Astral Wielki kot rozglądnął się uważnie z poczuciem zawodu. Jeszcze niedawno byli przecież w górach...
Nowa okolica wyglądała jednak zdecydowanie ciekawie. Była też zdecydowanie ciepła, by nie rzec, gorąca. Cieszmy się, że mam białe, a nie czarne futro. Usmażyłbym się chyba.
Obwąchał ciekawie kokosa, przeszedł się koło niego kawałek, uważnie sprawdzając jak się chodzi po piasku. Wtedy usłyszał krzyk Vriessa. Niewiele myśląc pognał za nekromantą...
* * *
Paladyn i nekromanta definitywnie byli zdrowi jak rydze. Sam kot nie odniósł w walce (jak zwykle) żadnych obrażeń, zatem siebie nie sprawdzał. Zanim jednak zdołał poruszyć którykolwiek z ciekawych tematów jak np. gdzie jesteśmy, co teraz, jak się tu znaleźliśmy i wszystkie te inne pytania, które istoty ludzkie tak lubiły zadawać, w pobliżu pojawili się inni.
Po pierwsze, kobieta z obiadem. Widząc apetyczną, puszystą i pulchną sowę siedzącą na ramieniu dziewczyny Astral odruchowo oblizał biały pysk czerwonym jęzorem. Właściwie głodny jestem.
Jednak nim zdołał wprowadzić zamiar w czyn, zobaczył owego człowieka na... statku? Przekrzywił głowę, węsząc. Wszechobecna sól spowodowała, że krzywiąc nos kichnął, wzbijając niewielki obłoczek piasku. Ciekawe, czy jego statek zatonie nim on sam dotrze do brzegu... Może tak malowniczo wtedy zeskoczy? Byłoby to wejście godne kapitana <karaibskich> piratów.
Rozmyślania przerwał inny, całkiem przyjemny zapach. Kot wciągnął go w płuca. Mmmm... sowa. Taka akurat. Niewiele myśląc, irbis ruszył powolnym krokiem ku dziewczynie z ptakiem, uśmiechając się grymasem godnym kota z Cheshire...
... gdy rozległy się hałasy, a jakiś gnom począł uciekać przed... żyrafą z grzywą i skrzydłami?
Irbis z irytacją pacnął łapą w piasek, który uniósł się tumanem. Kot tanecznym ruchem wybił się z dwu przednich łap i odskoczył, przymykając oczy, by żadne ziarenko nie dostało się do nich. Pozostawię decyzję pozostałym. Pomagamy? Komu? Patrzymy jak sobie radzą? Mmmm... głodnym. Definitywnie dobrze pachnie ta sowa... |