Lilia przesiadywała na wygodnych poduszkach swojego pokoju w gildii Artystów. Popijała zieloną herbatę w blendzie z czereśnią. Była zamyślona, przed nią stosy papierów. Każdy jeden na temat membrańczyków. Albo raczej ich braku. Jej wzrok zawiesił się na niebieskiej firance okna. Ostatnim czsau nienawidziła wszystkiego, co błękitne.
- Proszę. - odpowiedziała na słuchanie do drzwi. Zaledwie moment temu, wysłała wezwanie po Quinę.
Niedługo po tym przez drzwi otworzyły się, a przez próg przestąpiła Leanoul. Dziewczyna nosiła się w tym samym ubiorze co zwykle, a w lewej dłoni trzymała swoją broń rączką do dołu.
- Dzień dobry Panno Len, wzywała mnie Pani. - Oparła prawą dłoń na piersi i ukłoniła się delikatnie.
- Tak. - przytaknęła skinieniem głowy. - Usiądź, napij się herbaty. - zaproponowała. - Zdałam sobie sprawę, że nie odbyliśmy jeszcze porządnej dyskusji w sprawie twoich nowych obowiązków. Wiesz, z czym wiąże się bycie strażnikiem? Wyrecytuj mi przeznaczenia i przysięgi.
Quina usiadła na poduszcze, a raczej spoczęła na niej kolana i położyła obok siebie Lunę.
- "Ja, Quina Leanoul córka, Garreada i Marri Leanoul uroczyście ślubuję służyć jego Wysokości Królowi Rubiusowi, rodzinie Królewskiej oraz Ojczyźnie. Moją powinnością jest bronić kraju przed wrogami narodu i dumnie reprezentować Gildię Artystów w Gwardii królewskiej. Nie mam prawa, lekkomyślnie odrzucić swego żywotu, aby służyć jak najdłużej i najwierniej jego wysokości." - Zaraz po tych słowach przymknęła na moment oczy. Nie zapomniała ani kwestii. Tak myślała przynajmniej. Upiła odrobinę herbaty z filiżanki.
Lilia przytaknęła skinieniem głowy. - A potem niepisane brednie o byciu psem rodziny królewskiej. - dorzuciła. - To co powinniśmy przedyskutować, to twoja dalsza rola w gildii. Jesteś niezwykle mało wymagająca. To dobrze. Ale musisz dawać innym świadectwo, że jesteś do swojej roli odpowiednia. Nie chcę aby ktoś w gildii stał się zazdrosny.
- To za Pani aprobatą zostałam wybrana. Kto śmiałby kwestionować Pani wybory? - Quina uniosła delikatnie brew, po czym dodała. - Jak już wspominałam. To dla mnie wielki zaszczyt móc reprezentować Gildię w gwardii. Choć racja, fakt że jestem najmłodszą do tej pory gwardzistką, niektórzy obdarzają mnie sceptycznymi spojrzeniami. - Ponownie oparła dłoń na piersi, gdy przemawiała jakby przepraszającym tonem.
- Jak wiesz niedługo zacznie się kampania przeciw Sidhe. Będę potrzebowała cię w gotowości. - rzekła. - Ale nie tylko do służby. Musisz pamiętać, że w gildii tylko ja stoję ponad tobą. Każdy tutaj jest na twoje usługi i być może nie raz będziesz zmuszona z tego skorzystać. Pamiętaj, dla artystów nie ma środków niezbywalnych.
- Nie raz byłam zmuszona użyć środków które nie którzy mogli by uważać za… - Quina spuściła na chwilę wzrok, jakby szukała odpowiedniego słowa. - Nieludzkie. - Dodała w końcu, ponownie popijając herbatę. - Ale jeśli naprawdę nie muszę, wolę polegać na sobie w niektórych sytuacjach. Wykorzystywanie innych do własnych celów to ostateczność, na którą jeśli jest wymagana jestem godna się poświęcić. - Skinęła delikatnie głową.
- Mam zwyczajnie nadzieję, że nie będziesz od niej przesadnie stronić... - ciemność zaczęła zalewać pokój, mimo, że był to środek dnia.
Lilia odwróciła się w stronę okna. Dojrzała ogromny obiekt. Ciężko było go opisać. Był jednak dość duży, aby spowodować zaćmienie słońca.
Artystka była jednak niepomiernie opanowana, jej twarz pozostawała nienaruszona. - Sidhe? Tylko dlaczego...z nieba?
Gwardzistka od razu zerwała się na proste nogi i łapiąc za broń niemal susem znalazła się przy oknie. - Nieprawdopodobne… - Jej oczy nie ukrywały ogromnego zdziwienia oraz z czymś w rodzaju.. fascynacji? - Zagrożenie od strony sidhe jest realniejsze, oraz co gorsza większe niż przypuszczałam. - Przemówiła nie odrywając oczu od obiektu.
- Za wcześnie na ocenę. - stwierdziła Lilia. - Jest ich więcej, ale dalej nie znamy ich siły. Ptaki też potrafią latać, a nie potrzeba przeciw nim magii. - zauważyła, podnosząc się powoli z ziemi. - Natychmiast ruszamy do pałacu w nowej stolicy. Nie potrzebuję wezwania od króla, aby wiedzieć, że jestem tam potrzebna.
- Natychmiast wezwę karocę Panno Len. - Stanowczym i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie i udała się do osoby odpowiedzialnej za transport.
__________________ "My common sense is tingling..." |