- Ląd, zaiste! - huknął nadspodziewanie ze swojego miejsca Czarnobrody, gładząc w zamyśleniu swą rzucająca się w oczy cechę wyglądu, od której wziął swe przezwisko - Nie dzielcie łupu pirata, póki ten jeszcze pływa, jak mówi stare morskie powiedzenie, panowie! Wszak na początek trzeba się na ów ląd dostać, a potem dopiero można uskuteczniać te wszystkie zabawy, które szczury lądowe tak cenią. Za przeproszeniem, wasza miłość... - skłonił głowę w kierunku milczącego arystokraty. Co prawda kapitan Anderson nie był z tych, co łatwo gną głowę przed kimkolwiek, ale to, co zaoferowano mu za udział w wyprawie warte było kilku uprzejmych gestów w stronę aktualnego dowódcy. A oferta ta, przychodząca wprost od samego króla, zaiste była niespotykana - i niemała - skoro przekonała do całej sprawy sławnego pirata, starego i doświadczonego wilka morskiego, który znany był niemal każdemu marynarzowi jako bezlitosny postrach mórz.
Czarnobrody sapnął i wstał. W pomieszczeniu rozległ się donośny dźwięk jest podkutej drewnianej nogi, którą - jak głosiły morskie opowieści - stracił w walce z legendarnym krakenem. Podszedł do komody, zdjął z niej arkusz papieru i nalał sobie tęgi kielich przedniego rumu. Ze szklanką wrócił do stołu, rozwijając na blacie rulon; był to dokładny plan statku. Zniecierpliwiony tym, że papier się zawija, kapitan wyszarpnął zza paska solidny majcher i wbił go zamaszystym ruchem w stół, przytwierdzając w ten sposób arkusz do blatu.
- Panowie! Pochylcie się nad tym uważnie! - zaanonsował tubalnym głosem - Ten statek może gościć setekę ludzi. Znajdzie się więc miejsca na każdego jajogłowego, drużynę żołnierzy i mały burdel nawet, jak będzie taka wola! Ale żeby wiatr nam równo dmuchał i liny się nie plątały, ktoś musi prowadzić krypę. Pięć dziesiątek na schwał chłopów - i bab, jak jakaś się poważy! - w załodze i możemy pożeglować na koniec świata po nieznanych wodach! - walnął otwartą dłonią w stół - Załogę dobiorę ja sam. Osobiście! Dufam, że pan Blyth dopilnuje, żeby wszyscy mieli co żreć i gdzie spać... aczkolwiek będę miał kilka wtrąceń do listy zakupów. Resztą dysponujcie jak chcecie... - zmarszczył brwi, a jego broda najeżyła się - Ale jeśli jakiś głupiec narazi na szwank łajbę, poleci za burtę, choćby na pokład go sam jaśniepankról przyjął! - zakończył z pasją i usiadł, śmiejąc się w głos, zadowolony z wrażenia, jakie wywarł na słuchaczach. Po chwili wyciągnął fajkę i zaczął ją nabijać, czekając co powie reszta zgromadzonych.