Z krasnoluda zeszło trochę ciśnienie gdy sierściuchy oddaliły się i zrezygnowały z ewentualnych misji w dół komina. Był zadowolony że nie będzie musiał przez najbliższy czas oglądać tych brzydkich jak kupa po jagodach pysków.
Opuścił kuszę, uważnie i powoli rozładował ją, a bełt schował do kołczanu dla bezpieczeństwa. – Fyglomda na to se odpuscily… chocias chfilofo… pomos mi… upolujmy tloche sculkof i upiecmy, cas siem naslec.Pses Glundasa któly wpiepsal socyste miensko jestem tak glodny se chapnolbym nafet supke z elfóf i cebuli harharhar. – zarechotał rubasznie spoglądając na Thorguna.
Kyan ruszył w stronę masy szczurów pochylając się lekko jakby skradał się do przyszłego posiłku – Cip cip skulfysynki cip cip… – ochoczo zachęcał swoje przyszłe ofiary
Nagle młot śmignął w powietrzu, uderzając o podłoże z nieprzyjemnym mlaśnięciem – HA! Kolacja nie mose być zbyt luchlifa… – rzekł szczerzący się szeroko
Podniósł młot spoglądając z niezadowoleniem na jego głownie, obciekała posoką, flakami i resztką futerka, która się przykleiła. Niestety z samego szczura niewiele zostało do jedzenia. – Tholgun! Lubis mielone? … – spoglądając na niego z rozbawieniem
Krasnolud mruknął wycierając młot o beczkę. Wrócił koło ogniska zostawił młot, kuszę, plecak i tarczę, musiał być bardziej mobilny i zwinny.
Ze sztyletem i pochodnią ruszył na polowanie, począł od schowka, który odkryli niestety szczury były tam pierwsze. Zeszło mu trochę czasu nim mógł się poszczycić kilkoma dziesiątkami przyszłych kąsków. Po polowaniu zaczął zręcznie i szybko oprawiać te sztuki przy ognisku. Jednym ruchem odcinał łeb szczura, drugim rozpruwał brzuch następnie dynamicznym ruchem patroszył je z wnętrzności, odrzucają je daleko od ogniska. Kolejnym ruchem pozbył się ogona i lapek z pazurami. Kolejne sztuki były obrabiane i pieczone nad ogniem, włosie i tak się wypali więc nie tracił czasu na skórowanie ich.
W trakcie tych zajęć usłyszał informujący krzyk Galeba, który niósł się pod sklepieniem, nie miał jednak czasu na przerwanie swojej pracy.
Jeżeli Thorgun przyszedł wraz ze swoją zdobyczą, pokazał krasnoludowi co i jak ma zrobić.
W trakcie pieczenia zjadł ich tyle by zaspokoić tylko pierwszy głód i w takiej ilości zrobił z reszty rację. Jadło się tragicznie nie czerpał z tego żadnej przyjemności mimo solidnego głodu. Szczęka z każdym kęsem promieniowała bólem aż łzy pojawiły się w oczach tropiciela. W końcu zmuszony pozostał by użyć sztyletu i kroić na malutkie kęski i łykać je bez gryzienia. To była mordęga.
Popił znaczną ilością wody z bukłaka, którą uzupełnił, przy okazji obmywając ręcę po skończonej robocie.
Mimo to że znaleźli źródło pożywienia trzeba było patrzeć w przyszłość, trzeba było zrobić spory zapas dla całej drużyny jak czas pozwoli wybić i upiec do ostatniej sztuki.
Osobom znajdującym się po tej stronie brzegu wydał ich rację by nabrali trochę wigoru.Resztę spakował w prowizoryczny koszyk, który zrobił ze szmaty i kawałka patyka przywiązując wszystkie cztery rogi do niego i spakował je do plecaka.
Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 06-01-2015 o 11:20.
|