Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2015, 21:42   #205
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Napisane wspólnymi siłami z MG



Tymczasem w tym samym miejscu, na Granicy Planów...

Gdy wreszcie (mag miał nieco problemu z oceną upływu czasu, jako że już się nie męczył) dotarli do Doliny Żywej Wody Wishmakera spotkało go rozczarowanie. Kotlina wydawała się taka… zwyczajna. Nie czuł przypływu fantastycznych mocy, nie wzmocniła go, nie wpłynęła na niego w żaden sposób. Pocieszał się tym, że pewnie jego duchowe zmysły nie są jeszcze wystarczająco rozwinięte (w końcu widział i słyszał Tibora i Kostrzewę rozprawiających na temat aury rozciągającej się nad okolicą), ale marna była to pociecha, gdy ciekawość paliła. Co gorsza, po wstępnej kłótni, która dała mu nadzieję na szybkie zmartwychwstanie towarzystwo po prostu położyło się spać, przywaliwszy jego sztywniejace ciało kamieniami! Czekanie do rana było rozsądne z ich perspektywy, ale z jego już nie. Z rozmów Vara i Tibora wiedział, że tutejsi nieumarli odpowiadają na zew nekromanty. Co jeśli rankiem jego duszy już tutaj nie będzie?

Na razie jednak nie czuł magii, która pętała i kazała wstawać i służyć niespokojnym duchom. Może był jeszcze za "świeży"? Czarodziej zagubiony w dziwnej mieszaninie emocji czuł się niczym dziecko, rzucone wir treningów, których nie rozumiał. Za życia przeżył to dwukrotnie. Raz w klasztorze, drugi raz u boku wuja. I za każdym razem było tak samo - trzeba było strząsnąć emocje z siebie i skupić się na zadaniu.


Shando zmrużył widmowe brwi i zatarł widmowe ręce. W końcu spod tych słabych uczuć, które śmierć w nim wyzwoliła - strachu, dezorientacji, słabości wypłynęło na wierzch jedno silne. Determinacja napędzana złością.
- Pora wziąść się za ciebie, mięczaku - powiedział czarodziej sam do siebie - koniec smęcenia. Bierzmy się do roboty. Punkt pierwszy - komunikacja.
Czarodziej przypomniał sobie duchy, umiały mówić, gdy chciały, czasem nawet komunikować się na odległość. Ich mowa była jednak inna od mowy żywych, żywi potrzebują powietrza i języka. Martwi... muszą mówić inaczej.
- Zapomnij o języku i płucach, Wishmaker, nie masz ich. Możesz nimi ruszać, jeżeli pomoże ci to w koncentracji, ale słowa muszą wyjść z twojego ja. Chyba.
No właśnie, CHYBA. Co jak co, ale teoria życia pozagrobowego, ani ektofizjologia nigdy nie były jego specjalnością. Zbliżył się jak najbliżej do ucha Mary Mówczyni Umarłych i rzekł, starając się nie krzyczeć.
- TO JA. SHANDO.

Mara nie zareagowała, skupiona na swoich sprawach, z których ostatnią było wartowanie - najwyraźniej wpływ Shanda objawiał się tam, gdzie nie trzeba. Co prawda nie było jeszcze nocy, ale reszta towarzyszy ułożyła się już spać, wyczerpana walką, marszem i wydarzeniami całego dnia. Z tego co Shando do tej pory zdołał zauważyć Mara rozmawiała ze zmarłymi (czy też wyczuwała ich) albo gdy była na tej czynności skupiona, albo we śnie. Tutaj nie miało miejsca ani jedno, ani drugie, a z tego co calishyta mógł się zorientować śledząc jej obecne poczynania dziewczynka myślała raczej o własnej śmiertelności, nie poświęcając czarodziejowi wielu myśli. Pozostali spali snem sprawiedliwych - czyżby początkowy zryw w kierunku sprowadzenia go z martwych był li i jedynie słomianym zapałem? Czy też rzeczywistość wzięła górę nad mrzonkami i pobożnymi życzeniami? Wishmaker mógł mieć nadzieję, że jednak to drugie. Póki co wysilił się jeszcze kilkukrotnie próbując różnych sposobów komunikacji, a gdy to nie przyniosło efektu spróbował przesunąc jakiś przedmiot siłą woli. Ba! Zaryzykował nawet rzucenie zaklęcia! Niestety albo nie miał talentu do bycia duchem, albo zbyt mało wprawy - zważywszy na fakt ile czasu zajęło mu opanowanie poruszania się w przestrzeni raczej to drugie. Póki co jednak musiał poszukać innego sposobu by dotrzeć do żywych, gdyz słoneczny blask znikał w zastraszającym tempie i zaledwie minuty dzieliły go od nadejścia nocy - czasu nieumarłych.

KASZMIR

Shando przeklął w najgorszych słowach swoją "duchowatość". Liczył na to, że jego magię zastąpi siła innego rodzaju, taka, która sprawia, że duchy są groźnymi przeciwnikami, ale nic takiego się nie stało. Tu, między światami był ledwie neonatą, dzieckiem, które uczyło się raczkować i gaworzyć. Nic nie łączyło go z tym, co materialne... zaraz, czy aby na pewno?

Martwy czarodziej aż parsknął, widząc cienką nić arkanicznej mocy, która niczym smycz łączyła jego i jego kobrę-chowańca, Kaszmir. Najwyraźniej magia ta przetrwała śmierć, przynajmniej na jakiś czas. To da się wykorzystać, pomyślał Wishmaker przyrównując swoją wężycę do chowańców pozostałych członków drużyny, pora na ciebie być użyteczną.
Już myślał o tym jak wężowe ciało podążające za jego wskazówkami przekaże wiadomość żywym. Zatarł widmowe ręce i wziął się do roboty.
Skupił się i wysłał impuls myśli-energii przez nić więzi prosto do Kaszmir drzemiącej przy ciepłym ciele druidki. Poszło nad wyraz łatwo, najwyraźniej natura więzi Pan-Chowaniec nie zmieniała się wiele po zgonie.
Misssstrz? - uchwycił zaskoczoną myśl żmiji. Nie była rzecz jasna to myśl słowem, chowaniec nie był związany z człowiekiem wystarczająco długo by jego inteligencja pozwalała na tak skomplikowane myśli. Raczej było to uczucie, które zaklęcie więzi "przetłumaczyło" i przekazało po magicznej nici do czarodzieja.


Tak, Kaszmir, ty żałosna sznurówko, to JA, przesłał do kobry myśl calimshanin, a teraz wyłaź z tego ciepłego gniazdka które sobie uwiłaś, mam rozkazy, zdrajco jeden.
Kobra wystawiła z kłębowiska szmat swój złoty łeb i rozejrzała się. Para jej ślepi utkwiła w przywalonym kamieniami ciele tego, co dawniej było jej mistrzem. Język węża wysunął się raz, drugi i trzeci łapiąc smaki i zapachy... a te mówiły wyraźnie. Ciało jest martwe.
Missstrz martwy. Wolność. Zadowolenie - Shando odebrał sygnały od Kaszmir, po czym wąż zwinął się w kłębek i ignorując sygnały bijące z więzi zwyczajnie wrócił do drzemki w ciepłocie.
- Wyłaź, cholero! - wydarł się czarodziej (w sensie duchowym oczywiście) - Masz się mnie słuchać tępy gadzie! Jestem twoim Panem! Zrozumiałaś! PANEM!
Kipiąca ektoplazmą wściekłość czarodzieja nie zrobiła wrażenia na wężu. Najmniejszego. Wishmakerowi wydawało się wręcz, że czuje zimną satysfakcję bijącą od strony zadowolonego z siebie ex-chowańca. Co wkurzyło go jeszcze bardziej.
- Wyłaź! Bo zrobię z ciebie wędzonego węgorza w dzwonkach! - rzucił kolejną groźbę - ...jak ożyję! - dodał już bez przekonania martwy czarodziej.
Radosna ignorancja ze strony szczęśliwej żmiji, która znalazła sobie już kogoś, kto w tym dziwnym zimnym miejscu dał jej ciepło i uprzejmość, której od maga nigdy nie zaznała, była jedyną odpowiedzią. Wąż odwrócił się od czarodzieja można by rzec czterema literami - gdyby oczywiście takowe posiadał.
A jedynym efektem ataku wściekłości martwego maga, który nastąpił później i trwał dobrych kilka pacierzy był chłodny wiatr, który niczym przeciąg wpadł na chwilę do komnaty, pohulał, rozbuchał ogień i zniknął. Czy to był przypadek, czy czarodziej to wywołał... kto wie? Może dowiedziałby się, gdyby w porywie gniewu w ogóle to zauważył?

NOC ZEWU

Zauważył natomiast, że na zewnątrz zapadł zmrok i wszelkie myśli o chowańcu wywietrzały mu z głowy zastąpione podszytym strachem wyczekiwaniem. Oto na własnej skórze… duszy czy ektoplaźmie miał się przekonać jak działa ZEW. Z tego co do tej pory doświadczyli z pewnością wskrzeszał on ciała zmarłych niezależnie od stopnia rozkładu, jednak duchów było o wiele, wiele mniej. Czy od razu przechodziły na drugą stronę, czy zew podrywał jedynie dusze tylko niektórych istot? O tym warujący przy oknie Shando miał się niedługo przekonać. Im ciemniej robiło się na dworze, tym bardziej czarodziej czuł jak dziwny chłód i sztywność ogarnia zarówno jego niematerialne ciało, jak i umysł. Mężczyzna miał wrażenie, jak gdyby umierał ponownie zapadając się w ciemne, lodowate jezioro.

Nagle Mara podskoczyła w miejscu i ruszyła do wyjścia z komnaty, a Wishmaker z trudem podążył za nią, podświadomie wiedząc już co tam zastanie. Z rumowiska, którym kiedyś były schody na drugie piętro dochodziło skrobanie, szuranie i jakieś nieokreślone mamrotania. Var odwalił kawał dobrej roboty “zabezpieczając” ciało calishyty, lecz mimo to zaklinaczka obudziła towarzyszy by powiadomić ich o ożywieniu trupa, Shando zaś został przy tymczasowym grobie swego ciała. Cieszył się, że leży głęboko pod kamieniami. Nigdy nie był sentymentalny, ale miał wrażenie, że ujrzenie swego ciała znów w ruchu, bez udziału duszy w jakiś sposób rozerwałoby kokon samozaparcia i silnej woli, jakim się otoczył, wystawiając jego nagą duszę na działanie nieumarłego wiatru. I tak miał poczucie, jak gdyby zamarzał i płonął jednocześnie, jak gdyby jego solidarność względem towarzyszy topniała w płomeniu złości - jego własnej, ale też cudzej. W głowie maga mieszały się własne pragnienia z tymi narzuconymi przez Zew, tworząc doskonałą harmonię. W końcu czymże różnił się od Korferona czy też jego popleczników? Co najwyżej metodami, bo cel mieli przecież taki sam. Moc. Władza. Wiedza. Potęgi nieumarłych doświadczyli już wcześniej - a teraz Shando sam był nieumarłym. Co prawda słabym i niewprawnym, lecz przecież nawet mała Uma miała zdolnośc powalenia go na kolana jednym spojrzeniem, krzykiem czy gestem. Nie wierzył, że dziewuszka była zdolniejsza od niego; pozostawała więc tylko kwestia wprawy. Był pewien, że z czasem mogłby nawet rzucać zaklęcia, przenikać do bibliotek, pracowni magów, kraść nowe zaklęcia, podglądać ekspetymenty, w końcu robić własne…


... a oni - oni chcieli mu to zabrać! Wskrzesić! Shando ze złością spojrzał na Marę, Burra i Vara stojących nad gruzowiskiem. Wystarczyłoby teraz jedno pchnięcie mocy, Większa Ręka Maga czy choćby…
Z czasem sam znajdzie sposób by odzyskać ciało, takie które sam sobie wybierze. A potem inne. Nieśmiertelność, Moc Żywych i Umarłych były w zasięgu ręki! A czas!? Czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie!

Nagle w duszę Shanda wdarło się ciepło i spokój, które co prawda nie przegnały huraganu myśli i pragnień, lecz otrzeźwiły nieco myśli calishyty. Do tymczasowego grobu podeszła Kostrzewa, a cienka nić łącząca Wishmakera z Kaszmir skróciła się, wzmacniając więź. Ta część maga, która pozostała w kobrze, odprysk jego jestestwa, była niepodatna na Zew i na kilka chwil sprawiła, że czarodziej znów stał się sobą. Ale na jak długo? W końcu przed nim była cała długa noc - a miała być przecież tylko pierwszą z wielu…
Trzeba będzie trzymać się blisko tej niewdzięcznej gadziny*, pomyślał Shando. I słusznie bo nienajlepiej wróżyła Shandowi siła powstrzymywania się od zewu... tym bardziej że już zaczął za zewem - tak bliskim i znajomym jego duszy - tęsknić...

*Nie wiadomo czy miał na myśli Kaszmir czy Kostrzewę...
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline