Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2015, 16:07   #146
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację


Dzień po lądowaniu: 8, czas: 11.40 czasu miejscowego.
Planeta XA82000-0, Obóz Landing, przedział desantowy Meatwagona 102


Udział biorą: BN, Herman Kruger, Ama Lla (i jej ochroniarki), Heimo van Kleist, Marie Locke, Nirad Sariff, dr Kora i kilkoro innych

Karl Llevelyn Cabbage siedział wraz z kilkoma innymi osobami, które dyskretnie zaprosił na to spotkanie - tu, zamknięci i odizolowani od reszty obozowiczów, mieli omówić temat, którego unikano niemal od początku - potencjalnego wroga, oraz jego znaczenie dla przyszłości kolonii.
Jedni znaleźli się tu ze względu na doświadczenie militarne, inni - z powodu pomysłowości, lub dlatego, że spotkali się z wrogiem w czasie nocnego ataku.
- Panowie i Panie - ex-komandor powitał wszystkich - wiecie dlaczego tu jesteśmy. Poprosiłem wcześniej kilka osób o jak największą ilość danych o naszej niewiadomej, trzeba je przeanalizować i wyciągnąć wnioski.
Na przenośnym wyświetlaczu ukazała się przejrzysta antropomorficzna anomalia, widoczna w silnym świetle szperaczy.
- To nagranie z czołgowej kamery, przynajmniej wiemy że bandyta jest dwunożny. Mamy też zdjęcia jego śladów stóp, termogaficzny obraz czegoś, prawdopodobnie pojazdu, który nagonił tu zwierzęta oraz obrazy ładunków, które unieruchomiły prom. Niewiele, ale myślę, że coś można wywnioskować na podstawie tego co mamy.
Nastąpiła tu krótsza przerwa, po czym Karl kontynuował, tonem nieco wykładowym
- Mogli nas z łatwością zabić, natomiast woleli utrzymać z dala od orbity, ich sprzęt wykracza sporo poza możliwości imperialnej armii, może mają coś takiego w laboratoriach testowych, ale z tego co mi wiadomo teleportacja nie została użyta militarnie nigdzie w obrębie imperium. Nagonili na nas stado zwierząt, różnych gatunkowo. To zakłada jakąś umiejętność wpływania na miejscową faunę i wykorzystywania jej. Od tygodnia nie dają znaków. Czekam na wasze uwagi i wnioski.
- A skąd te pohopne wnioski o “teleportacji”, e, panie… panie “profesorze nazwiska-nie dosłyszałem”? Zostało to zbadane? Czy polegamy tylko na niedoskonałej obserwacji? - zapytał ktoś z tyłu. Wszyscy skierowali na niego wzrok; był to niechlujny facet w niedopasowanym kombinezonie i starodawnych okularach. Bawił się małym notatnikiem - Była noc, ciemno, stres i kiepski sprzęt… równie dobrze to mogło być przewidzenie. Tak samo jak ten “atak” zwierząt - odkszlnął - Statystyczna koincydencja. Jakieś twarde dowody, prócz rojeń militarnych freaków?
Kabbage bez słowa wywołał zdjęcia ładunków wybuchowych na skrzydłach promu.
- Standardowe ładunki, do kupienia w każdym sklepie. Albo samodzielnego zmajstrowania - wzruszył ramionami facet - Nic szczególnego. Równie dobrze mógłby to być ktoś z nas; z tego co wiem, ta misja kolonizacyjna też dysponuje takim sprzętem… uśmiechnął się krzywo i zdjął okulary, wycierając je w ubranie. Ludzie zauważalnie zaczęli szeptać.
- Chodzi między innymi o to, byśmy ustalili źródło. Sprawa jest poważna i nie ma co się z niej śmiać - Karl postarał się zmrozić wzrokiem okularnika.
- Sugerujesz, że wśród kolonistów jest ktoś, kto ma własne, inne od wspólnych cele? - zainteresowała się stojąca w rogu kobieta o krótko ostrzyżonych, srebrnych włosach - Misja jest finansowana z wielu źródeł, a niektórzy udziałowcy są utajnieni. Jeśli mamy znaleźć sabotażystę - lub kilku, to podstawowe pytanie brzmi - dlaczego? - zrobiła szeroki gest dłonią, pokazując na prezentację Karla - To, co zaprezentował komandor, to dość nietypowy sposób prowadzenia walki. Zamachowcy ewidentnie chcieli coś osiągać. Jakieś sugestie, co konkretnie i czemu dostęp do orbity jest tak dla nich ważny?
- Osobiście uważam, że mamy do czynienia z niewielką grupą, której niespecjalnie zależy co robimy na powierzchni. Z jakiegoś powodu unieruchomili "Nadzieję" i uniemożliwili nam dostęp do niej. To oczywiście robocza hipoteza, ale mogą to być po prostu piraci lub poszukiwacze wraków. To co mamy na dole to nic w porównaniu z bogactwem jaki oferuje statek kolonizacyjny. Nawet nieco pokiereszowany. Tym bardziej jeżeli zgłoszą go jako opuszczony wrak, wówczas będą mieli prawo do jego ładunku i jego samego płacąc tylko ułamek jego wartości.
- Z całym szacunkiem, komandorze, ale pozwolę sobie zaprotestować - odkaszlnął jakiś mężczyzna w środkowym rzędzie - Nirad Sariff, administrator planetarny, do usług - wstał i ukłonił się wszystkim - Raporty służby kolonizacyjnej Imperium są w tym względzie szczególnie dokładne; nie ma, podkreślam, nie ma absolutnie żadnych śladów aktywności grup przestępczych - szczególnie o takich możliwościach - w całym sektorze. Ani teraz, ani w znanej przeszłości. Takie sugestie są absolutnie niedopuszczalne, bowiem rzucają krzywdzące pomówienia na działalność Fundacji oraz agencji imperialnych. Dziękuję za wysłuchanie - poprawił ubranie i usiadł.
- Jak już mówiłem, to tylko hipoteza - odbił piłeczkę ex-komandor - poza tym od ostatniego raportu mogła się tu pojawić jakaś grupa, o czym następny raport na pewno poinformuje - Karl, obyty w meandrach polityczno-biurokratycznych dobrze wiedział, że nie można urzędnikowi mówić wprost, że jest idiotą.
Urzędnik pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Na tą chwilę wyglądało na to, że Karl był bliski przekonania ludzi do swojej wizji tego, co stało się na planecie. Jednak ta chwila tryumfu nad oporną administracyjną materią była, jak się okazało, krótkotrwała. Przy wejściu powstało małe zamieszanie, kiedy dwie zdecydowane postacie zrobiły miejsce dla pięknej, młodej dziewczyny o egzotycznej urodzie, ubranej w luźne, ornamentowane szaty.


WEJŚCIE WICHRZYCIELI

- Bracia i siostry - zaczęła nowoprzybyła, a jej przyjemny, łagodny głos niemal hipnotyzował - Nie dajmy się omotać niepotrzebnemu gniewowi i ślepocie, jaką on sprowadza. Ta misja miała być misją pokoju. Przybyliśmy tu założyć nowy dom, a nie walczyć. Kto, prócz zatwardziałych morderców, mógłby życzyć nam źle? - umilkła na chwilę i skierowała wzrok na stojącego Karla - Okazuje się, że jest tu wiele zamętu i niejasności. Jedni twierdzą, że barka uległa wypadkowi. Inni, że był to celowy atak. Planeta miała być niezamieszkana; teraz stała się gniazdem piratów… - pokręciła głową - Czy nie wydaje się każdemu z was, że celowo karmieni jesteście kłamstwem, by ludzie z bronią i głowami pełnymi bezlitosnych regułek mogli łatwiej narzucić nam swoje rządy twardej ręki? - zakończyła ze smutnym pytaniem w głosie, a na sali podniósł się chór ożywionych głosów, sprzeczających się ze sobą i dyskutujących słowa prorokini.
- Szanowna Pani - zaczął Karl, wciąż pełniący rolę przewodniczącego tego spotkania - daleki jestem od narzucania komukolwiek rządów, czasy gdy wydawałem rozkazy i wymagałem ich wykonywania minęły wraz z moimi ciemnymi włosami.
Kabbage przeczesał z uśmiechem swoją wciąż bujną, choć zupełnie siwą czuprynę - Teraz walkę zostawiam młodszym. A że próbuję czasem służyć radą i doświadczeniem nie jest grzechem. Faktem jest, że coś stara się zakłócić nasz pokojowy pobyt na planecie, i ja także jak i Pani pragnę temu zapobiec. Aby zapobiegać, musimy dowiedzieć się kto za tym stoi. By nie wzbudzać paniki, to zebranie jest zamknięte. Nie dążę do dyktatury, co więcej - liczę na wsparcie Pani i Pani ludzi w uspokajaniu nastrojów - zakończył z uśmiechem komandor.

Jak wiadomo z każdego podręcznika taktyki, najlepszą formą obrony jest atak. Wyciągając do kobiety otwartą dłoń z propozycją współpracy, i to na oczach tylu świadków, Kabbage niespodziewane wytrącił oponentce broń z ręki, bowiem widoczne było, że kobieta szykowała się do ostrej konfrontacji na argumenty. Zapadła niespodziewana cisza, a oczy wszystkich zebranych przeskakiwały między starym wojskowym, a młodą duchowną, ciekawe odpowiedzi.
- Mam nadzieję, że za tymi słowami pójdą czyny. Niech mój udział będzie tego gwarantem - odpowiedziała w końcu, usiłując przekuć klęskę w zwycięstwo - Bądźcie jednak czujni, bracia i siostry, i oceniajcie wszysko swoim własnym rozumem - zakończyła - Niezależnie od tego, kto dokonał tego zdradzieckiego czynu, zło jest wśród nas i czeka, by posiać swoje gorzkie nasiona.
I właśnie po to jest aparat nacisku i kontroli, by zło siedziało cicho w swojej norce i nie przeszkadzało obywatelom, pomyślał zwolennik autorytarnych rządów Karl Kabbage. Ale powiedział co innego - Cieszy mnie Twoje wsparcie. Będziemy czujni, ale dzięki właśnie takiemu duchowi współpracy osiągniemy w przyszłości wspólny sukces i prosperującącą, szczęśliwą kolonię.
Całość została niemal żywcem zerżnięta z plakatu propagandowego, ale brzmiało dostatecznie pompatycznie by w opini Karla zadowolić duchowną.
- Ale odeszliśmy od tematu. Na razie mamy dwie hipotezy - sabotaż i zagrożenie ze strony grupy przestępczej. Ktoś jeszcze chciałby coś powiedzieć? Wszelkie nowe koncepcje, jak i argumenty obalające dotychczasowe teorie są mile widziane.


BAZA ALFA CZYLI TEMAT ZASTĘPCZY

- Czy udało się wreszcie skontaktować z wcześniejszą bazą? Wiemy gdzie ona jest? Jeśli ktoś tam jest mogliby wiedzieć coś więcej. Albo jeśli… Powinniśmy tam wysłać zwiad, jak już zrobimy najważniejsze. - odezwał się Murrur Yeyeo wstając.
- Tych dwóch pilotów nad tym siedzi od kilku dni - odezwała się znów srebrnowłosa kobieta, wydająca się być najlepiej poinformowana ze wszystkich - Oczywiście wszystko w “wielkiej tajemnicy” - prychnęła - Skoro ze wszystkim się tak kryjemy, nie dziwię się, że rodzi się mnóstwo różnych teorii - potarła palcem czoło i dodała - Któryś z nich wspominał, że oryginalny landing zone jest jakieś siedem ka klików stąd. Trochę za daleko ja na nasze możliwości, ale tam właśnie szukałabym “Excalibura” w pierwszej kolejności. Komunikacji nikt nie próbował, sprzęt nie jest dobrze skalibrowany do nasłuchu na większe odległości…
- Em… dziękuję pani… ?
- Mary. Mary Locke. Widziałeś mnie nagą, Murrze i zapomniałeś jak mam na imię?
- zaśmiała się i pomachała zdjętym z szyi identyfikatorem z wyraźnym napisem “MEDIA” - Najwyższej jakości informacje z najbardziej niebezpiecznych regionów kosmosu. Subskrybujcie mój kanał! - dodała z przekąsem standardową formułkę dziennikarską.
- Zatem proponuję, jeśli ktoś umie, żeby spróbować się skontaktować z tym Excaliburem. - dodał Yeyeo po czym usiadł z powrotem na miejscu.
- Wiele nie ryzykujemy - odparł na to Karl - bandyci i tak wiedzą gdzie nas szukać. Panie Sariff, wydaje się być Pan uporządkowaną i solidną osobą, może zorganizuje pan zespół, prosząc odpowiednie osoby do pomocy? Sam chętnie jej udzielę, ale obawiam się że systemy komunikacyjne z których korzystałem w czasie aktywnej służby byłyby wedle obecnych standardów mocno przestarzałe.
- Trochę się na tym znam i na taką odległość nadawanie z poziomu gruntu jest bez sensu - odzewał się zwalisty, posiwiały mężczyzna, wyjmując z ust długopis - Możemy wykryć źródła sygnałów, o ile jakieś są, ale obustronna komunikacja będzie bardzo utrudniona, jeśli oni nie nasłuchują. A raczej nie, skoro sami się nie skontaktowali - obrócił długopis w masywnych palcach - Gdyby tylko dało się wynieść w jakikolwiek sposób sprzęt na orbitę, albo choćby dostać do wraku statku… wtedy mielibyśmy planetę jak na talerzu. Muszą być inne sposoby niż ten prom! Nie wierzę, że w tym gronie nie jesteśmy w stanie wymyślić rozsądnej alternatywy! - zapalił się.

- Do pewnego stopnia da się zastąpić to naszym sterowcem. Wystarczy umieścić antenę i wypuścić tak wysoko jak się da. Nie est to co prawda to samo co orbitalny satelit ale z braku laku można sobie to w ten sposób spróbować zrekompensować. Jest to technicznie dość proste do zrobienia. Wadą jest natomiast to, że wyłacza to sterowiec z innych zadań. Więc kwestia doboru priorytetów. Właściwie i tak można by na nim zamontować system do kumuunikacji. Wówczas nawet podczas lotu mógłby robić za przekaźnik. Do tego można go przesuwać z miejsca na miejsce co relatywnie zwiększa jego zasięg choć oczywiście nie od ręki. - skoro dyskusja zeszła na jego działkę to Kev “się poczuł” zobowiązany wypowiedzieć co sądzi na ten temat. Skoro już mówił to w sumie nic nie stało na przeszkodzie by skomentował i wcześniejszą dyskusję


UMYSŁEM PILOTA, CZYLI KEVIN WALKER WYCIĄGA WNIOSKI

- Co do zamierzeń napastników… Cóż… Nie będę się wypowiadał czy tu ktoś był naprawdę czy była to nocna imaginacja… - zaczął tonem wyraźnie mówiącym, że nawet nie bierze tego na serio pod uwagę. - Ale czy najazd tych zwierząt czy wybuch promu i ślady wokół niego były jak najbardziej na serio. Slady zostały skamerowane zaś rozwalony prom przez te parę dni chyba każdy mógł sobie obejrzeć do woli. Jakby ktoś potrzebował opinii eksperta to informuję, że jest uziemiony na dość długo biorąc pod uwagę środki jakie mamy do dyspozycji w tej chwili. - rzekł zirytowanym głosem co i tak było cieniem złości jaką okazywał przy pierwszym spotkaniu na świeżo po zdarzeniu pierwszego poranka.
- Na mój gust na pewno chcieli nas pozbawić mobilnosci. Z naszego sprzętu tylko prom zapewniał nam transport na orbitę i po planecie. Był też na zewnatrz i był łatwy do rozwalenia w porównaniu do sprzętu w modułach. Nikt co prawda nie zginął ale nie wiem na tą chwilę czy było to celowe czy po prostu tak im to wyszło w praniu. - wzruszył ramionami. Wedle jego oceny obcy dobrali hierarchię celów wedle dostępności. Pod tym względem właściwie ciężko było znaleźć bardziej kuszący cel niż samotny, niepilnowany prom orbitalny. Bardziej efektywne działanie można było osiągną przeż dłuższą akcję lub z większą ilością uczestników oraz dłuższym rozpoznaniem. Tego ostatniego raczej nie dało się zrobić skoro tego samego dnia spadli z orbity w losowy teren.
- Ostatnio dali nam spokój. Przynajmniej do mnie doszło nić o żadnych ich akcjach. Dla mnie oznacza to, że albo osiągnęli swój cel za pierwszym razem albo ich determinacja osłabła czyli znów to pierwsze. Mogą też szykować się na nastepny numer i wpadną z odwiedziną gdy będą gotowi. - zamilkł na chwilę wpatrzony w jakiś punkt na ścianie najwyraźniej myśląc nad czymś jeszcze. - Po jednej i tak krótkiej w sumie akcji ciężko powiedzieć o nich coś konkretnego. Pozostają nam hipotezy i spekulcje. Aby dowiedzieć się konkretów trzeba ich znaleźć. Próba nawiązania łączności dobrze się do tego nadaje. Choć nie mozemy ich zmusić do odpowiedzi oczywiście to myślę, że może poczują się jak załogi okrętów podwodnych podczas sonarowania. A jakby się am ktoś rozsądny trafił może jednak uda się skłonić do jakichś negocjacji. - Kevin mimo, że większość kariery spędził w mundurach wojsk różnorakich uważał się zawsze za pilota a nie żołnierza i jakoś do strzelania czy walki się nigdy nie rwał. Co innego w samoobronie albo jeśli chodziło o rywalizcację, zwłąszcza w jej sportowej odmianie. Ale tak myśleć bezustannie o zgładzeniu i zniszczeniu przeciwnika… Nie, to nie było w jego stylu…
- Od początku też zstanawia mnie szybkość ich pojawienia się tutaj. Przybyli pierwszej nocy pod konkretny adres… Czyli albo wylądowaliśmy im sąsiedztwie… Bo wbrew pozorom spadające gwiazdy, meteory i lądowniki widać z daleka ale gdzie konkretnie zaliczą glebę to już niekoniecznie… albo mają sprzęt przynajmniej w stylu radarów i to na tej półkuli… Przy pierwszym wypadku musiałaby byc chyba mowa o jakiejś zamaskowanej, może nawet podziemnej infrastrukturze bowiem sprawdziliśmy teren z powietrza całkiem przywoicie i jakos nic nie wpadło nam w oko. Choć wystarczyłby w sumie zaparkowany pojazd z paroma osobnikami w środku a to już jest jak najbardziej do przeoczenia… W drugim wypadku może być jakaś baza albo własnie pojazd czy raczej lądownik orbitalny. Ewentualnie pierwsza baza. Przebyć 7000 kilometrów trochę zajmuje ale jak ma się latadełko jest jak najbardziej do zrobienia. Trzeba by tylko wyladować odpowiednio wcześnie i ostatni kawałek przejechać bryką. Więc jak ma się standardowe, sprawne wyposażenie takim jakim nawet my dysponujemy… lub powinniśmy… jest jak najbardziej do zrobienia. - podsumował swoje wnioski Walker i popatrzył po zebranych czy ktoś się wypowie w tej materii. Jak dla niego były te dwie podstawowe opcje i obie były równie realne.


SZALE POPARCIA I DRAŻLIWE TEMATY

W czasie, kiedy Kevin wykładał swój pogląd na sprawę, Nirad Sariff wstał, i grzecznie manewrując miedzy siedzącymi, przeszedł naprzód sali. Dyskretnie zajął miejsce za plecami komandora, jakby dając do zrozumienia, po czyjej stronie stoi.

- Widzę tu wiele ciekawych opini.- Powiedział Mel.- I kilka naprawdę gównianych, ale biorąc pod uwagę, że mamy zapas wody i prowiantu na nie więcej niż 30 dni a droga długa, trudna i pewnie cześć z was zginie. Może skupmy się najpierw na zabezpieczeniu własnych tyłków a dopiero później szukajmy bazy. Z resztą i tak część z was zginię prędzej czy później.-
- Panie Sofilatres! - ostrzegawczo rzekł Karl do mówiącego, po czym kontynuował, już do wszystkich.
- Myślę, że statek na orbicie może posłużyć za bierny przekaźnik do kontaktu z drugą bazą . Mamy kody, a gdyby zostały zmienione, może mamy kogoś, kto umie je złamać. To prawie jak satelita. A gdyby przy okazji udało się zdalnie wywołać awaryjne odpalenie pozostałych modułów, byłoby doskonale.
- Warto by było tego spróbować. - odezwał się milczący do tej pory Cyborg - Odzyskanie modułu 0 ułatwiło by nam diametralnie przeżycie i asymilację, jednak próby manualne w samym module nie powiodły się. Nie będę kłamał, mam nikłe pojęcie o komputerach, ale zdaje mi się, że jeden z nieżyjących już uczestników mógł coś namieszać przy próbie hackowania. Być może jest to odwracalne. Francis Pritchard, jeden z rozmrożonych, jest jak słyszałem świetnym informatykiem.
Podejmując po chwili rozmowę po wypiciu łyka wody, Dante rzekł:
- Wracając do tematu prowiantu i zaopatrzenia oraz bezpieczeństwa. Przygotowałem pojazdy na polowanie i poszukiwanie wody pitnej, wyruszamy niebawem, w przeciągu kilku godzin. Prosiłbym w tym czasie komandorze o wydanie broni wszystkim kolonistom. Mamy wystarczająco dużo strzelb oraz broni krótkiej i amunicji, żeby zaopatrzyć weń każdego. Zawsze zwiększa to szanse w przypadku kolejnego niespodziewanego ataku. Nie możemy pozwolić sobie na centralny aparat bezpieczeństwa, jest nas zwyczajnie za mało. Każdy musi dbać przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo i osób obok niego. To jedyne efektywne rozwiązanie. Przypominam, że mamy do czynienia z przeciwnikiem uzbrojonym w najnowszą technologię. - wskazał na obraz na projektorze holograficznym- To kamuflaż optyczny połączony z kamuflażem termicznym. Sprzęt pierwszego sortu, dostępny tylko i wyłącznie w wojskach specjalnych planet trzynastego poziomu technologicznego. Musimy w tym przypadku kierować się zaufaniem do nas samych drodzy Państwo, mamy przeciw sobie wymagającego, dobrze wyposażonego i inteligentnego przeciwnika. Nie możemy sobie pozwolić na wewnętrzne rozłamy.
A w razie pomysłów
- podjął po chwili- aby ktoś próbował wykorzystać broń do prywatnych intryg i ku rzeczom ogólnie postrzeganym jako złe wobec innych kolonistów, ostrzegam. Zajmę się takimi ludźmi osobiście.
Cyborg zamilkł, cofnął się o krok i spoczął oparty o ścianę Meatwagon’a.
- Tak! Broń dla każdego! Chcemy czuć się bezpieczni! - podniosły się głosy z sali, choć kilka osób zaczęło uciszać narwańców. Krzywda się jednak stała; reporterka od razu zwęszył okazję i zadała na głos pytanie, jakie chodziło po głowach wszystkich zgromadzonych od pewnego czasu:
- Więc, komandorze, jakie jest stanowisko tymczasowych władz kolonii w sprawie powszechnego dostępu do broni? I co o tym sądzi pani Lla, która podjęła się kontroli nad działaniami rządu? - dodała z rozbrajającym uśmiechem, ale jej oczy zdradzały, że właśnie jest w swoim żywiole. Znów zapadła pełna oczekiwania cisza, jak przy starciu Karla z prorokinią.
- Dostęp do broni ograniczył gubernator, więc on także może tą decyzję odwiesić. - Karl Kabbage był stanowczy w tym względzie - Jakkolwiek zgadzam się z tym zarządzeniem. Gdy brakuje podstawowych rzeczy broń może bardzo zaognić sytuację. Myślę jednak, że gubernator znajdzie chwilę, by wysłuchać waszych argumentów i zmienić tą decyzję. Ja ze swojej strony obiecuję, że jeżeli dostęp do broni zostanie przyznany to znajdę instruktorów, którzy nauczą cywili bezpiecznego obchodzenia się z nią i strzelania. Jednakże należy pamiętać, że to niesie konsekwencje. Nie będzie samosądów - tu były oficer surowo spojrzał na Dantego - ale przepisy kolonialne wyraźnie mówią o tym kiedy wolno użyć broni i jakie będą konsekwencje łamania tych przepisów.
Dante nie spuścił wzroku gdy Komandor przeszył go lodowatym spojrzeniem.
~”Trzeba porozmawiać z deVall’em w tej sprawie. Stary ma poniekąd rację, ale zdaje się że przede wszystkim traktuje samych kolonistów jako czynnik zapalny i wewnętrzne, główne zagrożenie, zapominając o zagrożeniu zewnętrznym i samej planecie.”~ pomyślał.
-Komandor ma racje. W tej sprawie musimy poczekać na decyzje Gubernatora deValla, na pewno weźmie on pod uwagę zdanie każdej ze stron.
- A gdzie jest gubernator? Nie widzę go wśród nas, mimo że toczą się tu ważne dyskusje, tyczace się nas wszystkich. - z krzesła podniosła się kobieta w białym fartuchu i z burzą loków. Ludzie pokiwali głowami w aprobacie. Kto jak kto, ale Kora cieszyła się wśród kolonistów dużym poważaniem - Proszę zachować sobie taki gładkie gadki na wiec wyborczy, komandorze. Wszyscy wiemy, że to nieprawda! - powiedziała głośno i sięgnęła pod fartuch. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnęła mały, zgrabny pistolet i pokazała go wszystkim zebranym. Rozległy się syknięcia i niegłośne komentarze.
- Nikt mi nie udzielał pozwolenia na broń, bo miałam ją w swoim bagażu. A przed wybudzeniem się nowych kolonistów, pierwsza grupa brała sobie ze zbrojowni co chciała, bez restrykcji. Wystarczy zobaczyć, co kto teraz nosi! - zakończyła z pasją.
Murrur Yeyeo wstał i odchrząknął głośno.
- Panie Sofilatres jak pan grzebał w tych swoich sprawach to może pan nie zauważył, ale mamy znacznie mniej prowiantu. Wasza wyprawa lepiej niech szuka modułu z żywnością, a nie sobie jedzie na wycieczkę. Co do broni myślę, że lepiej się trochę ograniczyć. Automat w niedoświadczonych rękach może zrobić więcej szkody niż pożytku. Ee… Pan Anders robi świetną sprawę z tymi szkoleniami. Każdy powinien czasem na nie zajść.


DYSKUSJA ZMIERZA KU KOŃCOWI

Tak jak słowa pani naukowiec wyraźnie podgrzały atmosferę, tak zwrócenie uwagi na proste fakty ze strony inżyniera uspokoiło nieco sytuację. Być może po prostu należało ludziom wytłumaczyć co, jak i dlaczego, a nie zasłaniać się regułkami rodem z regulaminów wojskowych?
- Śrutówka to broń prostsza niż może się wydawać, do tego stricte defensywna a ma solidny kawał siły rażenia. Mamy ich zapas, podobnie jak rewolwerów.
Od broni automatycznej jednak, tak jak Pan Yeyeo wspomniał, lepiej się wstrzymać. Niech zajmują się nią osoby w przeszłości zaznajomione z wojskiem, to broń stricte ofensywna, w przeciwieństwie do strzelby czy w mniejszym stopniu do rewolweru. Proszę wszystkich o cierpliwość w tej kwestii, po polowaniu które zajmie 2 do 4 dni, zaczniemy organizować kursy obsługi broni, walki wręcz czy walki bronią białą. Tymi dwoma ostatnimi z przyjemnością zajmę się osobiście, gdyż nasz przeciwnik widać lubi bliski kontakt i podkradanie się. W takim wypadku jeden nóż może stanowić więcej niż broń palna. Ode mnie tyle w temacie. Kevin, Anders, Sofilartes, za pół godziny przy terenówce i mrówie. Czas na nas, do widzenia państwu.
Powiedziawszy to, hełm cyborga zasunął się z charakterystycznym stukiem, on sam pokierował się po tylnym trapie na zewnątrz.
- Heh! Murrur… Jakby odnalezienie zaginionego modułu było takie proste to już byśmy go przynajmniej zlokalizowali… - zwrócił się pilot do doktora z łagodnym uśmiechem. - Rozumiem i doceniam troskę i zdroworozsądkową potrzebę zaopatrzenia w żywność. To co mówisz ma rację bytu. - pozornie zgodził się z doktorem ale kontynuował dalej. - Ale jesteśmy w dziczy a nie w supermarkecie. Na tą chwilę nie mamy pojęcia, gdzie może być ten moduł. A “tę naszą wyprawę”... Hmm… Mam nadzieję, że nie przemawia przez ciebie jakaś złośliwość. To nie jest jakaś tam kozacka wyprawa dla znużonych playboyów tylko ma konkretne myśliwkso - rozpoznawcze zadanie. I co więcej w przeciwieństwie do odnalezienia zaginionego modułu da się zrobić w tej chwili posiadanymi zasobami. Jeśli się powiedzie i uzyskane dane i wyniki bedą pomyślne rozwiąże to problem z dostawą żywności. Przynajmniej taki mamy cel wybierając się tam. Co wyjdzie z tego to zobaczymy. Jedziemy w końću w obcy teren. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś uwagi względem celowości czy celów tej wyprawy to słucham ale mam nadzieję, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z wartości i sensowności tego przedsięwzięcia. - popatrzył najpierw na doktora a potem powiódł wzrokiem po reszcie sali. Albo mu się zdawało albo zaczynały się w tej małej grupce jakieś zwyczajowe kwachy i podziały.
- A jedźcie sobie gdzie chcecie. Im szybciej, tym lepiej! Nikt was tu i tak nie chce, gubernatosrkie pachołki! - krzyknął jakiś “odważny”, chowając się w grupie. Nie wyglądało na to, żeby pomysł wyprawy - nawet z przedstawionymi przez pilota celami - przypadł ludziom do gustu, szczególnie w świetle palącego problemu szczupłych zapasów.
- A co do strategicznego sensu szukania naszych nocnych gości i ich bazy to ma to jak największy sens. Póki nie wiadomo co to za jedni, a jak nam komandor ładnie pokazał potencjał reprezentują nielichy, to cały czas żyjemy w militarnym trybie. Dopiero jeśli uda się zneutralizować zagrożenie napadu odzyskamy pełnie swobody manerwru i będziemy mogli robić to po co tu przylecieliśmy. - Walker dopowiedział swoje na uwagę o zmniejszeniu priorytetu poszukwań ich tajemniczych i agresywnych sąsiadów na niby bezludnej planecie.

- Moi Państwo! Nie należy rozpoczynać kolonizacji od kłótni! - Karl starał się uspokoić wzburzoną grupę - Wyprawa ma dostarczyć mięsa dla kolonii i sprawdzić pobliskie tereny. To nie wycieczka turystyczna, ani safari dla uprzywilejowanych. A co do uzbrojenia, widzieliście, że w czasie prób alarmowych broń jest czasowo wydawana osobom, które przyznały, że są przeszkolone, by mogły zająć stanowiska bojowe. Jestem daleki od chęci wprowadzenia dyktatury wojskowej. Właściwie daleki jestem nawet by wydawać wam rozkazy. Chcę pomóc kolonii najlepiej jak umiem, całym moim doświadczeniem i umiejętnościami. I chciałbym aby każdy z was pragnął tego samego.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 01-01-2015 o 16:10.
TomaszJ jest offline