Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2014, 21:22   #8
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Dzień 1., południe - Easthaven

Wysłuchawszy tego, co miał do powiedzenia Hrothgar drużyna podokańczała jeść i pić, po czym udała się we własnych kierunkach, umawiając się za około godzinę pod domem lorda protektora. Alukard wstał jako pierwszy, jednym potężnym łykiem opróżnił zawartość kufla i udał się do wyjścia, zabierając po drodze łuk i topór. Lander i Eleris zajęli się podpytywaniem szynkarki o lokalnych niepokojach, zaś Orlamm wziął się za bajerowanie niziołczycy. Jedynie Adris i Ricry (jak na ironię) zostali przy stole, powoli sącząc dość mocne piwo. Widocznie charakter mocnego, miejscowego alkoholu nie przypadł im do gustu. Po kilkunastu minutach jeden z nich wstał, domówił coś lekkiego do jedzenia i picia i wrócił z powrotem do stołu. Być może tej dwójce, tak mocno podzielonej rasowymi konfliktami, potrzeba było właśnie czasu na rozmowę?


Orlamm przysiadł się do krzepkiej niziołczycy i bez ceregieli zagadał o tutejszych zbyt mocnych trunkach i innych rzeczach, na które gnomy podrywają niziołki. Mimo bardzo męskiej urody (w zasadzie to Orlamm zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem nie trafił na tak szeroko chwalone - co prawda tylko przez krasnoludów - krasnoludzkie kobiety), po bliższych oględzinach wojowniczka okazała się należeć jednak do płci pięknej. Szeroka i poznaczona bliznami broda wykrzywiła się w niepełnym uśmiechu i uścisnęła zdecydowanie za mocno delikatną dłoń gnomiego czarodzieja.
- Witej! Jo jest Hildreth Highammer i przybyło tu szukeć jakich złóż srogich - rozpoczęła, a Orlamm zaraz podziękował samemu sobie za długie godziny spędzone nad krasnoludzkimi runami. Niziołka zaciągała tak mocno, że gdyby nie znajomość mowy brodatego ludu, gnom w ogóle nie zrozumiałby połowy zdania.
- Słyszała ja, że wysoko w górach jakie metale nietknięte som, a tutejszy lord chce ruszeć z jakomś tom, ekspendycjom wysoko hen, niepokoje badać. To pomyślała ja, że sie z nimi wezme to może i co zarobie.
Z całym swoim urokiem Hildreth dorównywała kommandu szarżujących ogrów, tak więc Orlamm długo przy niej nie zabawił. Pogawędzili jeszcze chwilę i w zasadzie tyle, chociaż ta krótka rozmowa nakreśliła mu mniej więcej, czego mógł chcieć od nich Hrothgar. Skoro chciał ruszyć na wyższe partie gór, logiczne było że szukał sobie jakiejś doświadczonej kompanii do towarzystwa. Gnom postanowił odłożyć na moment wycieczkę do sklepu i przyłączył się do akurat odchodzących od baru Elerisa i Landera.

Zanim jednak to się stało, bard i kapłan spędzili przy szynku trochę czasu sprawdzając, co w trawie piszczy. O ile Lander względnie się nie odzywał, co jakiś czas uzupełniając pytania rozgadanego diabelstwa, tak Eleris nadawał jak katarynka. O okolicę, jak ma się tutaj polityka i gospodarka. O okolicę, gdzie warto iść i gdzie lepiej się nie zapuszczać, o warte do odwiedzenia miejsca i znane zagrożenia. O Hrothgara i funkcję, jaka przypadła mu w mieście i czego może chcieć od takiej właśnie drużyny jak tu obecna. Pod koniec podsumował, że zaschło mu w gardle i domówił jeszcze piwa. Widocznie geny dawały mu na tyle odporności na przeróżne specyfiki, że nie wykrzywiało go do chyba mieszanego na spirytusie piwa. Grisella zmieszała się odrobinę, jednak w miarę zadawania pytań, starała się na nie odpowiadać.

- Mam nadzieję, że nie gapię się bezczelnie kochanieńki, ale nie oczekiwałam od kogoś takiego jak ty, tylu pytań. Wiesz różni ludzie przewijają się przez Easthaven i raczej twoja rasa nie ma opinii zbyt przyjaznej, ani gadatliwej - powiedziała z ciepłym, niemal matczynym uśmiechem - ale interesuje cię Dziesięć Miast, tak? Pomyślmy... - i zaczęła opowiadać na tyle, na ile wiedziała, o Dolinie Lodowego Wichru i ludziach ją zamieszkujących.
- Zagrożenia i niepokoje? Oj chyba łatwiej ci będzie wyjść z miasta, a z pewnością prędzej czy później natkniesz się na orki albo gobliny, pełno tego tutaj pełza. Ogółem coś wisi w powietrzu, miejscowi powiadają że w wyższych partiach gór widziano gigantów, a z naszych na ten przykład, Jhonen skarży się na jakieś dziwne sny przez które nie może spać. Całe szczęście jest z nami Hrothgar, osiadł z nami jakiś czas temu i wykorzystuje swoje doświadczenie z lat najemniczych w ochronie Easthaven.
Co do powodu, dla którego lord protektor miał chcieć czegoś od drużyny najemników, informację szybko uzupełnił Orlamm, dzieląc się tym, czego dowiedział się od niziołki.
- No tak, a co do piwa... - zaczęła niechętnie Grisella.


Alukard wyszedł na mróz i skierował swe kroki ku największemu budynkowi w mieście. Świątynia Tempusa była ponad dwukrotnie wyższa niż reszta domostw, wybudowana z drewna i pełna niebiesko-granatowych witraży idących pionowo w górę konstrukcji. Barbarzyńca nie musiał wcale udawać, że budowla robi na nim wrażenie. Przez chwilę stał tak przed wielkimi, dwuskrzydłowymi wrotami i podziwiał ogrom przybytku Pana Bitew. Wnętrze również robiło swoje, pierwszym co rzucało się w oczy po wejściu do środka była ogromna statua Tempusa pędzącego na grzbiecie dwóch koni. Bóstwo wyglądało jak żywe, jak gdyby tu i teraz pędziło do bitwy. Wewnątrz Alukard spotkał dwóch opiekunów świątyni: nowicjuszkę przybyłą z Neverwinter, Accalę oraz miejscowego najwyższego kapłana Everarda. O ile ta pierwsza głosiła filozofię Pana Bitew bardziej słowami, tak Everard bez wątpienia widział wiele wojen na własne oczy. Nawet z pod zbroi, którą na sobie nosił dało się dostrzec siatkę przecinających się blizn.

Barbarzyńca i Kapłan Bitew ucięli sobie pogawędkę na temat Easthaven, Tempusa i szczególności miejsca, na którym stoi świątynia. Stała ona bowiem w miejscu, gdzie barbarzyńca Jerrod oddał swe życie w strasznej walce między plemionami Północy, a arcymagiem Arakonem próbującym niegdyś ową Północ podbić. Zjednoczone plemiona odparły armię najemników, której przewodził czarodziej i w chwili przechylenia szal zwycięstwa na stronę barbarzyńców, mag otworzył portal do niższych sfer wypuszczając na pole bitwy demony dziesiątkujące zarówno jego przeciwników, jak i sojuszników. Wierząc, że to sam Tempus objawił mu się na szczycie góry, Jerrod postanowił poświęcić siebie i wskoczył w portal zamykając go, jego własna krew zaś przemieniła się w kamień więżąc go na wieki w płycie pochowanej w katakumbach świątyni.

Czas mijał nieubłaganie szybko i Alukard szybko zdał sobie sprawę, że lada moment reszta będzie go oczekiwać przed domem Hrothgara. Pożegnał się więc, pomodlił do Pana Bitew i wyszedł ze świątyni.


Wracając na moment do Zimowej Kołyski i zamówienia na więcej piwa złożonego przez Elerisa, piwo aktualnie wyszło niemal w całości. Tematem bardziej zainteresował się Lander mając świadomość, że takie przybytki znajdujące się w Dziesięciu Miastach zaopatrują się na długie miesiące na wypadek, gdyby zima uniemożliwiła karawanom dojazd. Kapłan zaczął drążyć temat widząc, że barmance wyraźnie nie w smak zagłębiać się w szczegóły jej braku zapasów.
- No tak... mam co prawda trochę zapasów w piwnicy, ale sami musicie je sobie przynieść. Nie dalej jak tydzień temu zalęgło mi się tam robactwo, chrząszcze wielkości pięści! Nawet normalne przyprawiają mnie o dreszcze, a co dopiero te! Jeżeli przy okazji uda wam się znaleźć ich gniazdo i zażegnać problem, dorzucę wam od siebie coś ekstra.

Wzruszywszy ramionami Lander wszedł za szynk i udał się schodami na dół, za nim zszedł Eleris i plątający się między nogami Orlamm. Piwnica była kuta z kamienia i pełna półek z powystawianymi na nich butelkami, zaczynając od win i wódki, na beczkach z piwem kończąc. No i tak, faktycznie dało się dostrzec szperające tu i ówdzie robactwo i to faktycznie sporych rozmiarów. Deptanie wszystkich z osobna oczywiście mijało się z celem, a do znalezienia gniazda trzeba by było poodsuwać wszystkie regały, chociaż z pewnością fachowa wiedza na temat lokalnych gatunków insektów wiele by pomogła.

Póki co jednak czas gonił. Trójka poszukiwaczy przygód zebrała po jednej beczce piwa i weszła z powrotem na górę, obiecując że zajmą się problemem jak tylko porozmawiają z Hrothgarem. Po drodze zebrali tylko Adrisa i Ricryego, po czym udali się do centrum Easthaven.


Dom Hrothgara był niewiele większy od pozostałych i zbudowany z kamienia, na werandzie siedział już Alukard obserwując bandę dzieciaków uganiających się za wiewiórką.

Wnętrze było dość bogato urządzone. Rzadko widziało się w tak surowych regionach luksusy w postaci dywanu i skór egzotycznych zwierząt rozłożonych przy kominku. Także ściany ozdobione były trofeami z niewątpliwie młodszych lat najemnika. Widząc drużynę w pełni okazałości wojownik uśmiechnął się (a raczej tak można było sądzić po podnoszących się kącikach brody) i pokazał, by ci rozgościli się przy szerokiej ławie.
- Robi wrażenie, co? - Zagadał, wskazując palcem na wiszącą głowę Illithida - wszystko z okresu mojej młodości tak więc uważajcie, wiele tych przedmiotów ma dla mnie wartość sentymentalną.

- Pewnie zastanawiacie się po co was wezwałem? Bez wątpienia mieszkańcy Easthaven już zajęli was mniejszymi robótkami jednak ja mam w głowie coś większego. Tutejsza okolica sprawia, że mimo starych lat wciąż mam okazję złapać za miecz i przepędzić różnego rodzaju plugastwo czające się na niewinne życia. Niedawno przyjąłem posłańca z Kuldahar twierdzącego, że na granicach miasta widziano pojawiające się siły zła. Chciałbym to sprawdzić, dlatego organizuję wyprawę w te rejony i nie ukrywam, powitałbym pomoc takiej drużyny jak wasza. Myślę, że wyruszenie zajmie mi jeszcze kilka dni, zanim uporządkuję sprawy tutaj na miejscu... - zrobił pauzę, po czym zlustrował śmiałków wzrokiem.
- W zasadzie moglibyście mi w tym pomóc, rzecz jasna nie za darmo. Miejscowy sklepikarz Pomab narzeka na spóźniającą się karawanę z Caer-Dineval. Chciałbym, żebyście najpóźniej jutro rano wyruszyli jej na spotkanie, co wy na to?


Zakończywszy wszelkie plany i ustalenia z Hrothgarem drużyna wyszła przed jego dom. Rybacy powoli wracali z połowów, tak więc okolica zrobiła się trochę bardziej ruchliwa. Najbardziej jednak uwagę przyciągał mężczyzna, zdecydowanie nie rybak bo wyleciał z jednego z budynków jak poparzony i zaczął rzucać kurwami pod niebiosa, wymachując rękami jak poparzony.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline