Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2014, 16:13   #520
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec



Andy'emu wychodziło, że dwaj faceci szukają pewnie jedneg z napastników którego uważają, że pewnie przynajmniej postrzelili. Zapewne Taylor'a. Więc byli ostrożni gdy nie znaleźli go tuż przy wejściu co Morrison widział schowany za ladą przez jakąś sczelinę. Czekał jednak na ospowiedni moment do ataku. Za odpowiedni uznał taki gdy przede wszystkim zakładnik nie zasłaniałby żadnego z nich więc możnaby strzelać do otwartych celów. A przy ataku z zaskoczenia była szansa na przynajmniej pierwszy strzał w dużą, prawie nieruchomą sylwetkę. Szansa zaś nadażyłaby się jeśliby tamci poszli dalej wzdłuż stołówki albo idąć ku kuchni gdzie Andy liczył przy drastycznie krótkiej odległości udałoby sie odepchnąć czy przewrócić zakładnika co wystawiłoby porywaczy na ogień pozostałej dwójki. Niestety porywacze mieli inny pomysł.

-Jesteś pewien że ci się nie przywidziało? - spytał jeden drugiego.

- Weź mnie nawet nie wkurwiaj - w zamian za co dostał równie krótką odpowiedź.

- Dobra to ja sprawdzę kuchnię a ty sprawdź salę. - Po czym jeden z przeciwników z berettą zaczął się zbliżać do przejścia za ladę, drugi lufą skorpiona pchnął jeńca i zaczął iść w stronę środka sali.

Andy w napięciu obserwował jak się rozdzielają. Najwidoczniej nie byli świadomi, że jest tu ktoś jeszcze choć liczyli się z tym. Z rosnącą nadzieją obserwował jak odległość między nimi rośnie a co najważniejsze rośnie też pomiędzy nimi a zakładnikiem. Odczekał do ostatniego momentu gdy tamci byli już blisko lady i chwila moment mieli ją minąć a więc raczej na pewno zauważyliby trzech kitrających się szturmowców. Dal znać chłopakom, że on bierze tego przy zkładniku więc oni we dwóch mieli zająć się tym drugim.

- Teraz! - krzyknął Andy po czym wyłonił się zza lady kierując swoją pompkę w kierunku celu. Po czym jak rozmazana pozioma linia minęła mu warstwa blatu lady będąca dla niego granicą pomiędzy ciasnym wnętrzem szafkobaru a otwartą przestrzenią stołówki. Po minięciu tej granicy od razu zauważył trójkę mężczyzn przed sobą, kompletnie zaskoczonych ale skoncentrował się na jednym z nich trzymającym czeskiego skorpiona. Ruch palca na spuście, kontrolowany i wyczekiwany odrzut broni, huk i błysk wystrzału po czym widok czegoś co wybryzguje z brzucha porywacza gdy skumulowana wiązka śrutu trafiła go zgodnie z wolą strzelc. Prawie od razu też przygiął się od tego ołowiowego uderzenia gdy wiązka srucin utkiła mu w trzewiach oddajac mu całą swoją energię uderzenia.

Ale rana mimo, że na pewno poważna to jednak nie zabiła go na miejscu. W związku z czym zdołał pociągnąć za spust i z broni będącej prekursorem tuż przedwojenych PDW rzygnął ogień. Na szczęśćie dla szturmowca bandyta nie celował do niego tylko do zakładnika i pechowo dla niego trafił ale na szczęscie tylko w nogę. Skoro "skorpioniarz" wciąż miał broń i był gotów jej użyć nie zostawił własciwie Andy'emu wyboru.

Błyskawicznie przeładował swoją cwaniacko zaprojektowaną chińską strzelbę przez co nie tracił kontaktu z raz wstrzelanej w cel broni co jak na zwykła w sumie pompke dawało niebywała szybkostrzelność. Po czym ponownie pociągnął za spust. Tym razem też trafił i widział makabryczny widok gdy wiązka srucin natrafiła na szczękę kolesia po czym zgruchatała ją, częściowo wbijająckawałki kości i zębów aż na drugą stronę jamy ustnej. To musiało spowodować niesamowity ból i przy okazji do zdeformowałoby na resztę życia twarz faceta nawet gdyby przeżył. Po części z litości po części z zawzietości Andy przeładował i wystrzelił ponownie. Tym razem trafił w szyję. Wiązka śrucin poszatkowała krtań, tchawicę, mięśnie i aorty z których zaczęła tryskać krew dookoła zwiastując rychły koniec jego właściciela. Ten odruchowo wręcz próbował jeszcze zatamować dłońmi te rany ale przy rozerwanych aortach był to daremny trud. Po chwili upadł na kolana po czym przewrócił się na zakurzoną posadzkę stołóki gdzie po paru śmiertelnych drgawkach ostatecznie znieruchomiał.

Andy obserwował to póki sie nie upewnił, że facet przestał stwarzać zagrożenie. Kątem oka widział jak chłopaki poradzili sobie też z tym drugim. Oparł buta o ladę dał kroka na drugą stronę po czym zeskoczył lekko po drugiej stronie. Cały czas celował przed siebie z gotową do strzału bronia gotów oddać kolejny strzał. Choc okazało się to niepotrzebne. Dopadł do zakładnika i zasłonił go tak, że gdyby z korytarza wypadł z napastników ktoś jeszcze miałby do niego czyst strzał.

- Taylor, White, osłaniajcie wejście do korytarza! - krzyknął do swojego dwuosobowego zespołu. Nastepnie zwrócił się do zakładnika. - Proszę pana już dobrze. Ja jestem Andy Morrison a to jest Taylor i White. Jesteśmy z eskorty pociągu Sloan'a. Ilu jeszcze zostało tych porywaczy i zakładników? Gdzie są? - zadał najważniejsze obecnie dla niego pytanie. Potrzebowali informacji o przeciwniku i chyba jeszcze jednym zakładniku przynajmniej.

Czekając na to co powie były zakładnik kazał mu gestem usiąść na jakimś krześle. W międzyczasie Taylor i White mieli czas by przeładowac broń i obczaić kierunek na korytarz i niesprawdzoną jeszcze chyba kuchnie. Teraz on mógł przeładować swoja strzelbę i zerknąć na ranę nogi zakładnika.
 
Pipboy79 jest offline