Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2014, 08:37   #200
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację



"Nie będziesz znał dnia ni pory,
ni tego, kto przyjdzie, ni sposobu, jaki obierze.
Albowiem śmierć z ręki niewiadomego Ci pisana,
oraz trzynastu pokoleniom potomków twoich"

Klątwa rzucona na rodzinę Wishmakerów

"Nie będę czekał na śmierć. Jeżeli mam prawo wyboru jak umrę, to wolę umrzeć jako wilk niż jako owca. A jeżeli tego prawa nie mam, to do ifirita z tym, i tak zostanę wilkiem."
Shando Wishmaker, o rodzinnej klątwie

--------------------------------------------

Zadziwiające, jak długie potrafią być ostatnie chwile życia.


Grot z ognia i rozpalonej skały wbił się głęboko w ciało powstrzymanej zaczarowanym sznurem pantery, tuż po tym jak eksplozja nekromantycznej energii smagnęła bestię. Tak trzymaj, Maro, pomyślał mimochodem Shando, starając się nie tracić koncentracji i uskakując przed zębatą macką, która przypadkiem znalazła się w jego okolicy. Chmura kolorowej magii otoczyła potwora i czarodziej poczuł dumę ze swoich towarzyszy. Nawet z upierdliwej druidki, którą niedawno miał ochotę udusić, a która teraz co rusz wzywała leśne stwory na ratunek jemu i pozostałym.

Zadziwiające, jak poszczególne uderzenia serca
ciągną się niczym minuty, każdy oddech to epopeja walki o życie.


Czarodziej silnym ruchem zakrzesał iskry i jął je splatać w magiczny krąg, ognisty przyzwaniec miał lada chwila dołączyć do walczących i pokazać bydlakowi piekło z bliższej perspektywy.

Tethered uchem, ọ bịarutere na enyemaka nke!
Na-eto eto ọkụ nkpuru Kossuth
ọ bụ oge ọkụ, ị na-eme ok...
Spętany mą mocą, przybywaj z pomocą!
Młody płomieniu, Kossutha dziecię
Nadszedł czas ognia, żar czas...

Przez chwilę wydawało się, że wszystko będzie w porządku, żywiołak ognia właśnie formował się, zostały ostatnie sylaby...
Nie zdążył. Ręka już nie słuchała czarodzieja, który wsłuchany w magiczne nurty łączące Plan Ognia z Pierwszym nawet nie zauważył, gdy panteropotwór złapał go paszczą za bark. A potem przyszedł ból. Ból miażdżonego obojczyka, łopatki i ramienia, gdy bestia wgryzła się z furią w miedziane ciało południowca. Przyzywany żywiołak ze skrzekiem został wessany z powrotem przez portal wzywający, którego już nikt nie stabilizował.

Zadziwiające, jak wiele bólu potrafi znieść konający woj,
by zadać jesze jeden, ostatni cios. I jak niewiele zwykle to zmienia

Czarodziej sięgnął wolną ręką po kindżał, chcąc wsadzić go maszkarze w oko. Ręka ledwo go słuchała, ale gdy w końcu zacisnął ją na rękojeści świat eksplodował ferią oślepiającego bólu; uderzenia macek były obezwładniające.
Widział kiedyś niewolnika, skazanego przez ojca na dwadzieścia batów. Muskularny nadzorca, wprawiony w tym co robi wiedział że tamten nie przeżyje. Pod jego batami mało kto dożywał dziesiątego. "Twoja własność musi być posłuszna, Shando. Dlatego wszyscy tu są", to wskazał na niewolnych - zarówno obdartych tragarzy, jak i lepiej odzianą służbę domową. Mały Shando oglądał z fascynacją, jak cios za ciosem uchodzi z batożonego życie. Zabawne i przewrotne potrafią być koleje losu, gdyż nigdy by nie pomyślał, że sam tak umrze.
Pierwszy cios macki rozorał część twarzy i bark. Drugie smagnięcie zmieniło umięśniony brzuch czarodzieja w krwawą miazgę. Trzecie otrzymał już w powietrzu, obkręciło go to dwukrotnie nim upadł. A potem była biel. Najpierw zimna, oblepiająca i mokra. Potem zaś... nijaka. Jakby zimno przestało mieć znaczenie. Wszystko było nijakie i szare, wszystko z wyjątkiem krwi. Śnieg przestał być przeszkodą, podobnie jak ziemia, czy ziemskie sprawy.

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline