Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2015, 01:58   #8
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
kolejne Misiowe łubudu stworzone wspólnie z Lostem

Czarna spojrzała na niego niechętnie, zwracając się w stronę zgromadzonych, których było w sali jeszcze więcej niż godzinę temu.
- Byłam teraz wśród mutantów. Poszłam tam, bo ten tutaj - wskazała na Garetha uznał, że odmieńcy wyrażą skruchę, zaprzeczą, skłamią, bądź w jakikolwiek sposób, będą starali się ochronić swój marny żywot. Wiecie co się dowiedziałam?! Wiecie z pewnością! Bo nie raz słyszeliście to z ust tych potworów! Część z nich chełpiła się tym, że ich tfu! - Czarna splunęła. - bracia walczą za murami, próbując wejść tu i zabić nas wszystkich! Wiecie co powiedziała Strzyga, ta pieprzona dziwka, która zamordowała paląc naszych bliskich? Że kiedy tylko stąd wyjdzie pozabija nas wszystkich! Groziła nawet Ojcu Gianni! - złowrogi pomruk przebiegł przez salę. - Ten tutaj uprosił ją, żeby obiecała… obiecała, że tego nie zrobi! - Czarna roześmiała się. Kilka osób z tłumu zawtórowało jej, a towarzyszący jej kochaś wręcz ryknął ze śmiechu. - Wierzycie jej? Wierzycie morderczyni?! Byliśmy tam razem, próbując pochować ciała! Widzieliśmy, co zrobiła! Czy to nie wystarczający powód, żeby skazać ją na śmierć?
- Tak jest! Zabić sukę! - Krzyknął ktoś z sali.
- Nie ona jedna na to zasłużyła. Tam - Czarna wskazała punkt za murami obronnymi - są pozostali. Gotowi tu przyjść i odebrać nam to co zostało… To co Ojciec Gianni budował przez te wszystkie lata. Misję, która niejednemu z was uratowała życie. Dzielni lekarze, którzy są tu z nami. - Czarna wskazała na jednego ławnika. Mężczyzna uśmiechnął się lekko podnosząc rękę. Fray podczas przerwy dowiedział się, że jest on tylko noszowym, a prawdziwi lekarze pracują, nie mając czasu uczestniczyć w rozprawie. Oczywiście Randall nie byłby sobą gdyby nie parsknął śmiechem, zaraz gestem jednak pokazał by inni sobie nie przeszkadzali. Mało kto zwrócił na to uwagę. Wędrowca to nie obeszło. Czarna mogła występować na jarmarkach. W sumie ten cały “sąd” wiele od niego się nie różnił...
- Czy chcemy to wszystko stracić? Czy chcemy pomóc wrogu? Nie sądzę! Nie myślcie o nich jako o niewinnych, bo to nasz wróg! Ci którzy są zdani na naszą łaskę, gdy tylko przejdą przez peron zabiją każdego, kto wejdzie im w drogę. Mężczyźni zostaną szczurami bestialsko mordującymi naszych żołnierzy, z kobiet będą wypełzać się kolejne pokolenia bestii, czy jak to się dzieje w przypadku tych potworów! Oni wszyscy, wszyscy są winni! Winni spalenia naszych rodzin w tunelach! Winni podpalenia Nashville! Winni! A jedyną karą, która może ich za to spotkać to śmierć! - Słowa odbiły się echem w sali. Część z obserwujących Czarną zaczęło krzyczeć i domagać się krwi mutantów. Nieliczni milczeli wpatrując się w nią zdeterminowanym spojrzeniem.
- Cisza! Cisza! To jest sąd nie cyrk! - Williams szybko uspokoił przybyłych. - Teraz nieznajomy. Obrońca mów. - Zakomenderował. Ktoś gwizdnął szyderczo, ale inna osoba uspokoiła go szybkim uderzeniem z otwartej dłoni.
Gareth wystąpił do przodu, skinął głową Czarnej i powiódł wzrokiem po zebranych. Jego oponentka miała w sobie dużo pasji jednak nic więcej. Nie była szkolona w szlachetnej sztuce Cycerona. A Federata miał umiejętności interpersonalne opanowane do perfekcji. Nie tylko znał klasyków rzymskich ale zapoznał się również z Machiavellim. Wiedzę teoretyczną miał okazję przekuć w pratyczną.
- Zacznę nie od mowy obrończej a od przedstawienia się abym nie był już nieznajomym obrońcą. Zresztą część z Was mnie zna. Nazywam sie Gareth i dotarłem tutaj z ostatnią grupą uchodźców. Wybrali mnie na swojego przywódcę, nie zgłosiłem się. To oni mi zaufali. Po drodze mierzyliśmy się z różnymi zagrożeniami. Głodem, chłodem i chorobami. Z atakami mutantów. I ludzi. Tuż przed Misją zatrzymała nas grupka łowców niewolników podszywających się pod Tarczowników. Wyłudzali pieniądze za głodowe racje żywnościowe. Znam wroga ludzkości. I wiem, że nie go zobaczyłem w piwnicy. Były tam kobiety i dzieci. Wystraszeni, przerażeni. Według Czarnej mamy ich zabić by dzieci nie wyrosły na żołnierzy mutantów a kobiety nie rodziły. Bo są z nacji z którą walczymy. Jednak do czego posuniemy się następnym razem? - zrobił krótką pauzę by słowa trafiły do ludzi. - Będziemy zabijali obce kobiety i dzieci? Bo te mogą wyrosnąć na bandytów? Kobiety bo je rodzą? Mężczyzn bo mogą być gangsterami lub założyć osadę z którą kiedyś będziemy toczyć wojnę? Co będzie następne?
Zrobił kolejną pauzę tocząc spokojnym ale twardym spojrzeniem po ludziach.
- Nie bronię morderców. Bronię istoty, których jedyną przewiną jest inność. Które nie chcą więcej niż wypuszczenia ich z Misji. Czy to tak dużo? Czarna wspominała o lekarzach. Pamiętacie Spencera Van Der Sparka? Od ilu lat był w Misji? Ilu ludziom pomógł? Czy wtedy przeszkadzała Wam jego inność? Czy za tę pomoc chcecie go powiesić? Nie przeczę, że niektórzy z mutantów mówili o “braciach” - Gareth wyraźnie zabarwił słowo ironią. - walczących za murami. Czarna widzi w tym zagrożenie. A mi przypominali zupłenie coś innego. Dziecko, które straszy inne dziecko swoim starszym bratem. Szczura zapędzonego w kąt i groźnie syczącego ale nie robiącego nic więcej. Czy takie dziecko bijemy? Czy szczura zabijamy bo groźnie syczy? Zabijamy go dla mięsa lub dla tego, że jest szkodnikiem. A te mutanty nie wyrządziły Wam szkody.
Ponownie dał ludziom przetrawić to co powiedział.
- Strzyga… To imię budzi wiele emocji. Chęć zemsty. Sam przechodziłem przez tunel. Nie grzebałem z Wami ciał ale i tak jeżeli dostałbym winnego w swoj ręce… - Gareth zacisnął prawą dłoń w pięść i uderzył w lewą. - Zabiłbym. Zebrałem jednak informacje, które mogą wskazywać, że Strzyga nie jest odpowiedzialna za ten czyn. Mogą! Dowiedzie tego proces. Dlatego uważam, że mutanty powinny dostać prawo opuszczenia Misji a sprawę Strzygi powinniśmy jeszcze raz przebadać, tu i teraz.
Gareth ostatni raz spojrzał na tłum a potem się wycofał.
Nikt nie wiwatował jak w przypadku Czarnej, ale Garethowi wydawało się, że osiągnął, to czego pragnął. W auli czuć było atmosferę nerwowego wyczekiwania. Ludzie chcieli poznać prawdę. Po to tu przyszli. Co nie znaczyło, że ścierwo mutantów również by ich nie ucieszyło.
- Wysłuchaliśmy mów obu stron. - Williams odezwał się wodząc wzrokiem po tłumie. - Strony będą mogli wezwać dwóch świadków i zadać im pytania. Wcześniej pierwsza była Czarna, no to teraz zaczyna.. Gareth.
Wybaczcie jednak nie znam imion wszystkich mieszkańców Misji. Na świjednego z strażników, którzy ujęli Strzygę.

Williams zastanowił się przez chwilę.
- Garcia tam był.. - Zwrócił się do jednego ze strażników. Tamten coś wyszeptał, Williams pokiwał głową oburzony. - Gówno mnie to obchodzi! To jest kurwa sąd zakutę łby! Czy to rozumiecie, czy nie! Bierz Juniora i mi go tu przyprowadzić.
- Ta jest. - Powiedział już głośniej tamten.
Po kilku minutach dwóch żołnierzy wróciło. Niosąc ze sobą nosze z rannym strażnikiem. Latynos oberwał w udo. Rana nie wyglądała na poważną, jednakże przez jakiś czas ranny nie mógł chodzić samodzielnie. Mężczyzna rozglądał się po sali, jednakże nie wyglądał na zaskoczonego.
- Dajcie mu biblie. - Jeden ze strażników położył książkę na noszach.
Randall ponownie stłumil śmiech i odezwal się do karawniarza szeptem:
- Oni tak serio?
- Łoo ja pierdole! Stary jak na filmach! - Odpowiedział tamten prawie wstając z miejsca.
- A teraz przysięgnij, że nie będziesz kłamał. - Williams spojrzał na niego z góry. Garcia struchlał pod spojrzeniem dowódcy.
- Nie będę! - Powiedział prawie salutując z przyzwyczajenia. Kilka osób z tłumu roześmiało się rzucając kąśliwe uwagi, sędzia nie zdążył ich jednak uciszyć, ponieważ szybciej szturchnięciami i jednym rozbitym nosem zrobili to pozostali.
- Zadawać pytania.
- Garcia, chcę byś opowiedział nam o tym jak ująłeś Strzygę. Ze wszystkimi szczegółami.
Mężczyzna zastanowił się przez chwilę badawczo wpatrując się w Garetha.
- No wszedłem do tunelu. Nikt nie chciał iść bo tam było piekło, ale mój kumpel tam był.. leży poparzony teraz. No i biegnę, wszystko dokoła się pali, ale kurwa wszystko. Najgorszy pożar, jaki widziałem w życiu, a wiem co mówię, utknąłem parę lat temu na Palenisku. - Powiedział podwijając bluzę i ukazująć starą bliznę po oparzeniu, ale tam było inaczej, było gdzie uciekać, a w tunelu nie. Wszystko płonęło! No i biegnę, a tam leżała ta dziwka. Myślałem, że to nasza, więc próbowałem pomóc jej wstać, ale się na szczęście pokapowałem. Wiecie te kurwie ślepia, co ona ma. Odepchnąłem ją od siebie, a patrzę ta ma w ręce granat, ale taki inny jakby dymny. Się domyśliłem o co kaman, dałem jej w ryja, a później przyleciało reszte chłopaków i gasiło. No ale kurwa teraz żałuje, że suki nie odstrzeliłem. Zresztą bym nie wiedział, że to ona, ale Williams widział ten granat i mi powiedział, że z fosforem i jak do gówno działa i dlaczego tak ciężko było gasić. - Zakończył swoją opowieść patrząc na dowódce.
- Czy była wtedy uzbrojona w inną broń niż granat? Miała na sobie pancerz lub kamizelkę taktyczną?
- W mundurze była, takim lotniczym kombinezonie. No wiecie jakim. - Zwrócił się do tłumu. - Tutaj jeden handlarz kiedyś takimi handlował, to pół ochrony w takich latało. - Kamizelki to nie widziałem. Gnata chyba też nie miała… Ale stary tam wszędzie był dym, chuja było widać, mogła mieć, a jak ją pieprznął, to gdzieś poleciał i się stopił pewnie!
- Jednak musiałby to być pistolet. Każdą cięższą broń doświadczony strażnik powinien zauważyć, prawda?
- Ci mówię, że dym był. Stary, co ty mi tu! To jest morderczyni! Mogła mnie rozwalić, ale byłem szybszy!
Gareth był ciągle opanowany a głos miał spokojny.
- Wspominałeś, że leżała. Pamiętasz jak? Na plecach? Na brzuchu? Tak jakby się czaiła czy tak jakby rzucił ją wybuch?*
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał.
- W sumie to nie jestem pewien. Chyba nawet nie leżała… Nie, leżała na plecach… Pewnie udawała i czekała, po to miała ten granat! Jakby więcej nas podeszło, albo bym jej tak szybko nie przysunął to by i mnie wysadziła. Dziwka.
- Nie mam do świadka więcej pytań.
Gareth odsunął się na bok.
Czarna spojrzała na żołnierza.
- Dziękuje za twoją służbę. - Powiedziała. Ten uśmiechnął się lubieżnie.
- Spoko, mała.
- Ja również nie mam żadnych pytań. - Powiedziała Czarna.
- Dobra. To kogo wzywasz na świadka? - Zapytał Williams. Czarna bez zastanowienia wskazała na jedną z kobiet w tłumie. Następne kilkanaście minut zamieniło podest na scenę pełną płaczu po zabitych w tunelu, odwijanie bandaży, pokazywanie oparzeń. Czarna schodząc uśmiechnęła się złośliwie w stronę Garetha.
- Obrona ma pytania do świadkowej? - Zapytał Williams.
- Nie.
- W takim razie następny świadek obrony.
- Nie wiem czy osoby, które chciałbym powołać na świadków są obecne. Pozwolisz, że podam ich imiona a jeżeli, żaden z nich nie będzie obecny powołam kogoś kto z całą pewnością jest na tym podwyższeniu?
Gareth zadał te pytanie patrząc Williamsowi prostow oczy. Sędzia odchrząknął, ale ruchem dłoni zgodził się na warunki obrońcy.
- W pierwszej kolejności chciałbym powołać Ice’a bądź Remingtona. Są najemnikami. Jeżeli nie są obecni to Roadblocka lub jednego z jego ludzi oddelegowanych do ochrony poprzedniej karawany mutantów?
Twarz Williamsa stężała, jednakże chyba nikt poza Garethem tego nie zauważył. Przez tłum przebiegł szmer i nawoływania. Jednakże nikt nie zgłosił się na wezwanie obrońcy.
Fray natomiast się odezwał lekkim tonem.
- Roadblocka tu nie ma. Rozwaliły go maszyny Molocha.
Spojrzał na Williamsa.
- Z rana miałem o tym powiedzieć. Violet, Cygan i… ich sanitariusz, nie pamiętam ksywki również nie żyją.
Z tłumu wystąpiła kobieta w średnim wieku. Cicho prawie niesłyszalnie zapytała.
- A Adam? Był z nimi Adam? - Stojący obok mężczyzna podjął temat. - A Dzieciak?! - Krzyknął.
- Dzieciak zginął. Pozwolisz Williams…
Randall nie czekał na zgodę, wstał i podszedł do skraju sceny. Spojrzał na tłum. Był wystarszony, gotów do paniki. Albo walki. Wystarczyło skrzesać iskrę. Randall jednak na razie przygotował tylko podpałkę.
- Spotkaliśmy ich w ruinach. Podrózowaliśmy razem do Misji. Niestety w nocy zaatakowały nas Maszyny. Zginął ich cały oddział…
- Maszyny?! - Krzyknął ktoś z tłumu, przerywając Frayowi. - Niemożliwe! - Dodał ktoś inny. - Musimy uciekać! - Histerycznie wydarła się jakaś kobieta.
- SPOKÓJ! - W całym procesie William nie krzyknął jeszcze tak głośno. - Dać mu mówić!
- Dzięki. Uciekać? Zajebiście rozsądne. W ruiny? Prosto w kierunku armii mutantów czy w kierunku maszyn? Musicie się bronić. Potem przekażę wszystkie posiadane informacje dla Williamsa aby mógł opracować plan. Co do oddziału byłem światkiem śmierci Violet i Cygana. Widziałem ciała Roadblocka i Dzieciaka. Wiem, że wcześniej walczyli z mutkami.
- Były tu już raz maszyny i przeżyliśmy teraz też przeżyjemy! Kontynuować proces! Sprawa maszyn zostanie rozwiązana, tak jak każda inna! - Krzyknął Williams trochę uspokajając tłum.
Gareth poczekał aż będzie mógł mówić, Fray w tym czasie usiadł ponownie. Federata odchrząknął i odezwał się.
- Wzywam na świadka Randalla.
Żołnierz wyszczerzył się do niego i wyszedł na środek. Uchodźca czekał na zaprzysiężenie jego świadka.
- Sprzeciw! Sprzeciw! - Czarna aż wyskoczyła ze swojego miejsca. - Nie można na świadka ławnika brać! - Przydupas również się poruszył. - Dokładnie! - Krzyknął. - Nie można!
Fray uśmiechnął się do kobiety. Cała sytuacja go bawiła.
- A w którym akcje prawnym to zapisano? Konsytutcji?
Williams spojrzał na kłócących się.
- Oddalam! Nigdzie nie jest powiedziane, że nie można! Chce to wzywa!
Wędrowc podsunięto Biblię. Sędzia zabrał głos.
- Przysięgasz mówić prawdę i tylko prawdę?
- Ale ja jestem nie wierzący.
- Nie przysięgniesz na Biblię?
- Mogę. Równie dobrze jak na “Władcę Pierścieni”.
- Jesteś nie wierzący?
Randall się uśmiechnął, głos miał podbarwiony wesołością.
- Wierzę w siebie. I swój karabin. Możecie mi przynieść moją emkę.
Williams spiorunował go wzrokiem.
- Przysiegnij, że będziesz mówił prawdę i tylko prawdę pod groźbą kary.
- Jakiej kary? - Fray wyraźnie się zaciekawił.
- Zależnej od skali kłamstwa.
- A konkretniej?
- Przysięgasz?
- Przysięgam. Tak mi dopomóż Samuelu Coltcie.
Strażnik jeszcze raz obrzucił go spojrzeniem. Głos zabral Gareth, spokojny, pajacowanie Randalla nie wybiło go z rytmu.
- Służyłeś w Posterunku?
- Tak.
- Długo?
- Pięcioletni kontrakt.
- Czyli jesteś doświadczonym żołnierzem?
Randall się uśmiechnął.
- Niewielu spotkałem lepszych.
- Co przez to rozumiesz?
- Zostałem wyszkolony w użyciu broni oraz w regulaminie obowiązującym w armii Posterunku. Był on wzorowany na regulaminie marines. Dodatkowo dowodziłem oddziałem, przeszedłem szkolenia w czarnej taktyce i prowadzeniu wojny psychologicznej. Oprócz prowadzenia działań operacyjnych obłożonych najwyższą klauzulą tajności odsłużyłem swoje na Froncie.
- Spotkałeś się z użyciem białego fosforu?
- Pewnie. Bomby fosforowe są często używane przez Molocha. Nie szkodzą jego zabaweczkom a świetnie działają na ludzi. Nie tylko ich eliminują a i osłabiają morale obrońców. Rzadziej Posterunek używał ich przeciwko sile żywej. Mutkom i gangersom.
- Granaty fosforowe raczej nie są powszechne i sporo kosztują.
Fray przez chwilę milczał. Kalkulował.
- Taki granat to dobry karabin z pełnym magazynkiem. Do tego jest dużo trudniej dostępny. Wiem do czego zmierzasz. Zwykły łachmyta nie mógł go mieć a znalezienie czy nawet zdobycie go w ruinach jest praktycznie niemożliwe.
- Kto mógłby mieć do nich dostęp?
- Posterunek. Chłopcy od Stalowego Orła. Mafiozi w Detroit czy Vegas…
- Mutanty Molocha?
- Jeżeli chciałby by któryś się sam wysadził… Są dobrze uzbrojeni ale większość z nich inteligencją przypomina rośliny.
- Czy Roadblock wspominał coś o karawanie mutantów, którą miał eskortować?
- Nie, raczej skupialiśmy się na tym by nie dać się zabić.
- Nie mam więcej pytań.
- Czarna? - Zapytał Williams.
- Nie będę przesłuchiwała ławnika. - Rzuciła złośliwie kobieta, choć Gareth zdawał sobie sprawę, że i tak o wiele nie mogła zapytać. - Wzyman na świadka Abneya. - Młody strażnik wystąpił z tłumu. Wszyscy kolejny raz byli świadkami festiwalu na temat okrucieństw mutantów, ale tym razem Czarna wyciągnęła ze świadka kilka informacji na temat użycia fosforu przez mutantów. Chłopak twierdził, że wprawdzie do tej pory do tego nie dochodziło, ale niewykluczone, że tamci mają taką broń po zajęciu Pineville, w którym znajdował się splądrowany przez mieszkańców magazyn gwardii narodowej.
- Czy obrona ma pytania?
- Nie.
- Strony przesłuchały dwóch świadków. - Williams zaczął mowę końcową. - To teraz ostatnio mowa i ława przysięgłych ogłosi wyrok. Teraz pierwszy będzie Gareth.
- W toku rozprawy przytoczono wiele przykładów okrucieństwa armii mutantów. Nikogo jednak po za Strzygą nawet nie oskarżono o udział w zbrodniach. Jeden z mutantów przez lata pomagał potrzebującym. Potrzymuje tezę postawioną na początku. Kara śmierci byłaby niesprawiedliwa i okrutna. Zamordowanie niewinnych nic nie pomoże, fanactycy za murem się tym nie przejmą. To nie będzie nawet zachowanie godne zwierząt, bo te zabijają tylko z potrzeby a zrównanie się z tamtymi degeneratami. Co do Strzygi dowody uważam za niewystarczające. Miała przy sobie granat z białym fosforem ale nie wiadomo jak weszła w jego posiadanie. Znaleziono ją leżącą, najprawdopodobniej na plecach. Mogla być jedną z ofiar, mogła zejść tam zwabiona hałasami. Mutanci jeżeli nawet posiadają taką broń to nie daliby jej dla zamachowca samobójcy co zasugerował jeden z świadków. Użyliby powszechniejszego materiału ten granat zachowując na walkę z...
- Ty! Ja przecież przechodziłem przez ten tunel! - Mężczyzna w kurtce z ósemką wstał ze swojego miejsca. Randall spojrzał na niego zaciekawiony. - Żesz kurwa, ja przez niego przechodziłem!
- I co z tego? - Czarna spojrzała na niego kpiąco. - Wszyscy przez niego przechodziliśmy.
- Ten pieprzony kurwiszon kłamał!
- Zarzucasz mi kłamstwo? Nie neguję użycia białego fosforu...
- Nie Ty durna pało! Gdzie jest ten meks?! Garcia! - Fray rozejrzał się po sali. Rannego już nie było.
- Spokój! - Krzyknął Williams. - Spokój!
- Niech gada! - Tłum rządał odpowiedzi i to natychmiast.
- Ludzie to jest tunel do kurwy nędzy! - Fray otworzył szeroko oczy. Zrozumiał. Ten dzień może jednak okazać się całkiem ciekawy.
- Pożar wysysa tlen, dodatkowo w tunelu stworzyłby morze ognia. Strzyga nie mogła tam leżeć, spłonęłaby.
- I którędy by tam wlazł ten jebany kurwiszon? Jak no patrzcie ludzie! Górą nie ma przejścia, tylko dołem, tunelem. Nawijaliście, że wszyscy zginęli, byłem tam i rzeczywiście horror szoł! I co z jednej strony stoi ta cała Strzyga siecze granatami, wali z pukawki i nikt nie może wyjść! Ludziska spieprzają! A z drugiej co? - Chłopak zaczął dyszeć ciężko, jakby po długim biegu. - To był tunel… Dlaczego nie wyleźli z drugiej strony? Co?! No gadać?! Nie wiecie?! No to dawać tu tego meksa! Sobie z nim pogadamy!
Randall parsknął cichym śmiechem. Dłoń położył na ławie. Niedaleko kabury z klamką. Zaraz mogły się tu zacząć rozruchy. Gareth zaś stał z kamienną miną, czekał. Nie jego rolą było szukać winnych. Z drugiej strony wpojone zasady powoli zwalczały w nim ostrożność.
- Spokój! - Krzyknął Williams. - Mowy końcowe i wyrok! Jest ta.. procedura! Chcecie żeby był ktoś jeszcze sądzony?! Dobra! Ale nie teraz, trzeba najpierw zrobić śledztwo!
- Nie pierdol mi tu dziadek o śledztwie! Meks ze zmutowaną suką usmażyli tych gości żywcem i obaj to wiemy!
- CO?! - Williams podniósł się gwałtownie, obalająć krzesło i opierający się o niego karabin. - Oskarżasz mnie i moich żołnierzy?! - Stojący w sali tłum nie wiedział, po której ze stron nagłego konfliktu się opowiedzieć. Wystarczyła tylko iskra.
Randall wstał z dłońmi opuszczonymi swobodnie wzdłuż ciała. Kabura udowa była tylko parę centymetrów od jego prawicy a z boku jego postawa wyglądał na naturalną. Odezwał się stanowczym ale pojednawczym tonem. Jeszcze nie chciał by tłum eksplodował. Jeszcze...
- Spokojnie Williams. Dzieciak nie oskarża Ciebie a Twojego człowieka. Faktycznie, czemu część uchodźców nie uciekła drugą stroną tunelu? Może zaszło niedopatrzenie? Może Twoi ludzie źle ocenili sytuacje i widząc płomienie oraz szarżujący tłum otworzyli ogień? A może są szpiegami mutasów? Tej sprawy nie powinniśmy odkładać na później, może niepotrzebnie eskalować. Przyprowadź Garcie i się dowiemy od niego czemu kłamał. I czemu nie pomógł tym ludziom.
- Dawać go tu! - Podjudzone krzyki z tłumu domagały się krwi. Williams skinął na swoich pomocników. Kilka minut później do sali znów został przyprowadzony Garcia. Tym razem nikt nie wniósł go ostrożnie na noszach. Jeden ze strażników postury byka przyciągnął go za kark. Wprost przed oblicze sądu.
- Garcia! Przysięgałeś na biblie! - Mężczyzna siedział przy pulpicie rozglądając się przestraszony. - Odpowiesz na moje pytania i jeśli skłamiesz, zawiśniesz! - Latynos próbował wybełkotać, że wszystko jest tylko nieporozumieniem, jednakże nikt nie chciał go słuchać.
- Czy śluza prowadząca z osiedla do reszty tunelów była otwarta. - Latynos skinął głową. - Tak.. tak jak zawsze…
- Dlaczego w takim razie nikt z naszych nie uciekł nim do Misji? Dlaczego wszyscy spłoneli, no dlaczego?
- Ogień musiał się szybko… szybko się musiał rozpalić, nie mieli szans.
- To nie widziałeś, jak się rozpalał? - Williams wstał i podszedł do mężczyzny.
- No widziałem, ale… bałem się! Bałem się i nie od razu ruszyłem do tunelu! Wskoczyłem w ogień, ale nie od razu! Ratowałem, ale nikt! I ta suka Strzyga tam była!
- Nie zasłaniał się Strzygą! - Wykrzyczał Williams dysząc ciężko. - Zawiśniesz rozumiesz?! Zawiśniesz razem z nią! Spaliliście tych ludzi!
- Ja.. ja przecież bym… No ja bym nie!
- Gdzie wtedy byłeś do cholery się pytam?! Dlaczego śluza była zamknięta?! - Ktoś wyskoczył z tłumu i niespodziewanie kopnął Garcie prosto w twarz, jeden ze strażników odciągnął go na bok. Pozostali zablokowali dostęp wściekłemu tłumowi na podest.
- Byłeś na swoim posterunku?! Gadaj!
- Kto ci Garcia zapłacił? Kto zapłacił za chwilowe odwrócenie wzroku? Mutki? Obiecali, że oszczędzą Ciebie po tym jak wyrżną innych ludzi?
Mężczyzna powoli wstał z klęczek, przenosząc cały ciężar ciała na zdrową nogę. Wbił wzrok w stojącego naprzeciw niego Williamsa. Fray rozpoznawał to spojrzenie. Zwierzę zapędzone w róg. Kojot z łapą w sidłach.
- Spokojnie Garcia. To sąd pamiętasz? A w sądzie można być świadkiem koronnym. To koleś, któremu odpuszczono winy, żeby dorwać większego skurwysyna. Kto Ci zapłacił? To go chcemy powiesić.
Randall mówiąc to podchodził co raz bliżej. Gotów zareagować. Ranny gdyby rzucił się na swojego dowódce najpewniej by zginął. A Wędrowiec nie chciał stracić swojej dźwigni nacisku. Powoli zaczynał rozumieć co się stało.
- Ty skurwysynu… - Wycedził Garcia. - Ty chuju… - Wydyszał patrząc na Williamsa, jakby w końcu zrozumiał coś, co było ukrywane przed nim od długiego czasu.

Mężczyzna odbijając się na zdrowej nodze skoczył w stronę Czarnej łapiąc ją za włosy i przyciągnął ją blisko swojego ciała. Dziewczyna wierzgnęła ale uścick nawet rannego strażnika usadził ją w miejscu.
Randall niespodziewał się, że latynos rzuci się na kobietę a nie na Williamsa. Jednak również wszystko poskładał. Ten wieczór był piękny. Piękny, piękny, piękny!
- Nie strzelać! Wiem kto spalił ludzi w tunelu!
W ręce latynosa błysnął subkompaktowy pistolet.


Lufa znalazła się niebezpiecznie blisko sparaliżowanej strachem Czarnej. Publiczność zastygła czekając na to, co będzie dalej. Kto zabił?
- Powiedz im.. No powiedz! - Krzyknął Garcia.
- Pierdoliłaś się z nim. To dlatego odszedł z Posterunku i się spóźnił. Bo gdy inni płonęli on ciebie ruchał. Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Kto ci za to Czarna zapłacił?
- Nie! - Krzyk Garetha rozdarł ciszę, która zapanowała w sali po pytaniu Fraya. Żołnierz padł na ziemię dostrzegając tylko, jak Gareth całym swoim ciałem wpada na Williamsa celującego ze swojego karabinu w Garcie. Długa seria przecięła powietrze, obalając wszystkich na ziemie. Zaraz obok Fraya upadła Czarna. Kobieta spojrzała na niego przerażona. Przez palcę kurczowo zaciśnięte na gardle przesączała się krew. Życie gasło w jej oczach, nieuchronność końca powoli docierała do mózgu rannej. Wydłużała agonię w nieskończoność...
- Durny skurwysynu! - Wysyczał Williams kierując broń w stronę Garetha. Kolejny strzał padł równie niespodziewanie. Mężczyźni odwrócili się natychmiast. Garcia ciężko upadł na ziemię, wypuszczając z rąk dymiący pistolet.
- Zastrzelił się… Mój bożę zabił się… - Szepczący tłum znów zaczął napierać na podest próbując z bliska zobaczyć ofiary dramatu.
Randall wstał rzucając okiem na trupa Garci niewielka dziura w skroni wyraźnie mówiła, że zabił się sam. Nikt mu nie pomógł. Mięki skurwysyn. Spojrzał na tłum i ryknął:
- To Williams wysłał Czarną! A potem ją zabił, żeby tego nie potwierdziła. Chciał, żebyście żyli w jeszcze większym strachu! Jeszcze bardziej mu posłuszni! A ona się zgodziła bo nienawidziła mutantów! Williams chciał wymierzyć sprawiedliwość więc niech ją otrzyma!*
Cisza, która zapanowała tym razem nie wróżyła nic dobrego.
Cisza przed burzą.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline