca strachowi. Strachowi, że może stracić kogoś bliskiego. Chociaż nie pozwoliła sobie dokończyć tego zdania w myślach. Ręce drżały jej strasznie.
- Kris?? - Przeniosła swoje spojrzenie na twarz mężczyzny gdy sprawdzała tętno. - Kris??
Otworzył gwałtownie oczy. Warknął dziko, ale szybko złagodniał, kiedy zobaczył Vannessę.
- Ty... Nic ci nie jest?

Tymczasem Nathan stanął w wyważonych drzwiach i zlustrował czujnie otocznie. Niczego podejrzanego nie usłyszał, ani nie zauważył. wyglądał na to, że loup - garou przybył sam.

- A co mi niby miało być?? - Spytała zdziwiona. - Co, co, co ty tutaj w ogóle robisz?
- Byli u mnie ludzie z twojej pracy i powiedzieli, że zostałaś porwania. Wytropiłem cię po zapachu. Zaraz tutaj powinni być ze wsparciem. Zostawiłem ich dwie ulice stąd, może kilka dalej.
- O ja pierdolę. - Vannessa powiedziała to bardzo, bardzo powoli. Użyła wulgaryzmów, a to oznaczała że była albo bardzo zdenerwowana, albo bardzo zła. Albo jedno i drugie. - Nathan!! - Wydarła się następnie na całe gardło. - Nie no. - Zwróciła się już ciszej do loup-garou unosząc ręce do góry jakby wołała o pomstę do nieba. - I ty uwierzyłeś w taką bajeczkę?
- Zaprowadzili mnie do kwiaciarni. Tam była, twoja krew, twój zapach.
- Nie no... - Uniosła palec wskazujący prawej ręki do góry, ale zatrzymała go i zrezygnowała z powiedzenie tego co miała powiedzieć. Opuściła rękę. - Mogła tam być moja krew. Wyjaśnię później. Wykorzystali cię. Zresztą nie tylko ciebie. - Machnęła ręką dając do zrozumienia, że to obecnie mało istotny szczegół.
Zanim Scott pojawił się przy dziewczynie omiótł jeszcze wzrokiem okolice. Jego nadnaturalny brzęczek lekko wibrował ale to musiało być spowodowane obecnością łaka. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Popatrzył pytającą na dziewczynę, zachowując czujność gdyby jej towarzysz znowu chciał się oddać zapasom
- Obawiam się, - Westchnęła głośno pocierając ręką kark a następnie zakrywając tą samą dłonią połowę ust. - że zaraz - Profilaktycznie przesunęła się by stanąć między mężczyznami. Było to oczywiście głupie i bezsensowne w razie awantury. - będziemy mieli na karku funkcjonariuszy biura. Ilu ich tam było Kris??
- Grupa wsparcia - wilkołak dość szybko odzyskiwał siły.
Oznaczało to około dwunastu ludzi. Możliwe że ze wsparciem jakiegoś nie-człowieka. I broń ciężą. Granaty, karabiny maszynowe, sieci elektryczne, snajperów.
- O rany. - Westchnęła ciężko i z rezygnacją Vannessa. To był naprawdę, naprawdę paskudny dzień.
Nic nie powiedział. Przynajmniej nie od razu. Przez ułamki sekund kalkulował jak tamci mogą zadziałać.
- Wypieprzamy stąd - skalkulował w końcu - Zajmij się Vannesą - rzucił do tego, którego dziewczyna nazwała Krissem - i za mną.
Ruszył w kierunku tylnego wyjścia dostosowując tempo do łaka i dziewczyny. Zastanawiał się czy dla Borblowców mogą stanowić wędkę na którą ci będa chcieli złapać grubsza rybę czy to oni są ich celem.
Druidka nieznacznie kiwnęła Krisowi głową, na znak że w pełni zgadza się z rozporządzeniami Scotta.
Za domem znajdował się zarośnięty wysuszonymi po zimie chwastami ogród, kiedyś pewnie oczko w głowie właściciela posesji. Teraz straszył chaszczami i przerdzewiałym, rozpadającym się płotem, który nie zatrzymałby nawet pięciolatka na trójkołowym rowerku.
Za tym podwórzem znajdowało się kolejne, równie zapuszczone. Cały kwartał był wymarłym miejscem, które ludzie opuścili kilka ładnych lat temu, a przyroda przywłaszczyła sobie na powrót. W razie czego mieli gdzie uciekać. Na razie przypadli przy ziemi, ukryci w krzakach i nasłuchiwali.
Nie słyszeli żadnych samochodów, lecz Scott wyraźnie czuł budzący się zmysł zagrożenia. Zbliżali się, chociaż nie wiedział skąd.
- Są na prawo od nas. - Warknął Kris- Zachodzą dom od tyłu. Pewnie przejdą przez to podwórze.
Były Egzekutor skinął głową łakowi, zatoczył palcem w powietrzu kółko wskazując ich troje a potem skierował go w lewo i zaczął się przemieszczać w tamtym kierunku jak najciszej i jak najmniej widoczny. Nadal nie skorzystał z przyspieszenia ani innych super mocy, by nie pozostawiać, szczególnie Vannessy na pożarcie jej byłym szefom.
- Zawsze możesz mnie tu zostawić. - Wyszeptała Billinglsey. - beze mnie macie szansę im uciec.
Nie wiedział do kogo skierowane było to stwierdzenie, do niego czy do Krisa, ale i tak pozostawił je mimo uszu nie zbaczając na razie z kierunku jaki sobie ustalił.
- Zabiorę ją kilka domów stąd w lewo. Zaszyjemy się tam. Ty zajmij się swoimi sprawami - powiedział Kris.
Nathan skinął głową. Przez chwilę jeszcze skradał się z łakiem i Vannesą by w końcu odłączyć się od nich i znaleźć sobie schronienie w ogrodzie innej posesji niedaleko podniszczałej budy dla psa. Stąd miał dość dobry widok na dom z którego właśnie się wynieśli. Mógł obserwować teren w dziurze miedzy deskami stanowiącymi płot.
- Uważaj na siebie Nathan. - Powiedziała cicho bez odwracania się i nie była pewna czy on jeszcze to usłyszał.
Kris ruszył przodem, trzymając się krzaków i co chwilę węsząc w powietrzu, jak dzikie zwierzę. Vannessa szła za nim, trzymając się blisko, wiedząc, że Kris wyczuje wrogów szybciej, niż oni jego, dzięki swoim nieludzkim zmysłom. Loup-garou prowadził ją dalej na zarośnięte podwórka, przez rozwalone i poczerniałe ruiny jakiegoś domu, przez kolejny zachwaszczony, zapomniany ogród, aż wyszli na nierówną drużkę wydeptaną przez dzikie zwierzęta pomiędzy dwoma parcelami. Kris wybrał jakiś dom, z wyłamanym oknem przez które dostali się do środka. Kiedy znalazła się w śmierdzącym pleśnią i grzybami wnętrzu poczuła prawdziwe zmęczenie. Znów odezwały się zawroty głowy.
Zacisnęła mocno powieki i przyłożyła rękę do skroni drugą szukając jakiegoś oparcia. Błędnik szalał i musiała inaczej dać mózgowi znać, że jest w stabilnej pozycji. Po pijaku, przy karuzeli w głowie, skutkowało postawienie chociaż jednej nogi na podłodze. Tutaj stała obiema, a i tak mocno kręciło się jej w głowie. W końcu trafiła ręką na coś miękkiego i ciepłego, na Krisa.
- Muszę się na chwilę położyć. - Powiedziała siląc się na spokojny i normalny ton. - Drobna kontuzja po porannej akcji. - Nawet wydała z siebie pomruk, który w jej mniemaniu miał być śmiechem.
- Zaraz coś znajdziemy - powiedział Kris z troską w głosie.
Chociaż mieszkanie zostało opuszczone, to jednak trudne warunki życia po Fenomenie spowodowało, że ktoś już je splądrował i wyniósł wszystko, co nadawało się na sprzedaż albo rozpałkę. Jednak w jednym z pomieszczeń na dole znaleźli rozpadającą się wersalkę.
- Tutaj powinno być znośnie - mruknął Kris. - Teraz zachowajmy ciszę. Mogą przeszukiwać okolicę, jak nie znajdą cię w tamtym domu.
Kiwnęła głową i pozwoliła położyć się na zniszczony mebel. Po mimo zmęczenia i dolegliwości w głowie kołatały się pytania.
Jak ona wplątała się w ten cały bałagan??
Jak ona wplątała w to wszystko Krisa??
I najważniejsze.
Jak ona przekona Scotta, że nie miała nic wspólnego z pojawieniem się agentów biura. Przecież z jego punktu widzenia mogło to wyglądać jak zaplanowana akcja.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline