Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2015, 21:57   #208
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Burrowi było źle na tym łez padole. Nie odzywał się wcale, jak reszta rozprawiała zawzięcie o wydarzeniach ostatniego dnia. Tak miała wyglądać jego Wielka Wyprawa? Zimno, jak okiem sięgnąć śnieg, skały i przytłaczająca cisza. Znaczy jak już wszyscy albo poszli spać, albo zajęli się swoimi sprawami, zostawiając kucharza ze swoimi myślami. Był zmęczony i przemarznięty, przede wszystkim zaś zły na swoją bezsilność. Na to że nie są w stanie pomóc Shandowi, na to że w ogóle doszło do tego co się stało. Na Arnę i Ofalę, że pogoń za nimi przygnała ich w to przeklęte przez bogów miejsce. Na Hebdę, że współczucie dla niej wpakowało ich tutaj. Na cholerną panterę z mackami, która zabiła Shanda. I Myszatego…
Kucharz spojrzał przez szparę w okiennicy. Nie miał pojęcia w którą stronę jest dom, ale każdy kierunek dobry. Carie pewnie już ułożyła do spania Milly i teraz krząta się w kuchni szykując jedzenie dla późnych gości. Gucio pewnie do nalewek się dobiera. Może pora wracać do nich? Co tu po mnie? Zerknął na kompanów i posmutniał wyraźnie. I tak mnie wszyscy mają za piąte koło u wozu… Może pora wracać do domu? Długo patrzył na śniegi zalegające w dolinie, nie wiadomo czy oceniał swoje szanse, czy też myślał o czymś innym. W końcu jednak usiadł cichutko przy ogniu. Niby tam do jego warty jeszcze trochę czasu, ale zasnąć i tak nie mógł.

Potarł ręce, wyciągając je nad ogienek. Kostrzewa gdzieś zniknęła, wykorzystał więc okazję i wygrzebał z bagaży trochę mięsa, które przytargała. Przez chwilę udawał dzielnie, że nie wie skąd ono jest. Sarnina, dobra dziczyzna, jednak rzeczywistość szybko go doganiała w takich chwilach. Dla siebie miał jeszcze trochę zapasów w plecaku i torbie, bo wiedział że nawet kęs mięsa przez gardło mu nie przejdzie. Ale dla reszty przecież to będzie stanowiło podstawę diety przez parę następnych dni, więc trzeba zabrać się za kucharzenie. Do tego tylko się przecież Burro nadaje.


Oj niewesoły nastrój napadł kucharza. Zerkał na stos kamieni, zerkał w szparę w okiennicy, czekając aż śnieg w kociołku nad ogniem roztopi się i będzie można zacząć warzyć polewkę na śniadanie. Rozglądnął się też po wieży, przeszedł cichutko po pokojach, zrobił remanent w swoich zapasach. W końcu co można robić na warcie? No i wykoncypował tyle, że póki ogienek skacze po przygotowanym przez Vara drewnie, trzeba z tego skorzystać, bo przecież nie wiadomo kiedy do następnej przeklętej wieży w przeklętej dolinie trafią by móc pokucharzyć. W sumie problemów z konserwacją koniny nie będzie, bo zmarznie na kość i tyle, ale skoro jest okazja to trzeba kuć póki gorąco. Zatarł znowu ręce nad ogniem. Hmm, no to będą szaszłyki na wynos. Ostatnia cebula musi wystarczyć by choć szaszłyki potrawa przypominała, a nie kostki mięsa odciapane i ponabijane na długie drzazgi, które majstrował właśnie z kawałka deski swoim zdobycznym kozikiem. Mięso dobrze wymieszał z przyprawami, które też się kończyły. Upewnił się że wszyscy śpią i nikt nie podpatrzy, po czym dosypał trochę sztuczek z czachy…

Szaszłyki zaczęły skwierczeć nad ogniem, Burro znowu zaczął dumać. W sumie jednak to kawał świata zobaczył. Poczynając przecież od Królewskiej Drogi, którą niewielu ludzi i nieludzi ostatnio oglądało aż do Pana Góry, jak sobie nazwał żywiołaka. Żałował że sobie z nim nie porozmawiał, ale wtedy głowa zbytnio była zajęta Shandem i użalaniem się nad sobą. Hmm, ciekawe co by miał Pan Góra do powiedzenia w sprawach takich mniej pilących, jak źródła, okrucieńce i ratowanie świata.
Wyciągnął swoją Księgę i długo skrobał w niej gęsim piórem, przysłuchując się czasem dźwiękom doliny i obracając mięso. Powstawał kolejny długi list do żony. Układał plany na ranek i kolejne dni? A skąd. Jakże plany układać na Wielkiej Wyprawie, skoro nie wiadomo co za następnym zakrętem czeka. Łypnął jeszcze ostatni raz na okiennicę. No Shanda trzeba spod kamieni wyciągnąć tak by stanął o własnych siłach. Obojętnie czy druidzkim sposobem, czy sztuczkami kapłańskimi czy też korzystając ze źródeł. Ciała sióstr trzeba z wody wyciągnąć i uczciwie, po ludzku pochować. Niziołek zawstydził się tego na samo wspomnienie, że nawet na Hebdę się złościł. Biedna kobieta. Straciła dwie córki i zięcia, którego renifery zabiły. Może znajdą się jakieś drobiazgi przy ich ciałach, które można by jej oddać… Osobiste i kochane nad życie pamiątki. Kiedyś, kiedyś jak będą wracać do domu. Albo choć jakieś słowo od ducha Arny. Gdzieś w tych planach brakowało Korferona i nieumarłych, ale Burro coraz rzadziej o nim myślał.

Część mięsa zostawił surowego. Raz że ich psiarnia by mu inaczej nie darowała, a dwa, że szaszłyków już narosła spora górka. Polewka na rano też już nie bulgotała w kociołku, a stygła sobie w kąciku. Węgielek obrażony spał obok zwinięty w kłębek na kamiennej posadzce. Obrażony chyba bardziej na polewkę, która zajęła legowisko niż na Burra. Kucharz zaś jeszcze połaził i porozglądał się do wierzy, zerknął nawet na podłogę, gdzie Mara coś rysowała palcem zawzięcie, ale żadnego obrazka nie znalazł.
Wszystko się jakoś ułoży, bo wyjścia nie ma. Tak jak powiedział dziewczynce mimo że się na niego wydarła potem. Nie miał jej za złe przecież, taka jego rola w tej kompanii. Kucharzyć i próbować ciągnąć za uszy do góry. Zerknął na dziewczynkę i na resztę kompanów. No nie może ich zostawić i wrócić samemu do domu. Nie godzi się. Co by Carie powiedział? Dobrze, że wszyscy śpią i nie widzą jakie to myśli zaprzątały jego umysł. A od rana, jakoś to do cholery przecież będzie.
 
Harard jest offline