Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2015, 22:25   #29
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Tura 6

Las był gęsty i utrudniał poruszanie się. Trzy skulone postaci z trudem przemieszczały się w kierunku zbawczej linii morza. W uszach wciąż brzmiał im niski, złowrogi pomruk jaki poniósł się chwilę temu między drzewami. Któryś ze stworów musiał znajdować się zdecydowanie za blisko. To wtedy trzej Nesjanie przerwali pracę przy urwisku i ze strachem popędzili ku obozowisku. Na szczęście udało im się znaleźć to czego od wielu dni poszukiwali. Jeden z nich ściskał pod pachą wilgotne zawiniątko. Po jego rękach i brzuchu ściekała jasnobrązowa woda. Poczucie sukcesu dodawało im sił i gdy wreszcie wylecieli na szeroki pas złocistego piasku i usłyszeli szum wody padli na ziemię jak zabici. Dopiero po chwili, kiedy uznali, że są już w pełni bezpieczni zaczęli wznosić tryumfalne okrzyki i modlić się do Artteme - boginki lasów.

Następnego dnia wieczorem, już w obozowisku, wszyscy członkowie wyprawy zebrali się wokół prowizorycznego pieca i pilnie przyglądali pracy rzemieślnika. Uczestniczący w wyprawie garncarz wyciągnął z głównej komory dzban o czerwonej barwie. Następnie obejrzał go dokładnie, ostukał i stwierdził.

-To świetna glina. Bardzo plastyczna i o ładnym kolorze. Wydaje się także mocniejsza niż, ta do której mamy dostęp. Jestem pewien, że w Oikeme będziemy w stanie zrobić z niej wiele wspaniałych rzeczy-

-Niestety- westchnął kapitan "Dziecięcia Allatu", dowódca ekspedycji.

-Złoże znajduje się na obszarze, na którym żyją Megorkoi, pieprzona ich mać. Dopóki sobie z nimi nie poradzimy cała ta wypsa wraz z zasobami jest dla nas niedostępna. Na szczęście wiemy o tych śmierdzielach już wystarczająco dużo. Może i mają orkowe mordy i podobnie od nich jedzie, ale są jeszcze głupsze. Myślę, że niedługo przestanąbyć problemem!- stłoczeni wokół Nesjanie pokiwali głowami ze zrozumieniem. Prawie czterometrowe potwory od początku stanowiły ich główny problem. Kilku dzielnych podróżników straciło życie badając te istoty, ale trud się opłacił. Niedługo rozpoczną się łowy.

***

Skały dawały niewiele cienia. Skryci pod nimi woźnice i kilkunastu żołnierzy z obstawy wyglądali niewiele lepiej od pracujących przy studni. Był to jednak jedyny sposób na dostarczenie do Oikeme odpowiednich ilości wody. Odkąd w mieście zaczęło brakować tego życiodajnego płynu kapłani imali się róznych sposobów rozwiązania tego problemu. Chodzono, więc z drewniaymi różdżczkami, kopano doły wokół miasta, zbierano deszczówkę i szukano w okolicy choćby najbliższego strumienia. Jednak dopiero wyprawa na Szorstkie Morze, olbrzymią pustynię, przyniosła rezultat. Woda ze studni była chłodna i smaczna, ale przebywanie w tak suchym obszarze było dla Nesioi zabójcze. Osłony z bielonego materiału, czy czterokrotnie większa racje wody dla członków ekspedycji pozwalały każdemu transportowi pokonać trasę w obie strony. Jednak pierwszy lepszy atak Orkoi mógł zakłócić dostawy do Oikeme. Stąd też każdy powrót wozów ze dzbanami pełnymi wody traktowano jako małe święto i okazję do złożenia daktylowych placków na ołtarzu Posedaiona.
Szczęściem zbudowany przy Świątyni spichlerz doskonale spełnił swoją rolę.

Za umocnionymi gliną i plecionymi z gałęzi ścianami znajdowały się strategiczne zapasy żywności dla całego miasta. To tutaj były gromadzone wszelkie nadwyżki zbóż, mięsa, czy ryb, których niesprzedano od razu. Pośrednią pieczę nad spichlerzem pełnili kapłani Posedaiona i to oni byli odpowiedzialni za rozdawnictwo jedzenia, a także za kontrolowanie jego ilości. Prawdziwą straż pełnili jednak wartownicy, nie można było bowiem wykluczyć, że lada chwila ktoś postanowi podkraść się do zapasów.

***

Desant piechoty z Oikeme na wschodnim wybrzeżu podczas Świętej Wojny


Tymczasem wiele dni marszu na wschód trwała właśnie Święta Wojna. Zjednoczeni pod światłym przywództwem Króla Rybaka wyznawcy Posedaiona mordowali, gwałcili i niewolili swych pobratymców wyznających Megrigene. Starcie z powierzchni ziemi innowierców nie było jednak jedynym celem wyprawy. Mieszkańcy Oikeme mścili się za barbarzyńskie potraktowanie jednego z ich kapłanów, który skończył nabity na pal. Poza tym poszukiwali zagrabionej galery „Chluba Posedaiona” oraz załogi statku. Samemu Królowi Rybakowi zależało najbardziej na ułagodzeniu stosunków ze swoimi nowymi poddanymi przybyłymi właśnie ze wschodu. Jak się okazało sprawiali o wiele więcej problemów niż przynosili korzyści. Stąd też liczono, że na wojnie dadzą upust swojej dzikości i agresji, a następnie wpasują się w społeczeństwo Oikeme. Dotychczas jednak niewiele na to wskazywało. Dość powiedzieć, że reprezentujący Wschodnich człowiek znany, jako Starszy samoistnie ogłosił się wodzem swoich wojsk i sam prowadził je do boju, początkowo nie zważając zupełnie na osobę Króla Rybaka. Było to tym bardziej irytujące, że zażądano od Oikemczyków wydania brązowych pancerzy i hełmów dla, w gruncie rzeczy, nieucywilizowanego motłochu. Tylko dzięki przytomności umysłu Króla Rybaka udało się zapobiec rozłamowi w armii. Zdołał on na tyle przekonać Starszego do posłuszeństwa, że pacyfikacja dwóch pierwszych osad Innowierców nie przysporzyła żadnego problemu. Spalone chramy, poprzewracane święte figury, mężczyźni wyrżnięci co do jednego i kobiety wzięte w niewolę. Pośród wyznawców Posedaiona było ledwie kilku zabitych. Jednak przy ostatniej z wiosek, które zamieszkiwali wyznawcy Megrigene czekała spora niespodzianka.

Król Rybak, z racji podeszłego wieku, na kampanię wojenną wybrał się w wozie z budką, ciągniętym przez dwa woły. Nie było to oczywiście zwykły wóz, jakim wozi się siano, czy dzbany z wodą. Ten wóz wykonany jest z drewna cedrowego, porastającego krańce zielonych obszarów, tuż przy Szorstkim Morzu. Bardzo trudno dostępnego i bardzo cenionego. Boki budy pomalowane są na czerwono i żółto, zaś niebieskim kolorem pokryto niezbyt stromy, także drewniany dach. Wnętrze było przedzielone kotarami prezentującymi bohaterskie boje z Orkoi, sceny ze Święta Morza oraz samego Posedaiona. Król Rybak miał do dyspozycji wygodne łoże, a także fotel i stolik. Na ścianach zawieszony był najpiękniejszy oręż, jaki byli w stanie wytworzyć oikemscy brązownicy. Nie było to może wiele, ale o takich warunkach nie śmieli marzyć nawet najwyżsi dowódcy.

Tymczasem Król Rybak nie zwracał uwagi na luksusy. Trapiła go sprawa schwytanego kapłana Megrigene, który za nic nie chciał wykazać się rozsądkiem i opowiedzieć o losie straconego kapłana. Nie zdradził także miejsce, w którym znajduje się „Chluba Posedaiona”. Przyciśnięty nieco mocniej przez przesłuchujących zmarł zabierając swoje tajemnice do grobu. Wcześniej bredził coś o jakimś bluźnierstwie, lecz nic co byłoby warte uwagi. Chociaż wyprawa zmierzała już ku rychłemu finałowi to Król Rybak wolał jednak wiedzieć, co też wydarzyło się owego feralnego dnia, gdy jego wysłannik skończył na palu. W ten sposób byłby ostatecznie pewien, że sięgając po włócznię dobrze uczynił.

-Panie! Królu!- rozległo się nagle po drugiej stronie drewnianej ścianki. Starzec poruszył się w wiklinowym fotelu wyrwany z rozmyślań. Przepłukał gardło daktilinous.

-Co tam? Mów- rozkazał ostro. W wejściu do budki pojawiła się twarz jednego z żołnierzy. Był wyraźnie wstrząśnięty.

-Królu, niech Posedaion chroni ciebie i nas, pod wioską tych dzikusów stoją Orkoi!- Król Rybak w odpowiedzi zgrzytną zębami. Tego się nie spodziewał.
 

Ostatnio edytowane przez sickboi : 03-01-2015 o 22:11.
sickboi jest offline