Cytat:
Najdroższa Matko
W chwili kiedy spisuję te słowa, w mojej wyprawie ku sławie udało mi się bezpiecznie dotrzeć do Easthaven. Jednak gdy Ty otrzymasz ten list, będę już znów w drodze - prawdopodobnie do Newerwinter, Waterdeep, a może i nawet Wrót Baldura.
Sztuka tutaj praktycznie nie istnieje. A jeśli już, to jest związana wyłącznie z rybami. Zresztą, sama nazwa osady doskonale obrazuje to, czym Easthaven jest: przystanią z porozrzucanymi wokół niej chatami, które można policzyć na palcach obu rąk. Mieszkańcy są tutaj prości, ale nawet nie wyobrażasz sobie, z jaką łatwością zaakceptowali mój wygląd. Nie tylko zaakceptowali - powitali mnie z otwartymi ramionami! W końcu w tym miejscu pojawił się ktoś egzotyczny, kto pokazał im muzykę, która nie jest rybacką pieśnią(które zresztą są piękne; gdy tylko wrócę do domu, zagram Ci kilka).
Pozwól, że opowiem Ci o moich nowych przyjaciołach.
To naprawdę barwne postaci. Towarzyszą mi: Alukard Szary Wilk, wyznający Tempusa barbarzyńca, niezwykle przyjacielski barbarzyńca i kolejny dowód na to, że to wcale nie jest taka zamknięta na inne kultury grupa, za jakie się barbarzyńców uważa; jego współwyznawca Lander Lackman, moje źródło wiedzy na temat tej religii; Orlamm Uvarkk - piwowar i mistrz sztuk magicznych (w takiej kolejności); Ricky D'aerthe, najsympatyczniejszy drow na Północy. Towarzyszy nam również elf Adris Lathraleil. Jednakże o nim nie wiem za dużo. Mimo moich usilnych starań, nie udało mi się z nim porozumieć. Ale to całkiem normalne u elfów.
Mam nadzieję, że list zastał Ciebie i Koeninga w doskonałym zdrowiu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo tęsknię.
Twój oddany syn,
Eleris |
Eleris Deratie, nazywany również (głównie przez samego siebie) Złotoustym Diabłem, miał ważną misję do wykonania. Podnosić morale całej karawany, gdy długa droga i niska temperatura doskwierały jej uczestnikom. I robił wszystko, by misję wykonywać jak najlepiej: zabawiał śpiewem i grą na lutni, sypał żartami z rękawa, opowiadał - często podkoloryzowane - historie na temat regionu i nie tylko. I chociaż nie jemu to oceniać, uważał, że zadania wywiązywał się doskonale.
Miał lekkie obawy związane ze swoją obecnością w tym zapomnianym przez bogów rejonie. Wiedział, że jego kontrowersyjny wygląd mógł budzić obawy, a nawet wrogość, ale udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. I taktyka ta zadziałała - z niechęcią się nie spotykał, przynajmniej nie jawną. No, przynajmniej w mordę nie dostał, nawet się nie zapowiadało, by miał dostać.
~~**\||/**~~
Pierwsze, co zrobił po wygodnym rozsiedzeniu się na ławie, to chwycił w ręce lutnię. Bo może i on był odporniejszy na chłód niż większość, ale niestety zimno nie służyło drewnianym instrumentom, co przysparzało bardowi wiele zmartwień. Brzdąknął kilka razy, by sprawdzić, czy jego ukochane maleństwo się nie rozstroiło - o poważniejszych konsekwencjach nawet nie chciał myśleć. Na całe szczęście instrument nie ucierpiał w najmniejszym stopniu.
Już miał zagrać jakąś melodię, gdy podszedł do nich jakiś miejscowy. Z postury widać było, że w mieście to ważna osobistość, Eleris wysłuchał, co ten miał do powiedzenia, samemu się nie odzywając - co musiało zaszokować jego towarzyszy, nie zdażało mu się to zbyt często.
- Ano ciekawe, cóż to może od nas potrzebować człowiek na końcu świata... - mruknął tylko, uśmiechając się spod kaptura, podszywanego futrem śnieżnego lisa
- Ale jeśli o mnie chodzi, to to nie jest nic na tyle ważnego, by nie mogło poczekać do końca naszego posiłku, przyjaciele...
Mówiąc to, złapał za kufel piwa, z którego to upił kilka łyków.
- Ja zostanę tutaj, w centrum tego małego świata. I postaram się wypytać kogoś, kto jest obeznany w tutejszych sprawach. A stawiam wszystkie Lwy Cormyru, że najbardziej poinformowaną osobą w Easthaven jest ta urocza kobieta za szynkiem.