William uśmiechnął się do komendanta
- Nie wymagam od Pana śpiewania, ani próby zgrywania się. Ale jestem troszkę zawiedzony liczyłem, że podczas podróży, zaprezentuje nam Pan, jakieś pieśni wojenne. – Książę zbliżył się do żołnierza - Być może, nie mam jednak, co do tego pewności. Chciałbym, by udowodnił nam Pan to, podczas naszej podróży, w końcu w tym momencie stracił Pan możliwość dobrania jakiegokolwiek żołnierza. – Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech - Podstawowa rzecz, to Ja jestem przywódcą wyprawy, oraz to Ja stawiam wymagania. Wybierze Pan zaledwie połowę oddziału z puli, której panu oferowano. Resztę wezmę osobiście. Będzie miał Pan okazje, pokazać jak wielkim nauczycielem, pan jest. – Był wyraźnie usatysfakcjonowany - Chyba…, Że pójdzie Pan ze mną na kompromis, zrzeknie się Pan swojej kwatery. Przeniesie się Pan do pomieszczeń wraz z resztą wojaków, w ten sposób pozostawię Panu pełną pulę doboru jednostek. Odnośnie uzbrojenia rozumiem, że chodzi Panu Kapitanowi o bezpieczeństwo na statku? Spokojnie, moja w tym głowa. Zapewniam was, że przemyślałem te kwestie, ale żadnemu z pana ludzi nie pozwolę nosić broni… Naturalnie, jeśli jest pan przebiegły, może pan nie brać własnych ludzi, ale wybrać kogoś z oddziału królewskiego, wówczas zachowają wszystkie przywileje wojskowych. Państwo, jako oficerowie, będziecie mogli nosić szable.
William spojrzał raz jeszcze na plany, które rozłożono na stole - Daje państwu czas na przemyślenie mojej propozycji póki, co nie przekonaliście mnie do swoich racji. Pamiętajcie, że czas leci – im szybciej przystaniecie na moją propozycje, będziecie mieli więcej czasu na przygotowanie się. Rozumiemy się? |