Manuel Cortez był młodym szermierzem. Jego umiejętności i nauka były wypadkową zachcianki Imperialnego porucznika walczącego z Estalijską rodziną kupiecką oto jak ma wyglądać wychowanie dziedzica ich rodów. Od dzieciństwa co chwila był ciągnięty na lekcje związane z kupiectwem, by zaraz potem uczyć się strategi i taktyki. Żadne z rodziców nie odpuszczało oboje byli charakterni. Sam Manuel zaś.... Wybrał się do szkoły oficerskiej. Dawało mu to swobodę od rodziców. Z Akademi wraz z kolegami łatwiej było oddawać się hulance. Pili, ścigali się konno, pojedynkowali i konkurowali w romansach. To były czasy... wspominał obecnie z nostalgia.
Był dzieckiem wychowanym pod złotym kloszem. Nie znał problemów zwykłych ludzi. Bywał tylko w dużych miastach, poza nimi tylko we włościach wielkich rodów. Ta podróż miała to zmienić. Miała posłużyć jego przemianie. Napytał sobie sporo kłopotów i musiał czasowo zniknąć. Ślad po ostatnim pojedynku wciąż zdobił jego oblicze.
Nowo nadane włości ojca w Imperium miały być jego azylem. Diego miał być mu mentorem i ojcem po trochu. Taak, tak zapewne widziała to matka. Miała już zapewne dość rozrywkowego prowadzenia się Manuela. Nawet spora suma w złocie została dana do ręki jego opiekunowi. Manuel przepuściłby każdą sumę w bardzo krótkim czasie. Nie protestował, gdy go pakowano. Ojca znał słabo jednak wiedział o jego karierze wojskowej. Był z niego dumny. Gdy dowiedział się, że stracił nogę na froncie współczuł mu. Chciał go odwiedzić pomóc mu, być blisko by czuł wsparcie syna z którego niewiele było powodów do dumy. Były to uczucia czyste niczym dziecka. Bo tym właśnie był Manuel dużym dzieckiem. Uzbrojonym w szpadę i potrafiącym jej użyć. Bezbłędnie znajdującym drogę do kobiecych łóż... dzieckiem.
-Równie dobrze mogliśmy popłynąć statkiem. Znam motywy całej waszej grupy, ma być lądem. Długo,uciążliwie, wychowawczo więc będzie. Skoro jednak mamy być przydatni dla ojca i faktycznie nas potrzebuje... Wiesz coś o jego ziemiach? Gdzie to jest chociażby o innych szczegółach nie wspominając. Matka nie raczyła mi nic powiedzieć. Była lekko urażona, że zabiłem syna jej koleżanki. To był jednak pojedynek i to on mnie wyzwał!- bronił się sam przed sobą. Gdy jednak zobaczył krytyczny wzrok Diego z serii i tak znam prawdę i ci nie wierzę dodał..
-Dobra może miał powód. Może byłem w jego domu, w jego łóżku i w jego eee jak ona miała-zamyślił się.-Nieważne, dobył miecza byli świadkowie- to miał być koronny argument. Diego jednak ostentacyjnie zaczął patrzeć gdzie indziej.
-Dobra wy i tak wiecie swoje, że zawsze moja wina tak? Kto mnie w takim razie takim wychował? Zresztą nieważne co z celem naszej podróży?
Ostatnio edytowane przez Icarius : 15-12-2014 o 23:47.
|