Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2014, 23:39   #34
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Mark Niezawodny – przedstawił się mężczyzna po drugiej stronie, a po wysłuchaniu Hariett dodał. – Jestem ojcem Piotra, i nie, niestety, syna nie było od wczoraj w domu, ale on czasami znika bez zapowiedzi, nawet na kilka dni. Czy coś przekazać, jak wróci?

- Obawiam się, że pański syn nie wróci. Szukają go pewni ludzie - Katie zrobiła dramatyczną pauzę po to tylko aby przemyśleć swoją listę priorytetów. Znaleźć Niezawodnego to jedno, ale upewnienie się na ile zarzuty BORBLi są prawdziwe to drugie. - Proszę pana, czy… mogłabym pana odwiedzić? Najlepiej niezzwłocznie. Pomówić o problemach Piotra i zadać kilka pytań?

- Nie . nie wiem - zawahał się wyraźnie wystraszony głos po drugiej stronie. - A czy to coś pomoże Piotrowi?

- Na to liczę. Panie Niezawodny, są tylko dwa wyjścia z tej kabały. Albo ja znajdę Piotra jako pierwsza, albo zrobią to ludzie, którzy bardzo źle mu życzą.

- Co to za ludzie? - Wyraźnie się zaciekawił.

- Nie powinnam mówić przez telefon. Panie Niezawodny, mogę przyjechać do pana i pomówimy w cztery oczy?

- Dobrze... dobrze. - Wahał się jedynie przez chwilę. - Proszę.

- Niech mi pan poda adres, będę w ciągu godziny.

W końcu go podał. Katie nabazgrała go w notesie i nie tracąc czasu pomaszerowała w stronę metra. Na rozkładzie wyznaczyła sobie przesiadki i udała się tam bezzwłocznie.

Adres znajdował się w kamienicy - zadbanej, jak na czasy po Fenomenie. Na parterze mieściła się elegancka kawiarenka oraz lombard z książkami, ubraniami i jakimiś niedużymi meblami. Adres Niezawodnego znajdował się w podwórzu - zadbanym, jak cała kamienica. Z eleganckim ogrodem którego centralną część stanowiło jakieś drzewo, o tej porze roku jednak tracącym jeszcze na swoim naturalnym pięknie. Drugie piętro. Pachnąca czystością i wypiekami klatka schodowa, schludnie odmalowane na pomarańczowy kolor drzwi.

Kate zastukała do drzwi i czekała rozglądając się po klatce. Przyjemna okolica. Ale nawet taka potrafiła wydać na świat psychopatę.

- Kto tam? - usłyszała cichy, wystraszony głos po drugiej stronie.

- SiostraKate. Rozmawialiśmy przez telefon - wyjaśniła rozglądając się uważnie czy nikogo nie ma w pobliżu. W końcu skoro BORBL szukał Piotra pojawią się też w jego rodzinnym domu, to tylko kwestia czasu. A podskórnie czuła, że jeśli oficerowie Biura ją tu zastaną będzie musiała się tłumaczyć.
- Tak. Oczywiście. Proszę wejść.

Otworzył jej drzwi przedwcześnie posiwiały mężczyzna o łagodnej twarzy podobnej do twarzy Piotra. Jasne oczy spojrzały na zakonnicę z burzą emocji, wywołanych najpewniej jej oficjalnym ubiorem.
Jak to szło? "Za mundurem panny sznurem!"
Z mężczyznami jest podobnie? Albo... mundur jednak ma znaczenie? A boży bojownicy w hierarchii seksapilu plasują się tuż przed pracownikami oczyszczalni miejskiej.
- Proszę - zrobił jej miejsce. - Do salonu. Napije się pani czegoś?

W domu pachniało świeżo umytą podłogą i jabłkami.
- Proszę sobie nie robić kłopotu - Katie weszła do wskazanego pomieszczenia i… spojrzała prosto w oczy stojącego w rogu funkcjonariusza Cromaca.

- Szlag… - wyszło jej z ust jakoś niezamierzenie.

- Szczęść Boże - wyszczerzył się szyderczo agent BORBL mierząc do niej z pistoletu. - Proszę sobie usiąść. Chętnie posłucham, co ma pani do powiedzenia.

Mark spojrzał na nią przepraszająco.
- Nie miałem wyboru - usprawiedliwił się.

- Nic nie szkodzi - Katie zajeła miejsce na kanapie i sięgnęła do kieszeni. - Ten pistolet jest naprawdę konieczny? Boi się pan, funkcjonariuszu Cormac, że się na pana rzucimy? Starszy pan i zakonnica? - nuta sarkazmu przebijała przez chmurę dymu z odpalonego papierosa.

Nie uśmiechnął się. Nawet nie skrzywił.
- No dobrze, mój pingwinku. Porozmawiajmy o Piotrze Niezawodnym. Co o nim wiesz? Co cię z nim łączy? Opowiedz mi szczerze, jak księdzu przy robieniu laski.

Mark zrobił oburzoną minę.
- Ty, stary, siadaj tam, na krześle. A ty, pingwin, gadaj.

Katie spokojnie zaciągnęła się papierosem, tylko ledwie zauważalnie zwęziły jej się oczy. Wylot pistoletu centralnie przed jej nosem wyglądał dość złowieszczo ale przekornie odparła.
- Nie.

- Nie? - Zdziwił się Cormac. - Naprawdę nie. To przykre. Odstrzelę temu człowiekowi dłoń. Za każde twoje nie.
Skierował lufę na starszego Niezawodnego.
- Więc, raz jeszcze, pytam. Porozmawiajmy o Piotrze Niezawodnym. Co o nim wiesz? Co cię z nim łączy?
Powtórzył, jak rasowy psychol.

- Spokojnie - ton głosu Katie złagodniał. - Nie ma potrzeby nikogo krzywdzić. Wszystko opowiedziałam panom poprzednio. Jak mówiłam, nie znam go. Rozmawiałam z nim moze 3 minuty a potem pojswiliście się wy.

- Czego od niego chciałaś? Konkrety. Szczerze, bez owijania w bawełnę.
- Żeby odczytał dla mnie pewien przedmiot - wcale jej się nie podobało to przesłuchanie ale nie zamierzała ryzykować życiem starszego pana.
- Jaki i po co? I skąd wiedziałaś, że to potrafi?*
- To osobista sprawa, która nie ma nic wspólnego z Niezawodnym. Przedmiot, który ma związek z zaginięciem mojego brata, prowadzę dochodzenie na własną rękę. A o umiejętnościach Piotra słyszałam na Rewirze - skłamała ale wiedziała, że nie może wydać Donovana. Jeśli BORBLE zaczną go prześwietlać i zorientują się, że dysponuje niewielką choćby mocą usuną go, tak jak chcieli usunąć Niezawodnego. Nie wyda na kolegę wyroku śmierci.

- To my ocenimy, czy sprawa ma coś wspólnego czy nie z Niezawodnym. - Mruknął BORBL. - Proszę raz jeszcze powiedzieć, co zaszło tej nocy, kiedy nasz agent miał dokonać regulacji przestępcy.

- Już mówiłam… - westchnęła ciężko - poprosiłam Troya, znajomego Niezaawodnego aby zabrał mnie na spotkanie z nim. Nim zdążyłam z Piotrem dojść do sedna konwersacji pojawił się regulator. Strzelił kiedy zaczęłam wypytywać się o powody. Piotr chyba zbiegł, nie wiem do końca.

- Trochę to naciagane. - Pokręcił głową niezadowolony. - Trudno mi jakoś w to uwierzyć, że nie znałaś go wcześniej.

- No cóż, mnie trudno było uwierzyć, że przedstawiciel prawa postrzelił mnie bez większego powodu. Widać to dni niespodzianki.

- Widać jednak miał powody.

- Albo był odrobinę niezrównoważony. Widzę, że w BORBL uczą was lekką ręką sięgać po broń. W MRze tak nie było, ludzie mieli tam zasady.

- Problem polegał na tym, że w MR nie było ludzi. Tylko potwory udające ludzi i zagrażające innym. Ale w końcu zrobiono z tym porządek. A kulkę, jaka pani kupiła, to zapewne za te przekonanie, ze postępuje pani słusznie. Tak czy owak, jest pani jedyną osobą, która była na miejscu zajścia i mogła widzieć sprawcę. Coś mi mówi, że nie jest pani ze mną do końca szczera i mam cholerną ochotę wpakować panią do samochodu i zawieźć do Komory. Po kilku minutach pracy nad panią będziemy wiedzieli wszystko.

Oczy zwęziły mu się niebezpiecznie.
- Jak pani uciekła z miejsca wydarzenia z raną postrzałową?
Zapytał patrząc jej prosto w oczy.
- A może ... nie była pani sama?

- Mam dość ciągłych oskarżeń i mierzenia we mnie bronią - Katie wstała z kanapy i dla pewności stanęła na linii strzału między funkcjonariuszem i starszym panem. - Do komory? BORBL pogrywa sobie bardzo śmiało, panie Cormac. Ale myśli pan, że pańscy przełożeni byliby zachwyceni mając na karku mój zakon, cały Kościół powrzechny i opinię publiczną do wtóru? To by świetnie wyglądało w nagłówkach. Zakonnica torturowana w komorze BORBL.

- Nikt by się tym nie przejął. - Odpowiedział agent nie siląc się na podnoszenie głosu. - Szczególnie, jakby zakonnica przyznała się do rzezi, jaką współczyniła z wcielonym złem, jakim jest Niezawodny. A na to znajdą się dowody. Bez najmniejszego problemu. Zeznania świadków. Zeznania rodzin pomordowanych. Nawet zeznania pana Marka, jak poprosimy - spojrzał na starego Niezawodnego. - Może nawet zeznania młodego Niezawodnego. W jakim świetle postawiłoby to pani zakon?

Ostatnie pytanie postawił twardym, ostrym tonem, a ona wiedziała, że nie blefuje, że ma odpowiednie zaplecze by to zrobić. Że kłamstwo BORBL ... wymyka się spod kontroli niczym demon spuszczony ze smyczy.

- Wszyscy mieszkańcy Londynu osobiście pójdą z pochodniami i benzyną by wypalić do fundamentów wasze gniazdo grzechu. A szczególnie islamiści którzy już rozumieją, jak nalezy postępować z Martwymi i tymi, którzy z nimi współpracują.
Wbił w nią swój paskudny, zimny wzrok.
- Więc niech mi siostra nie pierdoli i nie kryje się za swoim kościółkiem, bo po tym, jak pojawił się Fenomen, większość ludzi ma serdecznie dość kłamliwych pingwinów i księży. Próbujecie ratować swoją trzódkę, ale przegrywacie ze starymi bóstwami, z pogańskimi kultami. Taka jest prawda. Niech siostrzyczka pojmie w końcu. Albo siostra gra tak, jak my zagramy, albo ... zrobi się nieprzyjemnie. Dopadniemy Niezawodnego i jego koleżków, chociażbyśmy mieli utopić we krwi pół Londynu i jedna zdechła zakonnica nie stanie nam na przeszkodzie. Więc jak coś wiesz to mów teraz, albo pogadasz sobie z naszymi specami od przesłuchań. jak, postrzelona, zwiałaś z miejsca morderstwa naszego człowieka? Kto ci pomógł?

- Jest pan szalony - siostra Kate pokiwała głową z mieszanką niedowierzania i smutku. - Prawda jest taka, że nie mam pewności co do Niezawodnego, czy chcecie go poddać regulacji bo dysponuje mocą, którą pogardzacie czy... rzeczywiście zamieszany jest w te morderstwa. Ale jak na pana patrzę i słucham, wymachującego bronią, grożącego że odstrzeli cywila aby zmusić mnie do zeznań a w końcu roztaczającego wizję, że zaszantażuje wszystkich aby zrujnować mnie, zamknąć w klatce i torturować a w finale zdeptać reputację całego kościoła… Dochodzę do wniosku, że pan nie jest normalny. Pana metody są naganne a dusza przeżarta zgnilizną. I pingwiny mieszkają na Antarktydzie, ja jestem zakonnicą panie funkcjonariuszu. Nie mam pojęcia gdzie przebywa obecnie Piotr Niezawodny, jak też powtarzałam już wielokrotnie - znałam go może pięć minut. Ale pan mi i tak nie uwierzy i zrobi swoje bo jest pan zaślepiony obsesją dorwania go, co w końcowym zestawieniu stawia pana po stronie “tych złych”. Nawet jakbym wiedziała gdzie jest Piotr nie wydałabym go fanatykowi, jeśli istnieje szansa, że dam wam rozszarpać na strzępy niewinnego człowieka. Nie wezmę na siebie odpowiedzialności za tą śmierć. Chyba, że ma pan niezbite dowody na to, że on jest mordercą. Jeśli mnie pan przekona, nie szantażem i groźbą ale zwykłymi argumentami, chętnie pomogę wam w tym śledztwie. Mam doświadczenie, w MRze pracowałam w charakterze konsultanta. Ale coś mi mówi, że cała ta przemowa była stratą czasu bo pan i tak już wie, że zaciągnie mnie do waszej osławionej komory.

Uśmiechnął się. Szeroko, wilczo, dziko. Wymierzył pistolet prosto w jej twarz i przymrużył oczy.
- Rozmowa ... z tobą ... - wycedził przez zęby nie odrywając oczu od jej twarzy. - Sprawia... że czuję sporą ... ekscytację.
Zakasłał cicho.
- Wiesz ... zmieniłem zdanie. Rozwalę cię tutaj i teraz, na miejscu, a potem przelecę twojego trupa. Potem zdmuchnę pana Niezawodnego i zaczekam na jego synalka.

- Obawiam się, że tego nie zrobisz.
Do rozmowy wtrącił się trzeci głos. Dobrze znany Harriett. To był Draco Kozak.
Funkcjonariusz BORBL odwrócił się w jego stronę szybko. Niezbyt jednak szybko. Kula trafiła go prosto w oko i Cormac uapdł na ziemię z łoskotem. Zakonnica widziała groteskowy rozbryzg krwi na ścianie, za plecami jeszcze przed chwilą żywego agenta.

Dopiero teraz dotarło do niej, że nie słyszała strzału.
- Widzę, że wpadamy na te same pomysły, siostrzyczko - Draco podszedł do ciała i przyjrzał mu się uważnie. Potem schował pistolet z tłumikiem i wyjął coś z jednej z kieszeni. Piersiówkę.

Ale nie napił się z niej, jak sądziła, lecz wylał kilka kropel na ciało Cormaca.
- Abi! Exi spiritus immunde!
Trupem wstrząsnęły drgawki, jak przy ostrym ataku epilepsi. Z ust wydobył się paskudny skowyt, a potem coś, co przypominało kulkę czarnego, skłębionego dymu. Zawiesina znikła jednak równie szybko, jak się pojawiła.
- I już - Draco łyknął z piersiówki i schował ją do kieszeni.

- Przepraszam, że nie częstuję. Panie Niezawodny. Proszę zabrać najważniejsze rzeczy i pójść ze mną. Nie może pan tutaj zostać. Szybko!
Starszy mężczyzna bez słowa sprzeciwu pobiegł wypełnić polecenie.
- A ty? Ktoś wiedział, że tutaj przyjechałaś?

- Nie wydaje mi się - Katie podejrzliwie wskazała na piersiówkę. - Co mu pan zrobił?
- Zastrzeliłem go? - Draco spojrzał na nią zdziwiony. - Inaczej on zabiłby i panią i pana Niezawodnego - dodał tonem usprawiedliwienia. - Wiem, że to było ... brutalne, ale nie miałem wyboru.
- Chodziło mi o menażkę - nie dawała za wygraną.
- Złodzieje ciał najwyraźniej nie przepadają za dobrą, irlandzką whiskey - wzruszył ramionami. - Jestem egzorcystą. A to jest mój ... katalizator. Tak chyba się to nazywa.

- Złodzieje ciał? - Katie zamrugała bezwiednie. - Czyli… skoro to nie był funkcjonariusz Cormac, to kto?
- Funkcjonariusz Cormac zawładniety przez jednego z duchów służacych komuś, kogo spotkać byś nie chciała.
- Czyli… podszywali się pod nich aby dorwać Niezawodnego? Tylko po co?

- No i właśnie to jest pytanie, siostro. Ważne pytanie, na które chcielibyśmy ... chciałbym poznać odpowiedź. Czemu BORBL szuka Niezawodnego. Czemu szuka kilku innych wydawałoby się nieważnych osób.

- W takim razie może odpowiemy na nie razem? Zdaje się, że czy chcę czy i nie i tak tkwię w tym bałaganie po uszy. No i chcę znaleźć Piotra.

- Może. Kto wie. Na razie musimy spadać. Pan starszy zaraz będzie gotowy, a drugi z agentów może za jakiś czas się pojawić.

Kozak podszedł do ciała i przykucnął nad nim niemalże twarzą w twarz.
- Słyszysz mnie Andrefallusie niedomyty. To ja rozwaliłem twoją marionetkę. I rozwalę każdą jedną sucz, którą postawisz mi na drodze. Wiemy, gdzie się ukrywasz. Wiemy, kim jesteś. Idziemy po ciebie. Bez odbioru, brudny fiucie.
Wstał i spojrzał na zakonnicę z przepraszającym uśmieszkiem.
- Zaszyj się gdzieś. Udawaj, że cię tutaj nie było. Spotkajmy się jutro w południe przy Wielkim Benie.

- Dobrze. Ale póki pan Niezawodny się pakuje, może rzućmy oko na pokój Piotra? Może znajdziemy tam jakiś trop gdzie może się ukrywać albo dlaczego BORBLE… tzn, ci złodzieje ciał chcąc go dopaść. Razem pójdzie nam szybciej.

- Nie sądzę, by coś tam było, siostrzyczko. Z tego co wiem, Piotr nie mieszkał już z ojcem. Poszedł na swoje. Ale zostań, jeśli chcesz. My lecimy.

- Jego obecnego adresu mi pewnie nie podasz?

- Nie znam. Myślałem, że jego ojczulek coś będzie wiedział. Ale chyba się pomyliłem. Tak czy siak spaliłem i jego i ten lokal, zabijając tego podmieńca. Więc zabieram go stąd w inne, bezpieczne miejsce. Inaczej skończy martwy.

Harriet skinęła tylko na znak, że rozumie ale właśnie notowania pana Draco Kozaka z zakonu Drakokozaków wywindowały w górę. Dobry człowiek, ciężko w tych czasach o takich jak i o zwykłą ludzką przyzwoitość.
- Idźcie. Do zobaczenia jutro - pożegnała się zdawkowo.

A sama ruszyła do dawnego pokoju Piotra, czy też małego Piotrusia. Postanowiła dać sobie kwadrans aby uniknąć kolejnego niepożądanego spotkania. Zerknęła na zegarek, na wysadzany maleńkimi błyszczącymi kamyczkami cyferblat i złotą bransoletkę. Pogładziła ją bezwienie. Prezent od ojca. Drobiazg o ogromnej wartości sentymentalnej. I… wartości w ogóle. Ktokolwiek zerkał na zakonnicę w ascetycznym prostym habicie i z papierosem karykaturalnie skwierczącym w kąciku ust nie powiedziałby, że nosi złoty wysadzany brylancikami zegarek ze szczerego złota, za który można by kupić dobry samochód.

Zresztą, Katie była w posiadaniu kilku sportowych wozów jak i wielkiego domu z ogrodem na obrzeżach Londynu. Piękna staromodna budowla wypełniona była dziełami sztuki, antykami i… pajęczynami. Uśpiony, martwy dom w którym wszystko nakryto białymi prześcieradłami i zamknięto na ctery spusty. Katie tak bardzo przerażała myśl, że zostanie jednynym spadkobiercą majątku Hensingtonów.

Boże, błagam aby Daniel jeszcze żył. Przeżegnała się, wzięła głęboki oddech i zaczęła przetrząsać pomieszczenie. Musiała się śpieszyć.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 13-12-2014 o 00:05.
liliel jest offline