Ricry zastanawiał się, czy w tej zapomnianej przez bogów (w których i tak nie wierzył) krainie nastaje choćby jeden dzień, w którym nie było nawet uncji śniegu. Sam puch wydawał się drowowi wspaniały. Biały, przyjemnie zimy i delikatny. Ale bolały od niego oczy i to bardzo. Gdyby nie szerokie rondo kapelusza, które stanowiło jako taką ochronę przed oślepiającym światłem.
Jednak w czasie brnięcia przez zaspy podróżnicy natrafili na coś, co stanowiło większe zagrożenie, niż promienie jutrzenki. Gobliny! Cud, że Adris był z nimi, bo gdyby to Ricry miał wypatrywać zagrożenia, to musiałoby ono podejść tuż pod czubki jego palców, by w ogóle zwrócił na nie uwagę. Dzięki ostrzeżeniu elfa byli przygotowani i salwa oszczepów nie wyrządziła im większej szkody. Zarówno Lander, jak i Alukard odpowiedzieli na atak goblinów, powalając dwóch przeciwników. Emocje drowa zdawały się sięgać zenitu. Pierwszy raz weźmie udział w prawdziwej walce! Zmarzniętymi palcami wyciągnął kuszę i strzelił w pierwszego lepszego goblina.
Ricry strzela z kuszy do golbina 2 vs KP 15:
5 (pudło)
I nie trafił... No dobra, może nikt nie zauważy? Może coś zaimprowizuje?
-
To był strzał ostrzegawczy, paskudy! - krzyknął. -
Następnym razem któreś z was pożegna się z życiem!