Odgłosy walki ucichły, a z tego, co dochodziło do uszu Oswalda wynikało, że starcie skończyło się (przynajmniej w pewnej mierze) sukcesem - ktoś zginął, ktoś uciekł, ktoś ze swoich przeżył. A Oswald miał nadzieję, bardzo małą co prawda, że przy pomocy kompanów uda mu się zaliczyć do tej ostatniej grupy. Dość głupio byłoby powędrować do Ogrodów Morra gdy dokoła nie będzie już żadnych wrogów.
Przez moment czekał w milczeniu, dość nieudolnie usiłując opatrzyć swoje rany, a potem zawołał:
- Gunter? Balin?
A może mu się tylko zdawało, że wołał kompanów. |