| Weteran patrzył z niesmakiem na swoje odbicie w pucharze. Przed audiencją u króla musiał się umyć, ogolić i w dodatku wcisnąć w ten mundur, który pił strasznie pod pachami. Normalnie to nie przejmował się takimi pierdołami jak krzywo ścięte kłaki, a ubraniem codziennym stał się dla niego pancerz. W dodatku musiał pozostawić w przedpokojach swoją broń, przez co wiercił się w krześle, co chwila macając się po pustych olstrach. Spod brwi patrzył na swoich rozmówców, oceniając ich. Spośród tej trójki najlepsze wrażenie zrobił na nim kapitan. Nawet on, szczur lądowy, znał jego sławę, a choć z jednej strony czuł do niego wstręt i nieufność, to przez fakt iż sam, własnymi czynami zaskarbił sobie taką reputację, strateg nie potrafił go nie szanować. Co do księcia, to po wysłuchaniu jego przemowy, Diego skrzywił się tylko i przemówił swoim ochrypłym, niskim głosem.
- Liczyć to niejeden może, choć nawet Jaśnie Panicz się może pomylić- Gibralfaro uśmiechnął się sardonicznie. – Nie zaakceptuję żadnej miernoty pod moją komendą, a tym bardziej jako mojego porucznika. Sam wybiorę żołnierzy, najlepszych, najwytrwalszych i najlojalniejszych, to mogę zapewnić. Ale moich. Żaden szlachetka, nawet za tak możną protekcją, pod moją komendą nie dostanie ciepłej posadki.
- Oczywiście wezmę takiego, co umie pisać, jeśli tak bardzo Wasza Pańskość chce czytać te świstki- dodał po chwili. Z jakiegoś powodu ci wszyscy szlachetni przełożeni czują się znacznie lepiej i wydaje im się że mają większą władzę, gdy da się im tony papierów z raportami. Diego nigdy nie uważał przez to umiejętności pisania za wartą nauczenia, więc zawsze cała „burokracja” (czy jak to tam nazywali) spadała na jego zastępców.
- Co do zbrojowni, to zgadzam się, że dostęp winien być ograniczony. Na łajbie nie byłem nigdy, ale wiem, że jak ścisnąć chłopaków w ciasnym miejscu, to się mogą problemy pojawiać. No ale z tym, by klucze miał skryba, to chyba z nieba Jaśnie Panicza zbyt oświeciło. Pewnie, coś się zacznie, burda na pokładzie, walka z kimś, a tu mi cygana ganiać i papiery mu podpisywać!- zawołał komandor. Niewiele go obchodziło, czy obecny tu sekretarz poczuje się dotknięty, to przecież tylko pisarzyna księcia. Diego nie miał bowiem szacunku zarówno dla słowa pisanego, jak i tych, którzy się nim zajmują. Zrobi co ma zrobić, a jak nie, to już księcia problem.
- Jeden klucz będę miał ja i jak zajdzie potrzeba, to z niego skorzystam. W dodatku ja, mój porucznik oraz jeszcze paru chłopa będzie na służbie nosić ze sobą broń, coby szybko reagować i w razie niesnasek uciszać problemy. Pokój będę dzielić z zastępcą, a moim ludziom ma nie zabraknąć żarcia i wody. Co do bab, to można wziąć jaką, spokojniej się zrobi. Do tego jeszcze znam świetnego felczera, dobrze zszywa, przyda się. No i puszkarz by się nadał, coby armatami się zajął. Niejaki Rees William robi niezłe cacka, pod Agost miałem z diabelstwem do czynienia.
To powiedziawszy, skrzyżował ręce na piersiach i czekał co książę odpowie. Był gotów na długie negocjacje, do napuszonej postawy szlachetnie urodzonych dowódców przyzwyczaił się podczas niezliczonych rozmów sztabowych. Być może właśnie za tę opryskliwość i chamstwo został przydzielony do wyprawy. |