Vytor przywitał Knuta z o wiele lepszym humorem, niż gdy go ostatnio żegnał. Właśnie spędził parę miłych chwil z dwoma nader uroczymi panienkami, w trochę ciasnej, jak na takie towarzystwo wannie, rozkoszując się zarówno słodką wonią kadzidełek, jak i pieszczotami, którymi darzyły go kurtyzany. "Co jak co, zamtuz to jednak odpowiednia jakość", pomyślał mag, przyrównując w myślach sylwetki pięknych prostytutek do mieszczek, z jakimi udało mu się do tej pory przespać. A choć nie udało mu się zapomnieć o swoim upokorzeniu, to jednak ta chwila relaksu wystarczyła, by powróciła mu pewność siebie.
Dlatego po wysłuchaniu knutowej relacji, Alveklos nawet się do klawisza uśmiechnął.
- Tak, jednej nocy się trzeba za to zabrać- powiedział do towarzyszy. - Ale czekać znowu nie możemy za długo, bo ta dziwka Schmied jeszcze pójdzie po rozum do głowy i ostrzeże Gerharda. A to by nam wielce skomplikowało zadanie. Z drugiej strony, wybornie byłoby zdybać obu...
Zamyślił się na chwilę. "A gdyby tak nie trzeba się było uciekać do bezpośredniej konfrontacji?", pomyślał.
- A co sądzicie o tym, by Kluga załatwić na odległość? Ricard, nie spytałbyś się Karlotty, czy nie dysponuje może jakąś dogodną rośliną czy naparem, którym moglibyśmy dokończyć dzieła? Moglibyśmy, na przykład, wysłać tego chłopka-roztropka z zatrutym winem, albo czymś takim i problem rozwiązałby się nader elegancko. Albo dzieciak by mu dał jakąś maść na hemoroidy, czy co tam Arenowi może dolegać, a tak naprawdę, toby go zdjęło z tego świata? |