Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2014, 09:42   #38
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
NOC W MULUK

- Nie pałętajcie się tutaj następnym razem, ulice są niebezpieczne o tej porze - Janos Lazarides, świeżo upieczony kapłan Władcy Bogów pomasował pięść po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z tubylcami. Pierwszy spośród miejscowych królów zaułków leżał nieprzytomny u jego stóp, a drugi przypominał szczura i sprintera w jednym; półsmok jeszcze nigdy nie widział by ktoś z taką gracją i szybkością brał zakręty.

Wrócił spojrzeniem do coraz bliższej sylwetki, o której Adil dał mu znać gwizdnięciem. Bibliotekarz chyba sobie podchmielił, bo odgłosy krótkiej walki i biegu jakoś nie wzbudziły jego czujności a poruszał się nieco chwiejnie. A może zatopiony był w myślach? Adil faktycznie miał rację - Omar bin Yussuf wracał do położonego blisko biblioteki domu (do żony i czwórki dzieciaków, jak na wszelki wypadek Janos polecił eks-złodziejaszkowi sprawdzić). Może łatwiej byłoby Lazaridesowi wydobyć wszystko z gnoma w obecności rodziny zdanej na łaskę i niełaskę mieszańca, ale chłopak aż się wzdrygnął na myśl o tym. Uchowajcie, bogowie, od takich pomysłów.

Ogromna dłoń zacisnęła się na twarzy kurdupla, a muskularne ramię przyszpiliło ręce gnoma do torsu. Janos podniósł gnoma jak nie-takie-znowu-lekkie piórko i, prowadzony przez nieocenionego Adila, przemknął do opuszczonego magazynu, gdzie żebrak jął się chwalebnej roli czujki. Gnom bezskutecznie próbował się wyrwać. I gryźć, łajdak jeden. Całą dłoń zaślinił Janosowi.

Półsmok, trzymając ciągle gnoma za twarz, obrócił go ku sobie i po raz pierwszy pozwolił mu spojrzeć na siebie.
- Znowu się widzimy, szanowny panie bibliotekarzu - uśmiechnął się szyderczo. Imć Omar targnął się w jego uchwycie a powietrze wypełnił ostry smród amoniaku. Janos spojrzał z rozbawieniem na ciemną plamę powiększającą się na hajdawerach gnoma.
- Kumys bywa zdradliwy.

Związał bibliotekarza i niespiesznie odkorkował pierwszą butelkę. Porwany próbował wrzeszczeć i wygrażać, ale po tym jak stalowe palce chłopaka zacisnęły mu się na chwilę na tętnicach - ucichł.
- Żebyś nie mówił żem nieużyty - Janos powiedział z uśmieszkiem. - Masz do wyboru - albo będę łamał ci kości, albo będziesz pił.
- Nie!
- Pij - warknął i wraził gnomowi szyjkę butelki między zęby. Oczy bibliotekarza nieomal wyszły z orbit, a picie bardziej przypominało topienie się gdy struga wina wlewała mu się z bulgotem do gardła. Próbował parskać, wrzeszczeć, skomleć o zmiłowanie, ale Janos nie był w nastroju na igry. Przerwał dopiero po opróżnieniu pierwszej butelki. W chwilę potem wcisnął Omarowi knebel w gębę i sięgnął po drugie naczynie.

Gnom charczał przez knebel. Pamiętając tyradę z biblioteki Lazarides obserwował go kątem oka. Bawił się butelką i czekał. Powoli wzrok złorzeczącego, bluźniącego Omara stawał się mętny.
- Twoje zdrowie - Janos wyciągnął korek i przepłukał usta wybornym winem nim sięgnął po knebel. - No to teraz sobie pogadamy, czcigodny…
- Twój przeklęty ród już nigdy nie zagości na tych świętych ziemiach - gnom zaczął elokwentnie. - Duchy pustyni już przed wiekami się z wami rozprawiły! I te wielkie i ponoć potężne gady uciekły z pod… podkulonymi ogonami i żaden nigdy więcej się tutaj nie zjawił. Dżiny pilnują i chronią nas przed złem, choć wielu głupców to właśnie ich uważa za niebezpieczne. Jednak to dzięki nim nasza święta ziemia wolna jest od gadziej zarazy. I choć smoki onegdaj gnębiły nasz lud, to się już nigdy nie powtórzy. Także ty szybko przekonasz się, że ta ziemia nie jest dla ciebie. Uciekniesz stąd albo zdechniesz. Gdyby którykolwiek z twoich większych braci próbował tutaj przybyć dżiny ponownie zjednoczą siły i zniszczą wasze plugawe plemię dosz… doszczętnie. Nigdy nie swyciężycie w bitwie przeciwko potędze dżinów. Każdy sha'ir ci to powie i każdy sha'ir stanie u boków dżinów, aby z wami walczyć! Ty…

Janos położył mu palec na wargach… konkretniej zaś całą dłoń na ustach i uciął złorzeczenie pod adresem rodziców, przodków bliższych i dalszych oraz jego (jeszcze) nie narodzonych dzieci. Aż przykro było słuchać. Na charkot w gardle bibliotekarza uciekł się do wina jako lekarstwa.
- Ho, ho, sporo się mieści w tym konusowatym ciałku - zakpił. Co wywołało jeszcze większą wściekłość Omara. Potok słów płynął i Janos wyłapał z niego, że gnom jest bardzo uprzedzony do smoków. Najwyraźniej poznał dzieje smoków, to jak próbowały zasiedlić Zakharę, a co miało miejsce jeszcze przed nadejściem Dawczyni Wiedzy. Przez jakiś czas smoki plądrowały te tereny, ale dżiny wszystkich żywiołów zjednoczyły się i przegoniły smoki z Zakhary.
- Wyrzuciły was presz podstępem, inni zaś mówią że dżiny wygrały w wielkiej bitwie sabijając tysiące smoków. Od tamtej pory szaden parszywy gad nie stąpał po tych sieświętych ziemiach!

Gadał i gadał, ale Janos uznał że większość z tego to bezwartościowa paplanina. Choć… ponoć Zann także pisał o smokach i nazywał ich plugawymi jaszczurami, które miały być wynaturzeniem złych bogów. Miłe to to nie było…

- W Za… Zah… Zakharze istnieje jakieś zwierzę, które jest sopokrew… seskowrenione… zesppokrewnione z parszywym smoczym rodem! - grzmiał bibliotekarz tak, że Adil stukał w dechy by dać znać że te wrzaski się niosą aż na ulicę. - Jest to ponoś jakiś hihantyczny ptak, żyjący wysoko w górach. Czasami można takie też spotkać… ep… na pustyni.

- Człowiek musi się napić jak słyszy coś takiego - mruknął Janos i na dowód prawdziwości tych słów przytknął butelkę do ust kurdupla. Ten odruchowo pociągnął kilka łyków.

- Słuchaj no, a o Mesanthu coś mi powiesz, czcigodny? - zapytał półsmok i gnom znowu rozpuścił jadaczkę.
- Przehlęte niech będzie jego imię i oby nikt jusz go nigdy nie wspominał. Podły oszust i szubrawiec. Podszywał się pod kapłana Zanna i zbierał informacje o Zahkarze, niemal jak ty. Wielu przez lata uwaszało go za wielk… hik! wielkiego nauszyciela i snawcę naszej historii. I choś był przybyszem z dalekich krain, to wielu uważało go za swego mehtora. Miał wielu uczniów, ale na szczęście fszyscy zostali wybici - bibliotekarz omal nie poturlał się po podłodze. - Mesanth, gdy sie w końcu poszuł pewnie i silnie, odsłonił swoje praf… praf… prafdziwe oblisze. To był złoty smok, który próbował zasiedlić Zakharę. Wmówił wielu, sze jest bogiem i należy go czcić. Niektórzy mu uwierzyli. Na szęście jednak bogowie nam sprzyjali i posfolili wygnać bestię i zabić jej wszystkich uczniów i poddanych. Kości Mesantha sostały połamane i rosszucone na pustyni. Ponoś ktoś zebrał ich część i stworzył jakieś berło - hik! - które nasączone resztką krwi Mesantha zyskało magiszną moc. Ponoś jakiś ostatni szalony nafatyk… fafatyk… fanatyk smoka ukrył je gszieś w górach. To jednak brednie, które rozsiewają pewnie tacy jak ty. Ohydni jaszuroludzie. Tfu - gnom nawet nie zauważył że się opluł - przeklinam cię gazia poszwaro, obyś zdechł w męszarniach na rozgszanych do czerwonosii pustyniach naszej świętej ziemi!

Co jak co, ale procenty rozwiązują języki.

- Bramy Taddabur - słyszałeś kiedyś o czymś takim? - półsmok zagadnął lekkim tonem, znów obliczonym na rozzłoszczenie Omara. - Pewnie nie…
- Nie inferesują mnie pogańskie wieszenia. Ponoś to jakaś... fierdza geomantów, gdzie saszył się ostatni z nich. Pluje... na nich... i na siebie... przehlęty hocurze - gnom bełkotał coraz bardziej niezrozumiale.
- Jak na głównego bibliotekarza wiesz bardzo niewiele, kurduplu - mruknął Janos nie zwracając uwagi na urażone uczucia rozwścieczonego uczonego (knebel przeszkodził w werbalnym wyrażeniu niezadowolenia). Pociągnął z butelki tęgi łyk, zatopiony w myślach do tego stopnia że Omar spróbował odpełznąć ruchem robaczkowym. Półsmok ocknął się i powstał, ruszył za nim z butelką w dłoni. Gnom jęknął, spoglądając na kroczącą ku niemu grozę. Lazarides nachylił się nad nim, wyciągnął knebel i unieruchomił mu głowę.
- Została jeszcze jedna rzecz którą muszę zrobić - słowa wyszły jako warkot a wargi odchyliły się odsłaniając wielkie zęby półsmoka. Bibliotekarz otworzył usta do wrzasku… i zakrztusił się gdy wino chlusnęło mu wprost do przełyku. Janos bezlitośnie poił go, nie zwracając uwagi na miotanie się i próby wyrwania, kaszel, łzy i jęki. Dopiero gdy uczony zwisł bezwładnie, pijany w trupa, chłopak odsunął butelkę od jego ust.
- Przykro mi - mruknął sam do siebie, niezadowolony z tego co uczynił. Nie próbował usprawiedliwiać się oporem i wrogością gnoma w bibliotece; miał choć tyle uczciwości by przyznać sam przed sobą że źle zrobił. Przypomniał sobie pierwszego zabitego w życiu - strażnika którego najzwyczajniej zatłukł o kratę krótkimi, mechanicznymi uderzeniami rozpryskującymi na końcu krew i mózg wszędzie naokoło. To co opadło na podłogę nie przypominało już człowieka. - Żyj z konsekwencjami tego co czynisz, gnojku - szepnął do swoich wspomnień.

Zakorkował butelkę. Ostrożnie podniósł gnoma, bacząc by nie powalać się uryną. Wspólnie z Adilem, nie spiesząc się, dotarł do domostwa bibliotekarza i zostawił konusa z gębą na twardym kamieniu, uwalanego wymiocinami, zasikanego i sponiewieranego.
- Ot, taka drobna zemsta z mojej strony, kurduplu. I ciesz się że nie pływasz z rybami - wymruczał, odchodząc sprzed drzwi. Zaraz też dołączył do zszokowanego żebraka/przewodnika/czujki.
- Drogi Adilu - uśmiechnął się do starszego chłopaka. - Niech to… wszystko… pozostanie między nami, jak to między przyjaciółmi, rozumiemy się?

Adil spolegliwie skinął głową, ale wzrok Janosa bez trudu przebijał ciemność i uwadze półsmoka nie uszedł wyraz twarzy żebraka - kalkulujący i pełen nadziei.
- Czcigodny panie, jeśli to co czynisz pomoże mojej potępionej osobie to możesz liczyć na moją dyskrecję i współpracę. Taka niegodna wesz jak ja nie śmie nawet pisnąć słówka o tym co…
- Znakomicie, Adilu, znakomicie - przerwał mu pospiesznie półsmok i poklepał go po ramieniu. - Zachowajmy teraz ciszę i zmierzajmy czym prędzej do seraju. Pamiętaj że te powietrzne bestie mogą powrócić i jeśli nas zaskoczą…

Nie dokończył licząc że wspomnienie ataku skuteczniej niż wszelkie słowa sprawią że żebrak zamknie dziób - i tak się stało. Za co Stwórcy niech będą dzięki.

Bez większych przygód dotarli do Czarnego Lwa. Lazarides zaprowadził Adila do wspólnej sali i oddał pod opiekę Yatowi. Potem poszedł się obmyć, gdy zaś wrócił na piętro otworzył okno na korytarzu, stanął na parapecie i sięgnął ku ścianie. Ostre szpony wbiły się w miękki kamień a Janos jął piąć się w kierunku okna pokoiku Arii i swego, pomrukując z wysiłku. Okno zabezpieczył rzemieniami i dzwoneczkami… ale wiedział o nich, więc gdy dotarł do pokoju ostrożnie i powoli wśliznął się do środka i przecisnął, uważając na “system alarmowy”. Wreszcie półsmok stanął bezpiecznie na środku pomieszczenia i dał sobie chwilę na odpoczynek i uspokojenie oddechu. Podszedł do stolika i sięgnął po przybory piśmiennicze by spisać wszystko czego dowiedział się od gnoma. Czuł gorąc całego ciała - to jego organizm pracował na wysokich obrotach, pełną parą naprawiając uszkodzenia po dzisiejszej eksplozji. Krwiaki już blakły.

Rozebrany do snu przyklęknął przy “siostrzyczce”. Wyglądała tak pięknie i niewinnie gdy spała spowita w delikatną koronkę koszulki. Zmarszczyła nosek a Janos uśmiechnął się. Często obserwował dziewczynę we śnie, tuląc ją w ramionach czy po prostu leżąc obok. Zastanawiał się czy ucieszyłaby się na jego widok gdyby teraz się obudziła i...

Oczy Arii otworzyły się. W ciemności połyskiwały lekko, a usta dziewczyny rozchyliły się odrobinę. Aria wpatrywała się w niego nieodgadnionym spojrzeniem. Półsmok klęczał jak przykuty w miejscu. I wtedy “siostrzyczka” odezwała się.
- Tęskniłam. I czekałam na ciebie… - szepnęła, a jej ramiona sięgnęły ku Janosowi, oplotły jego szyję. Chłopak z jękiem pochylił się szukając ustami jej warg. Po raz pierwszy w życiu tak ją pocałował - zachłannie, nie jak siostrę ale jak ukochaną. Czuł jej zapach i smak, a jej ciało było tak drobne, że czuł jakby trzymał w swych ramionach kocię. Całowali się niezgrabnie i niezręcznie, ale była w tym pasja, i miłość, i pożądanie tak wielkie, że ich serca kołatały jak oszalałe…

I wtedy Aria sapnęła i cała iluzja rozsypała się niczym garść piasku. Dziewczynka spała nadal, a Janos spędził kilka naprawdę długich chwil na odzyskiwaniu umysłowej równowagi.

Próżne nadzieje, próżne marzenia. Jest za młoda i nadal jesteś dla niej bratem. Pogódź się z tym.

Wreszcie położył się obok czarodziejki i sięgnął ostrożnie do jej plecków. Obróciła się ku niemu, a Janos łagodnie przytulił ją i z czułością pogłaskał po głowie.
- Kocham cię, kruszynko - szepnął i zamknął oczy. Czekało go trudne zadanie zaśnięcia mimo natłoku myśli i szybkiego bicia serca.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline