Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2014, 18:10   #128
Earendil
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Kiedy wreszcie dotarli do miasta krasnolud nie krył radości. W przeciwieństwie do Hansa, który zdawał się z niechęcią wkraczać na teren zabudowany, Konk był wielce rad, że ich wędrówka po lasach zakończyła się, przynajmniej na razie. Urgrim, który większość swego życia spędził w podziemiach, a którego dom był wykuty w mocnej skale, nie potrafił zaufać drzewom. W końcu gdyby były miłe bogom, to czemu w nie uderzali piorunami? W dodatku drewno bardzo łatwo się paliło, a stemple kopalniane uczynione z grubych bali trzeba było co jakiś czas wymieniać, by nie doprowadzić do nagłego zawału i zasypania chodnika. Wysłużony górnik zatem mało co nie całował kamiennych i ceglanych konstrukcji, które stały po obu stronach drogi, po której krasnolud dreptał za towarzyszami.

Teraz do karczmy, do karczmy”, pomyślał Konk. “Tam będzie wreszcie piwo, jadło i wygodne łóże, z dachem nad głową. Jest coś niezdrowego w spaniu pod gołym niebem. Pójść tam tylko i legnąć na swoim wyrku…

***


- Jak to nie ma miejsca?! - dał się słyszeć groźny głos Urgrima, który swoje niezadowolenie postanowił zaakcentować dodatkowo przez uderzenie pięścią w blat szynkwasu. A nie było to łatwe, bo gdy się jest wzrostu krasnoluda trzeba czasem stanąć na palcach, by osiągnąć zamierzony efekt.

- Wszystkie pokoje zajęte…- odparł niewzruszony karczmarz - choć...

Oberżysta popatrzył na czerwonowłosego krasnoluda, który samotnie siedział przy dużym stole w alkierzu z odsuniętą na bok zasłoną.

- ... ten jegomość - rzekł ciszej - sam okupuje dwupokój... może użyczy wam miejsca?

Urgrim podążył wzrokiem za ręką człowieka, po czym poprawił kilof wiszący mu na plecach i zwrócił się do swoich towarzyszy.

- Poczekajcie chwilę, ja to pójdę załatwić - rzekł spokojnie, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył do alkierza.

Konk stanął przed krasnoludem i skinąwszy mu głową usiadł obok czerwonowłosego.

- Witaj, przyjacielu - powiedział w khazalidzie. - Nazywam się Urgrim z klanu Kruszących Kamień, spod miasta Karak Angazhar. Nie będę owijał w bawełnę, powiem prosto: brakuje tu pokoi dla mnie i moich towarzyszy - wskazał na stojących przy oberżyście ludzi. - a gospodarz powiedział, że wynająłeś dwa pokoje, w których moglibyśmy się pomieścić. Proszę cię, jak krasnolud krasnoluda: daj nam się tam przespać. Na Grungniego ręczę ci, żadnej krzywdy czy kłopotu nie sprawimy tobie.

Czerwonowłosy zdawał się nie zauważać harmidru i ścisku panującego w karczmie. Siedział zamyślony czymś bliżej nie określonym jak to czasem miewał mieć w zwyczaju. Jedyne aktywnością jaka w tym stanie czynił było rytmiczne sięganie po kufel ciemnego ale.

Ze stanu kontemplacji wyrwał go dość gwałtownie grzecznie przedstawiający mu się krasnolud z niemałym kilofem przewieszonym przez ramię.

Fulgrim musiał chwile poszukać w pamięci kiedy ostatni raz rozmawiał z przedstawicielem własnej rasy. Po chwili zastanowienia stwierdził że minęło dużo czasu.

Poczekał grzecznie jak nakazuje zwyczaj by jego nowy towarzysz skończył się przedstawiać i wyłożył mu sprawę z którą do niego przychodzi.

- Witam cię Urgrimie z klanu Kruszących Kamień z pod miasta Karak Angazhar. Zanim odpowiem na twoją prośbę sam się przedstawię.

Khazad podniósł się i wspiął na ławę tak aby być lepiej słyszanym i widzianym.

- Jam jest Fulgrim poddany królów zabójców z Karak Kadrin, nie mam klanu a jedynie towarzyszy niedoli zwanych zabójcami, nie jestem godzien zaufania a jedynie godzien pogardy i dla tego podróżuje po tym padole łez szukając niechybnej acz chwalebnej śmierci w potwornym boju z jakąś plagą lub maszkarą by pokonawszy ja ulżyć innym lub zginąć próbując a przez to dokonując mej pokuty i odkupienia.

Zaraz po zakończeniu przemowy Fulgrim zeskoczył na siedzisko i pochwycił kufel, z którego pociągną solidny łyk i z trzaskiem odstawił na blat.

- A teraz zacny Urgrimie z klanu Kruszących Kamień, czy nadal chcesz zemną rozmawiać i czy ponawiasz swoją prośbę o dzielenie kwatery z tak plugawą istotą ?

Konk nie potrafił ukryć grymasu, jaki pojawił się mu na twarzy, gdy Fulgrim wyjawił mu kim jest. “No tak, mogłem się domyślić”, pomyślał. Powinien już to wiedzieć po jego wyglądzie, jednak jako że całe dotychczasowe życie spędził głęboko w sztolniach, w rozmowach ekscytując się co najwyżej wieściami o złożach rudy mniej zanieczyszczonych siarką, nie słyszał zbyt wiele o zabójcach. Teraz ta sympatia, którą naturalnie czuł do ziomka spotkanego tak daleko od krasnoludzkich siedzib, jakby zmalała.

Ale czy i mój powód do podróży po Sylvani aż tak bardzo się różni od jego?”, spytał sam siebie. W dodatku co jak co, ale zabójcy trolli mogą i być wyrzutkami społeczności khazadów, jednak w bitwie można ich ostrzu i męstwu zaufać. W końcu nie każdy zostaje takim zabójcą, są i tacy co za podobne zbrodnie po prostu zostają ścięci. Urgrim odchrząknął i spojrzał w oczy swojemu rozmówcy.

- Fulgrimie Zabójco- odrzekł poważnym tonem. - Powiem ci, że twoje wyznanie zachwiało moim zaufaniem do ciebie, ale prośby nie cofnę. Wierzę, że jakichkolwiek zbrodni byś nie popełnił, nie splamisz się ponownie uczynieniem zła innemu khazadowi, czego nie mogę powiedzieć o jakimkolwiek człowieku w tym mieście. I ja mam swoje powody, do podróży po tych ziemiach, a choć u jej źródła nie leży zbrodnia, to ja także w pewnym sensie jestem wyrzutkiem, gdyż nie mogę wrócić do domu, nim nie wypełnię danej mi misji.

Urgrim wyprostował się na siedzisku i odczekawszy chwilę, przemówił ponownie.

- Dlatego nie tylko cię teraz proszę, byś nam użyczył miejsca w karczmie, ale też składam propozycję: dołącz do mnie. Nie zatrzymam się tu długo, raczej tylko jak zagoją się me rany, po walce z bandytami- tu wskazał wymownie na opatrunek na głowie. - a zapewniam cię, że w naszej wspólnej podróży z pewnością nie zabraknie ci okazji do odbycia pokuty. Podróżuje ze mną paru mniej, bądź bardziej odważnych w boju ludzi i choć nie wiem, czy nasze drogi się nie rozejdą, to na ich kompanii do tej pory się nie zawiodłem. Co odpowiesz?

Górnik oparł się o blat stołu i oczekująco wpatrywał się w Fulgrima.

Ten zaś jakby poweselał i posmutniał ale w mgnieniu oka przybrał znów nieprzenikniony wyraz twarzy.

- W takim razie mój drogi Urgrimie pozostaje mi uczynić jeszcze jedną rzecz.

Fulgrim sięgnął po pokaźne zawiniątko leżące do tej pory obok niego na ławie. Delikatnie ułożył pakunek na blacie i począł rozsupływać rzemyku spinające połać materiału obszytego futrem. Urgrim mógł dostrzec wypalone w skórze khazadzkie runy układające się w słowo Karag (co znaczy wulkan). Kiedy Fulgrim szybkim wprawnym ruchem usunął materiał oczom Urgrima ukazał się przerażający i za razem piękny dwuręczny topór bojowy na którego trzonku widniało wiele nacięć, a którego ostrze było utrzymane w idealnym stanie wręcz przeciwnie do wydawało by się zaniedbanego trzonka.

- Urgrimie poznaj mego wiernego towarzysza- uniósł prezentacyjne swą broń. - To waleczny Karag, który strzaskał setki goblinich plugawych czerepów.

Po tej oficjalnej prezentacji Fulgrim zwraca się bezpośrednio do Karaga.

-Waleczny Karagu poznaj o to Urgrima z klanu Kruszących Kamień, spod miasta Karak Angazhar. Będzie on naszym nowym kompanem, on i grupka człeczyn które z nim podróżują. Mężny Urgrim proponuje nam podróż, w której możemy odnaleźć nasze odkupienie i chwalebną śmierć. Czy pomożemy mu o waleczny Karagu?

Fulgrim przyłożył ucho do ostrza swego topora i jak by nasłuchiwał. Trwa to jedynie chwilę po, której czerwonowłosy z cieniem uśmiechu podniósł swój kufel z ciemnym ale i rzekł:

- Urgimie z klanu Kruszących Kamień ja Fulgrim oraz mój kompan Karag jesteśmy do twojej dyspozycji.

Po czym wypił do końca swój napitek i dodał już w staroświatowym.

- Przedstaw nas zatem swym kompanom. I na bogów ludzi i długobrodych zamówmy ze coś do jadła i napitki bo tak przy pustym stole z nowom kompanijom siedzieć nie wypada.

Konk podrapał się ze zdziwieniem po łbie, zdołał jedynie do pokręconego krasnoluda wykrztusić “Miło mi”, po czym wstał i zawołał do swoich towarzyszy w reikspielu.

- Hej, chodźcie tutaj, przywitajcie się!
 
Earendil jest offline