Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2014, 11:23   #21
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
Na ulicach Muluk
Po spotkaniu w sklepie u bin Nassura, drużyna rozdzieliła się. Każdy miał jakieś sprawy do załatwienia od najbardziej błahych, jak poznanie topografii miasta, poprzez bardzo pragmatyczne jak uzupełnienie zapasów, a na bardziej wzniosłych, jak podziwianie kunsztu muluckich architektów i budowniczych kończąc.
Z każdą upływającą minutą i godziną, tłum na ulicach miasta gęstniał. Dopiero teraz można było się przekonać ile prawdy jest w stwierdzeniu, że Muluk to miasto gdzie można spotkać nie tylko mieszkańców ze wszystkich stron Zakhary, ale także z najdalszych stron obcych ziem. Obok siebie na ulicy szedł ubrany w szpiczasty kapelusz czarodziej z Wrót Baldura i śniadolicy al-badi, prowadzący kilka wielbłądów na bazar.
W blasku słońca misternie zdobione liwany, uliczne mimbary wykonane albo z wypolerowanego marmuru, albo ciemnego drewna, wysadzane szlachetnymi kamieniami i złotem kopuły imponowały i przyciągały wzrok jeszcze bardziej niż wczorajszego wieczoru. Dla przywykłych do pustych, czy wręcz jałowych krajobrazów pustyni Yata, Malika, czy Shamala było to niezwykłe uczucie. Miasto w jakiś sposób ich krępowało i dusiło zmysły, z drugiej jednak fascynowało bogactwem form i zawiłą strukturą ulic i domów.

Wędrując ulicami Miasta Królów i oglądając jego wspaniałości Kumalu chyba, jako jedyny z całej grupy nie zapomniał o czujności. Wytrenowane w czasie tysięcy godzin czujność nie pozwalała mu na swobodne i lekkomyślne błądzenie po ulicach. Szedł z grupą, niczym pies pilnujący stada owiec. Kilkukrotnie jego zmysły wyłapały coś co kazało albo mu przystanąć, albo rozejrzeć się uważnie wokół. I choć nigdzie nie zauważył nic podejrzanego, to instynkt podpowiadał mu, że ktoś cały czas podąża ich śladem i dokładnie obserwuje.

Także Aria kilka razy poczuła niepokój. Był on jednak innej natury i młoda czarodziejka, sama do końca nie potrafiła określić źródła lęku, jaki wdzierał się do jej serca. Obce i jakże potężne miasto pobudzało zmysły, ale jednocześnie budziło strach. Natrafiając na surowy wzrok brodatych mężczyzn, Aria niemal kuliła się w sobie. Każde takie spojrzenie uświadamiało jej, że jej tutaj obca i zapewne przez wielu niemile widziana. Zarówno ona, jak i idący obok niej Janos przykuwali wzrok niemal każdego przechodnia. Będąc pod takim obstrzałem instynktownie w sercu rodzi się obawa, czy nawet lęk.
Instynkt Arii mówił jednak coś jeszcze. Kilka razy poczuła coś, co wywołało na jej rękach mimo lejącego się z nieba żaru, gęsią skórkę. Coś obok niej przeszło, coś czego nie widziała, a jedynie poczuła. Poczuła swym magicznym zmysłem. Znała to uczucie, gdy w pobliżu ktoś używał magii, albo przechodziła obok jakaś magiczna istota. Zazwyczaj jednak to uczucie nie wywołało takie lęku, jak w tej chwili.
Wszystko to jednak było tylko mglistym wrażeniem, niesprecyzowaną obawą i dlatego tym bardziej niepokoiło Arię.

W czasie, gdy reszta drużyny szwendała się po mieście, Fillander postanowił zasięgnąć języka i przy okazji trochę zarobić. Przebrany w jakieś wytarte łachmany udał się na Wielki Bazar. Było to nie tylko centrum handlu, ale także miejsce gdzie można było dowiedzieć się niemal wszystkiego. Fillander usiadł w jednej z alejek pomiędzy straganami i wyciągnął dłoń proszą o datki. Po kilku godzinach spędzonych w ten sposób półelf dowiedział się między innymi, że banda grasująca w mieście i oszukująca ludzi robi się coraz bardziej zuchwała. Osób, które dały się nabrać na sztuczkę z zaklętym złotym żukiem przybywa. Ponoć na wczorajszej naradzie kupców postanowiono wynająć jakiś ludzi, aby załatwili ten problem. Wobec bezsilności milicji wydaje się to jedyne słuszne rozwiązanie. Sprawa może nie być jednak tak prosta jak się wydaje, gdyż mówi się że banda ma silne powiązania z miejscowymi hersztem złodziejskiej gildii, Lepkim Ahmedem oraz jedną ze szlacheckich rodzin. Ponadto bard dowiedział się, że lada dzień spodziewany jest wysłannik Wielkiego Kalifa. Ilość plotek dlatego przybywa on do Muluk jest tyle, że ciężko się nie zgubić w ich gąszczu. Pewne jest natomiast to, że dla miasta będzie to wielkie wydarzenie i wpłynie ona radykalnie na jego życie. Na pewno zostanie zorganizowana jakaś feta powitalna oraz uczta. A przy takiej okazji na pewno będzie szansa na jakiś zarobek.
A ten niewątpliwie przydałby się półelfowi, który od momentu cudownego ocalenia żyje tylko i wyłącznie dzięki uprzejmości i gościnności mieszkańców Zakhary. Jego mieszek jest lekki niczym piórko, a tych kilka godzin żebractwa przyniosły bardzo mizerny efekt. Jedynie dwie stare kobiety, które przyszły na bazar, aby zakupić świeże owoce poratowały Fillander kilkoma miedziakami.

Akbar, który po upojnej nocy z Dżamilą był pogodny i pozytywnie nastawiony do świata, włóczył się wraz z resztą drużyny rozmyślając nad tym, co będzie robił po tym jak oddadzą przesyłkę.
- Kochany - Dżamila nachyliła się na mężem i szepnęła mu do ucha - Wybacz mi, ale muszę cię na chwilkę opuścić. Zostań ze swymi kompanami, dobrze. Z tego, co słyszała to wybieracie się do meczetu Tysiąca Fontann. Spotkajmy się tam po obiedzie.
Żegnając się czułym pocałunkiem Dżamila zniknęła w jednej z bocznych uliczek. Akbar wiedział, że nie ma sensu się jej pytać dokąd się wybiera. Jego żona była niczym kotka, która chadza własnymi drogami i nie znosi, gdy się ją do czegoś przymusza lub wpływa na jej decyzję.
Pogodzony z losem, Akbar mógł tylko czekać kolejnego spotkania i liczyć, że Dżamila sama opowie mu gdzie była i co robiła.

“Słodycz Araju”
Gdy słońce sięgnęło zenitu, a ulice miasta zaczęły powoli się wyludniać drużyna zbliżała się już do miejsca, gdzie mieli się spotkać z bin Nassurem. Kupiec umówił się z nimi w seraju w samym centrum, tuż obok Targu.
Było to miejsce, gdzie w takie jak te południa przybywali zmęczeni słońce i upałem kupcy, handlarze oraz wszelcy ludzie biznesu, aby w luksusowych warunkach tego zajazdu prowadzić negocjacje i rozmowy handlowe.
Stojący przy wejściu mameluk popatrzył dość podejrzliwie na grupę, ale gdy zauważył Kumalu kiwnął mu tylko głową i wykonał jakiś dziwny gest przy ustach. Wyglądał on tak, jakby strażnik odganiał się od much. Jednak dla czarnoskórego mameluka była to jasna i bardzo precyzyjna informacja: “Bądź pozdrowiony bracie. Chętnie z tobą pomówię jeśli znajdziesz wolną chwilę”

Drużyna weszła do szerokiego przedsionka, gdzie gruby eunuch w złotym turbanie witał wszystkich gości.
- Witajcie szanowni goście - mężczyzna ukłonił się nisko i obdarzył drużynę szerokim i szczerym uśmiechem - To zapewne wy jesteście gośćmi, czcigodnego bin Nassura. Proszę za mną.
Cały hol emanował przyjemnym chłodem, który był miła odmianą po spiekocie jaka panowała na ulicach Muluk. Eunuch poprowadził drużynę krętymi schodami na piętro seraju, gdzie czekał już bin Nassur.
Siedział on na puszystym, zdobionym w zawiłe arabeski dywanie. Przed nim stał mały stoliczek na którym ustawione było niewielkie palenisko złoty dzbanek i delikatne, porcelanowe filiżanki. Bin Nassur na widok eunucha i drużyny uśmiechnął się szeroko i wykonał zapraszający gest.
Gdy wszyscy usiedli na wygodnych poduszkach, Hassan sięgnął po dzbanek i zaczął powoli nalewać gęstą, czarna kawą. Wonny aromat wypełnił pomieszczenie.
- Najlepsza arabica stąd, aż do Huzuz - pochwalił się gospodarz.
Tak rozpoczęła się kawowa ceremonia w czasie, której bin Nassur wypytał dokładnie drużynę o to skąd znają szejka Lisów Pustyni, jak to się stało, że im zaufał i pokrótce kto kim jest i skąd pochodzi.
- Widzę, że bogowie połączyli ścieżki bardzo ciekawych osób. Śmiem twierdzić, że może wyjść z tego wiele dobrego.
W czasie rozmowy Akbar wręczył Hassanowi przesyłkę, która tak wytrwale strzegł aż do tej chwili. Hassan bin Nassur odebrał pudełeczko z wielkim namaszczeniem i otworzył. Oczom wszystkich ukazała się wąski, niczym igła, wykonany ze szczerego złota pręcik. Widać było, że znajdują się na nim drobne znaki, które układały się w niezwykle misterny wzór.
- Udało mu się - powiedział kupiec - Naprawdę mu się udało. - a po chwili dodał uprzedzając zapewne pytania, który miały zaraz paść - Z wielka przyjemnością opowiem wam historię tego, ale widzę że już niosą nasz posiłek.
I faktycznie trzech młodych eunuchów wnosiło właśnie na srebrnych tacach dania, które stanowiły ich obiad. Były wśród nich pieczone perliczki i kurczęta, opiekane jagnięce udźce, kilka rodzajów ryb przygotowanych na kilkanaście sposób oraz nieprzebrana ilość owoców i deserów.
Teraz członkowie drużyny wiedzieli dlaczego bin Nassur nie chciał odebrać przesyłki w swoim sklepie. Wynikało to zarówno z szacunku dla przyjaciela, jak i chęci należytego ugoszczenia strudzony ludzi honoru.
Posiłek był wyśmienity i naprawdę godny stołu Wielkiego Kalifa. Smak, aromat oraz ilość potraw mogły przyprawić o zawrót głowy.
W czasie posiłku wyszła kwestia, która najwyraźniej bardzo nurtowała bin Nassura:
- Słyszeliście zapewne o oszustach, którzy grasują w naszym mieście. Przykra, naprawdę przykra sprawa. Ofiar oszustów jest coraz więcej, a starty idą już w tysiące denarów. Milicja jest bezradna, albo taką tylko udaje. Jesteśmy więc pozostawieni sami sobie. Na wczorajszej naradzie postanowiono poszukać ludzi, którzy mogliby załatwić to za milicję. Obawiam się jednak że może z tego wyniknąć więcej kłopotów niz pożytku. Sprawą powinien zająć się ktoś dyskretny i fachowy, a nie jakaś zwykła banda najemników. W całej sprawie plącze się zbyt wiele wątków i wiele wskazuje na to, że to jest poważniejsza intryga. Gdybym miał kogoś godnego zaufania, jak wy…. -ehhh - westchnął bin Nassur - Co zrobić? Ale dość o moich kłopotach napijmy się - rzekł kupiec i wzniósł w górę złotych kielich z winogronowym sokiem - Za pomyślność mego przyjaciela, Abdula al-Makhariego i cały klan Lisów Pustyni. Niech bogowie strzegą ich dróg, a Przeznaczenie sprzyja cały czas.

Na zakończenie spotkania bin Nassur zaproponował wszystkim wspólną chwilę relaksu przy aromatycznym dymie. Trójka młodych eunuchów wzniosła dużych rozmiarów shishę.
I tak spotkanie z bin Nassurem skończyło się w leniwych oparach wonnego dymu.
- Gdybyście pozostali w mieście, to nie krępujcie się mnie odwiedzić. Zawsze jestem gotów służyć wam pomocą. Przyjaciele mojego przyjaciela, są moimi przyjaciółmi. - rzekł na pożegnanie kupiec.

W drodze do meczetu
Gdy drużyna opuściła “Słodycz Araju” słońce przekroczyło juz zenit i ulice pogrążyły się w przyjemnym cieniu. Tuz przed wejściem czekał Adil. Zgodnie z obietnica i planami cała drużyna miała udać się do meczetu Tysiąca Fontann, aby dowiedzieć się czegoś na temat tajemniczego dysku, jak i klątwy jaką został obłożony młodzieniec.

Z seraju do meczetu było zaledwie kilkaset metrów. Jednak zarówno parne powietrze, jak i sytość żołądków nie zachęcały do szybkiego i forsownego marszu. Prowadząc luźną rozmowę drużyna szła niespiesznie w kierunku świątyni.
W pewnym momencie Latifyah, która siedziała na ramieniu Malika nachyliła się do jego ucha i szepnęła:
- Panie nie chce cię niepokoić, ale wydaje mi się, że ktoś podąża naszym śladem. I nie jest to bynajmniej żywy człowiek. Kilka razy wydawało mi się, że widzę kogoś przemykające czy to gdzieś w cieniu, czy też na dachu.
Sha’ir był mocno rozleniwiony, ale mimo to nie zlekceważył ostrzeżenia dżiniji. Dalej szedł wolno, jka gdyby nigdy nic, obok innych członków drużyny. Jednak jego wzrok i zmysły wypatrywały śledzącego ich przeciwnika.

Nagle jakaś niewidzialna siła przewróciła Adila na ziemię oraz odepchnęła Yat i półsmoka o kilka kroków do tyłu..Chłopak szarpał się z kimś kogo nie było widać i gdyby nie przeczucia części z członków drużyny można, by było wziąc to za kolejny atak szaleństw u Adila. Aria, Kumalu i Malik wyczuwali jednak jeszcze obecność kilku niewidzialnych bytów w pobliżu, które wyraźnie czaiły się do ataku.
Adial wił się po ziemi niczym opętany i krzyczał z bólu. Trysnęła krew, a ludzie wokół zatrzymali się patrząc z niedowierzaniem na to, co się działo.
 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS
Ereb jest offline  
Stary 07-12-2014, 19:46   #22
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Słodycz Araju tuż przed i tuż po spotkaniu z Bin Nassurem.

Kumalu rozpoznał tajny znak mameluka i sam przesłał mu gestami odpowiedź - " Niech bogowie ci sprzyjają bracie. Porozmawiamy jak będę wychodził."

Trudno było uśpić czujność towarzystwa z którym czarnoskóry wojownik podróżował, ale w końcu udało się gdy wszyscy wyszli ze spotkania z Hassanem bin Nassurem. Kumalu został z tyłu i w sposób który nie zwrócił niczyjej uwagi, zbliżył się do mameluka.

- Witaj bracie - rzekł zaraz strażnik - Poznałem cię, choć ty zapewne nie zwróciłeś na mnie uwagi. Ty byłeś zawsze we wszystkim najlepszy, a mi najprostsze ćwiczenie szły z wielkim trudem. I pewnie to dlatego ciebie wybrali do bractwa szpiegów, a ja... jestem tu gdzie jestem. Pilnuje bezpieczeństwa tych upasionych kupców. Nie będę cię jednak zanudzał moimi problemami. Powiedz mi tylko czy przybywasz do miasta w związku z wizytą wysłannika Wielkiego Kalifa, niech niebiosa nad nim czuwają, a słońce bez ustanku ogrzewa jego najjaśniejsze oblicze. Ponoć do dworu dotarły plotki na temat cichej wojny, jaka toczy się w mieście. Mówi się, że o główna przyczyna wizyty wysłannika dworu. Gdyby cię interesowały informacje na ten temat, to możemy się spotkać wieczorem i porozmawiać. Wiesz, gdzie jest "Czarny Lew"? To dobre miejsce na spotkanie i spokojną rozmowę.

-Niech bogowie ci sprzyjają bracie. - przywitał się ponownie Kumalu - Nie mogę zdradzić w jakim celu przybyłem, ale chętnie dowiem się wszelkich informacji jakie posiadasz. Nie mam teraz zbyt wiele czasu, więc spotkanie wieczorem to będzie najrozsądniejsze wyjście i chociaż nie wiem gdzie "Czarny Lew" się znajduje, zapewne uda mi się znaleźć drogę do niego.

Po chwili słudzy Wielkiego Kalifa pożegnali się z szacunkiem i Kumalu ruszył w ślad za swoją grupą.
 
Komtur jest offline  
Stary 11-12-2014, 18:33   #23
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Offtopowe o majtkach rozmowy

Przedpołudnie na Targu

Po porannym spotkaniu u bin Nassura, Janos i Aria postanowili skorzystać z wiedzy i umiejętności Adila. Do tej pory nie mieli okazji być w tak wielkim mieście jak Muluk. Tutaj panowały zupełnie inne obyczaje niż na pustyni.
Niespokojny po wieczornej rozmowie z “siostrą” Janos poprosił, aby obłożony klątwą chłopak zaprowadził ich do jakiegoś kramu, gdzie mogliby nabyć kilka sztuk miejscowych wyrobów tkackich z których Muluk ponoć słynęło na całą Zakharę, a w które chciał ustroić Arię. Reszta grupy rozeszła się za własnymi sprawami.
- O czcigodny panie - odparł na tę prośbę Adil - z wielką radością pokażę ci tutejszy rynek i bazar. Jestem przekonany, że i ty zacny panie i twoja towarzyszka znajdziecie bez trudu coś interesującego.

O dziwo, wizyta na Bazarze Tkanin nie zaowocowała żadnymi nabytkami. Aria przechadzała się wśród straganów i choć zarówno Adil, jak i kupcy zachwalali swój towar, to żadna z tkanin, ani gotowych wyrobów nie zainteresowała kapryśnej Arii.
Po kilkunastu minutach jałowej wędrówki, Adil zatrzymał się na skrzyżowaniu ulic i powiedział:
- Wybacz zacny panie, moją głupotę. Jakże mogłem nie pomyśleć, że twoja piękna towarzyszka ma gust o wiele bardziej wysublimowany niż typowa mieszczka. Pozwól zatem mój panie, że naprawię swój błąd. Nie daleko stąd znajduje się inny bazar, zwany Targiem. To specjalne zadaszone miejsce, gdzie oferowany jest towar o wiele wyższej klasy niż ten tutaj. Fakt… ceny są wyższe, ale przecież czcigodny pan nie będzie oszczędzał na kaprysach swojej towarzyszki. Aby zaspokoić tak wysublimowany gust potrzeba nie lada produktu i nie lada talentu. I wiedz panie, że szczęście i dobre fatum cię nie opuszcza, a bogowie błogosławią każda twoją decyzję. Tak się bowiem składa, że twój uniżony sługa zna doskonałego, a gdzie doskonałego, cudownego, najlepszego i najbardziej rozchwytywanego kupca w całym Muluk. To szacowny Nahim al-Barghani, ze słynnego kramu Al-Barghani i synowie. Twój uniżony sługa panie, przez krótki czas pracował w tym sklepie. Niestety Przeznaczenie odwróciło się ode mnie i wylądowałem na ulicy. Co począć? Taka wola bogów.
Mówiąc te słowa Adil, cały czas prowadził dwójkę obcych przybyszy w stronę zadaszonego Targu.

Gdy enigmatycznie mówił o swoim rozstaniu z al-Barghanim, zatrzymał się, gdyż oto cała grupa stanęła u bram tego najbardziej ekskluzywnego bazaru w całym Muluk. Dorównywać mógł on ponoć tylko Wielkiemu Bazarowi w Huzuz, mieście Zachwytów, mieście w którym na tronie zasiada jaśnie oświecony i czcigodny wielki kalif Khalil al-Assad al-Zahir, powiernik dżinów, pomazaniec bogów i wybraniec Przeznaczenia.
Pomiędzy dwoma wysokimi domami ustawiono misternie wykonaną bramę. Zrobiona ona była z czarnego mahoniu, a kunszt zdobień i wykończeń przypominał bardziej dzieło mistrza tkactwa, a nie stolarza. U szczytu umieszczono płaskorzeźbę przedstawiająca białego słonia, symbol bogactwa, mądrości i pomyślności.
- Dalej mój miłosierny panie, musicie iść już sami. Pilnująca tutaj porządku milicja zapewne zaraz by mnie wyrzuciła przysparzając ci panie niepotrzebnych kłopotów. Jednak sklep zacnego Nahima al-Barghaniego znajduje się zaledwie kilkadziesiąt metrów stąd. Pójdziesz panie prosto, a następnie skręcisz w prawo na trzecim skrzyżowaniu. Wtedy twoją oczom ukaże się wielki szyld wymalowany na dębowej desce, gdzie złoty napis obwieszcza o tym, że tutaj znajduje się sklep zacnego al-Baghaniego. Nie zdziw się o mój panie, gdyż czcigodny Nahim to niewielkiej postury krasnolud z obfitą czarną brodą. Nosi przeważnie na głowie bogato zdobiony czerwony turban i utkany ze srebrnych i złotych nitek jedwabny szal. Zapewne będzie zajęty rozmową z jakimś ważnym klientem i podejdzie do ciebie, któryś z jego pomocników. Upieraj się jednak panie, że chcesz rozmawiać tylko i wyłącznie z zacnym Nahimem. Twoim atutem o wielmożny, będzie za przeproszeniem wygląd. Nader rzadko istoty twej rasy bywają w naszym mieście. A że Nahim uwielbia opowieści z dalekiego świata zapewne z ochotą z tobą porozmawia. A jak już porozmawia, to na pewno oczaruje go twoja mądrość, uczciwość i maniery. A wtedy negocjacje pójdą, jak z płatka. Zatem powodzenia mój panie.
Adil ukłonił się nisko przed półsmokiem i jego towarzyszką i wycofał się do pobliskiego zaułka. Aria i Janos zostali sami, a przed nimi wąskie i wypełnione kupcami, klientami i wyłożonymi po brzegi straganami. Feria barw, zapachów i dźwięków uderzyła w nich niczym wzburzona morska fala. W głowach zakręciło im się od tego wszystkiego, ale mimo to śmiało ruszyli w głąb Targu.

Janos naprawdę współczuł Adilowi i najęcie go jako przewodnika wydawało się świetnym pomysłem, łączącym w sobie akt miłosierdzia i przy okazji wygodę dla drużyny, zanurzonej w ludzkim morzu wypełniającym Muluk. Ale kwiecistość z jaką młody żebrak zwracał się do niego i jego towarzyszy sprawiała, że teraz z ulgą rozstał się - bodaj na krótką chwilę - ze złotoustym Adilem. Jednak jego podpowiedzi dobrze sobie zapamiętał, bowiem był zdeterminowany sprawić Arii prezent który choć w części wynagrodziłby jej wczorajsze emocje i na powrót obudziłby uśmiech na ustach i w oczach. Aria zaś dreptała za bratem coraz bardziej skwaszona. Na targu wydziwiała i grymasiła jak przystało na pannę z dobrego domu mając nadzieję, że odwiedzie brata - już nie brata, ciągle musiała to sobie powtarzać - od ekstrawaganckiego pomysłu. Nie żeby nie chciała nowych ubrań zamiast spłowiałej, używanej sukienki, którą posiadała; czy dobrego grzebienia o długich zębach. Była jednak boleśnie świadoma, że na taki zakup po prostu ich nie stać - nie w obliczu braku mieszkania (bo do takiego nie mogła zaliczyć drogiego seraju) czy chociażby tymczasowej pracy. Nie spodziewała się, że dobra wola Adila zawiedzie ich przez to do najbardziej luksusowego sklepu w okolicy!! Jęcząc w duchu spojrzała na drogocenne tkaniny, a jęknęła jeszcze bardziej uświadamiając sobie jak bardzo jej się podobają. Żeby chociaż Janos wpadł na pomysł zakupów u Nassira - może kupiec dałby im zniżkę. A tutaj… nawet ze zniżką “znajomy” Adila wydrze z ich sakiewek ostatnie dinary. Aria musiała wymyślić coś, i to szybko!

- Witam państwa - tymczasem krasnoludzki pomocnik kupca powitał nietypową parę, kłaniając się nisko. - W czym mogę pomóc, doradzić? Nasz sklep posiada najlepsze towary nie tylko w całym Muluk, ale i na całym północnym wybrzeżu. Szukają państwo jakieś gustownej tuniki dla tej młodej panny, czy może jakiś zwiewne szarawary dla pan… - tutaj krasnolud zawiesił głos i przez kilka chwil szukał odpowiedniego określenia dla półsmoka. Jego wzrok lustrował łuskowate ciało Janosa. W końcu pomocnik kupca zdał sobie sprawę, że jego wzrok na zbyt długo i dokończył: - Dla szanownego pana.
- Witam cię, kupcze. Czy odnaleźliśmy skład wielce szanownego Nahima al-Barghaniego? - Lazarides odezwał się z uśmiechem. Nie zdążył przed krasnoludem, co nie dziwiło - mowa Zakharczyków była ciągle dla niego obcym językiem i jego płynność w wypowiadaniu się była raczej wynikiem skupienia się, niż nabytej wprawy. - Sławiono nam i sklep, i właściciela. Tam skąd pochodzimy krasnoludy nader rzadko zajmują się handlem tkaninami i ubiorami, zwłaszcza obliczonymi na niewiasty i mężów różnych ras - spojrzał z czułością na Arię, po raz kolejny ze zdziwieniem dostrzegając jej kwaśną minę. - Nie mnie decydować już teraz o co prosić dla mej… - Janos ugryzł się w język w ostatniej chwili - towarzyszki. Jeśli mistrz Nahim zaszczyciłby nas swoją obecnością i darem wymowy by tej szlachetnej pannie zaproponować coś odpowiedniego dla niej, zapewne dojdziemy przy kawie do obopólnej zgody - dodał ciągle z uśmiechem. Może i rozmówca przesiąkł tutejszą grzecznością, ale przynajmniej unikał ozdobników Adila które sprawiały że półsmok zgrzytał w duchu zębami.
- Nie mylisz się panie - odparł krasnolud starannie wymawiając słowa - Stoicie właśnie przed jednym z najlepszych, o ile nie najlepszych kramów w całej Zakharze, a w Muluk na pewno. Nie wiem skąd pochodzisz panie, ale słyszałem, że w dalekich krainach moi kuzyni zajmują się ponoć zupełnie innymi rzeczami. W naszej ojczyźnie nie ma jednak w tym nic dziwnego, że ktoś z mojej rasy zajmuje się handlem. Wszak jest to najszlachetniejsze zajęcie, jakie dali nam bogowie. Wielce czcigodnego Nahima w tej chwili nie ma. Choć tak po prawdzie jest, ale w tej chwili niestety nie może cię obsłużyć panie. Musi ci zatem wystarczyć moje towarzystwo i choć to zadanie arcytrudne, to postaram się godnie zastąpić mego chlebodawcę. Pobieram nauki u niego już czwarty rok i zapewniam cię, że poznałem już wiele tajników nie tylko tego zawodu, ale przede wszystkim istoty dotyczącej materiałów, technik ich wykonania i tego, jak poznawać najszlachetniejsze z nich. Powiedz mi zatem, szanowny panie, co uradowałoby serce twej towarzyszki. Jeżeli będziesz tak łaskaw poprowadzę cię do wnętrza sklepu i tam będziemy prowadzić dalszą rozmowę. Nie godzi się bowiem, aby rozmowy z kimś twego pokroju prowadzić na środku ulicy. Zapraszam zatem - krasnolud uśmiechnął się i szerokim gestem dłoni wskazał sklep.
Półsmok uśmiechnął się w odpowiedzi i wraz z Arią wkroczył do środka. - Któż odgadnie serce kobiety - odrzekł sentencjonalnie, ze swadą której na próżno byłoby szukać rok temu w na wpół oszalałym po latach uwięzienia, osłabionym głodem stworze który zapomniał jak wygląda słońce i otwarta przestrzeń. Mrugnął do Arii, która zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu z zachwytem. Mimo świadomości ubóstwa i innych potrzeb dziewczynka nie mogła sobie odmówić choćby kilku spojrzeń. Jedwabne materiały, balowe suknie, haftowane dodatki, czepki, czardory, burki, kapelusze, bransolety… Nawet wyjąwszy zbytki, to mogła przecież zamarzyć o delikatnych atłasowych bucikach - tak różnych od jej sztywnych prostych butów i rozdeptanych sandałów - mięciutkiej tęczowo zabarwionej tunice czy szerokich błękitnych wstążkach, które wprost idealnie pasowały by wpleść je w długie warkocze, które zwykle zdobiły głowę Arii. Jednak… jednak atłasowe butki podarłyby się po tygodniu, tunika nieodwracalnie zaplamiła, a wstążki… no, wstążki mogły by zostać, nadal jednak były zbytkiem, na który Arii szkoda było złota - czy też tutejszych dinarów. Potrzebowali wiktu, opierunku, broni, zwojów, składników do zaklęć, eliksirów leczniczych i wielu innych praktycznych przedmiotów, a nie ozdóbek do włosów, sukni, w której i tak nie miała gdzie iść, czy bransolety, która ściągnie jedynie chciwe spojrzenia złodziei - czyli kłopoty. Nie mogła przecież powiedzieć tego tutaj i teraz. Janos straciłby twarz, a tak rozpaczliwie próbował wpasować się w społeczeństwo Zakhary… Musiała coś wymyślić.

Janos ponownie zamrugał powiekami dostosowując spojrzenie złotych ślepi do cienia zalegającego w pomieszczeniu. W głębi sklepu siedział drugi krasnolud, z opisu Adila wnioskując - właściciel, imćNahim al-Barghani. Nachylał się nad kawowym stolikiem szepcząc z jeszcze niższą formą życia… niższą w przenośni, bowiem rozmówcą był niziołek. Nizioł zaś, co mogło zaskakiwać, zdawał się należeć do mieszkańców pustyni. Lazarides z miejsca wypatrzył kilka cennych drobiazgów i bogactwo jego szaty. O czymkolwiek obaj mówili, nie było to przeznaczone dla uszu postronnych. Tym niemniej półsmok uprzejmie ukłonił się kupcowi gdy ten gospodarskim okiem zerknął ku przybyłym.
- Nie można mieć wszystkiego - zwrócił się do pomocnika - i jestem pewien że należycie zastąpisz, panie, imć Nahima. Tym niemniej chętnie poznałbym twego mocodawcę jeśli znajdzie dla nas czas.
Ku zdziwieniu Janos właściciel sklepu odpowiedział na jego ukłon, a w jego oczach półsmok zobaczył błysk zaciekawienia. Mimo to al Barghani wrócił do rozmowy z niziołkiem.
- Widzisz drogi panie - odpowiedział krasnolud - w tej chwili prowadzi ważną rozmowę. Nie wiem, jak długo ona potrwa. Jednak tak, jak już wspomniałem, postaram się godnie zastąpić mego chlebodawcę. Czym zatem mogę służyć ci panienko? - krasnoludzki handlarz po raz pierwszy nie tylko odezwał się do dziewczynki, ale także zatrzymał na nie dłużej wzrok.

Zmieszana Aria najpierw spuściła wzrok, ale szybko podniosła go i niby z zadumą poczęła rozglądać się po sklepie. Nie znała aż tak dobrze zakharskich obyczajów, lecz jedno wydało jej się uniwersalnym problemem - żaden mężczyzna, nawet najbardziej profesjonalny w materii sprzedaży, nie będzie czuł się dobrze rozmawiając z kobietą o zakupie damskiej bielizny. Nie widziała jej też w sklepie, choć to akurat nic nie znaczyło - majtek czy gorsetów nie wieszało się raczej na frontowej wystawie. To była oczywiście teoria, lecz nie zaszkodziło spróbować - w najgorszym razie wyjdzie stąd z kompletem spodniej odzieży, na który (w wielkiej ostateczności) mogła wydać dinar czy dwa. W najlepszym zostaną skierowani do innego sklepu, do którego Aria, rzecz jasna, udawać się nie miała zamiaru.
- Szlachetny panie - rzekła powoli. Z kwiecistą mową miała jeszcze większy problem niż Janos, przedkładając praktycyzm komunikacji nad irytująco zawiłe wynurzenia pustynnego ludu. - Nie wątpię, że przybytek imć Nahima szczyci się nieprzebranym wyborem dóbr wszelkiego rodzaju, jednak mam obawy, czy bogactwo to obejmuje również ubiory… delikatnej materii i bliskości ciała - zakończyła, rumieniąc się adekwatnie do tematu.

Janos spojrzał na siostrę… nie, już nie siostrę, i miał wrażenie że słowa siostry są skierowane również do niego, jako subtelne, ale jednak napomnienie i oznaka że jednak coś się między Arią a nim zmieniło. Odwrócił po chwili wzrok; nie było to coś o czym mogli dyskutować w środku kupieckiego kramu, a równie dobrze młoda kobieta mogła potrzebować nowych strojów. Bogowie świadkiem że od ucieczki rok temu z rodzinnego domu niewiele zaznała luksusu.
Wbrew przypuszczeniem Arii, krasnolud ani się nie zmieszał, ani nawet nie zdziwił. Na jego twarzy malował się pełen profesjonalizmu spokój.
- Czcigodny panie - rzekł krasnolud zwracając się do Janosa - życzenie twej towarzyszki wymaga, abyśmy udali się do wnętrza sklepu. Prosiłbym panie, abyś jednak potwierdził czy to jest faktycznie życzenie twojej towarzyszki, a nie tylko żarcik młodej panny. My w Muluk jesteśmy bardzo tolerancyjni, ale wiek twej towarzyszki jest nader młody. Towar, który chcę wam zaprezentować jest nader frywolny i nie wiem, czy przystoi tak młodej pannie.
Półsmok popatrzył na handlarza ciężkim wzrokiem.
- Moja towarzyszka jest młodą, ale już kobietą, drogi panie. I jak każda kobieta potrzebuje czegoś pod wierzchni strój… zapewne niekoniecznie frywolnego, ale czegoś w czym by się czuła wygodnie na codzień. Zechciej nas zaprowadzić by mogła sobie dobrać coś podług ochoty - powiedział uprzejmie. Czarodziejka czuła, że powinna się oburzyć na fakt, że krasnolud szukał u Janosa potwierdzenia jej słów, jednak słowa sprzedawcy zaintrygowały ją. Miała niejasne wrażenie, że zaszło między nimi jakieś nieporozumienie, nie miała jednak pojęcia jakie i dlaczego.

Krasnolud uzyskawszy potwierdzenie od Janosa, poprowadził ekscentryczną parę w głąb sklepu. Minął główną salę, gdzie piętrzyły się bele z wszelakimi materiałami, setkami zawieszonych na wieszakach strojach zarówno męskich, jak i kobiecych i wszedł za kotarę wykonaną z barwnych koralików. W niewielkim pomieszczeniu po jednej stronie ułożone były bele lekkich i zwiewnych materiałów i nawet bez znajomości w tej materii można było stwierdzić, że są niezwykle drogie i ekskluzywne.
Na drugiej ścianie stała wysoka komoda z kilkudziesięcioma szufladami. Krasnolud spojrzał na Arię fachowym okiem, oceniając jej wielkość. Podrapał się po głowie i podszedł do jednej z szuflad. Wyjął z niej niewielkie zawiniątko. Z pomiędzy szuflad wysunął niewielki stoliczek i to na nim ułożył pierwszy kostium, czy też raczej jego namiastkę, jaką zamierzał zaproponować swej klientce.
Były to nader skromne majteczki, które ledwo co zakrywały intymne części oraz udekorowany cekinami staniczek z wąskimi ramiączkami.
- Czy coś takie szanowna panienka ma na myśli? - spytał krasnolud - Nie wiem, czy rozmiar będzie odpowiedni, ale sądzę że właściwie oceniłem. Oczywiście strój można przymierzyć.
Kupiec ukłonił się i gestem dłoni zaprosił Arię, aby obejrzała strój.
Strój nie wyglądał jak codzienna bielizna, a raczej coś zalotnego, co kobiety ubierały na noc poślubną lub w czym paradowały tancerki brzucha, które można było spotkać w bardziej liberalnych serajach.
- Uff… - sapnął półsmok, a jego oczy przypominały spodki. Złote spodki. Kątem oka zerknął na dziewczynkę. Co by nie mówić, do tej pory była jego małą siostrą, przywykł do tej myśli i usiłował spoglądać na nią tak jak pokrewieństwo wymagało. Tymczasem ten strój…
- Nie jestem pewien czy o to chodziło mojej towarzyszce - powiedział nerwowo, usilnie starając się nie myśleć zbyt wiele i nie wyobrażać. W końcu “siostrzyczka” naprawdę wyglądała jak dziewczynka. - Prawda, Ario?

Aria pąsowiała coraz bardziej. Zdecydowanie NIE o to jej chodziło. Niechże struś kopnie kwiecistą mowę i rozbudowane zdania nie pozwalające powiedzieć wprost, że chodzi o zwykłe majtki! Dziewczynka oderwała wzrok od woali i zdobień, i przeniosła go na Janosa. Sądziła, że półsmok ryknie (dosłownie i w przenośni) na sprzedawcę, oburzony, że ten śmie proponować Arii coś TAKIEGO, lecz młodzieniec wgapiał się w wyłożony na ladzie strój, mamrocząc do krasnoluda jakieś tłumaczenia. Co więcej minę miał taką jak zazwyczaj gdy czyściła mu skrzydła. Z oczywistych względów Janos miał problemy z toaletą pleców i skrzydeł, toteż Aria pomagała mu przy kąpieli. Przynajmniej tak było na początku, zaraz po uwolnieniu, a i potem nie protestował. A że skrzydła miał cienkie i delikatne, pokryte meszkiem przypominającym dziewczynce futerko kreta (choć on sam twierdził, że bliżej mu raczej do nietoperza), to zawsze zajmowała się nimi z uwagą i troską. Tylko potem zazwyczaj Janos chował się od razu pod wodę twierdząc, że musi je porządnie wypłukać, albo że mu gorąca para uderzyła do głowy…

Tak czy inaczej obecnie miał podobny wyraz twarzy, co nielicho zaintrygowało czarodziejkę, świadomą co prawda metod rozrodu, lecz zupełnie nieświadomą towarzyszącej im urokliwej otoczki i dylematów męskiego serca. Wiedziała natomiast, że sam wpakował ich w tę kabałę przedstawiając ją jako “towarzyszkę” - zamiast “siostrę” jak zwykle - i komplikując przez to prostą sytuację. Czy już zawsze tak będzie? Skomplikowanie? Niezręcznie? A ona będzie postrzegana jako nietypowy dodatek do półsmoka? Zrobiło jej się smutno i źle. Wszystko przez Janosa! Chciała zrobić “bratu” na złość, lecz nieznajomość tematu znacznie zawężała jej pole manewru; zwłaszcza że do tej pory półsmok nie zwracał żadnej uwagi na tancerki w serajach, które paradowały w takich strojach. A tu taka reakcja! Dziewczynka postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
- Niekoniecznie, szlachetny panie - szepnęła, spuszczając skromnie wzrok. - Lecz jeśli zadowoli to mego towarzysza…
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-12-2014 o 08:05.
Sayane jest offline  
Stary 11-12-2014, 18:38   #24
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
bieliźnianych dylematów ciąg dalszy...

Chłopak poderwał głowę i spojrzał na “siostrzyczkę”, pewien że się przesłyszał. Kompletnie nie wiedział o co Arii chodzi - był pewien że zaprotestuje przeciwko jakimś wymyślnym fatałaszkom, woląc - a znał ją już przecież nie od dziś - praktyczniejsze stroje. Ale może… może faktycznie miała ochotę trochę zaszaleć, może faktycznie chciała poczuć się jak kobieta… a może coś innego przyszło jej do głowy? Przekraczało to zdolności pojmowania półsmoka, zwłaszcza w połączeniu z jej słowami. No ale to nie było miejsce na roztrząsanie wątpliwości typu “co ona chciała przez to powiedzieć”.
- No dddobrze - rzucił nerwowo i poskrobał się po głowie, ścinając przy tym kilka włosów. Nie zwrócił na to uwagi. - Weźmiemy to, drogi kupcze, ale może też coś innego, Ario, bardziej wygodnego? - powiedział, nie mogąc się doczekać chwili rozmowy sam na sam.
- Prosiłabym - zmieszanie Janosa wprawiło ją w doskonały nastrój, nawet mimo perspektywy dziwacznego, zbędnego i zapewne absurdalnie kosztownego zakupu. - Skoro mój… towarzysz - omal nie powiedziała “pan”, ale w porę ugryzła się w język. Nie chciała przesadzić w odgrywaniu tej komedii - jest już usatysfakcjonowany chciałabym zakupić kilka sztuk bielizny osobistej. I oczywiście przymierzyć ten… strój - wskazała na ladę. Może jednak krasnolud nie miał miarki w oczach i okaże się zbyt mały? A przynajmniej niewygodny. Choć z drugiej strony… perspektywa paradowania w nim i wprawiania Janosa w skrępowanie nie była taka zła. Zresztą może półsmok faktycznie chciał by ubierała się w coś takiego? W końcu podobała mu się kultura Zakhary…
Lazarides roztropnie zmilczał, zdjął tylko wierzchnie okrycie by jego skrzydła mogły się poruszać i zerkał na “siostrzyczkę”. Łagodne, wachlujące ruchy skrzydeł pozwalały mu obniżać nadmierną temperaturę ciała; przy tak grubej i odmiennej od ludzkiej skórze było to nader przydatne. I jął się rozglądać w poszukiwaniu czegoś skromniejszego i bardziej przystającego trzynastolatce niż strój tancerki…

Krasnolud kiwnął głową, po czym wręczył Arii niezwykle delikatny stój. Gdy go dotknęła wydawało się jej, że jest utkany z pajęczej nici. Sprzedawca wskazał dłonią miejsce, gdzie dziewczynka będzie mogła dokonać przymiarki. Następnie odsunął kolejną szufladę i oczom półsmoka i jego towarzyszki ukazała się szeroka gama bieliźniarskiego asortymentu. Od zwykłych bawełnianych majtek, poprzez takie które ozdobiono koronkami, a nawet kamieniami szlachetnymi, a na krótkich i obcisłych spodenkach kończąc.
- Czy to ma być bielizna codziennego użytku, czy też może coś przydatnego w dalekiej podróży? - spytał krasnolud wskazując dłonią odpowiedni egzemplarz.
W tym momencie do salki wszedł właściciel, sam Nahim al-Barghani.
- Karimie? Czy mogę cię prosić na chwileczkę?
- Państwo, raczą wybaczyć. Mój pryncypał mnie wzywa. Proszę czuć się swobodnie i przymierzać do woli - zwrócił się bezpośrednio do Arii.

Podczas przebierania, wybierania i przebierania półsmok czekał cierpliwie, zerkając tylko z oddali na zręczne dłonie “siostrzyczki” myszkujące wśród kolejnych części damskiej garderoby. O tak, Janos Lazarides wiedział czym jest cierpliwość, miał czas się jej nauczyć… Dało mu to też sposobność do uspokojenia myśli i zastanowienia się. Nie dało się nie zauważyć że Aria z dziecka przekształcała się w kobietę, choć świadomość tę zawsze niejako zakrywała ciągła czujność i wypatrywanie pogoni. Oboje wszystkie siły i uwagę skupili na konieczności przeżycia. Dopiero Zakhara dała im obietnicę bezpiecznej przystani…

Dziewczyna wyszła zza kotary i wszelkie rozważania wyparowały z umysłu Janosa. Z trudem rozpoznał w egzotycznej tancerce o zasłoniętej woalką twarzy Arię… ale znajome, błękitne oczy, jasne włosy i wiotka figura o dopiero rysujących się kobiecych kształtach uzmysłowiły mu jak bardzo strój może odmienić osobę. Wpatrywał się w “siostrzyczkę” szeroko rozwierając powieki i z otwartymi ustami, a ozdoby na jej stroju podzwaniały w ciszy panującej w pomieszczeniu. To było coś … niesamowitego i niezwykłego, i nagle półsmokowi ulżyło że wieczorem poprzedniego dnia powiedział co powiedział. Nie wiedział z jakiego powodu, ale wpatrując się z zachwytem w skrzące się nad woalką oczy już-nie-siostry poczuł coś miłego i odbierającego oddech, chwytającego za serce łomoczące mu w piersi tak głośno, że chyba słychać je było w całym sklepie.
- Jesteś… - wychrypiał i odkaszlnął, jego skrzydła rozchyliły się szerzej - To znaczy, ten strój, jest piękny, Aria. A… tobie się podoba?
- A co to za różnica; i tak nas nie stać na zbytki, zwłaszcza tak niepraktyczne jak ten… - czarodziejka, która próbowała właśnie odtworzyć taniec hurysy, którą widziała w jednym z serajów (i to z całkiem niezłym skutkiem) zatrzymała się i założyła ręce na piersiach. - Zresztą gdzie bym miała w tym chodzić - po pokoju?
- A czemużby nie? Zresztą sama mówiłaś że hmm… no, ten, ku mojej przyjemności - Janos wyszczerzył się w uśmiechu, gdy nieco oprzytomniał. - No więc jeśli tobie również się podoba to chcę ponegocjować z naszym sprzedawcą.
- Bo-nas-nie-stać - wycedziła cicho Aria, zezując przy tym w stronę wejścia do salki. Ściągnęła woalkę, ujęła się pod boki i ruszyła w stronę Janosa. - I to czy mi się podoba, czy nie nie ma żadnego, absolutnie żadnego znaczenia. Co ci w ogóle przyszło do głowy z tymi zakupami? I to w najdroższym kramie w Muluk! To prawda, że dostaliśmy zapłatę od szejka, ale nie jest tego wiele, a żadne z nas nie ma pracy. Poza tym gdybyś chciał wreszcie zacząć termin u jakiegoś rzemieślnika to też potrzebujesz na to oszczędności! Na przeżycie, a nie na… to... - Aria nerwowym gestem wskazała delikatne stroje leżące w szufladach. - Może na bawełniane majtki, ale na pewno nie na jedwabie i koronki!

Lazarides wpatrywał się przez chwilę w zagniewane oczy dziewczyny. Potem skinął głową. Aria miała rację, a oboje nauczyli się szybko podejmować decyzje.
- Przebierz się więc, weźmiemy tylko to czego potrzebujesz.

Aria podejrzliwie łypnęła okiem na półsmoka. Janos poddał się dziwnie łatwo, zwłaszcza zważywszy na to, że zmarnował pół poranka na ciąganie jej po kramach. Ale cóż, w końcu MIAŁA przecież rację. Przejrzała się ostatni raz w wielkim lustrze i z cichym westchnieniem żalu poszła się przebrać. Pocieszające przynajmniej było to, że nawet zwyczajna bielizna była tu bardzo dobrej jakości, więc wystarczy jej na długo (o ile szybciej z niej nie wyrośnie, ale przy jej tempie wzrostu nie było raczej obaw).

Po kilku minutach do salki wszedł tylko al-Barghani. Krasnolud ukłonił się i podkręcił wąsa. Szlachetne kamienie i złote ozdoby na jego turbanie zadzwoniły dźwięcznie.
- Nahim al-Barghani, właściciel tego skromnego kramu, który wedle wielu jest najlepiej wyposażonym i zarządzanym sklepem, nie tylko w Muluk… - w tym momencie Nahim zawiesił głos i spojrzał na surowe oblicza swoich klientów.
- Czy coś się stało? Czy mój pracownik państwa obraził? Pewnie nicpoń pokazał państwu niewystarczającej jakości towar. Proszę wybaczyć - tutaj krasnolud w złotym turbanie ukłonił się nisko, a ozdoby po raz kolejny zadźwięczały radośnie - Zaraz naprawię jego błąd.
- Nie troskaj się, szlachetny panie, obsługa twego sklepu zachowała się bez zarzutu. Podczas naszych podróży nigdzie nie zostaliśmy obsłużeni równie wspaniale - sprostowała Aria nie chcąc, by sprzedawca został ukarany za ich osobiste problemy. - Po prostu mój towarzysz uznał, że mimo sprzedawanych tu cudów najlepiej wyglądam w ubiorach z naszych rodzimych stron. Ograniczymy więc nasze zakupy do tego - wskazała cztery pary majtek “podróżnych” oraz spodnią koszulkę wykończoną delikatną koronką.
Lekko skonfundowany krasnolud kiwnął tylko głową. Cały cudowny nastrój negocjacji i miłej rozmowy z klientem prysł w jednej chwili. Nahim wyczuł, że nie m pora teraz na jego kwieciste przemowy wychwalające towar. Ukłonił się nisko i dłonią wskazał mały stoliczek przy którym jeszcze kilka chwil temu rozmawiał z jakimś niziołkiem.

Gdy cała trójka stanęła obok niego, Nahim pozbawionym emocji głosem powiedział:
- Za to wszystko należy się sześć dinarów. Czy zapakować towar? Wezmą państwo go osobiście, czy wynająć tragarza? Moi chłopcy mogą dostarczyć towar w dowolne miejsce zarówno w Muluk, jak i w promieniu dziesięciu mil od miasta.
- Ależ, drogi panie, uchybilibyśmy miejscowym zwyczajom i obrazili właściciela tego wspaniałego przybytku nie próbując szlachetnej sztuki negocjacji - półsmok uśmiechnął się do krasnoluda. Po chwili uśmiech na jego twarzy zblakł - Chyba że jakieś osobiste problemy tak cię troskają że wolisz byśmy czym prędzej opuścili twój sklep; słyszeliśmy o problemach jakie coraz liczniejsi kupcy tego szacownego miasta mają z oszustami i ich magią - pozwolił by do jego głosu wkradła się nuta zrozumienia i sympatii w związku z problemami stanu kupieckiego w Muluk. Upazurzoną dłonią wskazał stoiska. - Nie wątpię że jakość twojego towaru niejedno chciwe oko przyciąga.
- Racz wybaczyć czcigodny panie - odparł krasnolud - odniosłem tylko wrażenie, że coś popsuło wam humor. A wiem, że wy ajami często pomijacie ten element sztuki handlu i nie lubicie go. Nie chciałem dodatkowo zakłócać wam spokoju swoimi nagabywaniami. W związku z tym i tak zaproponowałem cenę o wiele niższą niż należałoby zażądać za tak wyśmienity towar, jaki twoja towarzyszka raczyła wybrać. Gest to dobrej woli z mej strony, a zważ panie jakiej jakości towar otrzymujesz. Najlepsza w całym Muluk bawełna. Najtrwalsza i najdelikatniejsza. Sprawdzi się nie tylko w codziennym użytku, ale także w dalekiej podróży przez piaski. Towar ze wszech miar doskonały i praktyczny. Dlatego też te marne sześć dinarów, to prawie jak darmo za towar tej klasy.
- To że niedługo wyjeżdżamy z tego wspaniałego miasta smuci nas wielce - wyjaśnił Janos. - Natomiast wracając do towaru - za wybraną tu bieliznę nie możemy dać więcej jak pięć dirhamów, czcigodny panie - ciągnął ze smutkiem w głosie i na twarzy. - Spójrzmy co tu mamy - koszulkę i majteczki, na których wytworzenie tej wspaniałej bawełny zużyto naprawdę niewiele. Pięć dirhamów to dobra cena, panie kupcze.
- Czcigodny panie, toż to przecież zwykła potwarz. Za taki towar pięć dirhamów. Sześć to jeszcze za mało i żona mnie za pewne wyklnie, że po tak niskiej cenie najlepszy towar sprzedaje. Już teraz moje dzieci będą miały skromniejszą kolację, bo utarg dzisiaj jeszcze marny, a pan jeszcze chce zbijać tak śmieszna cenę. Sześć dinarów, to mojej ostatnie słowo i ani flisa mniej, szanowny panie.
- Dzień jeszcze młody, szanowny panie al-Barghani, i tak jak w każdej innej krainie którą zwiedziliśmy najlepszy utarg jeszcze przed tobą. Jestem pewien że jedynie skromność przemawia przez usta krasnoluda o tak znakomitej renomie, skoro twierdzi że interesy idą słabo. Natomiast pięć dirhamów to cena akuratna dla kilku par zwykłych majteczek i koszulki zdatnej dla tego pięknego dziewczęcia. Wszak to nie dzieła mistrza Mirzy bin Haysulfiego, o którego kunszcie nawet ja, cudzoziemiec, już usłyszałem podczas pobytu w Zakharze - Janos rozpogodził się i uśmiechał teraz już bez ustanku, rozbawiony targami. Że przy okazji widać było komplet jego zębów, ostrych, mocnych i solidnie osadzonych w wielkich szczękach, w niczym nie mogło zaszkodzić.
- O bogowie - niemal krzyknął Nahim - gdyby słowa tego zacnego ajami były prawdą, to ja pokorny sługa przeznaczenia byłbym najbogatszym człowiekiem w Zakharze. Czcigodny panie, słońce już prawie w zenicie i najlepsi klienci i pora handlu już minęły. Może w twoim kraju jest inaczej, ale u nas inne zwyczaje panują. I oczywiście masz rację, że bielizna którą wybrała twoja towarzyszka nie wyszła spod ręki wspaniałego artysty, jakim jest bin Haysulfi, racz jednak zauważyć panie, że jakość tej bawełny nie ma sobie równych. Równie gładkiej, elastycznej i przewiewnej tkaniny nie znajdziesz w całym Muluk. Poznaj jednak panie moje dobre serce, choć bogowie mi świadkiem, że pewnie przez to pójdę z torbami, pięć dinarów i pięć dirham i bielizna wybrana przez twą towarzyszkę możesz uważać za swoją własność.
Lazarides ze zrozumieniem i współczuciem skinął głową. Współczucie było tym większe że krasnolud nie zaproponował przysiądnięcia przy stoliku co nieco zniwelowałoby różnicę wzrostu i by spoglądać półsmokowi w oczy musiał mocno zadzierać głowę, w przeciwnym wypadku bowiem oglądałby co najwyżej tors chłopaka. Cóż, trudno…
- Wszędzie gdzie natknąłem się na przedstawicieli twej szlachetnej rasy, panie, byli oni znakomitymi kupcami i jestem pewien, sądząc po sławie jaka cię otacza, że nie inaczej jest i w twoim przypadku, drogi panie Nahimie. Jakość twoich towarów zaiste robi wrażenie, jednak cena wydaje mi się wygórowana jak na kilka kobiecych fatałaszków. Z racji jednak tejże jakości gotów jestem zapłacić dinara i sławić twój sklep, a jeszcze bardziej - twój kupiecki zmysł.
- Zaiste drogi panie, słowa pochwały z twoich ust, to rzecz cenna i nader pożądana. Dlatego też, abyś bez wyrzutów sumienia i ze szczerego serca wychwalać sklep Nahima al-Barghaniego powiem, że za cztery dinary sprawisz cudny prezent swojej przepięknej towarzyszce. Taka bielizna, taki materiał, za taką cenę, to prawie jak za darmo, drogi panie. Uściskajmy więc sobie dłonie i dobijmy targu - powiedział krasnolud wyciągając prawicę w kierunku półsmoka.
- Z szacunku do ciebie i w podzięce za twą przychylność dam dwa dinary, szanowny panie al-Barghani, i będzie to dobre, prawdziwe złoto, które otrzymałem od mojego przyjaciela, czcigodnego szejka Abdula il-Saluna al-Makhariego, żadne tam oszukańcze żuki którymi ktoś rujnuje kupców tego wspaniałego miasta. I w pamięci zachowamy twój sklep gdy znowu przybędziemy do Muluk, wszak kobiecie nigdy dość szatek - Janos, ciągle uśmiechnięty, zerknął z czułością na Arię i wrócił spojrzeniem ku twarzy krasnoluda - i mam nadzieję na to że ponownie ubijemy znakomity interes ku naszemu obopólnemu zadowoleniu - odchrząknął, gdyż od tego całego targowania zaschło mu nieco w gardle.
- Trzy dinary i umowa stoi - odparł krasnolud i sam uścisnął smoczą dłoń. Jego mina wyraźnie mówiła, że nie jest zadowolony z interesu, choć był obecny na niej wystudiowany uśmieszek, jakim zawsze witał klientów - Oby bogowie szybko skierowali ponownie twoje kroki w moje skromne progi. Robić interesy z takimi ajami, to czysta przyjemność. Wierzę, że panienka będzie zadowolona z zakupów i długo jeszcze będzie wspominać twoją szczodrość panie i moje miękkie serce - Nahim ukłonił nisko i spojrzał wymownie w kierunku Arii, która przez cały czas trwania negocjacji milczał, jak przystało na prawdziwie oświeconą kobietę. Wszyscy wiedzieli, że handel i interesy, to ściśle męskie zajęcia.
- Zaprawdę, interesy z tobą to prawdziwa radość, czcigodny panie al-Barghani i z przyjemnością nawiedzę znowu twój sklep - uśmiechnięty Janos mocno uścisnął dłoń krasnoluda, dbając jednak o to by nie połamać mu kości. I tak uważał że przepłacił, ale nie był w nastroju do roztrząsania tego. Sięgnął do sakiewki.

Nahim ukłonił się po raz kolejny z wielką kurtuazją i szybkim gestem polecił swoim pomocnikom zapakować zakupy.
- Oby bogowie strzegli twoich dróg panie, a pomyślne wyroki Przeznaczenia były wciąż przy tobie. Bądź zdrów i niech pokój panuje w twej duszy. Żegnajcie i do zobaczenia. - powiedział już na progu sklepu, gdy jeden z pomocników wręczał Arii elegancko zapakowaną bieliznę. Była ona zawinięta w czerwony, delikatny materiał, który został przewiązany niebieską wstążką na której złotymi nićmi wyszyto nazwę sklepu Nahima.
- Oby szczęście ci sprzyjało, drogi panie, a zdrowie nie opuszczało ciebie i twojej rodziny. Gdy zawitam ponownie do Muluk liczę na to że uzyskam korzystny rabat podczas kolejnych zakupów - półsmok uśmiechnął się szeroko. - Do zobaczenia, czcigodny panie.
W odpowiedzi na słowa o korzystnym rabacie, Nahim uśmiechnął się tylko tajemniczo i skłonił uprzejmie głowę.
- Salam czcigodni państwo - powiedział na pożegnanie. Aria dygnęła wdzięcznie po czym ruszyła za półsmokiem ściskając w dłoniach nowy nabytek. Janos dobrze się spisał podczas negocjacji. Może przedpołudnie nie było takie do końca zmarnowane… Już nie mogła doczekać się wieczoru i ubrania nowej koszuli - tak różnej od ciepłych, praktycznych (i co tu dużo mówić - brzydkich i gryzących) strojów, jakie nosiła na Północy.

Powędrowali odszukać Adila.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 11-12-2014, 21:27   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Targowisko. Stragany. Kramy. Towary. I ludzie. Łażący we wszystkie strony, gapiący się na towary, wstępujący do sklepów, sklepików i namiotów, targujący się, zaklinający na wszystkich znanych i nieznanych bogów tudzież głowy matek i dzieci.
Z pewnością trzeba było się tu urodzić, by czuć się w tym miejscu dobrze. Albo też mieć duuuużą wprawę. No a Shamala nie można było przypisać do żadnej z tych kategorii, no i nie czuł się na targu zbyt dobrze.

Adil miał rację w jednym - na targowisku można było dostać wszystko, co sobie człowiek zamarzył. A jeśli ktoś nie uważał, mógł dostać rzeczy, o których nigdy nie myślał i stać się posiadaczem rzeczy, które do niczego mu nie byyły potrzebne.
Najlepiej było stać się głuchym na nagabywania kupców i naganiaczy. Ślepota też by była mile widziana (bo co rusz ktoś podsuwał coś pod oczy Shamala), ale jeśli się nie chciało narobić zamieszania i nie zostać stratowanym (lub okradzionym) lepiej było mieć szeroko otwarte oczy.
A jeśli jednak chciało się coś kupić, to z zamkniętymi oczami trudno było to zrobić.

Wreszcie Shamal trafił do kramu, gdzie krasnolud, bardziej wyglądający na najemnika niż na kupca, wystawił na sprzedaż całą kolekcję artukułów służących tak zabijaniu, jak i obronie.
Były i proste miecze różnej długości, i zakrzywione szable. Obok strzałek wisiały noże do rzucania, a pod nimi kilka maczug - od małych, któe można było schować do rękawa, po takie, które pasowałyby niemal dla olbrzyma.
Pod ścianą na stojaku stał piękny pancerz, obok wisiała precyzyjnie wykonana kolczuga. Jedno i drugie lśniące, jakby właśnie wyszły z warsztatu płatnerza. Z metalowego kosza sterczały topory, a trochę dalej stało kilka dłuższych drzewców zakończonych zmyślnym ostrzem. Płytkie szuflady zawierały noże i tasaki o przeróżnych wielkościach i kształtach ostrza. Również rękojeści przedstawiały całe bogactwo kształtów i zdobień. Podobne wisiały na specjalnie przystosowanych do tego celu półkach. Były też łuki, kusze i proce. I, oczywiście, pociski - strzały różnych rodzajów i rozmiarów, bełty i pociski o proc.
Wszystko cieszyło oko wojownika. Można by tu wyposażyć niedużą armię. Oczywiście pod warunkiem posiadania odpowiednich zasobów gotówki.

Niektózy mówią, że zanim się przejdzie do kupowania, warto obejrzeć cały towar, najmniej skupiając się na tym, co człowieka interesuje. Że w żadnym wypadku nie należy pokazywać zainteresowania. I kręcić nosem na towary, które proponuje kupiec.

Czy Shamal stanął na wysokości zadania? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. W każdym razie wydawało mu się, że kupiec nie był niezadowolony, gdy po piętnastominutowej dyskusji na temat broni Shamal stał się posiadaczem miecza i jambiyi.
Shamal również nie narzekał. Co prawda sakiewka stała się lżejsza, to ciężar wiszącej przy pasie broni z naddatkiem wyrównał tamtą stratę.

- Niech bogowie ci sprzyjają. - Shamal ukłonił się i żegnany ukłonami kupca opuścił sklep, gotowy na spotkanie z towarzyszami.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-12-2014 o 10:38.
Kerm jest offline  
Stary 11-12-2014, 23:53   #26
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
W czasie gdy reszta towarzystwa rozeszła się po kramach, dwie niepozorne postaci zmierzały powoli w stronę Meczetu Tysiąca Fontann. Wyglądać mogliby jak zwyczajni podróżni, gdyby nie piękna dżinija, siedząca na ramieniu jednego z nich, która przeciągała się leniwie. Przez chwilę szli w milczeniu, jednak w końcu ten, który był odziany w białą szatę i turban przemówił.

- Jaśnie oświecony Synu Przeznaczenia- sha’ir zwrócił się do kroczącego obok mistyka, kłaniając się.- Czy mógłbyś mnie zaszczycić rozmową, na temat twojej świętej nauki? Jestem wielce ciekaw twej mądrości, której światły wykład pozwoliłby mi zrozumieć sprawy świata i rolę Przeznaczenia.

- Me serce wielce się raduje, słysząc, że ktoś chce wysłuchać mych nauk – odpowiedział Yat, odwzajemniając ukłon. - Z miłą chęcią odpowiem na twe pytania i postaram się rozwiać wszelkie wątpliwości.

Uradowany Malik uśmiechnął się przyjaźnie, ledwo się powstrzymując od potoku słów.

- Czy mógłbyś, o szlachetny mędrcze,- rzekł młodzieniec. - zacząć od istoty tego czym owo Przeznaczenie jest? Od mojego mistrza słyszałem jedno, od dostojnego szejka coś innego, a i jego podwładni mieli swoje wyobrażenie. Jak wasza wielmożność widzi zaś naturę tego zagadnienia?

-Być może wszyscy ci ludzie mieli rację – przemówił z uśmiechem na ustach zagadywany. – Przeznaczenie jest istotą o wiele mniej zrozumiałą niż Bogowie. Wielu mędrców uważa, iż jest on niezwykłym i samoświadomym prawem natury. Jest niczym wiatr, który wieje kiedy i gdzie chce. Inni twierdzą, że jest to majestatyczna potęga przewyższająca nawet Bogów, którzy bez słowa sprzeciwu akceptują każdy jego wyrok. Jeszcze inni snują teorie, że jest On nierozłączną częścią każdej żywej istoty, którą otrzymujemy przy urodzeniu i od wewnątrz popycha nas we właściwym kierunki, w stronę odpowiednich wydarzeń, miejsc bądź ludzi. Ilu ludzi, tyle definicji. A każda z nich może być w tym samym stopniu prawdziwa, co fałszywa.

-Jednak wiedza o tym, czym jest Przeznaczenie, nie jest tak ważna – kontynuował. - Dla nas ważne są jedynie jego wyroki. Ścieżki, którymi nas prowadzi, ludzie, których nam przedstawia, wydarzenia, z którymi każe nam się zmagać. Jednak to od nas zależy, czy zaakceptujemy jego wyrok i czy będziemy wytrwale podążać za jego wskazówkami.

Sha’ir przytaknął, choć w głębi serca nie zgadzał się z poprzednim twierdzeniem Yata. Miał dociekliwy umysł i pragnął pojąć istotę każdej rzeczy i zagadnienia, określić je rozumem. Nie wdawał się jednak w polemikę, a zamiast tego dalej dopytywał.

- A w jaki sposób możemy rozeznać jego wyroki, o perło wśród mędrców? Czy można się temu Przeznaczeniu przeciwstawiać, lub czy odrzucenie go zmienia coś?

-Jak na każdej ścieżce, tak i na tej pełno jest rozwidleń- odparł mistyk. - Możesz w brew Przeznaczeniu zejść z głównej, wyznaczonej przezeń, drogi na wiele innych, zazwyczaj prostszych i wygodniejszych. Jednak nie doprowadzą Cię one do prawdziwego celu. Na ich końcach nie doznasz spełnienia, ni oświecenia. Nic tam na Ciebie na czeka poza cichym uczuciem pustki i żalu. Trud i wyrzeczenia, jakie czekają na tego, który podążać będzie drogą Przeznaczenia, wynagrodzone zostaną po tysiąckroć. Niestety niewielu starcza determinacji i siły woli by oprzeć się pokusą, które oferują łatwe ścieżki.

Malikowi przypomniały się słowa jego mistrza. On także wskazywał, że cierpienia i wyrzeczenia są drogą do poznania i mądrości. Ucieszył się zatem, że w swoim mądrym towarzyszu znalazł prawe źródło wiedzy.

- W istocie- powiedział z powagą. - I ja kroczę ścieżką ascezy. Ale w jaki sposób mamy iść przez życie, kiedy ze wszystkich stron gromadzą się ludzie o złych radach i intencjach? Czy i wolą Przeznaczenia może być aby człowiek pobłądził, o najdobrotliwszy nauczycielu?

-Wola Przeznaczenia jest niezmierzona, mój drogi przyjacielu – odpowiedział spokojnie mistyk. – Lecz jestem pewien, że tak jest. Sam niegdyś zbłądziłem we mglę nienawiści, obwiniając Przeznaczenie o swój nieszczęsny los. Dopiero mój mentor, mistrz Quashid, wyciągnął do mnie pomocną dłoń i przerwał on okowy mego zaślepienia. Jednak nienawiść była, po prostu, kolejnym etapem mojej podróży, z początku niezrozumiałym, lecz każda przeszkoda, którą stawia przed nami Przeznaczenie ma swój cel. Mój mistrz rzekł niegdyś: „Ten, którego cały żywot przysłaniały burzowe chmury, nigdy nie spojrzy obojętnie na błękitne niebo”. Spędzając długie dni w mroku, każdy promyk światła będzie dla Ciebie niezwykłym. Gdyby nie pochłonęły mnie odmęty gniewu, teraz nie dostrzegałbym każdego drobnego szczęścia, którymi obdarowuje mnie Przeznaczenie, oraz nie pragnąłbym, z taką gorliwością, obdarowywać szczęściem innych.

- Na złych i nikczemnych ludzi, niestety nie ma jednej recepty- kontynuował. - A przynajmniej ja, jeszcze, takiej nie odkryłem. Pozostaje mi tylko poradzić Ci, byś słuchał, co mówi twe serce, największy z drogowskazów Przeznaczenia. Wtedy, nawet podczas największej burzy, nie zboczysz ze swej ścieżki.

- Błogosławię zatem Przeznaczenie, że pozwoliło mi skosztować twojej mądrości, o czcigodny- rzekł Malik kłaniając się, gdyż już zbliżali się do meczetu Tysiąca Fontann. - Choć wiele jeszcze jest spraw, których nie pojmuję, i wiele jest rzeczy których pragnę się nauczyć, to ta krótka, co prawda, konwersacja wiele mi dała. Wdzięczny ci zatem jestem, o panie, za twe nauki i liczę, że nim nasze drogi się rozejdą, nie raz jeszcze zaszczycisz mnie rozmową.

Powtórnie się pokłonił, tym razem jednak dołączyła do niego Latifiyah, okazując szacunek mądrości Yata.

- Również liczę na ponowną dyskusję. Może następnym razem to ty udzielisz mi lekcji i pouczenia, o czcigodny MalikuYat uśmiechnął się do Sha’ira i dżina, również dzieląc się ukłonem. Gdy ponownie wrócił do pionu, dodał: - następnym razem, możemy jednak pominąć te wszystkie wzniosłe tytuły i zwyczaje. Jestem jedynie zwyczajnym sługą Przeznaczenia, niegodnym tak zacnych określeń. Zamiast tego wolałbym zwracać się do Ciebie jak do przyjaciela, jeżeli oczywiście nie masz nic przeciwko.

- Z największą radością pragnąłbym cię zwać mym przyjacielem, o... panie- dodał na koniec, bardziej z przyzwyczajenia. Latifiyah widząc zakłopotanie sha'ira, roześmiała się i przeskoczyła na drugie ramię Malika, wypatrując zbliżających się towarzyszy.
 
__________________
"- Panie, jak odróżnić buntowników od naszych?
- Zabijcie wszystkich. Będzie zabawniej." - Taltuk
Earendil jest offline  
Stary 12-12-2014, 08:04   #27
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Obiad w seraju

HISTORIA MAGICZNEGO PRĘCIKA
OPOWIEŚĆ BIN NASSURA

Gdy wszyscy zebrali się już w seraju, a potrawy już były wniesione bin Nassur wzniósł pierwszy toast na cześć gość. Po krótkiej chwili ciszy gospodarz rzekł następujące słowa:
- Zapewne intryguje was historia tego przedmiotu - wskazał dłonią leżącą obok niego skrzyneczkę - Z wielką przyjemnością wam ją opowiem, gdyż jest to nader ciekawa historia.
Wszystko zaczęło się jakieś trzy lata temu. Wtedy to do mojego sklepu, tuż przed samym zamknięciem, zapukał jakiś żebrak. Był strasznie wychudzony, a podkrążone, niemal sine oczy sugerowały, że jest ciężko chory. Podszedł do niego i zapytałem, czy czegoś nie potrzebuje i czy mogę mu jakoś pomóc. Powiedział, że chciałby tylko łyk wody. Bez wahania udałem się na zaplecze i przyniosłem stągiew zimnej, źródlanej wody. Mężczyzna napił się łapczywie i niemal w oczach nabierał sił i zdrowego wyglądu. Byłem zdumiony, ale nic nie powiedziałem. Mężczyzna oddał mi dzban i podziękował serdecznie i rzekł:

- Dziękuję ci czcigodny i wielce miłosierny panie za pomoc. Bez twojej hojności i bezinteresownej pomocy zapewne zginąłbym marnie. Jestem biednym tułaczem, pustelnikiem i nie mam ci się jak odwdzięczyć.- Nie jesteś mi nic winien - odparłem - pomogłem ci, bo byłeś w potrzebie. Mnie bogowie obdarzyli aż nazbyt wieloma łaskami. Grzechem wobec nich i wobec Przeznaczenia byłoby skąpić tego, co mam w nadmiarze potrzebującym.- Wielkiej jest twe serce, o panie, a miłosierdzie twe sięga niebios. Niech Dżisan błogosławi tobie i całej twojej rodzinie, obyś nigdy nie zaznał nieszczęścia, choroby, czy głodu. - po tych słowach mężczyzna sięgnął za pazuchę i wyciągnął jakiś zwinięty pergamin. Wręczył mi go i powiedział:
- Racz przyjąć panie ten skromny podarunek. Dla mnie on nie ma żadnej wartości, ale tobie może przynieść wielkie bogactwa i sławę. Jest to mapa prowadząca do kryjówki Faysala Habibullaha. To był okrutny sha’ir, który więził dżiny i z ich pomocą łupił kupieckie karawany. Zgromadził ponoć wielkie skarby w swej kryjówce. Skończył jednak marnie i nigdy nie skorzystał w pełni ze swoich bogactw. Dżiny zemściły się na nim i zamknęły jego duszę w grocie, gdzie skrył skarby. Jeżeli starczy ci panie odwagi, aby się tam wybrać zyskasz wielkie bogactwo.
Po tych słowach żebrak pożegnał się ze mną i ruszył w swoją drogę.
Nie potraktowałem jego historii zbyt serio i schowałem mapę tylko i wyłącznie, jako pamiątkę tego niezwykłego wydarzenia,

Cała historia wróciła do mnie jakieś trzy miesiące temu, gdy zupełnie przypadkiem na bazarze usłyszałem jak dwóch mężczyzn opowiada sobie historię Faysala Habibullaha. Wszystko, co mówił żebrak potwierdziło się. Dopytałem ich delikatnie o szczegóły i oni także powiedzieli, że Habibullah źle skończył, a jego dusza zapewne nadal jest zamknięta w grocie, gdzie skrył swoje skarby.
Gdy tylko wróciłem do domu, zaraz wyciągnąłem mapę i przyjrzałem się jej uważnie. Wszystko wskazywało na to, że przedstawia ona okolice, gdzie rezyduje mój przyjaciel, szejk Lisów Pustyni, Abdul il-Salun al-Makhari. Wysłałem do niego umyślnego z listem w którym poprosiłem, aby sprawdził dla mnie tę mapę. Opowiedziałem mu też całą historię i powiedziałem, że jeżeli znajdzie jakieś skarby to się nimi oczywiście podzielimy.
Skarbów, co prawda nie znalazł, ale odkrył kolejne wskazówki, gdzie dżiny zamknęły Habibullaha. Ponoć ten pręcik to klucz do groty, gdzie mieściła się jego kryjówka. Sęk, jednak w tym, że nigdzie nie jest powiedziane, gdzie się ona mieści. Miejsce które było zaznaczone na mapie, zawierało tylko ten pręcik i instrukcję, jak należy go użyć, aby otworzyć grotę. Wedle tego, co mówił ten tajemniczy żebrak, wszystko powinno być na mapie. Czy jednak można wierzyć, że ten człowiek wiedział wszystko na temat tego skarbu. Przecież, gdyby tak było to sam mógłby go odszukać i żyć w bogactwie.

Bin Nassur sięgnął po kielich i zwilżył gardło:
- Zatem jak widzicie. Teoretycznie jestem posiadaczem nieprzebranych bogactw, a tak naprawdę ma tylko magiczny kluczyk do ukrytego gdzieś skarbca. Wierzcie mi jednak, że już sama świadomość tego raduje moje serce. Może kiedyś, jak już odchowam dzieci wezmę wielbłąda, sakwę podróżną i wybiorę się na poszukiwania tego skarbca. To będzie przygoda życia. Na razie jednak pozostaje mi cieszyć się samą perspektywą takiej przygody. A tak między nami mówiąc, to nie wiem, czy kiedykolwiek starczy mi odwagi, aby wybrać się na taką wyprawę.
Bin Nassur skończył swoją opowieść i rozmarzony opadł na miękkie poduszki.
- Faysal Habibullah? - spytał Shamal. - Jesteś pewien, czcigodny bin Nassurze? Słyszałem opowieści o nim. I o bogactwach, jakie zgromadził. Ale to się działo jeszcze przed dniem, w którym mój ojciec po raz pierwszy ujrzał słońce wstające nad pustynią. Gdyby część tych opowieści była prawdziwa - dodał - to ten, który znalazłby ten skarb stałby się jednym z najbogatszych ludzi na świecie.
Jednak opowieści wspominały również o niebezpieczeństwach, jakie czekają na tego, co się odważy wejść do tej groty - mówił dalej. - Niektórzy wspominali nawet o podziemnym pałacu, po którym krąży potępiona dusza Faysala.- Masz rację, Shamalu - odparł kupiec. - Wiele jest plotek na temat tego czarownika. Dlatego też początkowo nie potraktowałem opowieści żebraka poważnie. Teraz, gdy mój przyjaciel odnalazł klucz do jego kryjówki, to patrzę na to zupełnie inaczej. Wiele jednak jeszcze czasu upłynie, zanim zdecyduję się sprawdzić, czy w legendzie jest choć odrobina prawdy. W tej chwili ma poważniejsze sprawy na głowie. Ci oszuści spędzają mi sen z powiek. Mam jednak nadzieję, że znajdziemy kogoś, kto ich złapie. Nie psujmy jednak sobie nastroju. Ucztujmy, po to wszak was zaprosiłem.- A tak czysto hipotetycznie - odezwał się Akbar - byłbyś skłonny szukać wspólników dysponujących umiejętnościami potrzebnymi na takiej wyprawie? I jak widziałbyś ewentualną współpracę?
- Jak wspomniałem szanowny Akbarze w tej chwili sprawa skarbu nie leży w centrum moich zainteresowań. Bardziej przyziemne sprawy dręczą moje serce i umysł. Nie w głowie mi teraz awanturnicze wyprawy i poszukiwania. Nawet jeżeli bogowie pozwolą, że sprawa z szajką oszustów zostanie pomyślnie zakończona, to i tak mam jeszcze pod opieką dzieci i sklep oczywiście. Wiele piasku wiatr jeszcze przesieje na wydmach al-Wazahn, zanim stary bin Nassur wyruszy na wyprawę swojego życia. Jeżeli jednak, aż tak bardzo zainteresowała cię historia Faysala Habibullaha, to nie widzę problemu, abyś wpadł do mnie jutro i przyjrzał się mapie. Być może dostrzeżesz coś co umknęło zarówno mojej jak i szejka uwadze. Dowiedliście już, że honorowi z was ludzie. I jeżeli al-Makhari obdarzył was zaufaniem, to nie widzę powodów dla których nie miałbym uczynić podobnie. Gdyby udało się wam odnaleźć ukryty skarb na pewno znaleźlibyśmy sposób, aby się sprawiedliwie podzielić. Przeznaczenie i bogowie sprzyjają ludziom, którzy w interesach i w życiu prywatnym potrafią się porozumieć.
- Cenna to zaleta, umieć się porozumieć i porozumienia dochować - powiedział Shamal. - Ale racją jest, że najpierw o dzieci zadbać trzeba, a potem dopiero za skarbami się uganiać. I prawdą też jest, że owi złodzieje i oszuści, co się magią parają, są w tym momencie najważniejszą rzeczą. Ty też, bin Nassurze, padłeś ich ofiarą? Jak wyglądają? Czy za każdym razem był to ten sam człowiek, czy też jest to cała szajka?- Mądrze prawisz Shamalu. Lud pustyni słynie z mądrości i roztropności i nic w tym dziwnego, gdy codzień trzeba się mierzyć z siłami natury, wolą bogów i Przeznaczenia. Mnie osobiście nikt nie oszukał, ale moim pomocnicy już kilka razy dali się nabrać. Najgorsze właśnie w tym jest to, że nikt nie wie jak ci ludzi wyglądają. A nie ma wątpliwości, że to musi być jakaś banda. Zbyt wiele osób już zostało oszukanych. O oszustwie dowiadujemy się przeważnie wieczorem, gdy podliczamy utarg. Dlatego też nikt nie wie, jak dokładnie wyglądają oszuści. Na zebraniu padła też propozycja, aby wynająć magów, którzy będą sprawdzać pieniądze zaraz po ubiciu targu. Odrzuciliśmy ją jednak, bo nie można wszystkich traktować jak oszustów. Takie zachowanie byłby tylko na naszą szkodę. Zniechęciłoby zbyt wielu ludzi.

Shamal skinął głową. To, że wiele osób uważało kupców za oszustów, było w miarę zrozumiałe. Ale jeśli dla kupca każdy klient to potencjalny oszust...
- Prowadzicie przecież księgi i rejestry, każ jednemu pomocnikowi by siadł na boku i spisywał szczegóły transakcji, jak wyglądał klient, i ile zapłacił - poradził Akbar. - Pieniądze zaś wkładajcie do oznaczonych przegródek w skrzynce. Albo kilku, zależnie od potrzeb. Wieczorem gdy okaże się, że znowu was oszukano, będziecie wiedzieć więcej niż teraz. Pewnie ten który przyniesie trefne pieniądze będzie tylko słupem, tzn. podstawionym człowiekiem, ale może doprowadzić dalej… Pomocnik piszący coś w księdze mniej rzuca się w oczy niż mag... I nie kłopocz się panie, że traktować będziesz wszystkich jak oszustów. Niewinni nie będą mieć pretensji, wszak działasz w ich interesie. Oszustwa powodują starty kupców, którzy wszak też muszą zarobić by wyżywić rodziny i jeszcze za inwestować w towar. Kupcy zaczną podnosić ceny… sam wiesz panie jak to się kręci.- Pomysł zaiste przedni, szanowny Akbarze. - odparł kupiec - Trudny jednak w realizacji. Moi pomocnicy muszą tak samo, jak ja prowadzić rozmowy z klientami, pokazywać mu towar i dbać o dobrą atmosferę. Oddelegowanie jednego do prowadzenia ksiąg, to będzie dla mnie strata. Podobnie, jak dla innych kupców. Jednak jeżeli to jedyny sposób, to muszę to przemyśleć. Dzięki ci czcigodny Akbarze, za twe rady. O niezgłębiona jest twa mądrość i rozsądek. Widać, żeś wiele w życiu przeżył i doświadczył. - Straty ponosisz panie teraz, oddelegowanie pomocnika traktuj jak inwestycje w ochronę swych interesów. - Akbar swej niezgłębionej mądrości nie skomentował, wszak obcował z nią na co dzień i nie była ona dla niego żadną nowością.
- Jak wysokie kwoty wchodzą w grę? - spytał Shamal. - Raczej nie ma sensu zajmować się kimś, kto płaci parę dirhemów za zakupiony towar. Chyba że tacy nie bywają w twoim sklepie, bin Nassurze. Ale jeśli chodzi o wygląd... wygląd można bardzo łatwo zmienić i jedynie wprawne oko to rozpozna.
- Szanowny Shamalu straty są różne i zależą od sklepu. Jedni zostali oszukani na jednego, góra dwa dinary, a inni na kilkadziesiąt lub nawet kilkaset. To poważne kwoty i bardzo poważny problem. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest obojętność milicji. Zgłoszenia o oszustwach były niemal codziennie. Jednak teraz już nikt tego nie robi, bo wszyscy wiedzą, że to nie ma sensu. Jak powiedział mój przyjaciel Abudulah “teraz to możemy pomóc sobie już tylko sami”. Dlatego też rada gildii postanowiła poszukać jakiś najemników, którzy zajmą się tym niecnym procederem. Ja jednak uważam, że ta sprawa może przerosnąć zwykłych najmitów. Spisek sięga zbyt wysoko.
- A jakie warunki gildia ma do zaproponowania tym... najemnikom? - zapytał Janos, do tej pory milczący i słuchający z uwagą.
- Dokładnie to nie jestem w stanie w tym momencie powiedzieć, ale na pewno będą to godne pieniądze. Zwłaszcza jeśli uda się złapać winnych i zakończyć proceder. Czyżby zainteresowała was zacni państwo, ta cała przykra historia i chcielibyście pomóc?- Sprawa jest niewątpliwie przykra i aż serce się rwie żeby pomóc, ale mamy też własne zobowiązania - Janos zerknął na Shamala, milczącą Arię i resztę drużyny. - Musielibyśmy rozważyć to we własnym gronie i dopiero wtedy deklarować się, po starannym namyśle.
- Ależ to zrozumiałe - odpowiedział Nassur. - Taka sprawa wymaga przemyślenia. Nie ukrywam jednak, że kogoś takiego właśnie, jak wy widziałbym do realizacji tego trudnego zadania. Nie naciskam jednak. Gdy będziecie mieli czas i chęci, to wiecie gdzie mnie szukać. - zakończył z szerokim uśmiechem.

Gdy drużyna opuściła “Słodycz Araju” słońce przekroczyło już zenit i ulice pogrążyły się w przyjemnym cieniu. Zgodnie z obietnica daną Adilowi cała drużyna miała udać się teraz do meczetu Tysiąca Fontann. Niestety Przeznaczenie postanowiło pokrzyżować im plany, stawiając na drodze wysłanników szejka niewidzialnych przeciwników.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-12-2014 o 13:39.
Sayane jest offline  
Stary 12-12-2014, 13:22   #28
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Czego oko nie widzi, tego sercu nie żal
Walka z Niewidzialnymi

Mimo, że atak zaskoczył drużynę, wszyscy zareagowali błyskawicznie. Zebrani na ulicy ludzie wycofali się pod ściany, a kilku zaczęło uciekać z krzykiem.
Cios Kumalu przeszył powietrze, ale bez widocznego efektu, niestety. W ruch poszły czary i magiczna esencja wypełniła powietrze. Yat zrobił krok do tyłu i sięgnął po wiszący u pasa bębenek. Zaczął wybijać na nim prosty rytm, który wyraźnie świadczył, że także mistyk sięga po magiczną pomoc. Rytm bębenka już nie raz towarzyszył drużynie w czasie walki byli, więc do niego przyzwyczajeni. Rytm napełnił ich serca wiarę i dużą pewnością siebie. Młoda Aria także zrobiła krok do tyłu robiąc miejsce wojownikom. Jej dłonie wykonały prosty gest w powietrzu i już po chwili niebieski wir owinął się wokół ciała Janosa, tworząc błękitną poświatą przy klatce piersiowej półsmoka.
Lazarides, gdy tylko jego ciało otoczyła magiczna esencja, stanął przed Arią niczym żywa tarcza i z ciężkim mieczem w dłoni obserwował to co się działo, nie zapominając o obszarze za plecami. Także Shamal wstrzymał się od ataku i tylko bacznie obserwował okolicę.
Zdecydowany ruch zrobił za to Akbar, który wręcz wyrwał belę płótna i niczym zwinny akrobata podrzucił ją do góry. Materiał zafurkotał w powietrzu i jego długa wstęga pomknęła w kierunku ciskającego się na ziemi Adila.
W tym momencie członkowie drużyny zauważyli kształty sylwetki istoty, która zaatakowała chłopaka. Była to rosła postać o dość szerokich barkach i małej głowie. Mimo zarzucenia materiału nie przestała ona atakować Adila.

Gdy tylko Akbar dokonał swego spektakularnego wyczynu, dzięki któremu ujawnił, przynajmniej w części ich wroga, powietrze przeszył wysoki świst, niczym smagnięcie bata.
Yat upadł na ziemię potrącony przez jakąś niewidzialną siłę. Na plecy Akbara spadła kolejna niewidzialna istota i wbiła mu szpony w kark, powodując dotkliwe rany. Trzecia istota zaatakowała Kumalu, ten jednak dzięki swojemu instynktowi zdołał uniknąć jej niespodziewanego ataku.
W tym momencie na ramieniu Malika zmaterializowała się Latifiyah. Wręczyła mu ona garść białego talku, który był nieodzownym elementem do rzucenia zamówionego przez niego czaru.
Malik rzucił proszek w górę i wymówił magiczną formułę. Chmura białego pyłu wypełniła powietrze i ujawniła przed oczami wszystkich trzy istoty skryte do tej pory za magiczną zasłoną. Ku zdziwieniu wszystkich istoty te były całkowicie przeźroczyste, jakby ich ciała składały się li tylko z powietrza. Sylwetkami przypominały wysokich i umięśnionych ludzi, ale na tym podobieństwa się kończyły. Niewielkie głowy tych istot upodabniały je do gadów, a długie szpony przypominały ptasie odnóża.
Teraz dzięki magii Malika cała drużyna wiedziała z kim przyszło się jej mierzyć.

Walka rozgorzała na dobre. Akbar chwycił niewidzialną istotę za nadgarstki i wykonał gwałtowny skłon. Bestia była jednak bardzo silna i pierwotny zamysł zrzucenia jej nie powiódł się. Akbar wylądował razem z istotą na ziemi. W tym momencie doskoczył do nich Shamal i ciął potwora niedawno nabytym mieczem. Słowa kupca, który zachwalał miecz sprawdziły się. Al-badi był zadowolony, gdyż chrzest bojowy broni powiódł się znakomicie i już przy pierwszym ciosie, ostrze posmakowało krwi. Bestia zawyła okrutnie, a jej ryk wystraszył ostatnich gapiów, którzy zostali jeszcze w pobliżu zamieszania. Bestia jednak nie puściła Akbara i szykowała się do kolejnego ataku.
- Trzymam drania! - wrzasnął Akbar - Dopierdolcie gnojowi!

Janos widząc już swego przeciwnika obudził swój gniew i z groźnym rykiem zaszarżował w kierunku Niewidzialnego, który zagrażał mistykowi. W czasie biegu uniósł w górę ciężki, dwuręczny miecz, który już po chwili niczym ostrze boga spadł na głowę potwora. Kolejny piekielny ryk wypełnił przestrzeń. Cios był na tyle potężny i skuteczny, że bestia instynktownie cofnęła się o dwa kroki. Półsmok wiedział i czuł, że to nie koniec walki i że lada chwila istota przypuści na niego atak. Wiedział jednak też, że jego siostra… nie, już nie siostra - lada chwila będzie gotowa wesprzeć go w walce swymi magicznymi umiejętnościami.
Malik stojący w centrum wydarzeń czuł, jak krew buzuje mu w żyłach. Dawno nie był tak podniecony. Natychmiast wysłał Latifiyhę po kolejne zaklęcie, a sam wycofał się w stronę małej czarodziejki.
Latifyah skłoniła się przed swym mistrzem i bez słowa rozpłynęła się w powietrzu.
Leżący na ziemi Yat nie zamierzał próżnować. Widząc, że ma wsparcie w postaci rosłego półsmoka zamachnął się kijem na wysokości kolan niewidzialnej istoty. Trafienie było nader celne i Niewidzialny padł jak długi na ziemię. To była idealna okazja dla Janosa, której ten nie zamierzał zmarnować. Doskoczył do tej dziwnej istoty i precyzyjnym ciosem pozbawił ją życia.
- Dzięki! - krzyknął do Yata i z ogniem w oczach odwrócił się ku następnemu przeciwnikowi. Jego głowa obróciła się niczym balista na czopie, szukając dziewczynki; na szczęście Aria była bezpieczna.

Pierwszy atak Kumalu się nie powiódł, ale teraz gdy przeciwnik był widoczny mameluk uderzył ponownie. Tym razem już się nie pomylił. Jego charakterystyczny oręż przeciął nie tylko płótno, ale trafił także dziwną bestię. Ta zawyła przeciągle z bólu, a po chwili groźnie zawarczała. Towarzyszył temu dźwięk dartego materiału i jęki Adila. Bestia choć ranna stanęła naprzeciw Kumalu i rzuciła się w jego stronę. Zwinny mameluk na szczęście uchylił się przed bestią. Ta zwinnym fikołkiem wylądowała na ziemi i ponownie obróciła się w stronę czarnoskórego wojownika.
- Zdechniesz! - wysyczała niczym groźny wąż na pustyni.

Bestia, która uczepiła się Akbara wylądowała razem z nim na ziemi. Oboje zakotłowali się wzbijając potężny tuman kurzu. Pech chciał, że to Niewidzialny znalazł się na górze dosłownie dosiadając sa’luka. Jej potężne łapy powędrowały w górę i uderzyły z całą siłą. Głowa Akbara odskoczyła i trysnął potężny strumień krwi.
W tym samym momencie, gdzieś na górze, na jednym z dachów odezwał się jakiś dziwny głos:
- Hashhak alitah malhut!


Czas płynął i walka w środku miasta trwała dalej. Rozwścieczony Kumalu ponownie przepuścił atak na Niewidzialnego. I choć było to bardzo proste i niewysublimowane cięcie, to osiągnęło swój cel. Niewidzialny zawarczał z bólu i cofnął się pod siłą ciosu półkroku. Jego mięśnie spięły się, a z gardła dobył się dziwny warkot i słowa:
- Ahibar nihar la jahumi
Po chwili z dachu nadeszla odpowiedź:
- Sahaduk
Po tych słowach Kumalu wiedział, że bestia ponownie się na niego rzuci.
W tym czasie Aria dostrzegła na dachu jakieś przemykające cienie. Jej magiczny zmysł podpowiadał jej, że nadchodzą kolejne stwory.
- Biegną tu następne! - krzyknęła ile sił w płucach starając się przekrzyczeć zgiełk walki.

Yat korzystając z tego, że walka przeniosła się kawałek dalej ruszył w kierunku Adila. Dobiegł do niego i szybkim ruchem odsunął zwoje płótna. Chłopak był ledwo żywy, dlatego też mistyk nie zwlekał. Wzniósł ręce w górę i wymawiając słowa zaklęcia poprosił o uzdrowienie dla Adila. Srebrna poświata otoczyła obu. Adil otworzył oczy i spojrzał na Yata. Jego oczy wyrażały wdzięczność i szczęście. Tuż obok chłopaka mistyk zauważył leżący ceramiczny dysk.

Widząc, że Kumalu może mieć problemy z rozwścieczoną bestią, Janos ruszył w jego kierunku. Ponownie uniósł miecz w górę i wyprowadził błyskawiczne cięcie. Jego miecz uderzył niczym błyskawica, ale Niewidzialny uchylił się zręcznym wygięciem ciała i tylko groźnie syknął w stronę półsmoka. Lazarides rozwarł potężne szczęki i runął na istotę, sięgając gardła.
Wsparła ich także Aria. Najpierw ostrzegając przed zbliżającymi się kolejnymi bestia, a następnie atakując stwora z którym walczyli. Krótka magiczna formuła i prosty gest dłoni i już po chwili magiczny pocisk uderzył w stwora. Kolejny cios sprawił, że bestia przyklękła. Jej mięśnie ciągle jednak były napięta, jak postronki i choć ciężko ranna nie zamierzała wycofać się z walki.
Nie przekonał jej nawet do tego kolejny celny cios, czy raczej ugryzienie smoczych szczęk. Janos poczuł w paszczy coś co przypominało w smaku i fakturze balon wypełniony wodą. Niewidzialny cofnął się kolejne półkroku, ale z walki nie zrezygnował. Półsmok ryknął mu w twarz wyzwanie, chcąc odstraszyć go i bezpiecznie cofnąć się ku Arii, ale ku jego zdziwieniu przeciwnik napierał.
- No chodź! - warknął mieszaniec.

Shamal z przerażeniem patrzył, jak pazury niewidzialnego stwora raz po raz orają twarz i tors Akbara. Chwycił mocniej swój świeżo zakupiony miecz i uderzył. Los i tym razem mu sprzyjał. Cios był nie tylko celny, ale sprawił, że bestia spadła z Akbara.

Ranne zwierzę jest o wiele bardziej niebezpieczne. Podobnie było z Akbarem. Gdy tylko sal’uk poczuł, że poczwara spadła z niego, podniósł się efektowną sprężynką. Błyskawicznie dobył miecz i zaatakował Niewidzialnego, który tak dotkliwie go poranił. Ciosy Akbara były silne i niebezpieczne. Bestia najpierw zrobiła unik, ale wykonała go w złą stronę. A może to po prostu Akbar w sprytny sposób zmienił kierunek natarcia. Efekt tego był taki, że sejmitar przeciął bestię na pół. Uradowany sal’uk rozejrzał się wokół, czy wszyscy widzieli jego wyczyn.
- Gdybyś to przeżył to zapamiętałbyś ten dzień jako ten w którym prawie pokonałeś Akbara! - oznajmił dwóm połówkom.

Tymczasem zbliżali się kolejni Niewidzialni. O kierunku skąd nadchodzą wiedziała tylko Aria. Jej niezwykle wyczulony magiczny zmysł ostrzegł ją w porę.
Żywa pozostała tylko jedna bestia, która była otoczona przez Janosa i Kumula. Rozejrzała się energicznie wokół i krzyknęła coś do swych kompanów. Ich odpowiedź była krótka i bardzo stanowcza. Dało się to wyczuć, choć nikt nie rozumiał ich języka.
Otoczona przez dwóch wojowników bestia rzuciła się pomiędzy nimi w kierunku Adila. Zwinnym susem wylądowała tuż obok niego i z głośnym wrzaskiem wyciągnęła dłoń w kierunku błyszczącego dysku.
W tym momencie Aria ponownie wykonała gest i wypowiedziała zaklęcie, które pozwoliło jej cisnąć w bestię magicznym pociskiem. Tak się przynajmniej wszystkim zdawało. Przeznaczenie lub też celowy zamysł czarodziejki spowodowały, że pocisk uderzył prosto w połyskujący złotym blaskiem dysk.

Powietrze nadęło się jak balon. Potężny huk zaatakował uszy wszystkich w promieniu kilkudziesięciu metrów. W powietrze wzbiły się tumany kurzy wymieszane z jakąś dziwną niebieską parą.
Przez kilka, kilkanaście sekund nikt nie wiedział, co się dzieje. Dopiero gdy kurz począł z wolna opadać sytuacja powoli zaczynała się stawać bardziej klarowna. W skutek wybuchu, jaki pojawił się gdy magiczny pocisk trafił w dysk, wszyscy członkowie drużyny odlecieli na kilka metrów od miejsca, gdzie stali. Adil i Yat ucierpieli najbardziej. Ich osmolone twarze wyglądały doprawdy komicznie. Jednak im najwyraźniej nie było do śmiechu. Mieli surowe i wykrzywione bólem oblicza. Gdzieś w oddali słychać było krzyki i tupot kroków zbliżającej się milicji miejskiej.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 12-12-2014 o 13:35.
Hazard jest offline  
Stary 12-12-2014, 15:33   #29
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
TUŻ PO WALCE

No, to było coś… Półsmok podniósł głowę, wypluł kurz, kichnął i w oszołomieniu rozejrzał się, zrazu nie rozumiejąc. Potem dojrzał coś co sprawiło że przerażenie przeszyło go dotkliwiej niż ból ran.
- Aria! - krzyknął i zmusił mocarne kończyny do ruchu. Siostra leżała pod ścianą, a Janos nieledwie na czworakach dopadł do niej, po drodze mimochodem zgarniając swój miecz. Ku jego uldze dziewczynka nie wyglądała jakby bardzo ucierpiała; brat już się przekonał że jej małe ciałko jest bardziej żywotne i odporne niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Już otwierała oczy.
- Jesteś ranna? Uciekamy stąd? - szepnął po najbardziej pospiesznych oględzinach i sprawdzeniu czy kości całe. Oszołomiona Aria kiwnęła tylko głową. Mimo że… hm, komplikacje, wliczone były w ryzyko niszczenia potencjalnie magicznych przedmiotów, to takiego wybuchu się nie spodziewała. Z przerażeniem powiodła wzrokiem po pobojowisku i zakrwawionych, osmolonych towarzyszach. To była jej wina?! Janos nie czekał i nie oglądał się na innych, po prawdzie zupełnie o nich zapomniał. Eksplozja i kontuzja sprawiły, że czuł się jak podczas każdej innej walki, jak wtedy kiedy mogli liczyć tylko na siebie: on i Aria. Musieli się ukryć… ukryć i zmylić pościg, wylizać rany, zapewnić sobie bezpieczeństwo. Złapał ich dobytek w jedną dłoń, drugą ręką dźwignął siostrę niczym piórko i ruszył biegiem byle dalej od tupotu.
- Biegnijcie za mną, kiedyś tu byłem, ale musiałem wyjechać - Akbar nie wdawał się w szczegóły nagłego wyjazdu, tylko ruszył w kierunku zaułków prowadząc pozostałych.

Przez kilka chwil Yat myślał, że Przeznaczenie doprowadziło go właśnie do końca ścieżki. Nagły błysk i eksplozja oszołomiły go do tego stopnie, że przez chwile nie wiedział gdzie się znajduje. Otrzeźwiły go dopiero okrzyki towarzyszy i zbliżających się stróżów prawa. Oniemiał widząc, że wszyscy szykują się do ucieczki. Dlaczego? Przecież to oni zostali zaatakowani. To oni zostali ranni. Takie zachowanie mogłoby jedynie świadczyć o tym, że dokonali czegoś złego.
-Czemuż to uciekacie, skoro jesteście niewinni? Wielu ludzi może poświadczyć o naszej prawdomówności. W nas również nikt nie wyczuje krzty kłamstwa. Nie macie powodów do obaw, Przeznaczenie i Hakija czuwają nad nami. Nikt nie ma prawa nas skazać, za to, że walczyliśmy w obronie własnej i ludzi tu przebywających – Yat przemówił donośnym, lecz również spokojnym i opanowanym głosem.
Spostrzegłszy Adila, zauważył, że po eksplozji jego stan znacznie się pogorszył. Yat złożył broń i oderwał kawałek materiału z ziemi, a następnie począł robić z niego prowizoryczny opatrunek. Usiadł przed młodzieńcem po turecku i zaczął tamować krwawienie, modląc się do Przeznaczenia i innych Bogów o łaskę i ulgę w cierpieniu dla niego.
Ostatnie chwile wprawiły Malika w zdumienie. Najpierw wybuch, później ucieczka towarzyszy. A przecież tak, jak mówił Yat, nie było powodu, by mieli czuć się zagrożeni ze strony stróżów prawa… o ile nie mają czegoś jeszcze na sumieniu, wpadło mu do głowy, gdy przypomniał sobie rozmowę z Latifiyah zeszłej nocy. Mistrz Abdullah rzekł niegdyś, że “występek wpija się w człowieczy umysł, jak drzazga w skórę. Można ukrywać się przed ludzkimi sędziami, ale przed własnym sumieniem uciec nie sposób.” Być może dżin miał rację, na tych ludzi trzeba uważać, pomyślał sha’ir.
Kiedy otrząsnął się z rozmyślań podszedł do rannych obadał wzrokiem pobojowisko. Jego moc nie miała tu zastosowania, zatem wspomógł jedynie po cichu mistyka w jego modłach.
Shamal w pierwszej chwili chciał iść w ślady Janosa, Arii i Akbara. Jego rozumowanie było dość proste - w wielkim mieście Al-badi traktowany był inaczej, niż mieszkaniec owego miasta. Co drugi kupiec usiłował go oszukać, strażnicy spoglądali na niego podejrzliwie. Jednak Malik i Yat pozostali. Nie wypadało ich zostawiać.
Poza tym... On miałby uciekać przed paroma Al-Hadhar?
Otrzepał burnus z kurzu, wytarł starannie miecz i chował go właśnie, gdy na miejsce starcia wbiegli strażnicy.

Mamelucy, którzy rychło w czas przybyli na miejsce zastali wielkie pobojowisko na środku jednej z głównych ulic. Ich uwagę przykuła grupa znajdująca się mniej więcej pośrodku tego całego bałaganu. Dowódca patrolu, wysoki i muskularny mameluk podszedł do nich i zapytał wprost:
- Czy możecie w krótkich słowach wyjaśnić co się tutaj stało? Kto wam to zrobił.
Yat i Malik zwięźle opowiedzieli co się stało. Wygolony na łyso dowódca był lekko zdziwiony, czy wręcz skonsternowany, ale świadczyła o tym jedynie jego niepewna mina.
- Rozumiem - odparł krótko - Zapewne nie wiecie kim byli napastnicy? To jakieś bestie na usługach jakiegoś maga, czy dzikie potwory, które wdarły się do miasta.
Ani mistyk, ani sha’ir nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie.
- Widzę, że to poważna sprawa - mruknął ni to do siebie, ni to do swych rozmówców - Musi się zająć tym mój przełożony. Wiele się ostatnio dzieje w Muluk, ale atak niewidzialnych stworzeń w samym centrum to już zdecydowanie za wiele. Powiedzcie jeszcze gdzie mieszkacie, aby w razie konieczności śledczy mogli was przesłuchać.
Mistyk i mag jako miejsce swojego pobytu wskazali seraj, gdzie spędzili noc.

W tym czasie Janos, Aria i Akbar oddalali się od miejsca wybuchu nie zatrzymywani przez nikogo, choć nie dało się ukryć, że ich bieg przez główne ulice miasta wzbudzał zainteresowanie przechodniów. Akbar nalegał by zatrzymać się nieopodal “miejsca zbrodni” i zobaczyć jak rozwiąże się sprawa ze strażą miejską; na szczęście mamelukowie nie planowali uwięzienia drugiej części drużyny wysłanników szejka. Potem cała trójka ogarnęła się, by wyglądać przyzwoicie i niby to swobodnym krokiem podążyła do Czarnego Lwa aby wylizać rany i poczekać na towarzyszy oraz Adila. Przy okazji Janos zatrzymał się by - po nieuniknionym targowaniu się - zakupić mąkę i sól, jak również trochę rzemieni i mosiężnych dzwoneczków.
- Rzemyki i dzwoneczki by okna i drzwi na noc zabezpieczyć, na wypadek “gości” - wyjaśnił, tak samo jak wcześniej opowiedział o mące i soli. Ta ostatnia mogła się przydać jeśli atakujący, którzy wydawali się jakoś związani z żywiołem wody, byli na nią wrażliwi. Poczucie bezpieczeństwa, jakim półsmok cieszył się w Muluk - prysnęło, a swoboda zniknęła zastąpiona czujnością i gotowością do walki. Znowu byli na niebezpiecznej ziemi i otoczeni wrogami.
 

Ostatnio edytowane przez Romulus : 13-12-2014 o 01:53.
Romulus jest offline  
Stary 12-12-2014, 22:26   #30
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
Ponownie w “Czarnym Lwie”
To był dzień obfitujący w wydarzenia. Zwiedzanie cudownego Miasta Króków, wykwintny obiad z bin Nassurem na której rozmarzona drużyna już niemal zdobyła skarby Faysala Habibullaha i potyczka z Niewidzialnymi, która zakończyła się imponującą eksplozją.
Zmęczeni i poranienie członkowie drużyny spotkali się w Czarnym Lwie. Wszyscy usiedli w kącie jednej ze wspólnych sal i przy czarce świeżego kumysu omówili bieżące wydarzenia. Było tego całkiem sporo i drużyna stanęła przed trudnym wyborem, czym powinna zająć się w pierwszej kolejności. Po krótkiej naradzie wszyscy zgodnie postanowili, że najpierw trzeba tak jak to było w planach nawiedzić meczet Tysiąca Fontann i pomówić z kapłanami.

W drodze do meczetu
Ponownie przemierzając ulice Muluk w drodze do meczetu, wszyscy mieli oczy i uszy szeroko otwarte. Pomni na wcześniejszą zasadzkę, teraz byli bardzo uważni.
W pewnym momencie, ktoś wyskoczył z bocznej uliczki i rzucił się na Akbara. Drużyna instynktownie sięgnęła po broń, a magowie ułożyli dłonie w przygotowaniu do inkantacji.
- No co wy? - krzyknęła Dżamila - Oszaleliście. Przecież to ja. - krzyknęła wisząc na szyi swojego męża i całując go w policzek.
Akbar nie powiedział ani słowa, tylko sprawnym gestem przerzucił Dżamilę przez ramię. Ta nieomal wylądowała na ziemie, ale zwinne ręce męża ją przed tym ochroniły. Korzystając z tej sposobności, Akbar dokładnie przeszukał żonę, chcąc wykluczyć podejrzenia, który od momentu jej zniknięcia dręczyły jego serce. Na szczęście nie znalazł nic, coby wzbudziło jego niepokój.
- Akbarze - zapiszczała z udawanym wstydem Dżamila - Pohamuj swoją chuć. Nie przystoi się tak obłapywać przy obcych i to jeszcze na środku ulicy.
- Po prostu stęskniłem się za tobą - odparł Akbar z niewinnym uśmiechem.
- O jak miło. I zapewne martwiłeś się o mnie.
- Ależ oczywiście kochanie.
- Zapewniam cię, że nie potrzebnie. Kiedy wy włóczyliście się po mieście bez ładu i składu, ja wystarałam się dla nas o godną możliwość zarobku. Sprawa jest prosta jak drut, a grosz całkiem solidny - przeszła do konkretów Dżamila - Pewien człowiek wyrusza wraz z karawaną al-badi do Harsam. To jakieś pięćdziesiąt mil na zachód od miasta. Potrzebuje ochrony. Co prawda nomadzi zapewniają go, że będzie wśród nich bezpieczny, ale on woli mieć swoich osobistych ochroniarzy, którzy w razie konieczności staną w jego obronie. Płaci od pięćdziesięciu do stu dinarów od osoby. Zależnie od umiejętności, tak powiedział. To, co wchodzimy w to? Łatwy kawał grosza. Sprawa do załatwienia w góra dwa dni, bo po dotarciu do Harsam jesteśmy wolni.
- Omówimy to przy wieczerzy - odparł Akbar - Teraz idziemy do meczetu spotkać się z kapłanami.

Nawiedzenie meczetu Tysiąca Fontann
Już z daleko widok oświetlonego magicznymi lampami meczetu robił wrażenie. Strzeliste minarety wyglądały niczym smukłe niewiasty zapraszające pielgrzymów do świątyni. Oko cieszyły nie tylko ozdobione wzorzystymi mozaikami kopuły, ale także przepiękne arkady i główny ejwan, wysoki na ponad piętnaście metrów i szeroki na osiem. Jego wewnętrzne ściany wyłożone były błyszczącymi w świetle latarni niebieskimi i czarnymi kamienia. Ułożone był w taki sposób, że nie tylko tworzyły skomplikowaną mozaikę, ale także stanowiły zapis najważniejszych myśli, jakie Zann, bóg wiedzy i mądrości, przekazał ludziom.
Drużyna weszła przez szerokie drzwi na rozległy dziedziniec na środku, którego ustawiona była wysoka fontanna. Z sześciu lwich pysków tryskała woda wprost na wykuta w białym marmurze postać Zanna, boga wiedzy i mądrości. Był to smukły mężczyzna o szlachetnych rysach twarzy i długiej, elegancko przystrzyżonej brodzie. W dłoniach trzymał tabliczkę oraz rysik na której zapisywał wszystko, co widział.
Wokół fontanny ustawionych zostało kilka mimbarów z których kapłani wygłaszali nauki.
Drużyna nawet nie zbliżała się do tych oblężonych przez tłumy pielgrzymów miejsce. Udali się w podcienia, gdzie osamotnieni mistycy rozmawiali z pojedynczymi osobami. Ich uwagę najbardziej przykuł pewien pomarszczony niczym wysuszony na słońcu winogron, mężczyzna wokół którego siedziało trzech chłopców.
- I pamiętajcie, że demony są bardzo przebiegłe. Zdarza się bowiem, że ohydny demon przebiera kształty dla oka ludzkiego nader miłe i przyjemne. Dlatego też trzeba uważać na każdym kroku i nie wolno tracić czujności. Demony bowiem różnymi sposobami próbują odwieść człowieka od oświeconej drogi.
- Mistrzu Aminie, jak w takim razie poznać demona, który ukrywa się w innym ciele? - zapytał jeden z chłopców.
- Nie ma na to prostej odpowiedzi - odparł mistyk - Nie raz nawet lata medytacji i ćwiczeń duchowych nie pomogą, tak chytre potrafią być demony.
- Czyli nie ma sposobu, aby poznać demona?
- Nie powiedziałem, że nie. Powiedziałem, że jest to niezwykle trudne. Trzeba zwracać baczną uwagę na słowa, drobne gesty i spojrzenia. Zły wcześniej czy później zdradzi się swym pochodzeniem. Trzeba mieć jednak uszy i oczy szeroko otwarte.
Do mistyka zbliżył się Janos z którym krok w krok podążał Adil.
- Wybacz mistrzu, że przerywam twój jakże interesujący i pożyteczny wykład, ale mam pewną sprawę do ciebie.
Mistyk spojrzał na Janosa, Adila i resztę drużyny.
- Siadajcie i mówcie, co was do mnie sprowadza.
Janos wraz z Adilem skrupulatnie opowiedzieli o całej historii związanej z dyskiem.
- A czy mogę zobaczyć ten dysk? - zapytał mistrz Amin po jej wysłuchaniu.
Adil wręczył mu dysk i z niepokojem patrzył, jak ten go obraca i studiuje zapisane na nim strofy.
- Doprawdy przedziwna historia - rzekł po dłuższym zastanowieniu starzec - Przedmiot ten zdaje się być jakimś starożytnym artefaktem, ale za nic w świecie nie potrafię powiedzieć nic o jego przeznaczeniu. Zapisane są na nim dziwne strofy w dawno zapomnianym języku. Nie wszystko rozumiem i nie wiem, czy moje tłumaczenie jest dobre, ale brzmi to mniej więcej tak:
“Gdy bramy Tadabbur staną otworem, dziewięć gwiazd spadnie z nieba zwiastując Jego powrót.
Gdy koło stanie obok koła, wszystko stanie się jasne, a przyszłość otwarta”
a innym miejscy natomiast zapisano:
“Przyjmij wyroki Przeznaczenia, a ono się do ciebie uśmiechnie.
Klucz do zrozumienia leży pośród mgieł niewiedzy.
Ucz się przeszłości, gdyż to ona kształtuje przyszłość”
Wszystko to jest dla mnie niezrozumiałe i tajemnicze. Tyle mogę powiedzieć w tej materii moi drodzy. A klątwa, jaka dręczy waszego towarzysza… no cóż. Na pewno jest to swego rodzaju kara za twój niecny czyn, młodzieńcze. Jednak ani bogowie, ani Przeznaczenie nie są tak okrutne, aby karać cię tą okrutną klątwa przez wieki. Nie ma nic bardziej chlubnego, aby odkupić swoje grzechy niż hidżra. Pielgrzymka do świętego miejsca odmieni twoją duszę i zapewne pomoże ci zdjąć klątwę. Sugeruję nawiedzić sanktuarium świętego Suhail min Zanna. To miejsce w którym dokonało się wiele cudów, boskich objawień i uzdrowień. Miejsce przez wielu zapomniane, ale w twoim wypadku takież właśnie miejsce może być najodpowiedniejsze. Do Huzuz, czy też Hudid pielgrzymują bowiem tłumy, a o małych sanktuariach się zazwyczaj zapomina. A to własne tam dokonywano największych cudów.
Mistrz Amin oddał dysk Adilowi i popadł w zadumę.
- Czy mogę wam w czymś jeszcze pomóc? - zapytał.

Mamelucka brać
Gdy drużyna wracała z meczetu Tysiąca Fontann do seraju, Kumalu ruszył na spotkanie z jednym ze swoich braci. Mameluk pilnujący porządku w “Słodyczy Araju” zaproponował spotkanie. Kumalu odłączył się od reszty drużyny, aby nie sugerować, że podróżuje z nimi cały czas, a także aby nie pokazać, że “Czarny Lew” jest mu bardzo dobrze znany.
Kumalu usiadł w głębi sali i czekał na przybycie mameluka. Ten zjawił się spóźniony i to o prawie godzinę.
- Wybacz bracie spóźnienie - rzekł wyciągając dłoń na powitanie - jednak zatrzymały mnie pilne kwestie. Cieszę się, że czekałeś na mnie. Mam bowiem dla ciebie arcyciekawe wieści.
Mameluk przysunął się do stołu i zamówił dzban kumysu.
- Nazywam się Abbas al-Aziz. Szkoliliśmy się razem, ale jak już mówiłem od zawsze byłeś ode mniej lepszy. Ja z kolei od zawsze marzyłem, aby zostać członkiem bractwa szpiegów. Niestety przeznaczyli mnie na zwykłego stróża. Zapewniam cię jednak, że się grubo pomylili. Od lat nie ustaję w ćwiczeniach i zdobywaniu nowych źródeł informacji. Gdy cię zobaczyłem, to wiedziałem, że oto Przeznaczenie się do mnie uśmiechnęło. Mój czas nadszedł. Nie chcesz to nie mów, ale ja i tak wiem dlaczego przybyłeś do Muluk. Mam nosa do takich spraw. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że możemy sobie nawzajem pomóc. Ja na początek sprzedam ci kilka interesujących faktów, a ty pomoże mi zostać członkiem twojego bractwa. Razem będziemy mogli wiele zdziałać ku chwale Wielkiego Kalifa, niech bogowie mają go w swej opiece i błogosławią w każdej jego decyzji i czynie, a gwiazda pomyślności nich mu świeci nieustannie. Mówię ci bracie, że będziesz wspominał dzień, kiedy spotkałeś Abbasa al-Aziza. Ten dzień odmieni twoje życie na lepsze.
- Co konkretnie wiesz? - spytał Kumalu mając dość niekończącego się gadulstwa Abbasa.
- Zatem umowa stoi - al-Aziz uśmiechnął się szeroko i wypił duszkiem całą czarkę kumysu, kolejna z reszta już.
- Słuchaj zatem uważnie - mameluk nachylił się nad Kumalu i zaczął mu szeptać do ucha. - Z pewnego źródła wiem, że Hassan, najstarszy syn Abdula al-Zaharijego spotyka się z Lepkim Ahmedem. Spotkania te są bardzo częste i nie ma wątpliwości, że obaj panowie ze sobą ściśle współpracują. Nie wiem, czy głowa rodu o tym wie, ale mogę się dowiedzieć. Mogę też zdobyć informację, kiedy będzie miało miejsce kolejne spotkanie.
Abbas wrócił do normalnej pozycji, wychylił kolejna czarkę kumysu i powiedział głośno:
- Takie informacje są chyba wiele warte, co bracie? Możemy uznać naszą współpracę za rozpoczętą. Bardzo mi zależy, aby moja przysięga w waszym bractwie odbyła się jak najszybciej. Nie mogę się doczekać, kiedy zostanę oznaczony waszym tatuażem.
Kumalu także upił łyk kumysu i mocno się zastanowił, co powinien odpowiedzieć Abbasoiwi.
 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS
Ereb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172