Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2015, 14:06   #42
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Występ się rozpoczął a Ali dalej nigdzie nie było widać i sama musiałam odpierać napór spoconych, śmierdzących piwem facetów, którzy usiłowali wypchnąć mnie z zajętego miejsca. Oczywiście kilka celnie rozdanych kuksańców i kopniaków pozwoliło mi utrzymać się przy scenie ale musiałam mieć oczy wokół głowy żeby przy okazji ni dać się oblać zawartością wszystkich szklanek i kufelków trzymanych w jakże chwiejących się dłoniach.

Ciekawe czy niektórzy z tych kolesi zobaczą czworaczki Pooka zamiast bliźniaczek?

Jednak to nie pijani faceci sprawiali, że nie czułam się tutaj swobodnie a przynajmniej nie w największym stopniu. Odczuwałam także inny napór, którego nie dało się tak po prostu odeprzeć przy pomocy obcasów i kościstych kolan oraz łokci. Do ludzkiej klienteli powoli zaczęła dołączać ta nieludzka a ich obecność zaczęła drażnić już i tak napiętą membranę Całunu.

To był wyjątkowo intensywny trening dla moich zmysłów. Z jednej strony musiałam wytężać te zwykłe żeby unikać szybujących wokół mnie naczyń z alkoholem a z drugiej strony nie mogłam dać się stłamsić Zmysłowi Śmierci który uruchamiał nieustannie ostrzegawcze brzęczyki w mojej głowie. Kiedy rozluźniłam na moment zaciśnięte dłonie spostrzegłam, że obie drżały. Najchętniej wykopałabym sobie drogę do wyjścia i skryła się w cieniu budynku na zewnątrz. Nie lubiłam znajdować się w takim ścisku atakowana ze wszystkich stron. Powstrzymałam się tylko dlatego, iż wiedziałam, że nie mogłam zostawić tak po prostu Vordy. No i powtarzałam sobie że kiedy zacznie się występ cały ten tłok zelżeje zamiast się zwiększyć. Nadzieja matką głupich, no nie?

Występ pierwszego artysty pana Żabki niewiele zmienił w sytuacji wokół sceny ale przynajmniej pozwolił mi się skupić na czymś innym co okazało się błędem i jakiś facet wylał mi zawartość swojej szklanki na buty. No cóż miałam nadzieję, że to była zawartość jego szklanki.

Rozebrany żongler barman przyciągnął moją uwagę ale na szczęście męska klientela straciła nieco zainteresowania ustępując nieco miejsca damskiej części widowni i zamiast unikania oblania piwem i wódką musiałam uchylać się przed przesłodzonymi drinkami wyglądającymi jak miniaturowe tropikalne wyspy. Zresztą barman dorzucił od siebie kilka dodatkowych koktajli prezentując wyjątkową przenikliwość w ocenie klientek i dobierając odpowiednie napoje dla danej osoby. Ja nie dostałam kieszonkowej wysepki podzwrotnikowej, ale lekką kompozycję, która przyjemnie mnie orzeźwiła.

Niestety po tym przyjemnym akcencie na scenę wbiegły Kleo i Meo co spowodowało natychmiastowy powrót męskiej części widowni która w czasie występu barmana zdołała zaopatrzyć się w kolejne kufelki piwa na miejsce tych wylanych i wychłeptanych.

Wywaliłam gdzieś w cholerę moją opróżnioną szklankę i wbiłam łokcie po żebra szarżujących pod scenę średnio młodych już byczków którzy chyba zamierzali zmieść mnie po drodze. Musieli uznać wyższość moich zdolności bojowych w starciu z ich mięśniami piwnymi.

Szczerze mówiąc nieco rozczarował mnie występ bliźniaczek. Poruszały się zwinnie to fakt, ale ustępowały pod tym względem panu Froggy’iemu. Ich skąpo odziane ciałka nie przyciągały mojej uwagi w taki sposób jak ciałko żonglera barmana a erotyczny charakter ich wspólnych pląsów budził mój niesmak z racji tego, że były siostrami. Jak dla mnie ich pokaz plasował się na końcu dzisiejszych przedstawień.

Dopiero samo zakończenie ich występu było warte spojrzenia ale i tak reakcja publiczności była moim zdaniem mocno przesadzona. W tym całym zamieszaniu i hałasie nie zauważyłam nawet kiedy Alicja stanęła obok mnie.

- Jak one to zrobiły? –rzuciła Kopaczka.

Zastanowiłam się poważnie nad odpowiedzią. Naturalnie pierwszą narzucającą się odpowiedzią było czary Faerie, ale z akt bliźniaczek wynikało, że posługiwały się one iluzjami fae, a to połączenie wyglądało nad wyraz prawdziwie. Jakby rzeczywiście połączyły się one w jedno a potem znowu podzieliły na dwie.

- Nieważne. – zbyłam tym słowem swój brak zdeklarowanej opinii w tej kwestii - Obiecały, że po występie pójdą z nami. Chodźmy po nie, na górę! –wrzasnęłam prosto do ucha Alicji.

Ruszyłam w kierunku garderoby Pooka przedzierając się przez rozochocony tłum. Wnioskując po wzroście ekscytacji tłumku wampirzyca, która miała wystąpić po Kleo i Meo też uplasuje się ze swoim popisem wyżej niż Cukiereczek i Lizaczek.

Na górze było zdecydowanie spokojniej i przede wszystkim ciszej niż na dole przy scenie, a ilość irytujących samców została zredukowana do jednego loup Garou. Tego samego z którym wcześniej bliższą znajomość zawarła Ala.

- Cześć Boby – Vorda na jego widok mięśniaka zrobiła swój numer z rzęsami, po którym nikt nigdy nie spodziewał się tego z czego Ala była znana.

- Jednak wróciłaś po coś więcej – łak wyszczerzył się obleśnie. –I przyprowadziłaś … koleżankę.

Mówiłam. Kolejny irytujący samiec, któremu wydawało się, że był samcem alfa tylko dlatego, że w okolicy nie było innego samca.

- Przyszłyśmy po Cukiereczka i Lizaczka. – powiedziała Ala.

- Lizaka to ja mam w spodniach, śliczniutka – zarechotał zmiennokształtny. – I chętnie dam ci go polizać. Koleżanka może się przyłączyć, jak chce.

Chciałam rzucić coś o diecie bezcukrowej i złym wpływie jej nieprzestrzegania na uzębienie jednocześnie lokalizując w myślach położenie tasera, ale Alicja wydała z siebie pomruk zadowolenia. Zamknęłam usta i spojrzałam na nią zdziwiona.

- Wyprowadzisz stąd dziewczyny? – Zwróciła się do mnie. – Ja chętnie zajmę się lizakiem Bobyego.

- Jesteś pewna? - Zapytałam z wahaniem starając się rozszyfrować jej intencje.

- Yeap - odpowiedziała tylko nie odrywając wzroku od faceta.

Teraz byłam już wręcz pewna, że zmiennokształtny dowie się w czym tak naprawdę Ala się specjalizowała i dostanie jednocześnie cenną nauczkę co oznaczało bycie alfą, niezależnie czy było się samcem czy samicą.

- Oki doki - minęłam mięśniaka i weszłam do garderoby Kleo i Meo.

Dziewczyny zgodnie z obietnicą grzecznie się ubrały a potem zapytały gdzie miałam samochód i jaki. No pięknie nie dość, że trafiły mi się uciekinierki wyginające się w nocnym klubie to jeszcze na dodatek blachary.

- Nie przyjeżdżam tutaj własnym samochodem. – przyznałam - Weźmiemy taksówkę. No chyba, że znacie jakiegoś naiwniaka z wozem, który by nas podrzucił.

- Taksówka brzmi dobrze, ale ty płacisz pani księżniczko.

Uciekinierki, pseudo striptizerki, bo striptizem bym tego nie nazwała, blachary i na dodatek sknery. Coraz lepiej.

- A co macie zasady żeby nigdy nie płacić za przejazd? – rzuciłam nieco drwiąco, ale od razu dodałam uspokajającym tonem żeby mi się nie rozmyśliły - Spoko, spoko. Zabieram was stąd, więc płacę, najwyżej polecicie mnie swoim znajomym, kierownikom tutejszych lokali i sobie dorobię jak będzie trzeba.

Nie mogłam się powstrzymać od tej ostatniej uwagi.

- To jak idziemy?- wskazałam pytająco na drzwi.

- Tylko coś na siebie narzucimy.

Nie potrafiłam się z tym nie zgodzić.

- No i szef nie będzie szczęśliwy. Miałyśmy dać jeszcze jeden występ, trochę później.

Paplały jedna przez drugą, ale szykowały się do wyjścia ponownie przebierając ze scenicznych ciuszków i wskakując w swoje wyzywające punkowe stroje. Trwało to naprawdę długo. Mogłam się założyć, że nawet pan Froggy szykował się krócej.

Trwało to na tyle długo, że w końcu zaczęłam powątpiewać w to, czy fae mają zamiar dopełnić swojej części umowy. W końcu jednak były gotowe. Spojrzały na mnie oczami barwy lśniącego bursztynu i uśmiechnęły się wesoło.

- Wracamy do wujaszka, sztywniaszka.

Kiepsko się to rymowało moim zdaniem.

- Ale nie na długo. Co to, to nie - Meo wyjęła małą fiolkę, która wyglądała jak flakonik perfum a potem otworzyła ją i przyłożyła do ust wypijając jej zawartość jednym szybkim, łapczywym haustem.

- Go-to-we - wydyszała niemal orgiastycznie. - Mooożemy dawać czadu, siora.

- Co pijecie? – podeszłam bliżej do Meo - Coś dobrego?

- Soczek - zaśmiała się Meo.

- Jasne. – odparłam.

Teraz miałam już pewność, iż moje podejrzenia okazały się słuszne. Dziewuszki były ćpunkami uzależnionymi od wampirzej krwi. Nic dziwnego, że uciekły z domu i kręciły się tam gdzie miały pożądany towar pod ręką. To oznaczało, że nie zabawią w domu zbyt długo, jeśli ktoś z tym czegoś nie zrobi, bo głód ponownie ściągnie je na Rewir.

Wyszłyśmy na zewnątrz. Alicja już czekała pod lokalem. Nie dostrzegłam żadnego śladu łaka. Złapałyśmy taksówkę i ruszyłyśmy do miasta. Po drodze zmieniłam taksówkę swoim zwyczajem. Nikt nic nie powiedział, ale może dlatego, że się ograniczyłam tylko do jednej zmiany. Czułam się z tym źle.

Kiedy byłyśmy już blisko parku nie wytrzymałam i zagaiłam do tej bardziej rozgarniętej bliźniaczki, czyli chyba Kleo.

- To zdradzisz mi teraz tajemnicę co takiego miałam dostrzec i zrozumieć podczas waszego występu? Bo cokolwiek to było, to dla mnie okazało się zbyt subtelne i za mało oczywiste.

- Nie ma nas dwóch. Tylko jedna. Ale rozdziela się na dwie. Miłą i niemiłą. Calm to wie i dlatego chce nas, mnie, z powrotem, I dlatego nie może mieć nas, mnie z powrotem. Jak to wy ludzie mówicie - logistyczne, no nie.

- No dobra, ale nadal mam kilka pytań. Wasza sytuacja dalej nie tłumaczy moim zdaniem dlaczego Calm was chce z powrotem i dlaczego wy nie możecie wrócić. No i po co się rozdzielasz na dwie osoby? Czy zamiast dwóch osób, z których jedna niezależnie od sytuacji jest nastawiona zawsze na nie, a druga zawsze na tak nie lepiej mieć jednej, która ma jakąś opcję wyboru i może działać w zależności od okoliczności?

- Tak jest zabawniej.

Byłam innego zdania, ale nie skomentowałam.

- I mam dwukrotnie większą szansę na przeżycie. Z tym, że Calm nie będzie chciał ze mną rozmawiać.

- Znów mnie uwięzi, a to nie fair.

Mówiły jedna przez drugą, ale tak jakbym rozmawiała z jedną osobą a nie dwoma i tak też postanowiłam na to patrzeć, inaczej byłoby to dla mnie zbyt irytujące.

- Może i zabawniej – „dla was” dodałam w myślach - ale zawsze się wie, mniej więcej, jak każda z was zareaguje i brakuje tutaj elementu zaskoczenia.

Tak to już zwykle bywało z ludźmi nie-ludźmi, którzy tak bardzo chcieli być inni i nie popadać w rutynę, że aż popadali z tym w rutynę i stawali się własną karykaturą.

- A z tym uwięzieniem to wy tak na poważnie mówicie? – zapytałam - Calm was zamknie w jakiejś klatce czy coś w tym stylu czy to taki eufemizm?

Ciężko mi było uwierzyć w to zamkniecie, ale z drugiej strony w przypadku osób uzależnionych może nie było innego wyjścia.

- Nie dam się zamknąć.

- Nie dam.

- Taniec to nasza pasja, nasz żywioł. Wiesz. My, ja, jesteśmy, jestem kimś w rodzaju jego spadkobierczyni. Mam być wiceszefową, albo szefową. Jego kluczem do naszej domeny. A nam średnio chce się wracać. Ten świat daje nam możliwość doznawania. Tak wiele oferuje. Tyle doznań. Zmysłowych i nie tylko zmysłowych. Jest tak cudownie dziki, tak cudownie inny, tak cudownie złożony. Calm go nie rozumie. Nie rozumie nas. Nie rozumie sam siebie.

- Zboczony debil.

Powstrzymałam się od komentarza ile ma wspólnego pseudo striptizerka z tancerką i skoncentrowałam się na ich braku porozumienia z Calmem.

- A próbowałyście to z nim zwyczajnie obgadać i wyjaśnić mu to czego nie rozumie?

- Oj tam. Z tym prykiem nie da się gadać. On nic nie kuma. Tańczy w rytm tanga, podczas gdy my wolimy hip-hop. Czaisz bazę, dziewczyno.

Aż się zaśmiałam w duchu. Te stare baby, bo w ludzkim rozumieniu wieku zapewne byłyby już uznane za stare, uznawały się za młode pokolenie nie zrozumiane przez przedstawicieli starszego pokolenia czyli Calma, który pewnie miał z parę setek albo tysiącleci na karku, bo z Faerie to nigdy nic nie wiadomo. Mnie za to ustawiły gdzieś pomiędzy sobą a Calmem chociaż mój wiek u fae pewnie przypisałby mnie do stanu niemowlęcia.

Miałam ochotę wykrzyczeć im w te twarze moje objawione prawdy, ale to i tak by nic nie dało, a one by się obraziły i wróciły do zlizywania wampirzej juchy z chodników, jak w moim mniemaniu kończyli wszyscy amatorzy tej zabawy.

Taksówkarz spojrzał na nas spode łba. Widać było, że nie w smak mu wożenie tych dzikich nieludzi. Ale potrzeba zarobienia brała górę nad rasizmem czy gatunkizmem. Po prostu zaciskał zęby, mamrotał coś pod nosem i jechał dalej. Albo miał własne zdanie, co powinno się zrobić z rozwydrzonymi dziewuchami niezależnie od przynależności gatunkowej.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Park pogrążony był już w świetle latarni, chociaż paliła się jedynie co trzecia. Czyli jednak wszystkie Faerie tutaj to oszczędne kutwy. Mieszkają w parku na krzywy ryj w takiej ilości, że zakłócają technologię na tyle, żeby poblokować większość latarni. Gdzieś nad zachodnią krawędzią nieba, nad dachami, widać jeszcze było poświatę udającego się na spoczynek słońca. Nad parkiem stał księżyc - ostry sierp.

To był ten dziwny moment, kiedy dzień się jeszcze nie do końca skończył, a noc jeszcze dobrze nie zaczęła. Nic dziwnego że prymitywni ludzie uważali każdy zmierzch i świt za odwieczną walkę ciemności ze światłością. Oczywiście teraz się najczęściej okazywało, że w wielu takich kwestiach prymitywni ludzie mieli rację.

Vorda wysiadła pierwsza. Jej oczy zwęziły się lekko. Znałam ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że to zwiastowało problemy.

- Coś jest nie tak - powiedziała spokojnie. - Zostań z dziewczynami w taksówce. Ja się rozejrzę.

- Ok. Jakby coś to krzycz. – zażartowałam dla rozładowania napięcia, bo i mnie udzielił się niepokój.

Odwróciłam się do dziewczyn.

- Widzicie. Mówiłam. Problemy.
 
Ravanesh jest offline