| Choć wieczorna rozmowa z Janosem nie przyniosła konkretnych rozwiązań, to cała grupa doszła do wniosku, że najpierw należy spełnić obowiązki wobec “ich” szejka i to cieszyło Arię. Nieco mniej fakt, że równocześnie panowała zgoda co do sprawy Adila i jego ‘nieziemskich’ problemów, ale cóż - nie ma róży bez kolców, jak mawiała Iris. Lekki niczym leśne dzwonki śmiech przyrodniej siostry zabrzmiał dziewczynce w uszach. Półnimfa zawsze twierdziła, że Aria jest zbyt poważna i racjonalna, a śmiech i poczucie humoru było czymś, co mocno łączyło ją z Janosem i wywoływało w czarodziejce lekką zazdrość. Niemniej jednak cieszyła się, że ich wygłupy różnią się od okrutnych “żartów” ich kolejnych dwóch braci, toteż dąsała się w takich momentach bardziej na pokaz i krótko. Nie żałowała, że siostry nie ma z nimi, ale przez chwilę zatęskniła za powiewem beztroski i wolności, jaki otaczał Iris od chwili gdy uciekli z rezydencji - a zwłaszcza w czasie rozstania, gdy odnalazła swoj miejsce w leśnej społeczności. Oni nadal szukali swojego. Czasami Aria miała wrażenie, że nigdy go nie znajdą… Gdy przebudziła się rano nie wiedziała, czy przerażający sen zesłała rozmowa z bratem czy też jej własne rozważania. Z drżeniem otarła pot z czoła i karku, i spojrzała na śpiacego Janosa. Przez sen marszczył groźnie brwi; miała też wrażenie, że pod wonią kąpielowych olejków i potu pachnie czymś obcym, lecz nie mogła zidentyfikować czym. Przez chwilę miała ochotę na powrót wtulić się w niego, lecz zamiast tego wstała, rozważając ostatnie wydarzenia. Była na wskrość racjonalną osóbką; mimo że wiedziała, iż bogowie czasami ukazują swoim wyznawcom przyszłość (cóż, w Faerunie nie trzeba było wierzyć w kogoś, kto można spotkać w przydrożnej gospodzie) to wszelkie niekapłańskie sny, wizje i objawienia wywoływały w niej raczej irytację niż nabożny lęk. A jeśli smoczy bóg miał zamiar tym snem pokazać jej, że ma na Janosa oko, to właśnie strzelił sobie w stopę, gdyż Arii nie podobało się to wcale a wcale. I choć nie miała zamiaru - a raczej nie mogła - odwodzić brata od jego misji, to miała zamiar dopilnować, by nie przysłoniła mu ona własnego bezpieczeństwa. Potrzebowała brata - nie męczennika. A sądząc z reakcji tutejszych na wzmiankę o smokach (choć wrzaski gnomiego bibliotekarza słyszała piąte przez dziesiąte, zagubiona pomiędzy regałąmi) zanosiło się raczej na to drugie. Brata… Aria potrząsnęła głową. Nazywanie Janosa w tej sposób było odruchem, który ciężko będzie wyplenić. Zresztą dziewczynka nie wiedziała co zrobić z taką nagłą i niespodziewaną zmianą w ich relacjach - nawet jeśli tylko teoretyczną - a nawał informacji i wydarzeń, jaki spadł na nich w Muluk nie pomagał w rozwiązywaniu osobistych problemów. Czarodziejka westchnęła. Gdy wyruszą na pustynię będa mieli dużo czasu na rozmyślania i rozmowy. Teraz były pilniejsze sprawy. Nalała sobie do kubka ciepławej już wody i zasiadła do wertowania księgi czarów. Dziś miała zamiar przygotować sobie kilka bardziej praktyczych, bojowych zaklęć. *** Plotki, jakie doszły ich uszu przy śniadaniu potwierdziły tylko, że im szybciej wyniosą się z miasta tym lepiej dla nich, oraz że zrezygnowanie ze zlecenia Nassura było również dobrą decyzją. Co prawda słuchając plotki o bibliotekarzu Aria miała wrażenie, że z jakiegoś powodu powinna na nią zwrócić uwagę, lecz puściła ją mimo uszu. “Może po prostu złe słowo, jakie na nas rzucił obróciło się przeciwko gnomowi?”, pomyślała z wisielczym humorem. Pozostała tylko wizyta w obserwatorium i wreszcie będą mogli się udać na otwartą pustynię, z dala od Muluk i jego intryg. Niestety Janosowi ani śniło się pakować do drogi. W czasie marszu wąskimi uliczkami i potem, w obserwatorium wypytywał kolejno o wydarzenia w mieście, jakby to jemu zabili swata i uprowadzili brata. Wszystko go interesowało, wszędzie wściubił nos - słowem zachowywał się jak spuszczony ze smyczy szczeniak i Aria go nie poznawała. Zawsze tak dbał o ich bezpieczeństwo, a teraz najwyraźniej miał zamiar wplątać się w sprawy morderstwa, oszustwa, porwania, demonów, bogów i bogowie wiedzą czego jeszcze - i do we wszystko na raz! Dobrze, że przynajmniej zlecenie Dżamili wybiła mu z głowy, choć teraz zastanawiała się czy słusznie - w końcu byłby to jeden kłopot na głowie zamiast dziesięciu.
Czarodziejka wędrowała krok w krok za półsmokiem, na wpół świadomie notując w pamięci wskazówki i informacje (legendy z obserwatorium były całkiem ciekawe), jakie zdobywał on czy reszta drużyny. Sama nie odzywała się ani słowem, zbyt wściekła by rozsądnie myśleć. Jak tak dalej pójdzie to wyjedzie z Muluk sama i będzie MUSIAŁ za nią pojechać - dla jej i swojego bezpieczeństwa! |