Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2014, 03:22   #7
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Adris czuł się dobrze. Nawet lepiej niż dobrze, był szczęśliwy. Inni cieszyli się dachem nad głową, pełnym garnkiem, kuflem piwa, nieszczęściem bliźnich, wygraną w kości, brzęczącą sakiewką i wieloma innymi, przyziemnymi rzeczami - tylko że on nie był „inni”. On cieszył się szlakiem i otwartą przestrzenią, podróżami przez nieprzyjazne tereny, dziką i okrutną Północą. Radości nie umniejszał nawet kąsający lodowy wicher, od którego Dolina brała swoją nazwę i który przyprawiał podróżników o wrażenie, że zaraz zgubią facjaty. Adris już tutaj był. Wiele razy przez cztery dekady swojego życia i dwie dekady tułania się po świecie (to jest, tym skrawku świata). Już długi czas temu wyrobił sobie zdanie o Dziesięciu Miastach - lubił je. Głównie dlatego, że Miasta miastami nie były; przynajmniej nie wedle znanych Adrisowi standardów.

Elf nie przepadał za miastami. Nawet rodzinny Mirabar, gdzie był niezliczoną ilość razy, po dłuższym czasie stawał się dla niego klatką. Przestronną, gwarną i tłoczną klatką z murami zamiast krat. Adris przez długie, zimowe miesiące spędzane w miastach czuł się jak wisielec - pętla zaciskiwała się wokół jego gardła już po paru dniach, a po dwóch dekadniach wszystko zaczynało go swędzieć. Wolna dusza Lathraleila wyrywała się ku przestrzeni wolnej od sztucznych ograniczeń i im bliżej wiosny, tym trudniej było ją powstrzymać. Dziesięć Miast nie sprawiało mu takich problemów i nawet Bryn Shander nie wywoływało w nim większego dyskomfortu. Adris podziwiał Doliniarzy za ich upór i zdolność adaptacji do, łagodnie mówiąc, nieprzyjaznych warunków.

Adris podziwiał również, w mniejszym lub większym stopniu, swoje obecne towarzystwo. Elf z początku był najbardziej zaciekawiony Elerisem, ale czy można było się temu dziwić? Wszak diablę miało najciekawsze pochodzenie z nich wszystkich, a i wyglądem rzucało się w oczy. Co, przy gigantach w postaci Alukarda i Landera, było nie lada wyczynem. Adris, który rozmiarowo nie dorównywał nawet większości innych Tel-Quessir, musiał przy rozmowach z nimi zadzierać głowę ku górze. Tak jak z czasem polubił barbarzyńcę, tak do Lackmana miał mieszane uczucia. Mimo to ani z jednym, ani z drugim nie wdawał się w dłuższe dyskusje. Oszczędzał kręgi szyjne.

Orlamm z kolei przypadł mu do gustu najprędzej. Było w gnomie coś, co wywoływało u elfa sympatię. Najpewniej rzadko spotykany optymizm. Ricry... Ricry’ego tolerował, a i to ledwo, ledwo. Początkowo obserwował wszystkich jednako uważnie, ale drow tej uwagi otrzymał dwa razy tyle. Nie była to też uwaga, jaką poświęca się nieznajomym; postawa Adrisa przywoływała na myśl myśliwego, który zastanawia się czy posłać strzałę teraz, czy później. Odkąd D’aerthe dołączył do nich, łuk Lathraleila zdawał się być przyklejony do jego dłoni.

Adris był w Easthaven raz. Jeden, jedyny raz przed kilkoma laty. Miasteczko nie zmieniło się za bardzo od tamtego czasu - dalej śmierdziało rybami w zwyczajowych wariacjach: świeża, nieświeża, smażona. Elf ciepło w „Kołysce” powitał bardzo chętnie, podobnie jak pełen talerz i kufel piwa. Hrothgara z kolei powitał uprzejmym skinieniem głowy i po wysłuchaniu jego przemowy zadecydował, że „lord protektor” pasowałoby byłemu najemnikowi na przydomek. Spokojnie dokończył posiłek, przeciągnął dłonią po brązowych włosach i przeciągnął się jak kot.

- Ja zostaję - oznajmił wszem i wobec. - Wygrzeję się, pointegruję z miejscowymi i zobaczymy się u Hrothgara.

Jak powiedział, tak zrobił.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 22-12-2014 o 03:25.
Aro jest offline