Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2015, 14:30   #206
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc09.deviantart.net/fs71/f/2012/119/f/d/assignment_30__flooded_cave_by_ranarh-d4xxtsv.jpg[/MEDIA]

Od czasu kiedy z ust Tibora i Vara druidka usłyszała o tym, co znajdowało się pod wieżą - i rezydującym tam duchu młodej szamanki - wiedziała, że musi zejść nad jezioro i rozmówić się ze zjawą. Sama, na własnych warunkach; paplające jedno przez drugie "towarzystwo", mające żadne pojęcie o prawach harmonii w świecie mogło li i jedynie zdenerwować druidkę, jeśli nie popsuć bardziej sprawy. Cierpliwie wyczekała do zmierzchu, zajmując się rannymi, martwymi i zwierzakami, ale jej myśli wciąż ciążyły w kierunku źródeł i chwili, w której będzie mogła do nich się udać, nie niepokojona przez nikogo.

Czas do swojej warty spędziła na drzemce; obudziła ją Mara, schodząca z własnej wachty. W trakcie czuwania druidki nic się nie działo. Wieża była niemal martwa, gdyby nie liczyć szmeru śpiących oddechów; Kostrzewa wykorzystała ten czas i względny spokój na przygotowanie się do czekającego ją zadania: medytację, modlitwę i tyle relaksu, na ile mogła sobie pozwolić.

Nie chciała zostawiać jednak śpiących towarzyszy zupełnie bez ochrony; upewniwszy się więc najpierw, że kucharz nie zasnął na swoim posterunku, mruknęła coś o tym, że "idzie za zewem natury" i opuściła wspólną salę, kierując się w stronę wcześniej wypatrzonego tunelu, który, zgodnie ze słowami Tibora, miał prowadzić do skażonego źródła.

Otoczenie było nieprzyjemne i ponure; zimne, zawilgocone ściany, podnoszący się od jeziora zaduch - wszystko to przypominało bardziej jakiś więzienny loch lub mroczną piwnicę, a nie źródło leczniczej magii. Druidka stąpała ostrożnie, wślepiając się z całych sił w ciemność i nasłuchując, czy przed nią się nic nie porusza. Podpierała się kosturem, pomagając sobie utrzymywać równowagę na zdradliwym podłożu; drugą rękę miała zaciśniętą na kościanym talizmanie, jej jedynej ochronie przed mogącymi czaić się w mroku nieumarłymi.

Kiedy dotarła do progu komnaty, zatrzymała się i zajrzała do środka, usiłując wypatrzeć ducha, jednak zjawy Arny nie było widać z tej odległości; tylko jakaś ciemne plamy - ciała? - powoli bujały się na powierzchni wody. Chcąc nie chcąc Kostrzewa postąpiła naprzód, w kierunku tafli; wolała uniknąć zbliżania się do przeklętego źródła, ale skoro nie było innej możliwości...

W jaskini było cicho i spokojnie; tylko gdzieś na granicy słuchu delikatnie skapywały krople chłodnej wody. Głos kobiety - nawet nie specjalnie głośne wołanie - odbił się dźwięcznym echem po całej komnacie. Druidka zjeżyła się i zastygła w oczekiwaniu - miała wrażenie, że słychać ją nawet w Ybn... a chciała tylko upewnić się, czy duch nieszczęsnej dziewczyny jest w pobliżu. Kiedy już wydawało jej się, że nie - i jest u źródeł zupełnie sama - dostrzegła na końcu sali jakąś jaśniejszą, poruszająca się plamę. Zjawa zbliżała się do niej, bezgłośnie sunąc nad gładką wodą - zwiewny, eteryczny kształt w surowym, ziemnym otoczeniu - a Kostrzewa powoli wyciągnęła przed siebie amulet i wsparła się kiju. Z Arną poniekąd łączyła ją wspólna, klanowa krew, ale kto wie, ile jeszcze w niej zostało z człowieka...?

- Kim jesteś? - podejrzliwie spytała zjawa. Nie zbliżała się zbytnio, toteż nieumarły chłód nie docierał do Kostrzewy.
- A ty? - druidka odpowiedziała pytaniem na pytanie - Arną, córką Hebdy? Duchem, bezcielesną zjawą, opętaną nienawiścią do żyjących? Współczującym głosem ze snu Mary? Kolejnym zmiennokształtnym monstrum, czającym się tu, by zwodzić i mamić podróżnych? A może tym wszystkim po trochu?
- Najwyraźniej wszystkim po trochu, skoro uparcie przychodzicie tutaj jedno po drugim mimo moich ostrzeżeń - oczy szamanki zwęziły się. - Powiedziałam Marze wszystko, co mogłam, a mimo to jest tu, w wieży. Czego tak na prawdę tutaj szukacie? Czego ode mnie chcecie?
- Właściwie każdego z nas co innego tu przygnało. Pytania o plagę, chęć odnalezienia dzieci, pragnienie zdobycia mocy... - Kostrzewa zapatrzyła się w jezioro - Teraz to bez znaczenia, bo przybyliśmy za późno, by cokolwiek zrobić. Może prócz zapewnienia zbłąkanym duchom właściwego im miejsca w kręgu życia - uniosła oczy na Arnę i wskazała ręką jezioro - Spodziewałaś się tego? Wiedziałaś wcześniej, że źródła są splugawione, zatrute ludzką chciwością, która wypaczyła magię tego miejsca? Pytam jak szamanka szamankę... - westchnęła i kucnęła nad wodą - Nieumarli całego świata, ludzie i ich pogmatwane dusze, tajne misje, spiski, bestie i niepotrzebne śmierci... Jak cokolwiek ma się na tym świecie dobrze toczyć, skoro niszczy się harmonię nawet takich miejsc?

Arna milczała dłuższą chwilę, również spoglądając na jezioro. Choć druidka nie potrafiła rozszyfrować wyrazu twarzy zjawy miała wrażenie, że na jakiejś płaszczyźnie się porozumiały.

- Wiesz dlaczego Aiden nie chce zgodzić się, by Żmije zamieszkały w miastach zdobytych dla Klanów przez Wulfgara? Dlaczego wędrują wciąż i wciąż przez tundrę, nie mając więcej niż potrzeba do przeżycia? - spytała zjawa, po czym kontynuowała, nie czekając na odpowiedź półorkini. - Dlatego... - zatoczyła ręką półokrąg - Tylko główny szaman i król znają prawdziwą historię Doliny Żywej Wody; wiedza ta przekazywana jest wraz ze stanowiskiem. Wiedzą, że w Dolinie mieszkał kiedyś klan; że moc i bogactwo sprowadziło na niego korupcję, a ta - obcych, którzy pożądali cudzej własności. Walka splugawiła źródło, niedobitki klanu opuściły Dolinę na zawsze, a wiedza o niej przekazywana jest tylko w legendach o cudownym miejscu, gdzie wszystko było możliwe... ale już nie jest. Szkoda, że nie wiedziałam o tym zawczasu - westchnęła boleśnie - Choć nie sądzę, by Źródło kiedykolwiek wskrzeszało zmarłych; tak wtedy jak i teraz byłoby to wbrew zasadom Klanu.
- A jednak tu przyszłaś, licząc na cud i na to, że ze starych opowieści nie pozostały tylko smutne morały. Tak jak i my - druidka uśmiechnęła się kwaśno - Nic to. Będziemy musieli szukać gdzie indziej odpowiedzi na dręczące nas pytania... - wstała i potrząsnęła głową - Ale zapłaciliśmy słoną cenę za dotarcie tutaj. Strach, krew, śmierć bliskiego towarzysza... - sama nie wiedziała, czemu rozmawiając z duchem pozwoliła sobie tak nisko opuścić gardę, dając dojść do głosu bardziej refleksyjnej stronie swojej natury. Może spokojne, odizolowane otocznie sprzyjało wyciszeniu się? A może rozmowa z kimś o podobnym sposobie myślenia była dla druidki okazją usłyszenia w końcu swoich własnych myśli?
- ...i nie byłoby na miejscu odejść tak z niczym. Jeśli chcesz, możemy Ci pomóc opuścić to miejsce i wrócić do przodków. - skupiła się, niepewna jak duch zareaguje na propozycję pozbawiania go "nieżycia" - Lub przynajmniej spróbować. Ale nie zostawię tej wody w takim stanie. To tak, jakby odmówić umierającemu uzdrawiającego dotyku... - mówiła niby do Arny, ale bardziej starała się przekonać siebie do słuszności swojej oceny; była wszak druidką i została nauczona obowiązków wynikających z posiadania takiej mocy. Niemniej jednak nigdy nie czuła, by w pełni należała do grona kapłanów i kapłanek Natury i do końca rozumiała duchowe ścieżki, jakimi podąża wola i zamysł Silvanusa. Zawsze uważała się bardziej za zielarkę, uzdrowicielkę - ni to, ni sio, zawieszone pomiędzy dwoma światami: światem ludzi i orków, miasta i dziczy, cywilizacji i klanu... To, co widziała u źródeł bolało ją w głębi duszy niczym jątrząca się rana, ale Kostrzewa - jak nigdy w życiu - czuła się niepewna i przygnieciona ciężarem odpowiedzialności, jaki zamierzała na siebie wziąć. A co, jeśli to zadanie przerośnie jej siły i spowoduje jeszcze więcej zła...? Dlatego mówiła na głos przekonywujące ją samą argumenty, by poradzić sobie do końca z nękającymi ją wątpliwościami.

- Jestem pewna, że kapłani Żmij nie raz próbowali oczyścić Źródło, a płynie ono pod całą doliną - potrząsnęła głową Arna - Sądzę, że tylko prawdziwie błogosławiony przez bogów mógłby tego dokonać; a z tego co widziałam temu młodemu kapłanowi brakuje... może nie wiary, lecz połączenia z bogiem, głębszego niż klepanie modlitw. Tak jak i mnie - spuściła głowę - Jednakże zawsze możecie spróbować - uśmiechnęła się słabo - Ja tutaj zostanę, to kara za bluźnierstwo, jakiego się dopuściłam. Będę ostrzegać... przepłaszać nierozważnych podróżnych takich jak wy i Tempos mi świadkiem, że kolejnym razem pójdzie mi lepiej! - przyrzekła z determinacją.

- O ile Tibora nie ogarnie święty ogień walki z nieumarłymi... Ale postaram się od tego go odwieść. Muszę wracać na górę... - druidka spojrzała w kierunku wylotu korytarza - Zapewne rano zjawię się tu ponownie, tym razem z towarzyszami. Mara bardzo chce cię poznać... - prychnęła lekko, dając znać, co sądzi o tego typu pomysłach - Ale jeśli wiesz cokolwiek, co może pomóc Tobie... lub źródłom, proszę... - uniosła oczy na ducha, starając się spojrzeć wprost w eteryczną twarz. Teraz poznawała dziewczynę; widziała ją nieraz - o wiele młodszą - w towarzystwie Karla Skiraty, chłonącą każde jego słowo. Zapewne i Arna ją rozpoznała (co trudne nie było), stąd jej bezpośredniość.
- Proszę i zaklinam cię na to, co jest bliskie każdemu, kto stąpa w cieniu Wielkiego Dębu, byś mi... nie, byś nam pomogła przywrócić równowagę. - przełknęła ślinę i dodała miękko - Zrobiłaś wiele złego Hebdzie i klanowi, Arno. Obie to wiemy. Ale twoje imię może jeszcze być oczyszczone, jesli uda się uleczyć choć kawałek świata...
- Nie zależy mi na dobrym imieniu, zwłaszcza nie teraz - sztywno odparła Arna. - Wystarczy mi, by mojej rodziny nie dosięgły reperkusje moich czynów, choć z tego co mówisz wnioskuję, że cały klan wie o tym, co uczyniłam - wzdrygnęła się - Więc mogę jedynie prosić, byście zaopiekowali się moją matką jeśli wyrzucą ją z klanu; doprowadzili chociażby do Dekapolis, by tam mogła znaleźć sobie zajęcie... Niestety nie mam nic, co mogłabym ofiarować w zamian. Jeśli coś mi przyjdzie na myśl odnośnie źródła to dam wam znać.
- Nie ma potrzeby, bo nic takiego się nie stanie - zapewniła druidka Arnę. Nadal nie była pewna, czy ducha nie powinno się jednak odesłać - nawet wbrew jego woli - tam gdzie jego miejsce, ale rozumiała już to, co uczyniła młoda szamanka. To nie ona odpowiadała za skażenie źródeł, za plagę czy nawet za atak potworów - po prostu pchnęła ją do tego szalonego czynu, jakim była podróż tutaj, własna głupota, czy (to dla druidki było jedno i to samo) "szlachetny" poryw serca. ~ Jak Burra i Marę... ~ dodała w myślach Kostrzewa. Tak czy inaczej, prócz złamania klanowego tabu, dziewczyna nie uczyniła więcej złego - a i tak poniosła surową karę. Karać jej rodzinę i dodatkowo przydawać bólu zjawie to było nawet trochę za dużo dla surowej zazwyczaj półorkini. W końcu nie był to ktoś obcy, a klanowa siostra, a więc także i jej rodzina...
- Żegnaj... siostro - powiedziała cicho i odeszła kilka kroków w tył, wciąż patrząc na ducha, który spoglądał gdzieś w bok. Dopiero po chwili odwróciła się - i co jakiś czas odwracając głowę przez ramię - wróciła do tunelu, a nim na górę.

Soundtrack

[MEDIA]http://th08.deviantart.net/fs70/PRE/f/2012/060/0/8/yggdrasil_by_blinck-d4rdbxf.jpg[/MEDIA]

Szykowała się do snu, a słowa Arny dźwięczały jej w głowie... "prawdziwie błogosławiony przez bogów" ? Co niby to miało znaczyć...? Nie znała się na tych sprawach i nie wgłębiała się w nie zanadto; bogowie *byli* i nikt nie zaprzeczał ich wpływowi na świat, ale nad pojedynczymi śmiertelnymi pochylali się nadzwyczaj rzadko, jeśli nie wcale. Nawet Silvanus, do którego zwracała się o radę i który obdarzył ją swoją łaską, był dla Kostrzewy bardziej wyobrażeniem pewnej siły, niż świadomą istotą. Jak stare drzewo, lub kamienny ostaniec, pamiętający początki świata; można go szanować, modlić się do niego i starać się poznać jego ścieżki, ale nie należy oczekiwać, że kamień czy drzewo nagle przemówi... choć, jak przypomniała sobie, zerkając na drzemiącego Vara, coś takiego przecież niedawno nastąpiło. Ucieleśnienie Gór... tak nazwał tą istotę goliat, widząc w niej ducha swojej krainy. Ale wśród pustych lodowych pól i skalnych turni nie rosły żadne drzewa, których szum druidka rozumiała najlepiej. Nawet Tibor miał swój medalion, widoczny symbol swojego kontaktu z bogiem. A ona? Ułamek gałązki świętej jemioły, miętoszony w palcach, kiedy sięgała po swoją moc. Znak druidzkiego fachu, podobnie jak sękaty kostur, ale nic poza tym... To już o Marze można było powiedzieć że jej umiejętność kontaktowania się ze zbłąkanymi duszami był jakiś darem od bogów, choć półorczyca nie chciałaby mieć z takimi bogami do czynienia więcej, niż byłoby to konieczne. Nic to; będzie łamać sobie nad tym głowę nad rankiem, porządnie wyspana. Ułożyła się wygodnie - o ile było to możliwe na twardych kamieniach - kiedy coś twardego wbiło jej się w żebra pod ubraniem. Żołądź z Podmroku! Niemal zupełnie o nim zapomniała, po prostu wsadzając go w kieszeń i obiecując sobie (i małemu dębowi), że zaniesie go w bezpieczne, ciepłe miejsce, gdzie będzie mógł wypuścić w spokoju korzenie.

Wydobyła nasionko spod warstwy szmat i obróciła w palcach. Mimo niesprzyjających warunków żołądź wypuścił mocny, zdrowy kiełek, jakby niecierpliwie szykował się do rośnięcia. Druidka uśmiechnęła się, widząc siłę i upór nasionka - zapowiedź wielkiego drzewa. Zapewne żołądź był jedynym ze swego rodzaju w promieniu wielu, wielu mil, kawałkiem puszczy przenoszonym przez druidkę z miejsca na miejsce. Zapatrzyła się w jego świeżą zieleń oraz połyskliwy brąz i przez chwilę miała wrażenie, że leży na soczystej trawie polany w środku pradawnej puszczy; las nad nią szumiał swoje tajemne prawdy łagodną melodią ciemnych liści. Poruszyła się i wrażenie zniknęło, choć kobiecie wydawało się że wciąż czuje delikatny zapach zieleni. Ścisnęła mocno żołądź w dłoni, przesuwając go nad serce; z małym drzewem w dłoni czuła się bezpiecznie, jak w domu. Może dzięki temu wspomnieniu w śnie będzie mogła chodzić w spokojnym cieniu wielkich dębów? Harmonia i poczucie równowagi, jakie zawsze dawał jej bór, potrzebne były jej dziś jak nigdy wcześniej, by uleczyć i oczyścić tą bolesną ranę w jej duszy, którą wyrwał w niej zgon maga - i lęk o los Mary, która, sama tego nie wiedząc, też była o krok od śmierci...

Pozwoliła swoim myślom płynąć wolno i bez ładu, gładząc pieszczotliwym gestem twardą skorupkę nasionka. Nie minęło wiele czasu, kiedy pierś półorczycy zaczęła unosić się w równym, regularnym rytmie, znamionując głęboki sen...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 05-01-2015 o 18:23.
Autumm jest offline