Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2014, 15:33   #29
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
TUŻ PO WALCE

No, to było coś… Półsmok podniósł głowę, wypluł kurz, kichnął i w oszołomieniu rozejrzał się, zrazu nie rozumiejąc. Potem dojrzał coś co sprawiło że przerażenie przeszyło go dotkliwiej niż ból ran.
- Aria! - krzyknął i zmusił mocarne kończyny do ruchu. Siostra leżała pod ścianą, a Janos nieledwie na czworakach dopadł do niej, po drodze mimochodem zgarniając swój miecz. Ku jego uldze dziewczynka nie wyglądała jakby bardzo ucierpiała; brat już się przekonał że jej małe ciałko jest bardziej żywotne i odporne niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Już otwierała oczy.
- Jesteś ranna? Uciekamy stąd? - szepnął po najbardziej pospiesznych oględzinach i sprawdzeniu czy kości całe. Oszołomiona Aria kiwnęła tylko głową. Mimo że… hm, komplikacje, wliczone były w ryzyko niszczenia potencjalnie magicznych przedmiotów, to takiego wybuchu się nie spodziewała. Z przerażeniem powiodła wzrokiem po pobojowisku i zakrwawionych, osmolonych towarzyszach. To była jej wina?! Janos nie czekał i nie oglądał się na innych, po prawdzie zupełnie o nich zapomniał. Eksplozja i kontuzja sprawiły, że czuł się jak podczas każdej innej walki, jak wtedy kiedy mogli liczyć tylko na siebie: on i Aria. Musieli się ukryć… ukryć i zmylić pościg, wylizać rany, zapewnić sobie bezpieczeństwo. Złapał ich dobytek w jedną dłoń, drugą ręką dźwignął siostrę niczym piórko i ruszył biegiem byle dalej od tupotu.
- Biegnijcie za mną, kiedyś tu byłem, ale musiałem wyjechać - Akbar nie wdawał się w szczegóły nagłego wyjazdu, tylko ruszył w kierunku zaułków prowadząc pozostałych.

Przez kilka chwil Yat myślał, że Przeznaczenie doprowadziło go właśnie do końca ścieżki. Nagły błysk i eksplozja oszołomiły go do tego stopnie, że przez chwile nie wiedział gdzie się znajduje. Otrzeźwiły go dopiero okrzyki towarzyszy i zbliżających się stróżów prawa. Oniemiał widząc, że wszyscy szykują się do ucieczki. Dlaczego? Przecież to oni zostali zaatakowani. To oni zostali ranni. Takie zachowanie mogłoby jedynie świadczyć o tym, że dokonali czegoś złego.
-Czemuż to uciekacie, skoro jesteście niewinni? Wielu ludzi może poświadczyć o naszej prawdomówności. W nas również nikt nie wyczuje krzty kłamstwa. Nie macie powodów do obaw, Przeznaczenie i Hakija czuwają nad nami. Nikt nie ma prawa nas skazać, za to, że walczyliśmy w obronie własnej i ludzi tu przebywających – Yat przemówił donośnym, lecz również spokojnym i opanowanym głosem.
Spostrzegłszy Adila, zauważył, że po eksplozji jego stan znacznie się pogorszył. Yat złożył broń i oderwał kawałek materiału z ziemi, a następnie począł robić z niego prowizoryczny opatrunek. Usiadł przed młodzieńcem po turecku i zaczął tamować krwawienie, modląc się do Przeznaczenia i innych Bogów o łaskę i ulgę w cierpieniu dla niego.
Ostatnie chwile wprawiły Malika w zdumienie. Najpierw wybuch, później ucieczka towarzyszy. A przecież tak, jak mówił Yat, nie było powodu, by mieli czuć się zagrożeni ze strony stróżów prawa… o ile nie mają czegoś jeszcze na sumieniu, wpadło mu do głowy, gdy przypomniał sobie rozmowę z Latifiyah zeszłej nocy. Mistrz Abdullah rzekł niegdyś, że “występek wpija się w człowieczy umysł, jak drzazga w skórę. Można ukrywać się przed ludzkimi sędziami, ale przed własnym sumieniem uciec nie sposób.” Być może dżin miał rację, na tych ludzi trzeba uważać, pomyślał sha’ir.
Kiedy otrząsnął się z rozmyślań podszedł do rannych obadał wzrokiem pobojowisko. Jego moc nie miała tu zastosowania, zatem wspomógł jedynie po cichu mistyka w jego modłach.
Shamal w pierwszej chwili chciał iść w ślady Janosa, Arii i Akbara. Jego rozumowanie było dość proste - w wielkim mieście Al-badi traktowany był inaczej, niż mieszkaniec owego miasta. Co drugi kupiec usiłował go oszukać, strażnicy spoglądali na niego podejrzliwie. Jednak Malik i Yat pozostali. Nie wypadało ich zostawiać.
Poza tym... On miałby uciekać przed paroma Al-Hadhar?
Otrzepał burnus z kurzu, wytarł starannie miecz i chował go właśnie, gdy na miejsce starcia wbiegli strażnicy.

Mamelucy, którzy rychło w czas przybyli na miejsce zastali wielkie pobojowisko na środku jednej z głównych ulic. Ich uwagę przykuła grupa znajdująca się mniej więcej pośrodku tego całego bałaganu. Dowódca patrolu, wysoki i muskularny mameluk podszedł do nich i zapytał wprost:
- Czy możecie w krótkich słowach wyjaśnić co się tutaj stało? Kto wam to zrobił.
Yat i Malik zwięźle opowiedzieli co się stało. Wygolony na łyso dowódca był lekko zdziwiony, czy wręcz skonsternowany, ale świadczyła o tym jedynie jego niepewna mina.
- Rozumiem - odparł krótko - Zapewne nie wiecie kim byli napastnicy? To jakieś bestie na usługach jakiegoś maga, czy dzikie potwory, które wdarły się do miasta.
Ani mistyk, ani sha’ir nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie.
- Widzę, że to poważna sprawa - mruknął ni to do siebie, ni to do swych rozmówców - Musi się zająć tym mój przełożony. Wiele się ostatnio dzieje w Muluk, ale atak niewidzialnych stworzeń w samym centrum to już zdecydowanie za wiele. Powiedzcie jeszcze gdzie mieszkacie, aby w razie konieczności śledczy mogli was przesłuchać.
Mistyk i mag jako miejsce swojego pobytu wskazali seraj, gdzie spędzili noc.

W tym czasie Janos, Aria i Akbar oddalali się od miejsca wybuchu nie zatrzymywani przez nikogo, choć nie dało się ukryć, że ich bieg przez główne ulice miasta wzbudzał zainteresowanie przechodniów. Akbar nalegał by zatrzymać się nieopodal “miejsca zbrodni” i zobaczyć jak rozwiąże się sprawa ze strażą miejską; na szczęście mamelukowie nie planowali uwięzienia drugiej części drużyny wysłanników szejka. Potem cała trójka ogarnęła się, by wyglądać przyzwoicie i niby to swobodnym krokiem podążyła do Czarnego Lwa aby wylizać rany i poczekać na towarzyszy oraz Adila. Przy okazji Janos zatrzymał się by - po nieuniknionym targowaniu się - zakupić mąkę i sól, jak również trochę rzemieni i mosiężnych dzwoneczków.
- Rzemyki i dzwoneczki by okna i drzwi na noc zabezpieczyć, na wypadek “gości” - wyjaśnił, tak samo jak wcześniej opowiedział o mące i soli. Ta ostatnia mogła się przydać jeśli atakujący, którzy wydawali się jakoś związani z żywiołem wody, byli na nią wrażliwi. Poczucie bezpieczeństwa, jakim półsmok cieszył się w Muluk - prysnęło, a swoboda zniknęła zastąpiona czujnością i gotowością do walki. Znowu byli na niebezpiecznej ziemi i otoczeni wrogami.
 

Ostatnio edytowane przez Romulus : 13-12-2014 o 01:53.
Romulus jest offline