Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2014, 20:54   #145
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
TERAZ: Mel, Kevin, Dante, Anders

Kevin chyba musiał przysnąć na więcej niż jednym szkoleniu z "ABC kolonisty" bo jedną z podstawowych zasad - wbijanych każdemu potencjalnemu odkrywcy nowych światów do głowy - było to, żeby nie tykać lokalnej fauny i flory bez wcześniejszego upewnienia się co do jej absolutnej nieszkodliwości. Ale chrzanić nudne reguły! Pościg za zwierzakiem był świetną okazją do rozruszania kości i wyszalenia się, więc pilot nie żałował ani sekundy z szaleńczej gonitwy. Dostał to, co chciał i rad byłby rozejść się ze zwierzakiem we względnym pokoju, ale tutejszej faunie najwidoczniej obcy był duch zdrowej, sportowej rywalizacji i ciężko znosiła porażki - czego widocznym dowodem było to, że rozwścieczony "nosorożec" zaczął grzebać kopytami w ziemi, szykując się do wzięcia brawurowego młodzieńca na rogi.

Mel najszybciej z grupy zorientował się, że coś jest nie tak i jakie rzeczywiste niebezpieczeństwo grozi lekkomyślnemu członkowi ich wyprawy. Wcisnął gaz do dechy i z wyciem silnika jego łazik wystartował naprzód, zmniejszając dystans do drugiego pojazdu i rozgrywającej się przy nim sceny.

Dante, siedząc z przodu, miał lepszą pozycję strzelecką; przyłożył karabin do oka, wyczekał chwilę, i puścił w zwierzaka krótką serię; bok roślinożercy spłynął krwią, ale bestia była zbyt zaabsorbowana swoim celem, by zwrócić na to uwagę. Anders, stojący przy zamontowanym na dachu pojazdu karabinie, miał mniej szczęścia: broń miała spory odrzut, a ruch i nierówny nie ułatwiał zadania, więc seria z maszynówki poszła gdzieś w powietrze. Samochód pędził, ile dało się wycisnąć na takim krótkim odcinku, ale mimo wysiłków kierowcy do celu zostało dobre 50 metrów.

Ostrzał prowadzony z drugiego auta dał Kevinowi przynajmniej chwilę czasu; nie czekając na to, aż zwierzak się rozmyśli, wypalił do niego z rewolweru. Odrzut niemal wyrwał mu nadgarstka, ale ciężki kaliber zrobił swoje: bestia ryknęła z bólu, kiedy pocisk rozorał jej pysk, krusząc rogi i wbijając się w nieopancerzoną skórę nad okiem. Krew spłynęła po pysku stwora, który nagle zaatakował w furii. Na szczęście odniesione rany spowolniły monstrum; pilot miał sekundę przewagi, którą wykorzystał na śmignięcie za samochód - teraz od ryczącej, zakrwawionej i dyszącej wściekłością bestii dzieliła go maska jeepa... a za chwilę miała nadejść odsiecz! Gorzej, że stwór też zauważył pojawienie się nowego wroga i teraz jego małe oczka wypatrywały się to w pilota, to w pojazd, jakby bestia zastanawiała się, na kogo ma uderzyć...

WCZEŚNIEJ: Alain

Ślęczenie nad logami nie było wcale takie bezproduktywne, jak uważał zniechęcony gubernator; owszem, brakowało mu fachowej wiedzy z dziedziny pilotaży, astrogacji i podobnych kosmicznych zagadnień, ale dzięki temu miał świeże spojrzenie na sprawę z odmiennej perspektywy. I zamiast wgłębiać się w techniczne szczegóły, zwrócił uwagę na inne rzeczy - dokonując ciekawego odkrycia: otóż, biorąc nawet pod uwagę bałagan, jaki panował w plikach, nie dało się nie zauważyć pewnych nieciągłości zapisu. Doświadczonemu w administracyjnych sztuczkach i kruczkach Alainowi od razu przyszło na myśl, że ktoś wyciął lub wyedytował część dokumentacji, usiłując coś ukryć... tylko co?

Do tego potrzebował jednak już pomocy specjalisty i tu spotkał go dość nieprzyjemny zawód; ludzie patrzyli na niego niechętnie, na każdy sposób odmawiając pomocy albo udając bardzo zajętych swoimi obowiązkami. Ktoś nawet burknął coś niepochlebnego o "książątkach". Było jasne, że autorytet gubernatora mocno podupadł, a wśród kolonistów rośnie frustracja i gniew na "nieudolną władzę"; zamiast oficjalnych i legalnych przedstawicieli prawa, ludzie pokładali większe zaufanie w trójce z "pierwszego rzutu", która od momentu pechowego wybudzenia czyniła wszystko, by "nowej krwi" było względnie komfortowo... Może więc warto było coś z tym zrobić, zanim skrywana niechęć przerodzi się w otwarte zarzewie buntu?

WCZEŚNIEJ: Murrur

Zadziwiające, jak wiele może uczynić zwykłe ludzkie dobro, odpowiednio podane. Inżynier nie był przecież szczególnie dobrym organizatorem ani urodzonym przywódcą, ale jednak dzięki swojemu oddaniu i trosce o los "nowych" zyskał posłuch większy niż - pożalcie się bogowie - oficjalny gubernator, izolujący się od ludzi i ich problemów w komfortowym promie. Wystarczyło kilka dni, by Murrura kojarzył każdy w obozie, a wszyscy odnosili się do niego z szacunkiem i życzliwością. Ludzie pozdrawiali go, sami pytali, czy w czymś nie pomóc, albo po prostu zagadywali prosząc o radę czy zwyczajnie szukając jego towarzystwa. Owszem, było to nieco męczące i na dłuższą metę wyczerpujące doświadczenie dla skromnego robotnika, ale dobrą stroną było to, że wszyscy wykonywali jego polecenia bez szemrania, dając z siebie o wiele więcej, niż zapewne robili by pod "oficjalnymi" rozkazami. Dla Murrura stało się jasne, że podświadomie koloniści "wybrali" ich trójkę - jego, Korę i Shinjego - na swoich przywódców, a szemrania wobec gubernatora i innych "namaszczonych" zarządców stawały się coraz silniejsze... i coraz bardziej radykalne.

Był też ku temu inny powód, a nawet dwa: kończące się zapasy i kwestia dostępu do modułów. Początkowo Yeyo rozdawał racje żywnościowe z zestawów survivalowych; nie było najlepsze, ale za to sycące i zbilansowane. "Żelazne racje" jednak zaczęły się kończyć po tygodniu i trzeba było je wydzielać; co prawda uruchomiono dwa miksery proteinowe - urządzenia zdolne przemienić materię organiczną na zdatną do jedzenia "papkę" - ale na razie jedynym dostępnym materiałem była tylko rosnąca trawa, skutkiem czego żarcie było paskudne... i jak ostrzegali lekarze, na dłuższą metę mogło spowodować problemy z dietą. Wody też nie było za dużo - cysterna miała ograniczoną pojemność, a woda była używana nie tylko do picia. Ze spisu Mela wynikało, że na planetę spadł też moduł "spiżarnia" z odpowiednią ilością żywności... ale trzeba było by go poszukać, a poza obóz nikt nikt nie miał odwagi się samodzielnie zapuszczać.

Drugim punktem zapalnym okazał się dostęp do modułów; początkowo ludzie brali z każdego z nich, co chcieli i co uważali za potrzebne, potem jednak, w miarę rozbudowywania kolonii, doszło do scysji na tym tle - bo okazywało się nagle, że ktoś przywłaszczył sobie sprzęt naukowy czy inne niezbędne wyposażenie. Dodatkowo ludzi w oczy kuł nierówny dostęp do broni - moduł zbrojowni był zamknięty na kod, a pieczę nad nim sprawowali Anders, Karl i gubernator. Planeta była niebezpieczna - co już się okazało pierwszego dnia - i niejedna osoba czułaby się bezpiecznej ze gnatem boku. Pojawiły się więc postulaty, by dostęp do zbrojowni był powszechny, a nie tylko zarezerwowany dla "tych wojskowych".

I tak właśnie się przedstawiała sytuacja, która spadła na barki Murrura w dniu, w którym część załogi - kojarzona z "obozem gubernatora" wyjechała z LZ na zwiad i polowanie. Ale to było brzemię, które musiał ktoś dźwignąć - a jak nie on, to kto...?

WCZEŚNIEJ: Anders

Większość cywili może uważać, że żołnierze mają tylko jedno zadanie: zabijać innych żołnierzy na dalekich wojnach. Nic bardziej mylnego; armia składająca się wyłącznie z amoralnych morderców zniszczyłaby się sama w czasie pokoju, nie mówiąc już o tym, że jej przydatność poza polem bitwy byłaby zerowa. Wojsko jest nie tylko dla obrony (czy ataku) - jest również po to, by służyć ludziom i pomagać w ciężkich zadaniach.

Anders dwoił się i troił, by zrobić ze swojej wiedzy i szkolenia jak najlepszy użytek; postawny komandos wzbudzał należyty respekt, choć ludzie byli raczej zdziwieni, widząc go przy mało "wojennych" zajęciach typu kopanie latryn, pomoc w ambulatorium czy w roli cierpliwego wykładowcy. Pierwsze lody zostały jednak przełamane i dystans między "cywilami" a "mundurem" wyraźnie się zmniejszył. Owszem, niektórym nie podobało się to, że grzeczny (ale stanowczy) marine "zaganiał ich" do pracy czy nauki, ale większość rozumiała potrzebę wynikająca z konieczności - i dawała się przekonać. Nawet niezbyt przyjemna robota z dołami kloacznymi koniec końców przyniosła mu pewną "sławę" i półżartobliwe określenie "człowieka do zadań bardzo specjalnych".

Kzetah zaś przepadł bez śladu - i nikt nie potrafił wskazać Jeremiaszowi, gdzie się może znajdować. Większość osób nawet nie kojarzyła takiego człowieka. Gdyby Anders nie widział dzikusa na własne oczy, mógłby zastanawiać się, czy ten nie był tylko wytworem jego wyobraźni...

Niemniej jednak dla Jeremiasza - jako bądź, co bądź, dowódcy i kogoś wyczulonego na społeczne nastroje - wyraźny była swoista przepaść miedzy tymi wybudzonymi jeszcze na "Nadziei" a "nowymi" kolonistami. On sam był kojarzony z coraz mniej popularnym gubernatorem, a jego żołnierska profesja - i pozycja "stróża zbrojowni" - była solą w oku niektórych kolonistów, domagających się równego dostępu do broni. Coś niewątpliwie wisiało w powietrzu - i kiedy Anders opuścił obóz, miał wrażenie, że jakoś łatwiej mu się oddycha. Choć, jak pokazał niefrasobliwy "wyczyn" Kevina nowe okoliczności przyrody nie oznaczały wcale barku kłopotów...

WCZEŚNIEJ: Mel

Nauka i zew eksploratora mają swoje reguły i prawa, nie obejmujące spraw tak przyziemnych jak kłopoty innych ludzi czy wymagania ciemnych mas. Mel nie zamierzał się przejmować takim czy innym zdaniem na swój temat - i po prostu robić swoje. Miał tu przecież całą planetę do odkrycia! Faunę i florę do skatalogowania! Badania do zrobienia, mapy do narysowania i mnóstwo innych rzeczy, które były po tysiąckroć ważniejsze niż jakieś przejściowe niewygody. Uczył się jednak na własnych błędach i drugie podejście do wyprawy zaplanował zdecydowanie staranniej i dokładniej, przy okazji porządkując listę sprzętu i osadników. Chyba częściowo - i zupełnie nieświadomie - odpokutował tym swoje "grzechy", choć Kora wciąż była na niego ciężko obrażona, a za jej przykładem poszła reszta "nowych" kolonizatorów, wśród których młoda pani doktor najwidoczniej robiła za kogoś w rodzaju autorytetu.

Nic to. Wszystko, czego Mel potrzebował do życia i pracy, było na miejscu - i gotowe do użytku. Baza wiedzy o planecie była jak na razie skromna, ale wyprawa "w dzicz" - zwiad połączony z polowaniem - była doskonałą okazją do jej poszerzania. Tylko czemu miał niejasne wrażenie, że ich wyjazd został przyjęty z dziwną mieszaniną ulgi i zawiści...?

To jednak był materiał na późniejsze przemyślenia. Na razie Mel zaciskał zęby i żyłował silnik do oporu, spiesząc w sukurs Kevinowi, który właśnie odkrył, jak zachowuje się podrażniony przedstawiciel lokalnej fauny z nowego, jeszcze nieznanego nauce gatunku...

WCZEŚNIEJ: Karl

Patrzenie, jak z dnia na dzień - pod jego opieką - z chaotycznego miejsca katastrofy wyłaniają się zręby ładu, było dla eks-komandora prawdziwą przyjemnością. Owszem, po zaledwie tygodniu organizacji ciężko było mówić o wzorowym porządku, ale postępy były widoczne gołym okiem, przynajmniej jeśli wsiąść pod uwagę element ludzki. W kwestii organizacji zapasów nie poszło już tak gładko, i na polu zagadnień własności prywatnej oraz wspólnej było kilka bolesnych niedociągnięć. Szczególnie żądania uwspólnienia zawartości zbrojowni musiały wywołać w dowódcy zimny dreszcz. Dać osobom bez żadnego przeszkolenia broń do ręki? Równie dobrze mogli się sami już pogrzebać, nie czekając na atak "obcych".

Słabość gubernatora - i swoista "próżnia", jaką powodowała jego izolacja, niespodziewanie postawiła Karla w sytuacji nieformalnego "renegata". Ludzie kojarzyli go z "oficjalną władzą" i choć część nastrojów ciążyła w kierunku trójki "trybunów ludowych", dystyngowany komandor był dla wielu czymś najbardziej zbliżonym do tego systemu władzy, jaki znali z rodzimych światów. Nie kogoś, do kogo przychodzi się z codziennymi problemami i po pocieszenie, ale zdecydowanie osoby, od której oczekuje się zdecydowanych poleceń - i je się wykonuje.

Niemniej jednak Karl, stary i doświadczony oficer, miał wyjątkowego "nosa" do najmniejszych nawet przejawów buntu czy defetyzmu w swoich szeregach. Szemranie przeciw "rządom wojskowych" były na razie tylko nieżyczliwymi ploteczkami, ale ziarno niepokoju zostało zasiane. Bałagan w zaopatrzeniu, kończąca się żywność, tarcia związane z "niesprawiedliwym traktowaniem"... to wszystko mieszało się jak w kotle, przyprawiając siwe skronie komandora o migrenę. A na dodatek dwóch najlepszych żołnierzy - wzbudzających swoisty respekt samą swoją obecnością - wybrało się na wyprawę zwiadowczą, zostawiając obóz z poważnie uszczuploną obroną... a komandora z mniejszą ilością narzędzi subtelnego nacisku.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 28-12-2014 o 22:56.
Autumm jest offline