Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2015, 11:11   #45
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
San Dorado, klub "Heaven"



Zaklęcie podziałało na klientelę baru. Otumanieni patrzyli po sobie obojętnie, zasłuchani w wewnętrzne głosy. Ktoś rzeczywiście zaczął łkać i "Heaven" przez chwilę było miejscem godnym swej nazwy. "Okażcie skruchę" - myślał Marcus, może jest dla was jeszcze cień nadziei... Szarpnął za ramię swego "więźnia" i zdecydował się wyjść tylnymi drzwiami. Nie miał ponownie ochoty przedzierać się przez tłumek przed głównym wejściem.
Już po chwili pożałował swojej decyzji. Zaułek w którym się znaleźli śmierdział uryną, wymiocinami i mieszanką innych, nie mniej uciążliwych zapachów. Przeszli kilka metrów i Marcus wyczuł, że jest obserwowany, chwilę później zauważył sylwetki przeciwników. Wiedział, że dwóch kolejnych znajduje się za jego plecami. Nawet w takiej metropolii jak San Dorado znalazłoby się niewielu ludzi gotowych otwarcie lub skrytobójczo zaatakować mistyka Bractwa... Ci wyraźnie podjęli to ryzyko albo ich celem był ktoś zupełnie inny... Uliczka nie rozbrzmiała odgłosami wystrzałów, mężczyźni posiadali broń wyposażoną w tłumiki. Usłyszał tylko stłumiony jęk reportera, ciało zadrgało. Wykonał wyuczony gest i mgła spowiła zaplecze speluny...

Pół godziny później na miejscu była policja i agenci CBI. Znaleziono pięć ciał, jedno z nich należało do znanego opinii publicznej reportera Ethana Cole'a. Tożsamość pozostałych pozostawała na razie zagadką. Pewne było, że zginęli spektakularnie i boleśnie. Policyjni technicy zajęli się ściąganiem odcisków i próbą odtworzenia wydarzeń. Przesłuchano świadków, którzy doświadczyli dziwnego, trudnego do opisania uczucia. Nie potrafili wytłumaczyć tego detektywom.
- Jak mogliśmy go zgubić... - agent Taylor wymownie spojrzał na swego kolegę, nerwowo palącego papierosa. - Przy reporterze nic nie znaleziono...

Mistyk siedział w pokoju hotelowym, wnikliwie przeglądając zawartość koperty. W telewizji trąbiono o kryzysie międzykorporacyjnym, który spędza sen z powiek szefostwu Kartelu. Przedstawiano kulisy kręcenia propagandowego filmu, w niekorzystnym świetle ukazującego Imperial. Otwarty protest złożył ambasador Mackenzie, wzywając do bojkotu. Przywołane wypowiedzi senatorów i polityków jasno świadczyły o tym, iż Capitol chce z powrotem odzyskać kontrolę nad miastem Lawrence. Wspominano o śmierci znanego, chociaż nieco zapomnianego reportera wojennego "Herolda San Dorado" Ethana Cole"a. Policja nie zdradzała żadnych informacji, ale dziennikarze dotarli do świadków, którzy opowiadali o obecności na miejscu zbrodni przedstawiciela Bractwa. Rzecznik biskupa dementował te doniesienia, nawoływał też strony do opamiętania się oraz nie podżegania do konfliktu, gdyż jedynie Ciemność na tym skorzysta. A linia McCraiga to żelazna granica, za której utrzymanie odpowiedzialni są wszyscy...

Summers patrzył na zdjęcie zrobione prawdopodobnie w mieście Lawrence. Było nieco ziarniste i nieostre, wykonano je ze znacznej odległości. Biznesmen w średnim wieku siedział przy stole z uśmiechniętym, łysym mężczyzną. Na drugim zdjęciu wyraźnie młodszy, ten sam łysy facet, dumnie prezentował się w wojskowych barwach jako Krwawy Beret z Imperialu.



Marcus z zainteresowaniem studiował jego dane osobowe...

Kiedy prowadząca newsy prezenterka przedstawiła kolejnego gościa, senatora i współwłaściciela fabryki broni Josepha Shermana, mistyk mimowolnie oderwał się od lektury i spojrzał na ekran. Miał przed sobą owego biznesmena z fotografii we własnej osobie...

Linia McCraiga



Sara prowadziła skuteczny ogień do momentu, kiedy działo zaczęło rozsypywać się na części. Była już najwyższa pora na ewakuację. Dostrzegła zachęcające gesty "Konowała". Wykonała ekwilibrystyczny skok, uczepiając się drzwi szoferki. Był to kaskaderski wyczyn, godny sceny rodem z filmów akcji produkowanych przez studio Universal.

"Świr" nie miał wielkiego wyboru, gdyż Thorne dłuższą chwilę zawisła na ciężarówce, próbując znaleźć oparcie dla nóg na błotniku. Na szczęście obok zjawił się niezawodny "Rusty". Maddox był w swoim żywiole. Nie kalkulował i pofrunął w stronę załogi jeepa. Nieco źle zsynchronizował skok, odbił się od Corteza jak piłeczka. Szczęściem miał zamknięte usta i nie wybił sobie zębów, z których był tak dumny. Oparty o burtę pojazdu kontemplował łuski tańczące wokół jego głowy.
Wydawało się, że "Puszka" nawet nie zauważył, że zyskali nowego pasażera...

Oba pojazdy zbliżały się do rogatek. Trzeci w tym czasie zdążył pójść w niepamięć...

Punkt kontrolny zdawał się być opuszczony, ale tak doświadczona załoga jak "Szóstka" na milę wyczuła podstęp. "Rusty" dostrzegł świeże szczątki i zajechał drogę Braxtonowi, zmuszając go do zatrzymania się. Teren musiał zostać zaminowany... Tylko przez kogo? Nieszczęśnicy wpakowali się na swoją minę czy wytwór Legionu? Tajemnicą z pewnością nie było to, co drużyna zostawiła za sobą. Tąpnięcia dało się wyczuć nawet siedząc w pojazdach... Cortez zaczął grzebać w walizce.

- Kurwa, ale on wielki! - wyrwało się z ust Wilsona. Nikt z tą oceną nie polemizował...



Biogigant zbliżał się do nich nieuchronnie... Zobaczyli imponujące narośla na jego cielsku. Z pleców bestii zeskakiwali kolejni synowie Algerotha...
Braxton zwrócił uwagę, że po drugiej stronie i na samym posterunku, ktoś czeka...




"Rura" zauważył, że konwojenci się zatrzymali. Świadczyło to, iż mają świetnie wyszkoloną obstawę lub są pod opieką Kardynała, ważne, że pozostała jeszcze dla nich wszystkich nadzieja. Wziął na celownik potwora, motywując załogę do wysiłku. Wątpił w zabicie mutanta, ale była szansa, aby go spowolnić lub chwilowo unieruchomić. Wystrzelony pocisk trafił w nogę giganta, odrywając spory kawał mięsa i kości. Monstrum przechyliło się na jedną stronę, lecz nie upadło. Jeden z podkomendnych zaalarmował Haxtesa, że z budynku punktu kontrolnego wybiegli jacyś ludzie i mają broń przeciwpancerną.... - Najpewniej heretycy opanowali posterunek... - przemknęło mu przez głowę. W takich chwilach Barak nie panował nad swoimi odruchami...

 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 05-01-2015 o 11:14.
Deszatie jest offline