Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2007, 02:19   #54
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Milla, Renauld


Schodząc po schodach kobieta i chłopiec coraz bardziej zanurzali się w ciemności. Ogarnął ich swoisty chłód tak charakterystyczny dla pomieszczeń, które ni razu nie dosięgło słońce. Schody prowadziły wciąż w dół zapewne miały kilka, jeśli nie kilkanaście metrów. Jednak im bliżej zejścia była dwójka Kainitów, tym jaśniejsze stawało się otoczenie. Oczom wampirów ukazały się przy końcu spirali stopni ciężkie drzwi, obok których na ścianie tkwiła zapalona przez kogoś żagiew. Gdy Milla i Renauld zeszli na dół, dostrzegli, że drzwi przed nimi są jedynie przymknięte, a zza nich sączy się blask kolejnej pochodni. Widać ktoś przygotował loch na ich przybycie, trudno wszak uwierzyć, że światło paliło się tu bez ustanku. Kiedy pchnęli drzwi, w ich nozdrza niemal z realną siłą uderzył odór dusznego pomieszczenia, gdzie raczej nikt nie raczył troszczyć się o higienę. Gdy Kainici weszli do środka ich oczom ukazał się długi korytarz, prowadzący - zdawałoby się - donikąd. Po jego bokach z ogromnych drewnianych słupów równomiernie rozmieszczone były „kraty” dwóch uformowanych w ten sposób klatem. W ich wnętrzu można było dostrzec kilka ludzkich cieni, które kuliły się w najdalszym kącie. Słychać było stłumione łkania. Więźniowie zza „krat” nie mieli jednak stanowić strawy wampirów. „Przygotowany” posiłek tkwił na ścianie zaraz przy wejściu, gdzie stali Kainici. Otóż po bokach, w przytwierdzonych do muru okowach, tkwiło sześć ludzkich postaci: dwie kobiety i czterech mężczyzn. Wszyscy oni byli nadzy i zakneblowali, a smugi na ciele świadczyły o tym, iż specjalnie na „obiad” zostali obmyci z najgorszych nieczystości.

Dorn, Marcel

Dwaj silni mężczyźni szli przez korytarze niemal ramię w ramię, nosząc bez większego wysiłku nieporęczny ekwipunek. Byli zarazem niezwykle podobni i zupełnie różni względem siebie. Łączył ich sposób egzystencji oraz kilka pomniejszych cech, do których raczej by się nie przyznali, wszak oni sami najpewniej uważali, że dzieli ich wszystko. Uczony i Łowca... tylko, że ani uczony nie był zwykłym naukowcem, ani łowca – myśliwym.
Dorn zupełnie odruchowo kierował się do wyjścia. Już dawno przestał liczyć zakręt, polegając jedynie na swojej pamięci i wyczuciu kierunku. Marcelowi nie pozostało nic innego, tylko zawierzyć swemu przewodnikowi. Przez myśl Brujaha przemknęło pytanie: „Czy wyjdziemy w lochach Księżnej i zobaczymy te jej ludzkie kukły do wysysania?”, lecz delikatny powiew świeżego powietrza, w którym czuć było czerwcową noc odwiódł go od tej myśli. Po kilku minutach korytarz przed nimi skręcił gwałtownie w dół. Zeszli nim niemal zjeżdżając po pochyłej podłodze, by po chwili znaleźć się wewnątrz wielkiego krzewu, który rósł majestatycznie przy zamku, wspinając się po jego murach. Dorn i Marcel wyplatali się spomiędzy jego liści i jak gdyby nigdy nic nie spiesząc się ruszyli na plac przed budowlą. Było tu spokojnie z uwagi na późną godzinę, jedynie prze ciemnozielonym zakrytym powozie, który stał na środku placu, uwijało się kilka osób montując wyposażenie. Najwyraźniej doskonale wiedzieli, kto ma owym dyliżansem podróżować, bowiem bez zbędnych pytań dwóch mężczyzn odebrało od Kainitów pakunki i położyło wśród rzeczy, które mieli jeszcze umocować na dachu.
Nagle nad głowami zgromadzonych rozległ się krzyk jakiegoś łownego ptaka – dziwne zjawisko jak na tą porę dnia... a raczej nocy.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 25-03-2007 o 15:05.
Mira jest offline