Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2014, 18:53   #50
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trafili nas, pomyślał Tony, gdy AJOLOSEM zatrzęsło, a dźwięki sygnałów alarmowych rozniosły się po całym okręcie. Tylko kto? Jakim cudem ktoś się zdołał podkraść niezauważony do korwety i wpakować im torpedę, uszkadzając maszynownię czy inne na tyle wrażliwe miejsce, że wszystko padło?
Cud, że nie trafiło na reaktor, bo wtedy nie byłoby już nikogo, kto martwiłby się problemami AJOLOSA.

Myśli myślami, ale siedzieć na tyłku nie można było. Okręt oberwał i jedynie Zapomniani Bogowie wiedzieli, jakim cudem trzyma się jeszcze kupy. A wyglądało na to, że się trzyma, bowiem trudno sądzić, by w całości ostał się jedynie hangar z Thunderem w środku.
No i w słuchawkach słychać było rozmowy pozostałych członków załogi. Jeśli oczywiście parę słów i poleceń można było nazwać rozmowami.


Myśliwiec był, jak się szybko przekonał Tony, cały. I można było ze spokojem wsiąść i odlecieć, tyle tylko, że nie bardzo byłoby do czego wrócić, a do bazy to Thunder na własną rękę nie bardzo mógłby wrócić. Skok AJOLOSEM przez hiperprzestrzeń to jedno, zaś powrót myśliwcem "na piechotę", do odległego o lata świetlne domu to coś całkiem innego.
Zanim jednak podejmie jakieś desperackie kroki, jak na przykład samotny lot na Perłę, trzeba było się zorientować, na czym stoją.

Był w trakcie sprawdzania stanu magazynu, gdy w słuchawkach rozległ się głos Ineth, wzywającej wszystkich na mostek.


Idąc przez zadymiony korytarz czuł, jak korweta trzeszczy i zdaje się rozłazić we wszystkich szwach. W pozbawionym powietrza hangarze tego się aż tak nie odczuwało i przez moment Tony pożałował, że nie może zostać kabinie Thundera i poczekać na polecenie "startuj". Miał zgoła irracjonalne uczucie, że tam byłby bezpieczniejszy, niż poza hangarem.


Lista uszkodzeń zwalała z nóg. A żeby było ciekawiej - Rowens plotła jakieś bzdury o symbolach i tajemniczych znakach w kabinie kapitana, zaś Isaac... Ten chyba całkowicie się załamał i zamiast zabrać się za myślenie mruczał tylko o nieuchronnej śmierci.
Jak tak, to od razu wyjdź bez skafandra przez najbliższą śluzę, pomyślał niechętnie. Ale nic nie powiedział. Wolał nawet nie myśleć o tym, jak zareagowałaby p.o. kapitana, jej esperowatość Rowens.

Taaa... Miał wrażenie, że powinien jakoś pocieszyć technika, podnieść go na duchu, ale nie przychodziło mu nic do głowy. Prócz solidnego kopniaka w zadek. Czego, ze względu na skafander, Isaac zapewne by specjalnie nie odczuł. Chyba ze byłby to kopniak mentalny, ale do tego bardziej nadawała się Ineth. Albo Frida. Ta by pewnie była jeszcze lepsza w te klocki.


W ramach oszczędności można było odciąć większość pomieszczeń, wsadzić kogoś do kapsuły ratunkowej i zahibernować. Parę innych pomysłów też by się znalazło. Takich na bardzo czarną godzinę. Ale jeśli chodzi o naprawy, to nie da się ukryć, że Tony lepiej znał się na Thunderze, którego mógłby rozebrać na kawałki i złożyć, niż na bebechach korwety.

- W wolnej chwili mogę sprawdzić, jak wygląda AJOLOS z zewnątrz - zaproponował. - Jeśli mamy gdzieś lecieć, to powinniśmy być w jednym kawałku, bez większych dziur.

- A tak, wracając do kapitańskiej kajuty, co to były za znaki i symbole? - spytał.
 
Kerm jest offline