Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2015, 23:16   #41
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Podziękowanie dla Armiela za klimatyczną scenę, akcję oraz scenę dorównującą finałowej, wspólnej walce graczy z Mythosem w pierwszej części.

Obojętnie czy planujesz kant, akcję czy imprezę wszystko ma taki sam schemat. Planowanie, przebieg i podsumowanie jeżeli będziemy trzymać się terminologii MRu. Prolog, akcję i epilog jeżeli odniesiemy się do metafor książkowych. Spokojnie, nie jestem jakimś nerdem. Nad książki zawsze preferowałem dobrą imprezę. Kontakt z ludźmi jest niepowtarzalny. Bo nieprzewidywalny. Chociaż zamiast "ludzi" powinienem użyć jakiegoś innego słowa. W końcu Fenomen przestawał już być fenomenem a ja byłem w Domenach Popierdoleńców.
Chciałbym wszystko co się wydarzyło zaplanować. Miałem jednak za mało informacji i cierpliwości. Szczególnie tej drugiej. Dlatego sprawy wymknęły się spod kontroli. Przybrały nieoczekiwany obrót a ich zakończenie... Stanowczo bym go nie wybrał. Nie uprzedzajmy jednak faktów...

***

- Możesz nazywać mnie Rasinarem. Idziesz?
- Słyszałem, że na tych wzgórzach jest wielu paskudnych typków. Skąd mam wiedzieć czy nie jesteś jednym z nich?
-Ależ jestem jednym z nich. Nawet bardzo paskudnym typkiem. Podobnie zresztą, jak i ty. Nieprawdaż?
- Kobiety mówią, że jestem całkiem przystojny a nie paskudny… Skąd mam wiedzieć, że jesteśmy po tej samej stronie?
Ciekawiło mnie czym jest mój rozmówca. Od kiedy dostałem po twarzy od pewnego celtyckiego boga zacząłem być ostrożny. Wykorzystałem starą sztuczkę, potrzeba było do niej nie dużo mocy ale sporo wyobraźni dlatego nie każdy telepata ją znał. Zasada była prosta, aby komuś namieszać w głowie trzeba było namierzyć jego umysł. I właśnie to miałem zamiar zrobić, wysłać sondy po okolicy w poszukiwaniu umysłów jednak jeszcze nie dokonywać ingerencji. Nawet ktoś wyczulony nie powinien się skapnąć.
To imię, które podał, coś mi mówiło. Chyba padło w opowieści barda. Rasinar. Nici rozeszły się, nie natknąłem się na żaden inny żywy umysł. Inny po za Rasinarem. Wyłapałem myśl, skurwiel był silny ale nie dość strzegł swojego umysłu:

"Cholera! Przypomniał sobie."

Wiedział, że ja wiem, że on wie, że ja wiem. Nie byłem jednak pewny czy wie, że ja wiem, że on wie, że ja wiem. Nie miałem zamiaru ryzykować z pradawnym, odpowiedzialnym za masakrę, w cholerę starym popierdoleńcem. Nacisnąłem mocniej by wejść w jego umysł. Jednocześnie wypuściłem skrzynię i sięgnąłem do torby po czapkę by ją założyć. Czas było przekonać się co potrafiłem po Uzurpacji wspomożony dodatkowo Kruczą Koroną.
Rasinar uśmiechnął się. Szerokim, paskudnym uśmiechem. Przekrzywił głowę, niczym drapieżny ptak. Paskudny, drapieżny ptak.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Jego głos był niewiele silniejszy od szeptu, a jednak w jakiś sposób zmroził mi krew. Koleś wydawał się naprawdę paskudnym typkiem. I tu nie chodziło o jego moc a umysł. Bezlitosny, kalkulujący, przebiegły... Postanowiłem wyłożyć pierwszą z kart trzymanych na ręku. W zestawieniu z piątką na stole sugerowała strita. Drugiej jeszcze nie ukazałem.
- Jesteś pewien, że cząstka kogoś, kogo kiedyś zmiotłem w pełni jego potęgi pozwoli ci na pojedynek ze mną. Na sprawdzian, czyja moc jest większa. Czyja bardziej okrutna. Na twoim miejscu schowałbym tą koroną, nim ci ją odbiorę. I zaprzestał tych żałosnych prób omotania mnie swoją dziecięcą mocą. Czy naprawdę sądzisz, że po jednym polowaniu stałeś się kimś, kto znaczy coś na planszy odwiecznej gry. Kimś więcej niż odrobinę silniejszym pionkiem.
Zimny wzrok jednego z bogów księżyców zatrzymał się na mnie.
- Jak więc będzie. Zaczynasz wojnę, czy wolisz chwiejny pokój? Decyduj.
Chętnie bym się z nim zmierzył… Ale nie gdy był na to przygotowany a ja jeszcze nie znałem dobrze swojej nowej mocy.
- Wieki temu… Dokładnie, od tamtej pory nie masz już swojej domeny. Skąd mam wiedzieć czy masz moc? Czy na tyle silną by to powtórzyć? W końcu mojego przodka pokonałeś dzięki intrygom. Ale dobrze. Chwiejny pokój brzmi interesująco. Proponujesz zawieszenie broni czy jakąś konkretniejszą współpracę?
- Chciałem ci coś pokazać.
- Chodźmy. Ciekawi mnie co chcesz pokazać dla pionka by zrobił właściwy ruch.

Szliśmy w milczeniu. Rasinar pierwszy. Powietrze pachniało intensywnie jakimiś ziołami. Trzymaliśmy się dolin i wąskiej, wijącej się ścieżki, która nimi prowadziła. W końcu usłyszałem szum rzeki lub wezbranego potoku gdzieś przed sobą. Szum narastał. Możliwe, że zbliżaliśmy się do wodospadu. Możliwe... W Domenach żałowałem swojego życia mieszczucha, braku znajomości życia po za nowoczesną metropolią.
- Poznajesz coś? Coś budzi twoje emocje?
Rasiniar przerwał milczenie pytaniami. Owszem. Ten szum budził we mnie pewną obawę. Jakiś uśpiony lęk. Trwogę. Jakbym znał to miejsce, do którego podchodzili z jakiegoś paskudnego snu. Takiego z którego budzi się z krzykiem. Z nieznanego (ale wydającego się mimo to) racjonalnego powodu ten dźwięk budził moją obawę. Opanowałem jednal odruchy, powstrzymałem się przed skuleniem ramion, sięgnięciem do broni… Mimo niepokoju szedłem dalej.
- Ta… To miejsce. A dokładnie te do którego zmierzamy. Te nad wodą.
- Most Aurachon. - Rasinar nie dał się złapać na mój prymitywny wybieg. - Tutaj cię zabiłem. W twoim wcześniejszym wcieleniu. Błędy młodości i braku rozwagi.
Rasinar odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Teraz zrobiłbym to inaczej. Zupełnie inaczej.
Zatrzymałem się i spojrzałem na niego, jednak nie w oczy, nie byłem tak głupi. Nie wiedziałem czy nie jest jednym z tych Popierdoleńców od hipnozy. Wybrałem punkt nad jego lewym ramieniem.
- To znaczy? Nie zabiłbyś mnie? Czy też raczej mojego wcześniejszego wcielenia? Czy zabił definitywnie?
Starałem się mówić spokojnie. Byłem w końcu kanciarzem i to cholernie dobrym. Ale czy dość dobrym do gry z pradawnym bóstwem?
- Nie zabiłbym cię. Nie wtedy. nie teraz. Wszystko można było zakończyć inaczej. Mniej gniewu. Mniej śmierci. Trzymalibyśmy wtedy Koszmar z daleka. A tak, chcą nie chcąc, w końcu doprowadziliśmy do tego, czego obawialiśmy się najbardziej. Koszmar wgryzł się w nasze Dominia. Pochłonął te słabsze. Granice między światami pękły albo osłabły. Wszystkiemu winni byliśmy zawsze my. My i Zapomniani.
Witaj w domu Vini! Informacje w końcu do Ciebie przyszły. Zapukały, kopnęły parę razy ale w końcu je zauważyłeś... Pozostało tylko nimi odpowiednio zagrać. Mając na uwadze swój interes i sumienie. Ta... posiadałem je. Głęboko schowane ale jednak...
- Mieszkańcom Koszmaru ta sytuacja też jest nie na rękę. Już po raz chyba trzeci słyszę o Zapomnianych. Wiem, że czerpią siłę z Uzurpacji. Czym są?
- Gdyby ktoś ich pamiętał, nie byli by Zapomnianymi, no nie. - Logika Popierdoleńców była pokrętna, ale spójna. - Wiadomo tylko tyle, że kiedy zostaną przypomniani, wszystko się skończy.
- Uwielbiam te legendy… Jaki masz plan na naprawienie swojego błędu?
- Nie powiedziałem, że mam zamiar naprawiać mój błąd, tylko że więcej bym go nie popełnił. To wielka różnica.
Semantyka. Cyniczne myśli jednak wygnał szum wody, który wyraźnie narastał. Czułem wyraźną, wilgoć w powietrzu. Po chwili zobaczyłem biały budulec odcinający się wyraźnie od mroków nocy. Most Aurachon. Pieprzone, przeklęte miejsce, które ledwo kojarzyłem. Ale to wystarczyło do wzbudzenia przerażenia.
- Stałeś wtedy tutaj dowodząc obroną. Na moście. Próbując powstrzymać moje legiony harpii. Zabiłeś ich wtedy ... mnóstwo. Prawdziwe mrowie. Aż w końcu dałeś się zranić mojemu atakowi, gdy nadleciałem na mantikorze. Kto wie, może gdyby nie moje bezpośrednie uczestnictwo w ataku, obroniłbyś królestwo i ocalił część poddanych. A tak ...
Zawiesił głos jakby oczami wyobraźni przypominając sobie dawne dzieje. Chwyt retoryczny czy melancholia?
- Co zamierzasz teraz zrobić?
Zadał nieoczekiwanie pytanie nie zatrzymując się jednak i nadal kierując się w stronę mostu. Również się nie zatrzymałem. Zbliżaliśmy się do sedna rozmowy.
- Udać się do Koszmaru.
- A potem? Co dalej?
Gnojek był dobry, nie dał się złapać na proste chwyty a przerażenie paraliżowało mój umysł, uniemożliwiał porządne zagranie. Gnojek wybrał miejsce, narzucił inicjatywę i jeszcze oznaczył karty. Czy sam blef wystarczy?
- Chwiejny pokój chyba nie zakłada zdradzania swoich wszystkich planów. Powiesz mi czego ode mnie chcesz? To wszystko ma swój cel, jaki?
- Nadal rozważam czy w tym szaleństwie jest metoda.
Zobaczyłem już wyraźnie most. Potężny, wysklepiony łuk nad wezbraną rzeką. Słyszałem wodę z hukiem rozbijającą się o podpory. Czułem wilgoć niesioną wiatrem. Serce zaczynało bić coraz szybciej, a krew w żyłach dudniła, niczym huk rzeki. Łapała jej szaleńczy rytm.

Opanuj się Vini. Opanuj do kurwy nędzy. To nie twoje wspomnienia. To tylko jakaś popieprzona pamięć genetyczna!
- W którym szaleństwie? Bo widzę ich tutaj całą masę.
Pod stopami poczułem kamień. Weszliśmy na most. Szum wezbranej rzeki był tak głośny, że obaj musieliśmy krzyczeć aby usłyszeć własne słowa.
- Całą masę? A jakie błędy dostrzegasz, potomku władcy tej domeny? Oświeć mnie, proszę? Może widzimy sprawy tak, jak powinniśmy je ujrzeć już dawno temu. I chwiejny sojusz zmieni się w stały. Kto wie.
- Kto wie… Dawny wróg może zostać sojusznikiem w myśl zasady wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Odsłonię przed Tobą trochę moje karty…
Brakowało mi szlugów. W takich chwilach zwykłem odpalać papierosa dając czas rozmówcy skupić się czy wręcz podenerwować. Do tego naprawdę chciało mi się jarać. Zamiast tego udałem wahanie, jakbym utwierdzał się w przekonaniu bycia szczerym.
- Urodziłem się w Koszmarze. Czy jak wolisz te wcielenie odżyło w Koszmarze. Pozbawiony wspomnień widzę niektóre zwyczaje Domen za dziwne czy wręcz szalone. Jednak odkładając żarty na bok… Po pierwsze nie rozumiem genezę tego konfliktu. - zacząłem analizować na głos całą sprawę, jak jeszcze całkiem niedawno robiłem to w MRze. Druga karta wylądowała na stole. Blefowałem. Czy mój przeciwnik też? - Słyszałem opowieść Bardów jednak nie chce mi się wierzyć, że stała za tym zazdrość. Niezależnie jednak od Twojego motywu skutki były opłakane. Wybicie ludu z którego się wywodzę, wygnanie Twojego… Widzę zarys jeszcze paru innych jednak nie mam pełnego obrazu więc wstrzymam się z tymi wnioskami. Druga sprawa Zapomniani… Co raz częściej o nich słyszę i wydaje mi się, że to oni są głównym zagrożeniem. Trzecie i ostatnie szaleństwo to zmieszanie Koszmaru i Domen. Niekorzystne dla obu stron. Nie wiem czy możliwe jest odwrócenie tego ale jeżeli tak byłoby to wskazane. A co do Twojego stwierdzenia, że “w tym szaleństwie może być metoda” to miałeś na myśli zyskanie przeze mnie mocy mojego przodka, prawda? Stworzyła by się wtedy równowaga dla Ciebie, jednocześnie potencjalne zagrożenie jak i potencjalny sojusznik.

Nie odpowiedział, ale czułem jego milczącą aprobatę. Blefował gnojek, na bank blefował. W półmroku błyszczały jego dziwne, srebrzyste oczy. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że mają barwę wypolerowanego, lśniącego srebra. Szum rzeki wtaczał się w żyły. Omamiał, burzył mój spokój.
- Czas zmienia bardzo wiele rzeczy.
To były pierwsze słowa, jakie od niego usłyszałem. Wypowiedziane głośno. Wręcz wykrzyczane, ze względu na huk wody. A może emocje?
- Jednak nie zmienia wielu innych. Tak to już z nim jest.
Oczy Rasinara nadal lśniły jak roztopione srebro.
- Wasza domena była zagrożeniem. Noworoślą na żywym drzewie. Rakowatą tkanką na zdrowym ciele. Trzeba było stłumić zarzewie waszego buntu w zarodku. Dać krwawy przykład innym, że pewne sprawy spotkają się ostrymi reperkusjami. Tego nigdy nie żałowałem. Konsekwencji podjętych pochopnie działań żałowałem bardzo często.
Zamilkł. Być może westchnął, lecz szum rzeki skutecznie to zagłuszył.
- Zapomnij o zemście, zapomnij o odrodzeniu siły domeny. Możesz mi to obiecać? Że wyrzucisz koronę, którą odzyskałeś tutaj, z tego mostu, do rzeki i odejdziesz w swoją drogę? Zapomnisz o wszystkim. To nie jest twoja wojna. Nigdy nie była. Tylko pewne kosmiczne przypadkowe ... zdarzenia doprowadziły nas ponownie do tego miejsca. Na most Aurachon. Wyrzuć z niego przeszłość, nim ją odsłonisz spod warstwy zaschniętej w ziemi krwi i skruszałych kości. Odrzuć to, co oferuje ci zrodzona z uzurpacji moc krwi. Tu i teraz. A wszystko zakończy się tak, jak powinno.
Blefuj Vini dalej! On na pewno też blefuje! Zagraj po staremu, ugraj ile możesz...
- Czy wtedy nie urosną w siłę Zapomniani? W końcu to oni zyskują moc, którą inni odrzucą podczas Uzurpacji. Aż tak straszny był ten bunt?
- Był niepotrzebny i łamał ustalony porządek. Zapomniani pozostaną tam, gdzie ich miejsce. Ten mały gest przyśpieszy ten proces. Weź koronę krukóc i wyrzuć w nurt Aurachonu. Niech zniknie na zawsze w odmętach szalonej rzeki.
Podszedłem do bariery i oparłem się o nią. Chciało mi się palić, naprawdę. Nałóg od dawna nie odzywał się tak silnie. Do tego przebudzone emocje robiły swoje. Ale za mocno już wsiąkłem w rozgrywkę by nie grać dalej.
- Szalony most nad szaloną rzeką. Dwóch szalonych władców rzuciło w szalonych czasach przeciwko sobie swoje szalone armie. Przyniosło to szalone konsekwencje… Mówiłem, że za dużo w tej historii szaleństwa.
Zamilkłem wpatrując się w rzekę. Przemawiała do mnie silnie, echo minionej bitwy wzburzało moją krew. Narzuciłem sobie spokój. Rozciągnąłem sieć monitorując mentalnie położenie umysłu mojego rozmówcy. Nie chciałem wylądować tam w dole.
- Nie zrobię tego Rasinarze. Mam za mało informacji a to co powiedziałeś przekonało mnie, że pochopne czyny mają dalekie i nieprzewidziane konsekwencje. Mogę Ci jednak obiecać, że na razie porzucę zemstę. Może na dobre… Nie widzę konieczności trwania w tym morderczym kręgu. Zbiorę informacje, wyrobię swoje własne zdanie i opinię. I tutaj wrócę. Albo wyrzucę koronę albo stoczymy ponowną bitwę. Nic więcej obiecać Tobie nie mogę. Nic więcej ani nic mniej...
- To mi wystarczy. W zupełności. Dziękuję.
To stało się nagle! Nie blefował, miał cholerny kolor. Niewidzialna siła chwyciła mnie w swoje objęcia. Poderwała w górę. Zakręciła we wszystkie strony w dzikiej karuzeli, w szaleńczym, powietrznym kołowrocie. Cisnęła całkowicie niezdolną do obrony kukiełką w dół, na spotkanie rozpędzonej wody, na spotkanie ostrych skał, czarnych kamieni i dzikiemu nurtowi. Chciałbym powiedzieć, że to przewidziałem, że się obroniłem jakimś chytrym wybiegiem. Chciałbym...
Nie myślałem wtedy o tej sytuacji. Uderzenie wybiło mi powietrze z płuc, upadek poranił ciało, zalał umysł bólem. Zimna woda wdarła się do gardła. Panika opanowało mnie całkowicie. Bezlitosny żywioł porwał wprost w ramiona śmierci...

Nie myślicie, że to koniec, prawda? Dajcie spokój... To świat po Fenomenie i kraina Popierdoleńców. A ja jestem oszustem. Takim kotem z Cheshire. Przecież jest tyle możliwości aby opowieść nadal trwała... Co prawda tym razem nie zawdzięczałem przeżycia swoim umiejętnościom do ściemniania. Tym razem...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline