Książę był już wyraźnie zmęczony bezowocną dyskusją. Spojrzał na swojego doradcę, miał wrażenie że powinien przestać, jednak nie lubił się poddawać
- Komandorze, chyba wybierasz się przed szereg. Gdyby ujął to, mości Pan Kapitan, zrozumiałbym – Jednak ta armia nie jest twoja, Ty masz nią przewodzić, a nie słyszałem byś był hrabią czy margrabią, by móc nazywać ich swoimi. – Skwitował
- Mógłbym się mianować, ale nie muszę – mam inne obowiązki, tak samo nigdy nie zaprzeczyłem waszym umiejętnością. Jednak zdania nie zmienię, twojego następcę wybiorę osobiście. Nie mniej, pozwolę Ci rzucić kilka nazwisk, zobaczę ich a wtedy zadecydujemy, rozumiemy się? Odnośnie twojej odmowy, jestem w szoku, że tak wprawiony żołnierz nadal nie wie o tym, że gdy jego władca wydaje polecenie, On posłusznie z pieśnią na ustach wykonuje jego polecenie. – Obdarzył go złośliwym uśmiechem
- Odnośnie zbrojowni. W czasie, kiedy będziemy dryfować bez zagrożenia, klucze będzie posiadał sekretarz. Jeśli ujrzymy coś na horyzoncie, dostaniesz moje, – czyli bez zbędnych formalności. Z tego, co wiem, nie damy się zaskoczyć, ciężko zakraść się do kogoś na otwartym morzu… Prawda, kapitanie? – Ostatnie słowa skierował do wilka morskiego. - Mości kapitanie, czy gdziekolwiek zwątpiłem w twoje kwalifikacje? Nie, mam do Pana zaufanie odnośnie okrętu. – William zamyślił się. - Ma pan racje, kapitanie – nie będę mieszał się do spraw załogi, skoro i tak dobiera Pan większość, jednak kwest zbrojowni jest kwestią zamkniętą. Proszę pamiętać, że nie płyniemy pod banderą piracką, ale jako ekspedycja odkrywcza. – Mężczyzna wstał, po czym rozłożył ręce
- Zapewniam Panów, że jeśli zdarzy się jakieś niebezpieczeństwo, z pewnością będziecie uzbrojeni. Jednak do tego czasu, nie musicie się martwić tą kwestią, zostawcie to proszę pod moją jurysdykcją. Cóż, jeśli macie jakieś pytania, proszę śmiało – jeśli nie, dziś uważam sprawę za zamkniętą. Z Panem muszę jeszcze porozmawiać, sekretarzu. |