Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-12-2014, 19:33   #41
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Misja, która miała być relaksem przed prawdziwymi zadaniami okazała się zgoła czym innym. Pustynia rządziła się swoimi prawami i Konował nawet słyszał, że jest tu klimat nieprzyjazny dla urządzeń, ale to czego był widzem, miało zgoła inne przyczyny niż naturalne. No chyba, że uznać piekielnych apostołów i ich spaczona magię jako również dzieło matki natury. Jeśli była by to prawda to Konował osobiście sądził, że tworząc takiego Demnogonisa, matka natura udowadniała, że ma poczucie humoru. Specyficzne, cokolwiek spaczone, ale zawsze. Dzieląc swą uwagę na kierowanie oporną maszyną by unikać latających części i odstrzeliwanie z dachu co ambitniejszych legionistów Braxton już nie bardzo czas na roztrząsanie tego, tak bardzo obiecującego wątku filozoficznego. Zirytowany wybił bieg, a potem z całej siły wcisnął hamulec. Ciężarówka wojskowa może nie miała potężnego przyspieszenia, ale mechanicy wiedzieli o co chodzi jeśli chodzi o hamulce. Koła momentalnie zakopały się piachu i cała maszyną szarpnęło. Wszyscy pasażerowie na gapę malowniczo przefrunęli nad maską, a Konował nie rozbił sobie nosa o szybę tylko z tego prostego powodu, że już ją dawno wybił. Nie chciało mu się marnować amunicji więc po prostu wbił bieg i dla odmiany teraz wcisnął gaz do dechy. Silnik znowu zawył na pełnych obrotach, a w wojskowy kolos szarpnął do przodu przejeżdżając niedoszłych gapowiczów z miłym dla ucha chrzęstem. Pod warunkiem, że było to ucho psychopaty. Braxton ucieszył się bo przewidywał, że jadący za nim jeep wjedzie mu w dupę, ale widocznie kierowca wykazał się refleksem. Oczywiście takie zderzenie nie poczyniło by szkody jego ciężarówce, ale i tak się ucieszył. W końcu dobre jeepy nie rosną na drzewach. Wyszczerzył żeby w uśmiechu i zaraz tego pożałował. Piach niesiony wiatrem wpadł mu do ust i Doktor zaraz pożałował swojego entuzjazmu. Na szczęście oczy miał chronione okularami. Naciągnął na usta chustę, w którą za namowa Rusty’ego zaopatrzył się w bazie.

Sytuacja z gównianej robiła się nieciekawa. Podczas gdy on zabawiał się ze swoim pakunkiem w kotka i myszkę, pojazd przed nim stracił dużo na wadze. Konował nie dawał mu zbyt wiele czasu. Nie musiał być jakimś pieprzonym mistykiem by wiedzieć co tu się dzieje. Tym bardziej, że czuł dziwne pulsowanie w starej ranie zadanej mu w Katedrze Bractwa. Przyjemne ciepło rozchodziło się falami po całym organizmie. Zdegustowany uruchomił nanofiltry, które pomogły mu utrzymać koncentracje.

- Żaden złamas nie będzie mi tu Mroczną Harmonią robił gówna z mózgu. – Mruknął i złapawszy mocniej kierownice skupił się na prowadzeniu. Pustynna droga nie sprzyjała karkołomnym manewrom, ale nie bardzo miał wyjście. Skorzystał z okazji i wyprzedził Sarę z lewej strony. Gdy w końcu zrównał się z nią więcej niż połowa pojazdu poszybowała z wiatrem.

- Przeskakujcie! – Krzyknął przez przestrzelone okno i dla pewności wykonał zachęcający ruch ręką. Może nie było to przesadnie bezpieczne, ale i tak pewnie nie mieli zbytniego wyjścia.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 22-12-2014, 18:15   #42
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- To możliwe. Pytanie, czy śledzili Ciebie - Marcus usiadł przed wyglądającym na pijaka mężczyzną. Speluna, jedna z gorszych nie mogła mieć bardziej absurdalnej nazwy - Niebo. A jednak jeśli piekło istniało, to właśnie tu się zaczynało, a wielu w nim właśnie kończyło.
- Chyba nie....zresztą, obiecałeś mi coś...- Cole przeczesał przepoconą czuprynę, wciąż nie mogąc się rozluźnić. Marcus nie dziwił mu się. Jeśli naprawdę miał informacje na które mistyk liczył.
- Nie mam wiele czasu. Ty dajesz informację, ja.....powiedzmy, że mogę Ci zapewnić to, czego szukasz - Marcus skinął na kelnerkę. Podeszła nieśpiesznie. Cole patrzył na jej biodra, kręcące się w rytm kroków. Marcus popatrzył na jej twarz. Figura kelnerki była bez zarzutu a jej szczupłe, opięte ubraniem ciało obiecywało wiele. Jednak twarz.....kobieta wyglądała na grubo ponad pięćdziesiątkę, może nawet więcej, bo spod warstwy makijażu ciężko było w ogóle coś stwierdzić.
- Brandy - Marcus popatrzył na zdziwioną zamówieniem kobietę po czym sprostował - Albo jakąś whisky - Marcus obserwował jak odchodzi. Przy kontuarze baru widział barmana, w rozchełstanej koszuli, włosy w nieładzie, kilkudniowy zarost. Równie malownicza klientela okupowała stołki przy barze - pełen przegląd, od mętów pierwszego sortu po wyuzdane i pstrokato wymalowane dziwki. W tej chwili wpatrywali się w Marcusa, najwyraźniej nie wiedząc czy to fatamorgana, czy bluźnierstwo. Widząc wzrok Marcusa mówiący wprost - odwal się, zajęli się jednak swoimi drinkami. Drink Marcusa dotarł również i niestety, nie była to brandy. Cóż, skromny sługa kardynała nie cofa się jednak przed żadnym umartwieniem. Whisky, nie schłodzona, i podłego sortu blend. Już pierwszy łyk spowodował ,że Marcus pożałował zamówienia. Brakowało tylko rewolweru załadowanego jednym pociskiem. Wszystko inne już tu było. Nic dziwnego ,że lokal miał taką złą sławę. Marcus wolał nie pytać reportera, z czego utrzymuje się tutaj właściciel owego przybytku.
- Co masz dla mnie Cole? - Marcus taksował wzrokiem zdenerwowanego reportera. W tej chwili człowiek przypominał ruinę - psychicznie zaszczuty, jak jeleń w czasie polowania. Pocił się. Jego smród przebijał się nawet przez zatęchły odór alkoholu, którym wionął, jak i zapachu speluny - drażniącego nozdrza dymu papierosowego i taniej wódy.
- Sporo. Tu są szczegóły - Cole położył przed mistykiem szarą kopertę wielkości aktówki po czym wziął ze stołu serwetkę i napisał na niej kilka wyrazów. Podając ją Marcusowi zakręcił palcem, dając wyraźny sygnał, by nie czytał informacji na głos. Marcus spojrzał na serwetkę i coś jakby zimny dreszcz przeszedł mu po plecach. Cole zapalił papierosa podsuwając mistykowi zapalniczkę.
- Nie powiem i nie pokażę niczego więcej, póki Bractwo nie zagwarantuje mi bezpieczeństwa. Jeśli mnie śledzili, najpewniej będę martwy jak tylko skończymy spotkanie - Cole wydawał się być zrezygnowany, jednak Marcus miał pewien pomysł
- Jest tylko jeden sposób, aby zapewnić Ci bezpieczeństwo. Jeśli mi zaufasz, wyjdziesz z tego żywy - Marcus chwycił leżącą zapalniczkę i zapalił serwetkę. Przez chwilę trzymał ją nad popielniczką, po czym obserwował ją dopóki całkowicie się nie spaliła.
- Zaciekawiłeś mnie. Jak zamierzasz to zrobić? - Cole rozkoszował się papierosem jak skazaniec przed karą śmierci.
- Aresztuję Cię w imieniu kardynała, po czym przechowam Cię w jakiejś bezpiecznej i zacisznej celi, najlepiej poza San Dorado - Marcus upewnił się czy aby na pewno serwetka spłonęła do końca po czym podniósł wzrok na zaskoczonego reportera.
- Tylko tam nie będą Cię szukać -
- Czyżby? A jeśli to ktoś od was? - Cole nie wydawał się zadowolony z pomysłu.
- To by oznaczało, że absolutnie nikt nie jest w stanie zapewnić Ci bezpieczeństwa. Skoro więc i tak uważasz się za martwego, nie masz chyba wiele do stracenia? - Marcus położył banknot na stole jednocześnie zabierając kopertę. Ciężko było mistykowi skupić się w takich warunkach, ale potrzeba i wiara zawsze się znalazła.
- No dobra, czas zacząć tą szopkę - Marcus mruknął do siebie i wyciągnął Punishera jednocześnie odsuwając krzesło jednocześnie wyzwalając prosty egzorcyzm


Mistyk wyczuł chwilowy opór barmana, jednak zaklęcie podziałało jak psychiczny znieczulacz. Marcus wiedział, że mógłby im nawet nabluzgać - jedyne co mogliby zrobić to się popłakać. Nikt więc nie zareagował na wyciąganą przez mistyka broń. Reporter, również sprawiający wrażenie ogłupionego, przez moment walczył z zaklęciem, by w końcu ulec sztuce. Zaklęcie nie było koniecznością, jednak całe aresztowanie musiało wyglądać autentycznie. - Jesteś aresztowany -
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 22-12-2014 o 18:33.
Asmodian jest offline  
Stary 27-12-2014, 06:38   #43
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Do posta dopisał się Micas.

Blizna po raz kolejny dała o sobie znać.
Sara zwolniła, zdając sobie sprawę, że kraksa przy prędkości osiemdziesięciu kilometrów na godzinę skończy się nieporównywalnie gorzej, niż przy połowie tej prędkości. Nie mówiąc o tym, że zdecydowanie łatwiej będzie jej uniknąć.
Mimo to, zdawała sobie sprawę, że długo już tak nie wytrzyma i musi coś zrobić, zanim dojdzie do tragedii. Wiedziała, że jeśli ona teraz zawali, to ich życie będzie poważnie zagrożone, a pojazd stanie się bezużyteczny. Bez względu na sytuację, kierowca był najważniejszy.
- Maddrox, zmian-aaa! Łap za kierownice i przejmij sterowanie! - rzuciła Sara, zaciskając następnie zęby aby nie krzyczeć z bólu... choć i tak już się jej wyrwało.
Ich pancerny pojazd nie był samolotem i nie miał automatycznego pilota, czy też raczej automatycznego kierowcy, ale można było wprowadzić do panelu sterowania stałą prędkość. Sara sięgnęła ręką i powstrzymując się od wrzasków, kliknęła czterdzieści kilometrów na godzinę. Następnie odpięła pasy bezpieczeństwa i nadal trzymając kierownicę, szykowała się do opuszczenia fotela kierowcy.

Maddox właśnie zajęty był zdzieraniem sobie gardła za pomocą wyszukanych inwektyw, którymi obrzucał w zasadzie wszystko - od armatoodpornego biogiganta, poprzez legionowych magików, którzy sprowadzali te przeklęte burze i klątwę korozji, aż po producentów pancerniaka, którzy jak zwykle zaoszczędzili na środkach obronnych przeciwko Mrocznej Harmonii.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że Sara Thorne próbowała wepchać się na jego miejsce.
- Hę? Co? Co jest? Szefowa? Aaa!
Chlasnął się otwartą dłonią w czoło i zwlókł się z wieżyczki, która coraz bardziej stawała się bezużyteczna, ustępując miejsca Bauhauserce. Nie mógł umknąć mu fakt, że jej charakterystyczne znamię czy też blizna na twarzy wydawało się pulsować. To była dziwna sytuacja i budziła w rednecku sprzeczne emocje. Czy Skorpion była jakimś mutantem czy tym, no.. heterykiem? Ale jeśli tak, to chyba jej kumple, Kartel czy ktokolwiek inny by to zauważyli. A co, jeśli oni *też* byli heratykotami?
Głowa zaczynała go boleć od spiskowych teorii wymieszanych z całą resztą tej głupiej sytuacji, więc po prostu siadł za kierownicą i zaczął działać.

Tymczasem Sara, przytrzymała jeszcze kierownicę butem, do momentu aż Świr ją przejął. Nadal przesiadając się na miejsce strzelca, posłała kilka salw na ślepo, aby nie przerywać ostrzału. Ważne było tylko tyle, że strzelała w kierunku strony zajmowanej przez wroga - bez ryzyka trafienia swoich. Dopiero po chwili przejęła stanowisko obsługi działa i zapięła pasy. Mimo dość małej przestrzeni do dyspozycji, można było śmiało stwierdzić, że zamiana miejscami wyszła im całkiem szybko i sprawnie. Sara szybko przyłożyła oczy do wizjera i zaczęła oddawać bardziej precyzyjne strzały. Pierwsze dwa trafiły celu, niszcząc jeden z czołgów Legionu Ciemności.
Potem jednak było trochę gorzej, gdyż Thorne walczyła z samą sobą. Blizna na twarzy piekła tak mocno, że kobieta miała wrażenie jakby ktoś przypalał ją rozżarzonym do czerwoności prętem. Nie była w stanie wycelować porządnie, ale kosiła ciężkimi seriami niczym z automatu, bez wątpienia dokonując pewnych szkód w siłach wroga. Czuła jednak, że jest z nią coraz gorzej i zaciskała zęby, aby nie krzyczeć z bólu. Zaczęła powtarzać w myślach modlitwę Świętego Nathaniela, ale co któreś słowo dodawała jeden z najgorszych możliwych bluzgów. Psuło to zamierzony efekt osiągnięcia spokoju i opanowania, ale z drugiej strony pozwalało jej się rozładować.
I wtedy właśnie, rozwiązanie samo wpadło jej do głowy. Przecież to było oczywiste co powinna zrobić, aby cały ten ból związany z minął i to bezpowrotnie. Po prostu wiedziała, że co uwolni ją od bólu i brzemienia które nosi na twarzy. Wszystko będzie z nią dobrze, jeśli tylko obróci działo na tyły i strzeli parę razy do śledzącej ich ciężarówki.
Przecież ktoś musiał ich zdradzić, więc na pewno byli to kierowcy szesnasto-kołowca. To byli heretycy i musieli ponieść odpowiednią karę. Gdy się ich pozbędzie, zniszczy zło i wszystko wróci do normy. Musiała ich tylko zabić, a do tego miała przecież odpowiednie predyspozycje... Rozwiązanie proste i skuteczne - zlikwidować... Wyrwać chwasty! Zabić! Zabić! Zabić!
Nie! Sara odpędziła złą myśl, która przez chwilę zaświtała w jej głowie. Powstrzymała się i kontynuowała ostrzał jednostek Legionu Ciemności.
Mogła śmiało powiedzieć, że wraz z podjęciem decyzji, pieczenie jej rany trochę ustąpiło. Owszem, mogła się mylić, gdyż może jej organizm po prostu przyzwyczaił się do bólu i docierające do mózgu informacje o nim, nie były już tak rażące.
Tak, czy inaczej, jechali dalej, kraksa z jej winy już im nie groziła, a nawet kontynuowali ostrzał nieprzyjaciela. Nie było aż tak źle... choć nadal piekło ją, jak świeże poparzenie.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 27-12-2014 o 06:43.
Mekow jest teraz online  
Stary 27-12-2014, 13:24   #44
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Tu nie chodziło o szybkość, a o manewrowość - należało robić to, czego nie mógł zrobić przeciwnik, bacząc przy okazji, żeby na wirażach siła odśrodkowa nie wyrzuciła Corteza z jego miejsca za CKMem. Fontanna gorących łusek nadal sypała się do wnętrza jeepa, Capitolczyk nie oszczędzał amunicji masakrując sługusów Legionu a w tym samym czasie Rusty dokonywał cudów ekwilibrystyki za kółkiem. Co jakiś czas koło pojazdu eksplodowały pociski wystrzelone z Nekrotanków, a pyliste powietrze przeszywały serie pocisków smugowych, pozostawiając we wszechogarniającej kurzawie pręgi, które chwilę później mieszały się z wirującym piachem.

- O cholera… – wymknęło się Imperialczykowi, gdy zobaczył co się dzieje z pojazdem pancernym. Nie tracił czasu, na informowanie Corteza, że zaraz zawrócą, w końcu hałasu karabinu i tak by nie przekrzyczał. Nacisnął hamulec, następnie zakręcił kierownicą. Samochód pośliznął się na piaszczystej drodze, wytracając prędkość i obracając się niemal w miejscu. Następnie Rusty ponownie dodał gazu, kierując się na szybko korodujący pojazd pancerny. Trzeba było podjąć swoich ludzi. O ile się zmieszczą. I dać im niezbędne wsparcie ogniowe.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 05-01-2015, 11:11   #45
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
San Dorado, klub "Heaven"



Zaklęcie podziałało na klientelę baru. Otumanieni patrzyli po sobie obojętnie, zasłuchani w wewnętrzne głosy. Ktoś rzeczywiście zaczął łkać i "Heaven" przez chwilę było miejscem godnym swej nazwy. "Okażcie skruchę" - myślał Marcus, może jest dla was jeszcze cień nadziei... Szarpnął za ramię swego "więźnia" i zdecydował się wyjść tylnymi drzwiami. Nie miał ponownie ochoty przedzierać się przez tłumek przed głównym wejściem.
Już po chwili pożałował swojej decyzji. Zaułek w którym się znaleźli śmierdział uryną, wymiocinami i mieszanką innych, nie mniej uciążliwych zapachów. Przeszli kilka metrów i Marcus wyczuł, że jest obserwowany, chwilę później zauważył sylwetki przeciwników. Wiedział, że dwóch kolejnych znajduje się za jego plecami. Nawet w takiej metropolii jak San Dorado znalazłoby się niewielu ludzi gotowych otwarcie lub skrytobójczo zaatakować mistyka Bractwa... Ci wyraźnie podjęli to ryzyko albo ich celem był ktoś zupełnie inny... Uliczka nie rozbrzmiała odgłosami wystrzałów, mężczyźni posiadali broń wyposażoną w tłumiki. Usłyszał tylko stłumiony jęk reportera, ciało zadrgało. Wykonał wyuczony gest i mgła spowiła zaplecze speluny...

Pół godziny później na miejscu była policja i agenci CBI. Znaleziono pięć ciał, jedno z nich należało do znanego opinii publicznej reportera Ethana Cole'a. Tożsamość pozostałych pozostawała na razie zagadką. Pewne było, że zginęli spektakularnie i boleśnie. Policyjni technicy zajęli się ściąganiem odcisków i próbą odtworzenia wydarzeń. Przesłuchano świadków, którzy doświadczyli dziwnego, trudnego do opisania uczucia. Nie potrafili wytłumaczyć tego detektywom.
- Jak mogliśmy go zgubić... - agent Taylor wymownie spojrzał na swego kolegę, nerwowo palącego papierosa. - Przy reporterze nic nie znaleziono...

Mistyk siedział w pokoju hotelowym, wnikliwie przeglądając zawartość koperty. W telewizji trąbiono o kryzysie międzykorporacyjnym, który spędza sen z powiek szefostwu Kartelu. Przedstawiano kulisy kręcenia propagandowego filmu, w niekorzystnym świetle ukazującego Imperial. Otwarty protest złożył ambasador Mackenzie, wzywając do bojkotu. Przywołane wypowiedzi senatorów i polityków jasno świadczyły o tym, iż Capitol chce z powrotem odzyskać kontrolę nad miastem Lawrence. Wspominano o śmierci znanego, chociaż nieco zapomnianego reportera wojennego "Herolda San Dorado" Ethana Cole"a. Policja nie zdradzała żadnych informacji, ale dziennikarze dotarli do świadków, którzy opowiadali o obecności na miejscu zbrodni przedstawiciela Bractwa. Rzecznik biskupa dementował te doniesienia, nawoływał też strony do opamiętania się oraz nie podżegania do konfliktu, gdyż jedynie Ciemność na tym skorzysta. A linia McCraiga to żelazna granica, za której utrzymanie odpowiedzialni są wszyscy...

Summers patrzył na zdjęcie zrobione prawdopodobnie w mieście Lawrence. Było nieco ziarniste i nieostre, wykonano je ze znacznej odległości. Biznesmen w średnim wieku siedział przy stole z uśmiechniętym, łysym mężczyzną. Na drugim zdjęciu wyraźnie młodszy, ten sam łysy facet, dumnie prezentował się w wojskowych barwach jako Krwawy Beret z Imperialu.



Marcus z zainteresowaniem studiował jego dane osobowe...

Kiedy prowadząca newsy prezenterka przedstawiła kolejnego gościa, senatora i współwłaściciela fabryki broni Josepha Shermana, mistyk mimowolnie oderwał się od lektury i spojrzał na ekran. Miał przed sobą owego biznesmena z fotografii we własnej osobie...

Linia McCraiga



Sara prowadziła skuteczny ogień do momentu, kiedy działo zaczęło rozsypywać się na części. Była już najwyższa pora na ewakuację. Dostrzegła zachęcające gesty "Konowała". Wykonała ekwilibrystyczny skok, uczepiając się drzwi szoferki. Był to kaskaderski wyczyn, godny sceny rodem z filmów akcji produkowanych przez studio Universal.

"Świr" nie miał wielkiego wyboru, gdyż Thorne dłuższą chwilę zawisła na ciężarówce, próbując znaleźć oparcie dla nóg na błotniku. Na szczęście obok zjawił się niezawodny "Rusty". Maddox był w swoim żywiole. Nie kalkulował i pofrunął w stronę załogi jeepa. Nieco źle zsynchronizował skok, odbił się od Corteza jak piłeczka. Szczęściem miał zamknięte usta i nie wybił sobie zębów, z których był tak dumny. Oparty o burtę pojazdu kontemplował łuski tańczące wokół jego głowy.
Wydawało się, że "Puszka" nawet nie zauważył, że zyskali nowego pasażera...

Oba pojazdy zbliżały się do rogatek. Trzeci w tym czasie zdążył pójść w niepamięć...

Punkt kontrolny zdawał się być opuszczony, ale tak doświadczona załoga jak "Szóstka" na milę wyczuła podstęp. "Rusty" dostrzegł świeże szczątki i zajechał drogę Braxtonowi, zmuszając go do zatrzymania się. Teren musiał zostać zaminowany... Tylko przez kogo? Nieszczęśnicy wpakowali się na swoją minę czy wytwór Legionu? Tajemnicą z pewnością nie było to, co drużyna zostawiła za sobą. Tąpnięcia dało się wyczuć nawet siedząc w pojazdach... Cortez zaczął grzebać w walizce.

- Kurwa, ale on wielki! - wyrwało się z ust Wilsona. Nikt z tą oceną nie polemizował...



Biogigant zbliżał się do nich nieuchronnie... Zobaczyli imponujące narośla na jego cielsku. Z pleców bestii zeskakiwali kolejni synowie Algerotha...
Braxton zwrócił uwagę, że po drugiej stronie i na samym posterunku, ktoś czeka...




"Rura" zauważył, że konwojenci się zatrzymali. Świadczyło to, iż mają świetnie wyszkoloną obstawę lub są pod opieką Kardynała, ważne, że pozostała jeszcze dla nich wszystkich nadzieja. Wziął na celownik potwora, motywując załogę do wysiłku. Wątpił w zabicie mutanta, ale była szansa, aby go spowolnić lub chwilowo unieruchomić. Wystrzelony pocisk trafił w nogę giganta, odrywając spory kawał mięsa i kości. Monstrum przechyliło się na jedną stronę, lecz nie upadło. Jeden z podkomendnych zaalarmował Haxtesa, że z budynku punktu kontrolnego wybiegli jacyś ludzie i mają broń przeciwpancerną.... - Najpewniej heretycy opanowali posterunek... - przemknęło mu przez głowę. W takich chwilach Barak nie panował nad swoimi odruchami...

 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 05-01-2015 o 11:14.
Deszatie jest offline  
Stary 05-01-2015, 22:25   #46
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dustrin prowadził jak natchniony, Cortez siał stal i zbierał trupy. Plon był obfity, ale wciąż za mały, by Legion dał sobie spokój z pogonią. To nie znaczyło, że Szóstce skończyły się asy w rękawie. Kiedy Świr wskoczył na jeepa, Puszka przekazał mu natychmiast karabin, nie było czasu na wstrzymywanie ognia zaporowego. Natychmiast po tym, jak się zorientował że capitolczyk jest już na wozie. Sam zaś sięgnął do swojej skrzyni. Miał nadzieję że wizyta w knajpie uratuje im tyłki, lub przynajmniej zdejmie giganta.


Chwile zajęło mu wyciągnięcie nowego narzędzia zniszczenia, ale było warto. Jeden z naprawdę przerażających gnatów w arsenale Imperialu, Rusty pewnie byłby dumny, gdyby zobaczył co dokładnie wyciągnął Cervantes. Potwór, który przyśpieszał swoje pociski do odrobinę poniżej 3 Machów, z możliwością w pełni automatycznego ognia. Mokry sen gangsterów, zmora jednostek pancernych. W niepowołanych rękach chodzące ludobójstwo. Na szczęście mało kto był w stanie go dostać poza wojskiem. Do akcji wkroczył Southpaw. Puszka nie słyszał kliknięcia magazynka z dziewiętnastoma rakietami, ale poczuł. Przez plecy przeszedł mu przyjemny dreszcz.





Na chwile oderwał się od całej rzeczywistości w wyschniętych ustach poczuł smak lodowatego piwa i miętowych pocałunków. Zapewne prawie zawsze były słone, ale chadzał w miejsca, gdzie dziewczyny wiedziały do czego służy płyn do płukania ust w przerwie między klientami. Ciężko było powiedzieć, czy wizja była nasłana przez apostołów, czy po prostu bliska jego sercu. Krzepiąca w momencie, kiedy sytuacja wydawała się nie do odratowania. W końcu w sercu Corteza od dawna zamiast miłości gościły piwo i dziwki. Capitolczyk z krwi i kości, wciągnięty w trybiki procedur i biurokracji. Miał w rękach blisko dwadzieścia kilo czystej demokracji i miał zamiar się nią podzielić.


Całe wrażenie trwało mniej niż ułamek sekundy. Puszka już przyklęknął i przełączył ogień na ciągły. Kochane pięć rakiet na sekundę. Z powagą i zacięciem wycelował w giganta i otworzył ogień. - Za zimnego Buda i Smith'a! - Ryknął na całe gardło wduszając spust do samego końca.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 06-01-2015, 00:26   #47
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wcale nie miny... a zasadzka. Ha. Przez tą burzę tego nie widział. No trudno... trudno.

- Czołg. Naprzód i napierdalać ile fabryka dała w tamtego wielkiego skurwysyna! Łaziki! Ubezpieczać czołg i ogień zaporowy po tych tam co wybiegają z budynku!

Ręka Rury była oparta na maczudze, a przez ciało byłego bezpiekowca zaczęły przechodzić dreszcze adrenaliny.

Eksplozja. Barak obejrzał się i przeszedł, aż źrenice rozszerzyły się mu z kolejnej dodatkowej dawki endorfin wtłoczonej do krwi. Wymiana ognia zaowocowała poszatkowaniem łazika recydywistów. Zostało im mniej siły ognia, ale również wypadło z gry kilka kanalii. Tyle wygrać...

Zorientował się szybko w sytuacji. Konwój stał i ostrzeliwał się zaciekle. Łaziki zdołały przygwoździć już wybiegłych z posterunku ludków, ale ci padli na ziemię i zaciekle odpowiadali ogniem.

Klik. Ludzie. Heretycy. Klik.

***

Czas na...

***

- Przejmuj dowodzenie. Mam coś do załatwienia. - rzucił Barak, otworzył właz i zaczął się gramolić przez niego.
- Że co kurwa...?!
- NAPRZÓD!

Napalony niczym capitolski bombowiec Rura gwizdnął do ludzi na łaziku osłaniającym ich lewe skrzydło. Jechali w formacji, więc po paru ciężkich przekleństwach i skróceniu dystansu Hax przeskoczył na łazika i trzymając się jego burty wskazał buławą broniących się przy posterunku Ciemniaków.
- Szarża, kurwa jego mać!
- Rura odjebało Ci?!
- Szarża, rozumiesz?! SZARŻA!

Pasażerowie trzysetki spojrzeli na niego jak na wariata, ale wiedzieli że z Rurą - weteranem Linii McCraiga lepiej nie zaczynać. Kierowca nacisnął pedał gazu i wyrwał do przodu lawirując w ramach manewrów unikowych. Obsługa ciężkiego karabinu starała się dalej pruć do przeciwnika.

Tylko Barak "Rura" Haxtes z szaleństwem w oczach i szerokim uśmiechem, który mógłby przyćmić wszystkie uśmiechy pięknisów z telewizji czekał na z moment, kiedy jego broń znów będzie mogła przemówić.

Najwyższy czas uwolnić tłumioną w ciele moc. Bo najwyższy czas na...

***

... Wpierdol
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-01-2015 o 19:59.
Stalowy jest offline  
Stary 11-01-2015, 22:57   #48
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Wilson tylko przez chwilę odczuwał żal po utraconym pojeździe i dogasającą irytację wobec skurwieli, którzy w taki chamski sposób go zniszczyli. Zaraz jednak przypomniał sobie, że to właśnie dlatego Pustynne Skorpiony nie korzystały z wozów bojowych. Paradoksalnie były bardziej podatne od piechurów. Mroczna Harmonia potrafiła zdruzgotać każdą skomplikowaną maszynę... ale nie potrafiła podołać ludzkiej sile woli.

Kiedy się wreszcie ulokował na pace terenówki, wychylił ostrożnie łeb zza burty, obserwując sytuację. Gorące łuski z podwójnego cekaemu sypały się na niego niczym złoty śnieg, brzęcząc po hełmie. Patrzył. Obserwował. Przepatrywał.

Wszyscy widzieli podstęp, jaki czaił się w punkcie kontrolnym. Wszyscy czuli na sobie wzrok przeklętych nefarytów, którzy chcieli im urwać jaja (w przypadku Thorne sprawa mogła wyglądać inaczej... aczkolwiek Maddox miał co do tego wątpliwości). Wszyscy słyszeli zbliżającego się biogiganta, któremu znudziła się Linia McCraiga.

Nie wszyscy jednak widzieli okolicę, ogarniętą bitewnym zgiełkiem i tumanem pyłu, jak Wilson Maddox. Skorp widział *wszystko*. Każdą skałę. Każdy krater. Każde zagłębienie i nierówność terenu. Każdy wrak i kawał złomu. Widział nawet fakturę i rodzaj terenu okalającego te "wyspy". Widział ścieżki, którymi miał poruszać się mistrz bitewnego survivalu.

W zestawieniu z tym cholernym spaślakiem wyglądało to... cudownie.

Porwał za swoje torby z amunicją i granatami. Wziął wszystkie ładownice z brenekami .12 oraz ciężkim śrutem .8, po czym załadował ile się dało do rurowych magazynków swojej strzelby. Wyjął też mniejszy worek, do którego upchał pasy z granatami. Wybrał większość przeciwpancernych samoprzylepców oraz wszystkie zapalające z napalmem. Zarzucił sobie worek przez ramię.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=eRnOLVeA-1w[/MEDIA]

- Cortez! Kryj mje dupe! - krzyknął i... wyskoczył za burtę.

Pierwsze pociski ze strony skurwieli, którym bio-chuj robił za taxi, prykały po okolicznym piachu. Skorp puścił się pędem ku najbliższej osłonie, zasypując najbliższych (bądź najbardziej natrętnych) pętaków zaporowym ogniem z "Hellblazera". Wpadł się za pierwszą osłonę - kawał nadtopionej blachy po jakimś pojeździe. Odetchnął dwa razy i znów wyskoczył, biegnąc kawałek dalej, ku następnej osłonie. Wreszcie, dopadł do niej wślizgiem, szurając bokiem po marsjańskim piachu. I znów... dwa oddechy, szybki rzut oka i wypad. Bieg. Metaliczny rechot "Hellblazera". Dudnienie w skroniach. Wytłumione dźwięki. Wojskowe buty, orzące żwirowatą ziemię. Uderzenie opancerzonego ramienia o kamień.

Skok za skokiem, wybuchowy worek prezentów przemieszczał się do szczęśliwego adresata.

Krok po kroku, Dawid był coraz bliżej Goliata.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 12-01-2015, 12:03   #49
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Zahamował w ostatniej chwili gdy Rusty zajechał mu drogę. Tumany piasku na chwilę przysłoniły mu widok co było mu na rękę. Skoro on nic nie wiedział to inni mieli utrudnione celowanie do ciężarówki. Niestety nie mógł liczyć zbyt długo na taka ochronę. Poprawił gogle, potem chustę i wyskoczył na zewnątrz tak by odgrodzić się od ostrzału żelastwem ciężarówki. Jeden rzut oka na przedpole powiedział mu to co Rusty zobaczył wcześniej.

„Cholernie dużo zachodu by powstrzymać jedną ciężarówkę. Co my do cholery wieziemy. Jeśli się okaże, że to najnowsza prenumerata świerszczyków dla jakiegoś VIP’a onanisty to tym razem nie zdzierżę i krew się poleje.”

Zastanawiał się czy na pace i w skrzyni z częściami zapasowymi jest cokolwiek przydatnego, żeby mógł zbudować trał na ciężarówce i jakoś pokonać pole minowe. Zapewne by się coś znalazło, ale potrzebował by na to z pół godziny w spokoju, a nie dwie minuty pod ostrzałem. Czyli pomysł nie realny bo biogigant miał chyba całkiem znośny czas na setkę mimo starań reszty oddziału, którzy bardzo starali się by mu utrudnić na wszelkie sposoby pobicie rekordu.

Konował gapił się w przedpole gdy nagle po drugiej stronie, wśród sojuszniczych wojaków zobaczył jakiś ruch. Ktoś nagle zapragnął dostać medal za bohaterstwo. Pośmiertnie.
Kierowca samobójca postanowił po prostu przejechać przez pole minowe licząc na łut szczęścia. Braxton uważnie patrzył by zapamiętać bezpieczny szlak przejazdu. Nie sądził, że tamci dojada do końca, ale każdy metr przebyty przez nich zmniejszał szansę wjechania na minę przez Braxa.

Stwierdził, że bycie obserwatorem mu nie wystarcza i szybko przeładował granatnik na przeciwpiechotny. Wycelował w punkt na przewidywanej trasie i posłał pierwszy granat. Potem kolejny i kolejny. Patrzył na pole minowe, a jego ręce przeładowywały prawie automatycznie. Strzały układały się w ścieżkę po której mieli przejechać ich goście. Liczył na to, że wybuchy granatów tuż nad ziemią zdetonują ukryte tam miny i kierowca nadjeżdżającego pojazdu będzie miał łatwiejsze zadanie. Chyba, że uzna, iż Konował wali do niego i skręci. Cóż, istniało i takie prawdopodobieństwo, ale Konował uznał, że jest w stanie zaryzykować. Tym bardziej, że ryzykował życiem załogi tamtego pojazdu.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 13-01-2015, 01:20   #50
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Gaz do dechy, żwir opętańczo tłucze w szyby, wóz ślizga się na miałkim piasku przy ostrych zakrętach. Świr prowadzi ogień, słychać rytmiczny terkot kolejnych serii, który miesza się ze szczękiem Kratachów. Ponad tą kakofonią górują dudniące dźwięki pukawki, której Derren nie mógłby pomylić z żadną inną – był to imperialny Southpaw. W rękach capitolczyka wyglądał może niecodziennie, jednak był diablo skuteczny. „Zakręt na północ, zasieki po prawej, pozostałości po magazynie sprzętu, jeszcze 200 metrów i powinien być posterunek” – Rusty przypomniał sobie topografię terenu. Już niedaleko znajdowało się wsparcie. A przynajmniej miał taką nadzieję.

Uratował go refleks i spostrzegawczość. Dwie cechy, które musiał dość szybko nabyć już w dzieciństwie, aby móc przeżyć w niebezpiecznych wenusjańskich dżunglach. Jeżeli ktoś był zbyt wolny, żeby wypalić przed atakiem kosopająka – ginął. Jeżeli nie wypatrzył zielonego węża, jakże celnie zwanego jadeitową śmiercią – ginął. Zagapił się i przeoczył zaświatmotyle? Umierał w męczarniach błagając o szybką i bezbolesną śmierć. Dżungla nie wybaczała nikomu, szczególnie Huntersom, którzy polowali na potwory zagrażające drwalom pracującym dla klanu Dunsirn.
Derren cudem wypatrzył we wszechobecnej kurzawie leje po wybuchach, których z pewnością nie spowodowały pociski stromotorowe. Musiały to być silne ładunki kumulacyjne umieszczone pod gruntem – ani chybi solidna robota saperów Capitolu, którzy w ten sposób zabezpieczyli posterunek przed niepożądanymi gośćmi. Rusty zajechał drogę Braxtonowi, zmuszając go do zatrzymania pojazdu.
Pole minowe, nie jedziemy dalej! – rzucił na drużynowym kanale komunikatora, po czym zabrał broń i wysiadł z pojazdu. Następnie poddał się rutynie – błyskawicznie przypadł do zasłony, za którą posłużyła resztka stalowego żebrowania, która niegdyś stanowiła szkielet magazynu. Wychylił się nieznacznie, trzymając się nisko ziemi, unikając wystawiania łba w sposób, w jaki najwygodniej było to robić – z doświadczenia wiedział, że jest to najbardziej przewidywalny manewr i kilka luf mogło być skierowane w tom miejsce a zgniłe palce mogły się palić do naciśnięcia spustów. Rusty zerknął na pole walki i schował się ponownie. Biogigant się zbliżał – można było to wyczuć z każdym, powodującym drżenie gruntu uderzeniem jego stóp w spękany asfalt drogi. „Nie mogę cię zabić, ale przynajmniej dam radę spowolnić” – mruknął wymieniając magazynek w L&A z klasycznego na zawierający pociski plazmowe. Następnie przeskoczył do kolejnej zasłony odczekał chwilę, wychylił się i błyskawicznie wypalił w twarz olbrzyma. Uderzając w twarz olbrzyma pocisk eksplodował plazmą niczym mały granat, topiąc twarz giganta. Ryk potwora zagłuszył na moment wszystkie inne dźwięki na polu bitwy. Rusty wychylił się ponownie i znowu wypalił celując w twarz monstrum. Z uszkodzoną rogówką nikt jeszcze dobrze nie strzelał, a właśnie dobranie się do tej części bionicznego cielska obrał sobie za cel Derren.
 
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172