Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2014, 20:05   #3
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Lilia przesiadywała na wygodnych poduszkach swojego pokoju w gildii Artystów. Popijała zieloną herbatę w blendzie z czereśnią. Była zamyślona, przed nią stosy papierów. Każdy jeden na temat membrańczyków. Albo raczej ich braku. Jej wzrok zawiesił się na niebieskiej firance okna. Ostatnim czsau nienawidziła wszystkiego, co błękitne.
- Proszę. - odpowiedziała na słuchanie do drzwi. Zaledwie moment temu, wysłała wezwanie po Quinę.
Niedługo po tym przez drzwi otworzyły się, a przez próg przestąpiła Leanoul. Dziewczyna nosiła się w tym samym ubiorze co zwykle, a w lewej dłoni trzymała swoją broń rączką do dołu.
- Dzień dobry Panno Len, wzywała mnie Pani. - Oparła prawą dłoń na piersi i ukłoniła się delikatnie.
- Tak. - przytaknęła skinieniem głowy. - Usiądź, napij się herbaty. - zaproponowała. - Zdałam sobie sprawę, że nie odbyliśmy jeszcze porządnej dyskusji w sprawie twoich nowych obowiązków. Wiesz, z czym wiąże się bycie strażnikiem? Wyrecytuj mi przeznaczenia i przysięgi.
Quina usiadła na poduszcze, a raczej spoczęła na niej kolana i położyła obok siebie Lunę.
- "Ja, Quina Leanoul córka, Garreada i Marri Leanoul uroczyście ślubuję służyć jego Wysokości Królowi Rubiusowi, rodzinie Królewskiej oraz Ojczyźnie. Moją powinnością jest bronić kraju przed wrogami narodu i dumnie reprezentować Gildię Artystów w Gwardii królewskiej. Nie mam prawa, lekkomyślnie odrzucić swego żywotu, aby służyć jak najdłużej i najwierniej jego wysokości." - Zaraz po tych słowach przymknęła na moment oczy. Nie zapomniała ani kwestii. Tak myślała przynajmniej. Upiła odrobinę herbaty z filiżanki.
Lilia przytaknęła skinieniem głowy. - A potem niepisane brednie o byciu psem rodziny królewskiej. - dorzuciła. - To co powinniśmy przedyskutować, to twoja dalsza rola w gildii. Jesteś niezwykle mało wymagająca. To dobrze. Ale musisz dawać innym świadectwo, że jesteś do swojej roli odpowiednia. Nie chcę aby ktoś w gildii stał się zazdrosny.
- To za Pani aprobatą zostałam wybrana. Kto śmiałby kwestionować Pani wybory? - Quina uniosła delikatnie brew, po czym dodała. - Jak już wspominałam. To dla mnie wielki zaszczyt móc reprezentować Gildię w gwardii. Choć racja, fakt że jestem najmłodszą do tej pory gwardzistką, niektórzy obdarzają mnie sceptycznymi spojrzeniami. - Ponownie oparła dłoń na piersi, gdy przemawiała jakby przepraszającym tonem.
- Jak wiesz niedługo zacznie się kampania przeciw Sidhe. Będę potrzebowała cię w gotowości. - rzekła. - Ale nie tylko do służby. Musisz pamiętać, że w gildii tylko ja stoję ponad tobą. Każdy tutaj jest na twoje usługi i być może nie raz będziesz zmuszona z tego skorzystać. Pamiętaj, dla artystów nie ma środków niezbywalnych.
- Nie raz byłam zmuszona użyć środków które nie którzy mogli by uważać za… - Quina spuściła na chwilę wzrok, jakby szukała odpowiedniego słowa. - Nieludzkie. - Dodała w końcu, ponownie popijając herbatę. - Ale jeśli naprawdę nie muszę, wolę polegać na sobie w niektórych sytuacjach. Wykorzystywanie innych do własnych celów to ostateczność, na którą jeśli jest wymagana jestem godna się poświęcić. - Skinęła delikatnie głową.
- Mam zwyczajnie nadzieję, że nie będziesz od niej przesadnie stronić... - ciemność zaczęła zalewać pokój, mimo, że był to środek dnia.
Lilia odwróciła się w stronę okna. Dojrzała ogromny obiekt. Ciężko było go opisać. Był jednak dość duży, aby spowodować zaćmienie słońca.
Artystka była jednak niepomiernie opanowana, jej twarz pozostawała nienaruszona. - Sidhe? Tylko dlaczego...z nieba?
Gwardzistka od razu zerwała się na proste nogi i łapiąc za broń niemal susem znalazła się przy oknie. - Nieprawdopodobne… - Jej oczy nie ukrywały ogromnego zdziwienia oraz z czymś w rodzaju.. fascynacji? - Zagrożenie od strony sidhe jest realniejsze, oraz co gorsza większe niż przypuszczałam. - Przemówiła nie odrywając oczu od obiektu.
- Za wcześnie na ocenę. - stwierdziła Lilia. - Jest ich więcej, ale dalej nie znamy ich siły. Ptaki też potrafią latać, a nie potrzeba przeciw nim magii. - zauważyła, podnosząc się powoli z ziemi. - Natychmiast ruszamy do pałacu w nowej stolicy. Nie potrzebuję wezwania od króla, aby wiedzieć, że jestem tam potrzebna.
- Natychmiast wezwę karocę Panno Len. - Stanowczym i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie i udała się do osoby odpowiedzialnej za transport.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline