Heloiza na słowa Torstena zaśmiała się i na koniec pijacko czknęła.
-Tak się składa przystojniaku, że najbardziej znamienity lekarz w całym przeklętym Mousillon przyjmuje w piwnicach tej karczmy. Zwykle łata ofiary bójek, to część jego "czynszu". Sama z jego usług parokrotnie korzystałam. Dobry fachowiec. Ponoć pochodzi z Imperium. To niejaki "profesor" de Veyne. Zaraz was do niego zaprowadzę.
W momencie gdy Heloiza wstała jakiś grajek zaczął brzdąkać na lutni jakąś smętną pieśń. Dwóch miejscowych oprychów jakby na to czekało, zaczęło szarpaninę. Heloiza z gracją ich ominęła i kiwając na śmiałków powiodła ich ku schodom prowadzącym na dół a znajdujących się za barem. Po zejściu na dół przeszli kilka kroków wąskim korytarzem i znaleźli się przed drzwiami. Heloiza zapukała.
- Otwarte, proszę wejść!- rozległo się zza drzwi.
Wnętrze jak na standardy mousilliońskie było w miarę czyste nie licząc rdzawobrunatnych plam na podłodze w okolicach solidnego dębowego krzesła z pasami do krępowania pacjentów. Obok na stole przykrytym obrusem leżały narzędzia chirurgiczne. Niektóre były ledwie narzędziami zaadaptowanymi na cele medyczne, np.: piła do amputacji. Przy stole stał właściciel gabinetu.
- Zaraz, zaraz, nie wszyscy na raz! Wchodzi jeden a reszta czeka na zewnątrz- powiedział nieco wystraszony widząc całą zgraję pakującą się do środka.
- Co dolega?