Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2015, 19:59   #11
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Stolik lekko zadrżał, gdy Volus zaczął przebierać nogami, na tak bezpośrednią propozycję z ust kobiety. Choć górna połowa ciała pozostała nieruchoma. Przeklęta maska. Cokolwiek za nią ukrywał, pewnie się uśmiechało.
- Od razu do konkretów. To dobrze. - udawał że się zastanawia, choć propozycja pewnie była gotowa, zanim zaczął szukać haków na załogę, albo samą Thova. - Masz statek. Jest wiele interesujących miejsc w Galaktyce. Jedno z nich to ludzka kolonia Pandora. Zwykłe osiedle, a w nim ośrodek badawczy. Dobrze dotowany, choć bez oficjalnych wyników. Chce wiedzieć co robią tamtejsi naukowcy.
Żadnych porwań.
- zaprotestowała Drelka.
- O nie. - uspokajał handlarz - Teoretycznie nie chce by cokolwiek stamtąd ubyło, wystarczy że skopiujemy wyniki. Cicha sprawa.
- A potem cała flota sojuszu będzie siedzieć mi na ogonie. Też mi interes.
- oburzyła się i odchyliła w fotelu.
- Towar, który mam jest naprawdę gorący. - kusił łącznik.
- To daj mi próbkę, jak dobry dealer cracku. - drobna istota wahała się, w końcu jednak poddała się:
- Salarianin Rubik jest nie tylko biologiem, ale i klonerem, a do tego… wystarczy. - powstrzymał się - Mam nadzieję, że teraz wierzysz, że wiem o rzeczach Tobie nie znanych.
- Zastanowię się nad Twoją propozycją. - zakończyła rozmowę. Handlarze zwykle nie dawali nic za darmo, więc tylko jej dar przekonywania pozwolił jej dobrze przycisnąć kurdupla.

Mogła w spokoju podziwiać bogactwo Cytadeli. Niezbyt długo, bo zaraz zawibrował jej komunikator. Sygnał pochodził ze statku.
- Hej, potrzebuje ciebie. - to byłą Uriel, miała figlarny głos co źle wróżyło. To mogło mieć związek z tym, że po zadokowaniu pozwoliła jej zrobić zakupy dla siebie, jej groźba, że inaczej będzie musiała chodzić nago po pokładzie była zbyt realna - … na statku. Mogę mieć dla nas zlecenie. - to brzmiał dobrze, ale nie był to temat na komunikator.
Spotkały się w kabinie kapitańskiej, Asari ubrana była w skromną, ale elegancką białą suknie, ale o wiele bardziej rzucało się w oczy…
-Jesteś niebieska! - stwierdziła Drelka, Uriel uśmiechnęła się.
-Błękit w sztyfcie, trudno dostać, ale za to jaki efekt. - rozłożyła ręce prezentując się z dumą w całej niebieskości - No i ciężko równo nałożyć, tak samej! - ostatnie zdanie wypowiedziała z udawaną pretensją.
- Mówiłaś, żebym nie rzucała się w oczy i robię co w mojej mocy, mój kapitanie.
-To dobrze. Co z zleceniem, dla kogo?
- zwróciła uwagę na to co najważniejsze, było co najmniej kilka organizacji, z którymi lepiej było nie mieć do czynienia.
- Dla Sojuszu. Nie spędziłam całego półcyklu na zakupach, no prawie. - Asari chyba miała coś na sumieniu - W każdym razie, widziałam się rano z Ambasadorem Udiną i potrzebują szybkiego przerzutu leków do kolonii Pandora albo Persefona, nieważne, mam to zapisane. Coś co pozwoli nam zachować płynność. - przekazała misję z entuzjazmem, była dumna, że udało jej się coś znaleźć i w jakiś stopniu zrobić coś dla statku.
- Za mało szczegółów, masz coś jeszcze - Thove mógł niepokoić brak informacji o zleceniu.
- Jeśli pamiętam Udina nadał Agricourt podwyższany status zaufania jako transporter, jeśli to coś znaczy. - nie interesowała się za bardzo arkanami gwiezdnych podróży. To co ją interesowało w czasie loty, to kiedy znajdą się na czymś mniej klaustrofobicznym niż metalowa puszka przerzucana między gwiazdami.
- Brzmi jak proste zlecenie, gdzie tkwi haczyk? - Thova brała udział w zbyt wielu “prostych zleceniach” by przyjąć kolejne bezkrytycznie.
-Jeśli nadużyjemy naszego statusu, to Udina sam mnie znajdzie i zestrzeli. - odpowiedziała żartem, wyczuwając sceptycyzm najemniczki dodała - Jeśli nie chcesz tego wieź, ciągle możemy się wycofać. Pewnie znajdą kogoś innego. - to zamykało sprawę przynajmniej na pewien czas.
- Zastanowię się. - przyjęła jej informację Thova.
- Świetnie, to teraz możemy iść balować. - zaproponowała Asari, widząc zaskoczoną minę towarzyszki dodała - Zrobiłyśmy dość jak na jeden dzień, czas na relaks, rozbieraj się… znaczy przebieraj, albo ci pomogę. - zagroziła.

Tym razem drelka się zgodziła, co złego mogło się zdarzyć. Gdy Asari opuściła kapitańską kajutę z ciekawości przejrzała księgi rachunkowe. Nic z zakupów nie budziło większych wątpliwości, kombinezon, omniklucz, pistolet, rzeczy bez których trudno wyjść ze statku. Poważniejszym zakupem był syntezator białek i maszyna do transfuzji krwi. Wcześniej Uriel wspominała, że lazaret dawno nie widział kredytów. Mogło im to jeszcze uratować tyłki, gdyby kiedyś dostali po nich zbyt mocno.

Asari wybrała klub Midnight Kiss, którego wnętrze było równie pretensjonalne co nazwa: ciemne salę, wszędobylski ultrafiolet i muzyka jakby Gethy uprawiały seks, a do tego mrowie istot. To była jedyna zaleta, że klub był tak duży i tłumny, że łatwo było się zgubić, lub schować. Uriel chyba znała to miejsce bo poruszała się pewnie, aż na górny poziom gdzie było więcej powietrza i mniej światła, a do tego świetny widok na wijące się na zawieszonych ponad tłumem drążkach tancerki. Te tutaj nie wiły się jakby im ktoś wrzucił świeżo zużyty magazynek do majtek, ale poruszały się płynnie. Cały czas kontrolując ciężar, powoli krążyły wokół słupów w zsynchronizowanym układzie. Thova musiała się dłużej przypatrzeć by dostrzec, że pomiędzy znanymi akrobatycznymi figurami ukryte są subtelne gesty i spojrzenia tancerek. Czasem sięgały ku sobie, ale nigdy do końca i tylko na chwilę, bo każda była przywiązana do swego drążka, wokół którego nieustannie krążyła, płynnymi ruchami jak fale oceanu.

Uriel patrzyła zafascynowana na tańczące Asari, podziwiała perfekcje ich ciał i doskonałość techniki z jaką się poruszały. Trzeba było ją wyrwać z tego olśnienia:
- Więc jak to jest z Tobą i Ambasadorem. Macie jakiś układ? - zagaiła Thova. Asari uśmiechnęła się lekko i już poświęciła swojej towarzyszce pełnie uwagi.
- Mamy wspólną przeszłość. - była w dobrym humorze, ta historia musiała ją bawić - Zawsze lepiej gdy przeszłość przybiera postać kobiety. Zwłaszcza jeśli chcesz o niej zapomnieć. Coś na osłodę gdy jednak wróci. Mamy układ, że mam za dużo nie gadać, a on czasem robi wszystko by się mnie pozbyć z Cytadeli. Jak dla mnie bomba. - więcej nie mogła już powiedzieć, układ to układ.

-Podobają ci się? - drelka wskazała na falujące Asari.
- Są świetne! - odpowiedziała Uriel z entuzjazmem - widziałaś jak wykonują “Kwitnący Lotos”? - zapytała.
- Jak to jest, że w każdym zakątku Galaktyki w dowolnym klubie jest tańczące Asari w lateksie, albo i bez? - zadała jedno z odwiecznych pytań gwiezdnych podróżników.
- Lubimy tańczyć i czuć jedność z naszymi obecnymi ciałami. - odpowiedziała z uśmiechem Uriel, zaraz jednak spoważniała - i mamy pojebany system na Thess. Domyślasz się, że w świecie wiekowych matron i posłusznych dronów, nie ma zbyt wiele miejsca dla przyszłych pokoleń. I nikt nawet nie mówi o kolonizacji, czy chociaż eksploracji warkoczy Galaktyki. Cały czas ta sama śpiewka “musimy zachować jedność kulturową, nie możemy ingerować w kosmiczną równowagę, jesteśmy po to by doradzać, a nie dominować"- dziewczyna rozkręcała się - Głupie cipy. - była wkurzona, musiała opróżnić swój podejrzanie zielony drink by dojść do siebie.
-Przejdźmy od słów do czynów, chodź na parkiet. - wstała i podeszła do Thovy -Zatańcz ze mną. - poprosiła chwytając ją za ręce i wyraźnie ciągnąc w górę. Gdy mówiła o tańcu nie żartowała i teraz zamierzała to udowodnić.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 05-01-2015 o 01:19.
behemot jest offline