Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2014, 14:37   #195
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
NIECO WCZEŚNIEJ I NIECO DALEJ


Tymczasem Tibor zszedł na dół, za towarzystwo mając jedynie dźwięk własnych kroków. Piwnica była ciepła - a raczej wydawała się taka gdy na zewnątrz było kilkanaście (czy kilkadziesiąt) - stopni mrozu. Niemniej jednak czuć było tu wilgoć - nie mróz - a wraz z nią charakterystyczny smród wilgotnych podziemnych pomieszczeń - starej wody, gnijącego próchna, pleśni i rozkładu. Tibor minął kilka pomieszczeń pełnych zniszczonego wyposażenia, rozrzuconych fragmentów ekwipunku i kości… kości, które wyraźnie nigdzie się nie wybierały już od bardzo długiego czasu. Gdzieś z oddali słyszał kapanie wody, lecz prócz tego otaczała go cisza. Mimo tego czuł, że nie jest tu sam. Był też pewny, że nieregularny korytarz biegnący na prawo od pomieszczeń ciągnie się już poza obręb wieży. Ponownie przyzwał moc swego boga i ruszył na przód - samotnie, wbrew rozsądkowi i ostrożności, która do tej pory przyświecała jego krokom.

Korytarz był długi i nieregularny; młodzieńcowi wydawało się, że został poszerzony i obrobiony z naturalnego tworu, ale nie znał się, więc nie mógł być pewien. Samotne zapuszczanie się w nieznany loch nawet przy umiejętności widzenia w ciemności było bardzo niepokojące. Za towarzystwo miał jedynie odgłos własnych kroków i odległe kapanie wody. A może nie tak odległe? Zwiastun Świtu przystanął. Wydawało mu się, że gdzieś pomiędzy szmerem wody wyłapał inny dźwięk… jakby szuranie powłóczystych kroków, czy mamrotanie... Gdy wysłał do Lathandera cichą prośbę o pomoc wyczuł, że gdzieś w okolicy znajdują się nieumarli. Jeden, dwóch… może trzech. Aura trzeciego była pulsująca i niewyraźna, Tibor nie był pewien. Ta liczba nie stanowiła dla kapłana zagrożenia… o ile były to zwykłe szkielety czy zombie. Oestergaard otulił się ochronną mocą swego boga i ruszył dalej.

Kilkadziesiat metrów później przed młodzieńcem odtworzyła się spora grota, w większości wypełniona wodą, z której wystawały nieregularne, pokryte śliskim, brązowym nalotem głazy oraz porowate stalagnaty. W grocie czuc zapach wilgoci i zgnilizny - jak w starej podmokłe piwnicy - i, co najgorsze, trupa. Pomieszczenie było naturalne, lecz - podobnie jak korytarz - uzdatnione do użytku ręką człowieka. Czy tych ludzi, których szkielety leżały wokoło? Raczej nie - kościotrupy były dobrze uzbrojone, ale - na szczęście - zabite na amen. Ktoś postarał się o to roztrzaskując im czaszki. Wzdłuż brzegu wykonano wygodne zejścia do wody. Naprzeciw wejścia znajdowała się spora platforma wchodząca w jezioro na jakieś trzy-cztery metry. Kolor wody ciężko było ocenić w ciemnowidzeniu, ale jakoś nie wyglądała zachęcająco; zwłaszcza gdy Tibor zobaczył kto - a raczej co - stoi na jednym z głazów w głębi wody - kobieta-zombie. Nieumarły stwór najwyraźniej wyczuł młodzieńca; zaczął kręcić się w kołko i mamrotać, najwyraźniej jednak z jakichś powodów nie mógł wejść do wody. Najgorsze było jednak to, że jej wzdęty brzuch wydawał się poruszać zupełnie niezależnie od niej.

Oestergaard czuł że się poci, a tylko w części wywołane to było zaduchem panującym w podziemiach. Splunął, usuwając z ust choć część nieprzyjemnego posmaku. Zasłaniając się tarczą i z buzdyganem w ręku przysuwał się, krok za krokiem, do platformy i ciemnego jeziora.

To ostatnie nie należało do wielkich, ale wypełniało pieczarę i nie pozwalało jej obejść suchą stopą… o tyle o ile można tak było powiedzieć, wobec oślizgłej wilgoci pokrywającej kamienie. A stalagnaty wyrastające tu i ówdzie w niczym nie polepszały widoczności i Zwiastun Świtu nijak nie mógł dojrzeć żadnego wyjścia. Odgłos płynącej wody sugerował jednak że jakiś odpływ istnieje…

- To ty jesteś córką Hebdy z Kamiennych Żmij?! - krzyknął ku zombie, ze zgrozą obserwując wzdęty, poruszający się brzuch ciężarnej kobiety. Na myśl o tym że podobny los mógłby spotkać Cadi i jego dziecko zacisnął szczęki aż do bólu, a ciało przeszył mu dreszcz.
- Panie Poranka, chroń nas ode złego, Panie Poranka, chroń nas ode złego, Panie Poranka… - mamrotał. Zombie nie reagował. Tibor powoli przysunął się do platformy i rozejrzał się raz jeszcze. Miał wrażenie, że coś łaskocze go na obrzeżach umysłu, ale nie zwrócił na to uwagi, bo to co ujrzał w czarnej toni ścięło mu krew w żyłach. Na wodzie unosiło się jeszcze jedno ciało… kobiety, dziewczyny bliźniaczo podobnej do nieszczęsnej nieumarłej - na tyle na ile przy tym stopniu rozkładu dało się powiedzieć - i z pewnością nie-ożywionej. Młody kapłan obrócił się ku tunelowi ze zgrozą, która przebiła się przez osobliwe otumanienie.
- Var…

Nie tracił czasu: sięgnął po medalion i zwrócił się ku zombie.
- Odejdźcie w pokoju, w imię błogosławionego Lathandera! - wyrecytował, chcąc odesłać nieszczęsne dusze.
Tibor miał wrażenie, że na jego słowa jezioro zafalowało groźnie… Nie! Ono na prawdę zafalowało! Woda wzburzyła się, a jej poziom podniósł znacząco. Ciało Arny podpłynęło bliżej; przez moment Zwiastun Świtu obawiał się, że poderwie się i rzuci na niego; jednak nic takiego się nie stało. Za to stojąca na głazie zombie wpadła w niekontrolowane drgawki, które nadały jej figurze jeszcze bardziej przerażający wygląd. Wydęty brzuch falował; zdawało się, że jeszcze chwila a dziecię, które odeszło przed swoim czasem rozerwie siną skórę i wyrwie się na wolność. Młodzieniec kurczowo ściskał medalion z symbolem wschodzącego słońca; cofał się ku brzegowi krok za krokiem a gdy wyrwał się z osłupienia przywołał ochronną moc zwykle otulającą jego i jego sojuszników. Cokolwiek poruszył, fałszywa “Arna” na pewno była tego świadoma, a czym sama była tylko bogowie zapewne raczyli wiedzieć. Musiał przeżyć i ostrzec Vara… jeśli z kolei barbarzyńca jeszcze był wśród żywych. Całą swoją wolę zaprzągł do tego by odpychać i powstrzymywać to co miesiło się i kotłowało przed nim. W głowie miał jednak mętlik, a zgroza jaką wywołało podziemne znalezisko utrudniała mu skupienie. Zniknęły gdzieś z pamięci mądre słowa Skiraty, a monotonnie klepane formułki wydawały się nie mieć żadnej mocy w tym dziwnym miejscu. Gdy Tibor niemal stracił już nadzieję, że uda mu się zniszczyć nieumarłą i był gotowy do odwrotu jezioro eksplodowało nagle milionem kropli, które spadły na młodzieńca jak ulewny deszcz. I mimo że woda nie była zbyt zimna - na pewno nie bardziej niż w wartkich górskich strumieniach spływających do doliny Ybn - młody kapłan poczuł jak gdyby przeszyły go setki igieł. Szybko otarł twarz i mocno chwycił broń, gotów walczyć z wyłaniającym się z jeziora plugastwem lub też wziąć nogi za pas. Jednak z jeziorka nic nie wyszło, za to trup Ofali znieruchomiał i zapadł się w sobie, po czym powoli osunął w ciemną toń by dołączyć do pływającego tam ciała siostry.
Oestergaard zadrżał i zatrzymał się, nieruchomo wpatrując się we wzburzoną, spienioną wodę i bezwładne zwłoki.
“To miejsce robi ze mnie durnia” - chłopak uzmysłowił sobie, choć z trudem się to przedarło do jego otumanionego umysłu. - “Nadal nie mam pojęcia co tu się stało...”
“To nie koniec” - myśl przedarła się przez otępienie i młody kapłan sięgnął do sakwy po składniki do czaru który mógł uratować mu życie. Cofał się, nie śmiąc oderwać spojrzenia od wody, walcząc z zimną kulę w żołądku i unosząc dłoń z pierzastą zawartością.
- Panie mój, dodaj siły słowu które głoszę na Twą chwałę - mamrotał, powstrzymując się jednak w ostatniej chwili przed dokończeniem modlitwy. Zresztą i tak słowa uwięzły mu w gardle, gdy grotę wypełnił rozpaczliwy kobiecy krzyk. Zza stalaktytów wyłoniła się kobieca zjawa, która podpłynęła do głazu, na którym wcześniej stała Ofala i poczęła krążyć wokół ze szlochem.

Z dołu do Vara dobiegł krzyk, jakby kapłana zarzynano, a może to nie jego? Kiedy Grzmot się wsłuchał, to jednak nie były odgłosy walki, raczej krzyki. Kapłan zdecydowanie żył. Goliat przyspieszył. - Nie daj się zabić! - Krzyknął dla kurażu.

W podziemiach młody kapłan cofał się - powoli, ani przez chwilę nie spuszczając spojrzenia z potępionej duszy, niejasno zdając sobie sprawę z jej odmienności względem poprzednio napotkanych widm czy duchów. Jeśli była to dusza Arny, to z jakiegoś powodu wydawała się bardziej… nie tyle materialna co bardziej żywa, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Wyraźna, bardziej… żywotna, widać było nawet kolor jej skóry czy odzienia. Oestergaard zadrżał, co nie za wszystkim wywołane było przez lodowatą wodę przemaczającą go od stóp do głów.

Uderzył ramieniem o coś twardego i zaryzykował rzut oka w tył - był przy wyjściu. Mógł odwrócić się i pobiec, przy odrobinie szczęścia zostawiając daleko w tyle pogoń rozwścieczonej, zdesperowanej duszy. Tylko że…

Zawahał się. W przeciwieństwie do wyblakłych, złowieszczych cieni jak choćby te które wnikały do obozowiska Kamiennych Żmij, duch Arny bardzo przypominał mu jego własne wyobrażenia tego jak dusze odchodzące w zaświaty powinny wyglądać. Obejrzał się, rozdarty pomiędzy chęcią odnalezienia Vara a czymś innym.
- Kim jesteś?! - krzyknął naraz - Co tutaj się wydarzyło?!

Dusza podniosła na niego wzrok, jakby zobaczyła go dopiero teraz. Wbiła spojrzenie w symbol Lathandera kołyszący się na piersi Tibora, a ten również dostrzegł drewniany medalion z wizerunkiem Tempusa w fałdach jej ubrania.
- Och… Ty jesteś przyjacielem Mary, tak? Och, uciekaj, musisz stąd jak najszybciej uciekać!
Młodemu Oestergaardowi opadła szczęka. Skąd Mara? A może… byłaby to “ona” ze snów o których dziewczynka opowiadała w nocy?
- Przemawiałaś do Mary? - zapytał pospiesznie, robiąc kilka kroków ku zjawie. - Tyś jest Arna, córka Hebdy z Kamiennych Żmij? Widziałem dopiero co kogoś w twojej postaci, kogoś żywego albo takiego który takim się wydawał. Co tu się stało?! Muszę wiedzieć!
- Tak; to potwór, oszust, jest jak najbardziej żywy i nie możesz się do niego zbliżać!
- Muszę, chce się wydostać z doliny! Za nią są nasi towarzysze, w tym Mara! Czym on jest, w czym może zagrozić?!
- On… nie wiem co to… wyglądał jak wielka latająca kula z mackami i oczami… Próbowałam się modlić, ale wyglądało jakby moja moc na niego nie działała… Albo Tempos opuścił mnie za to co zrobiłam - zwiesiła głowę. - Torturował mnie, a potem przybrał moją postać…
- Wrócę jeśli zdołam! - obiecał chłopak i rzucił się biegiem w głąb korytarza. Nie minęło wiele czasu gdy usłyszał kroki z przeciwnej strony i ujrzał biegnącego tunelem Vara.

- Co tam się działo? - Rzucił lekko zasapany biegiem goliat, kiedy zobaczył przed sobą Tibora całego i zdawało się zdrowego.
- Gdzie TO jest?! Gdzie ta dziewczyna? - Oestergaard zatrzymał się przed barbarzyńcą i ze zgrozą zdał sobie sprawę z tego że goliat jest sam. Co prawda powinien się ucieszyć że olbrzym jest żywy, ale to zadziwiające jak priorytety mogą się zmienić w ciągu minuty. - Var, do diabła ciężkiego, gdzie jest dziewczyna?! Miałeś jej pilnować!!!
- Na górze, nie chciała tu wchodzić, byłeś tu całą wieczność. Wiesz, te krzyki by każdego zaalarmowały, myślałem że już po tobie. Coś ty sobie myślał schodząc tu sam? Jakie to, to nie Arna? - Grzmot był wyraźnie zdumiony.
- Ty durniu, kazałem ci jej pilnować, ja potrafię o siebie zadbać! - rozwścieczony Tibor przepchał się obok barbarzyńcy i rzucił się do biegu. Nie odwracając głowy krzyknął:
- Znalazłem zwłoki obu sióstr, to coś co przybrało postać Arny torturowało ją i przyprawiło o śmierć. Arna - to ona przemawiała do Mary - ostrzegła mnie że to coś wyglądało wcześniej jak wielka latająca kula z mackami i oczami, a moce Arny na to coś nie działały! Musimy to dopaść nim dotrze do Mary i reszty! Spróbujmy to zaskoczyć i zbliżyć się jak najbardziej nim rzucimy się do ataku!
- Wrzaski są na pewno doskonałym na to sposobem. Ucisz się jeśli mamy to zaskoczyć. - Rzucił dużo ciszej Grzmot, ruszając za człowiekiem z mieczem gotowym na niespodzianki.
Oestergaard warknął jakieś przekleństwo i zamknął się, zachowując siły na bieg.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline